Służebnica Boża Rozalia Celakówna

 

Szpital Św. Łazarza

       Tymczasem czas plynął a żadna furta klasztorna nie otworzyła się przed Rozalią. Trzeba więc było poszukać sobie jakiejś "przejściowej pracy". l znów "przypadek" zaprowadził Rozalię najpierw na oddział chirurgiczny a potem na oddział chorób wenerycznych szpitala św. Łazarza, aby zgodnie z wolą Bożą pracować tam całe 20 lat, aż do chwili rozstania się z tym światem. Nowe otoczenie zrobiło na Rozalii ogromne wrażenie. W swojej rodzinie przywykła do wielkiej dyscypliny słowa i pobożności. Tu przeraziła się ordynarnych i wyuzdanych słów oraz dzikich zachowań sprośnego i bluźnierczego świata miejskiego rynsztoka. W pierwszym odruchu pobiegła do swego spowiednika, tłumacząc mu, że świat ten niewątpliwie pogrzebie jej duszę. Spowiednik jednak zabronił jej opuszczania tej pracy. Wierzył, że sam Bóg ją tam posłał, skoro wyznała mu na spowiedzi, że Pan uwolnił ją już od pokus cielesnych.

       Na początku dokuczały jej koleżanki z powodu bezinteresowności z którą służyła chorym. Ona natomiast krytycznie odnosiła się do przywilejów jakimi cieszyli się bogaci i do lekceważenia biedaków. Rozalia rozpoczęła pracę w charakterze sanitariuszki. Praca ta była o tyle ciężka, że często obarczano ją dyżurami nocnymi, na których musiała czuwać przy konających i po śmierci zdejmować z nich opatrunki oraz obmywać ciała. Bojaźliwa z usposobienia, początkowo mdlała, po czym pragnęła zmarłego porzucić i uciec. Trzeba było niemało silnej woli, aby w tej pracy wytrwać. Zaraz na wstępie, siostra przełożona zleciła jej opiekę nad 12-letnią dziewczynką leżącą w separatce dla beznadziejnie chorych, która miała zgangrenowane nóżki. Zmieniała jej opatrunki i zmywała gnijące kikuty. Nikt nie chciał tego robić z powodu strasznego, cuchnącego odoru, od którego nie można się było potem przez cały dzień uwolnić. Lekarze zbliżali się do niej na moment, po zakończeniu jej pracy, aby wyjść natychmiast pod jakfmkolwiek pozorem. l jedynie Jezusowa szkoła cierpienia dawała pełne zrozumienie dla cierpiącej, aby nie wyrządzić umierającemu dziecku najmniejszej przykrości.

       Rano przed pójściem do pracy zwykle szła do kościoła ze swoją staruszką i po Komunii św. wsłuchiwała się w głos Chrystusa, który znów mówił do niej: "Szpital jest właśnie miejscem twego przeznaczenia". Głos ten nie wydał się Rozali dość jasny. Postanowiła kierować się głosem Jego zastępców w konfesjonale a ci wielokrotnie odnajdywali w niej powołanie zakonne.

       Sama Rozalia tak opisuje pierwsze dni swojej pracy:

       "Już w czasie mego pierwszego dyżuru nocnego P. Jezus dał mi do zrozumienia, że jestem w szpitalu z Jego woli i łaski. Mój pierwszy dyżur można nazwać modlitwą odpocznienia bo ustawicznie czułam Jego obecność, l wszystkie następne noce były dla mnie nawiedzeniem P. Jezusa. P. Jezus wiedział, że je pełniłam z miłości ku Niemu i chorym, którym chciałam służyć jak Jemu samemu. On też sprawiał, że miałam dyżury bardzo ciężkie, zwłaszcza przy umierających, lecz równocześnie dawał mi wyjątkowe łaski; myślę, że Pan Bóg ma jakieś zamiary w tym, że mam osobliwe szczęście do umierających. Prawie wszyscy ciężko chorzy znajdują się na naszym oddziale i przy mnie umierają i to przeważnie w nocy na moim dyżurze. Wola Boska. Chcę być z miłości ku Panu pielęgniarką nie tylko ciała ale przede wszystkim duszy. Proszę P. Jezusa, aby ani jedna dusza niepojednana z Bogiem nie poszła do wieczności i bardzo uważam, abym na swoim sumieniu nie miała niczyjej zaniedbanej duszy. Kiedy chora lub chory nie chcieli się spowiadać, mimo, że im tę myśl poddawałam, odchodziłam do dyżurki i tam w samotności, z całą gorliwością duszy polecałam ich Matce Bożej odmawiając różaniec św. i zawsze, po jego odmówieniu, albo i przed jego ukończeniem, umierająca osoba prosiła o sprowadzenie kapelana szpitalnego z P. Jezusem, l tak przez cały czas mojej pracy szpitalnej, na moich dyżurach nocnych nie zmarła ani jedna osoba niepojednana z Bogiem".

       Świadkowie stwierdzają, że tak było przez blisko 20 lat, aż do chwili śmierci Rozalii. Jeśli zważymy dużą ilość umierającycn w ówczesnych szpitalach oraz to, że w większości byli to bardzo nisko upadli ludzie (prostytutki, sutenerzy i różnego rodzaju zatwardziali nałogowcy zdążający całą siłą do wszechstronnej zagłady, to taki wynik pracy Rozalii na przestrzeni tylu lat, trudno uznać za naturalny.

       Świadkowie stwierdzają, że tak było przez blisko i wnet powstał problem jej współlokatorki. Nikt bowiem nie chciał zamieszkać z beznadziejnie chorą gruźliczką, która tak donośnie chrapała, że żadna współlokatorka nie mogła nawet zmrużyć oka przez całe noce. Rozalia przystała na to dobrowolnie i przez cztery miesiące, aż do śmierci towarzyszki chodziła nieprzytomna z niewyspania, ofiarując swoje cierpienia Panu Jezusowi za nawrócenie grzeszników i uświęcenie kapłanów.

       Niebawem, po śmierci współlokatorki Rozalia zgodziła się na nową, również chorą pomocnicę ale znaną powszechnie intrygantkę, która korzystając z jej opieki i zastępstwa w pracy, szkalowała ją równocześnie złośliwie i buntowała koleżanki, które chciały jej pomóc. Rozalia nie skarżyła się ani jednym słowem, pomna na Jezusowe wskazania, chociaż czuła że praca ponad siły w tych warunkach pozbawi ją zdrowia. Współlokatorka ta oczerniła ją również fałszywie przed spowiednikiem, który przez 9 dni odmawiał Rozali rozgrzeszenia, domagając się przyznania do rzekomo popełnionych nieprawości. A ona klękała codziennie pełna pokory i nie broniła się, aby nie popaść w obmowę przez wzajemne oskarżenia. Pisała wówczas:

       "Zdawało mi się, że Bóg ponownie mnie opuścił. Oszczerstwa od bliskich, odrzucenia od spowiednika, obarczenie nadmierną pracą, brak zrozumienia u przełożonych, codzienne okropne awantury chorych, tolerowane przez lekarzy, szykany i intrygi różnych innych osób. To wszystko przygniatało mnie swoim ciężarem. Modliłam się więc stale, aby Jezus dał mi radość cierpienia, bym mogła to wytrzymać, l nagle, w jednej chwili dał mi Jezus to, o co prosiłam oraz zrozumienie olbrzymiej wartości dobrowolnie przyjętego cierpienia, które przerasta wszelkie inne osiągnięcia świata".

       Tymczasem chora koleżanka leżała jeszcze przez cały rok a Rozalia pracowała za dwie osoby, bez wolnych niedziel i świąt, często po 60 godzin nieprzerwanej, wytężonej pracy, bez skargi aby nie sprzeciwiać się woli Bożej. W efekcie traciła siły i zdrowie.

 

 

Źródło:
Roman Łobaczewski Rozalia Celakówna. Apostołka Serca Jezusowego. Zarys dziejów duszy. Dzieło Osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu


Wychowanie
Praca nad sobą
Pierwsze kroki ku mistycyzmowi
Noc ciemności
Szpital Św. Łazarza
Klasztor
Powrót do szpitala Św. Łazarza
Dalsze losy Rozalii w latach 1930/36
Modlitwa Rozalii
Powrót do pracy
Inne propozycje
Autorytet Rozalii
Posłannictwo Rozalii
Dodatkowy Krzyż
Panie zabierz mnie, bo dzień mój chyli się ku zachodowi
Opinia świętości

Powrót do Strony Głównej