Autorytet Rozalii |
Pracę na swoim oddziale Rozalia rozpoczynała wcześnie wspólną modlitwą, którą chore odmawiały, powtarzając słowa "Ojcze nasz" za głosem "naszej kochanej Rózi" lub "naszej matki", jak ją powszechnie nazywano. Potem była wizyta lekarska. Chore prostytutki często sprzeciwiały się lekarzom, obrzucając ich przekleństwami i niewybrednymi słowami. Rozalia płakała, tłumacząc, że cierpi z powodu obrazy Pana Jezusa. Chore uspokajały się wówczas i pokornie poddawały się zabiegom, podkreślając, że czynią to jedynie dla "naszej pani Rózi..." Rozalia potrafiła wykorzystać wszystkie wolne chwile na nawracanie swoich pacjentek. Tym grzesznym duszom nigdy nie znudziło się jej słuchać. Tłumaczyła im, że dusza mająca wielką ufność, podoba się Panu Jezusowi, bo Go kocha całkowicie. A ten tylko ufa bezgranicznie, kto widzi swą nędzę i niemoc, dlatego nie może się opierać na sobie, tylko szuka oparcia na istocie silnej, wyższej, która go może bronić i zapewnić swą pomoc. Gdy zaufamy Jezusowi, który jest samą miłością, nigdy nie spotka nas zawód".
W południe, kiedy w kościele św. Łazarza zadzwoniono, Rozalia rozpoczynała głośne odmawianie "Anioł Pański" i całe towarzystwo t.j. pielęgniarki, sanitariuszki i chore, które tylko mogły, klękały, aby razem z nią odmawiać modlitwę. Wieczorem zwykle odmawiała z nimi różaniec a w piątki śpiewała z chorymi godzinki do Serca Jezusowego i w soboty do Niepokalanego poczęcia Najśw. Maryji Panny. Tylko z nią chore śpiewały i modliły się, i nie wychodziło im to wcale z kim innym.
Autorytet Rozalii był tak wielki, że prof. Walter oświadczył, iż jest gotów niezwłocznie zrezygnować z pracy w szpitalu św. Łazarza, jeśliby mu odebrano pomoc Rozalii. l ten świat zepsutych i wykolejonych kobiet "ubóstwiał" "swoją kochaną Rózię" i cenił jej pracę o czym świadczy między innymi wypadek: kiedy nawrócona przez nią prostytutka z zamożnej rodziny inteligenckiej powróciła znów chora na jej oddział, koleżanki zbiły ją niemiłosiernie "za zlekceważenie trudu naszej pani Rózi".
Pani Rózia była łagodna i cicha, równocześnie stanowcza i odważna. Kiedyś z rąk koleżanki wyjęła książkę o treści gorszącej. Bez wahania podarta ją i wrzuciła do pieca, tłumacząc, że nie czyni jej krzywdy a jedynie ratuje od nieszczęścia grzechu. Innym razem, gdy rozhisteryzowane prostytutki spowodowały pożar, podpalając słomiane sienniki na swoich łóżkach, Ona nie uległa powszechnej panice, ale zdecydowanym narzuceniem koców ugasiła płomienie, zanim pojawiła się straż pożarna.
Ta odważna, zdecydowana i niezastąpiona Rozalia była arcyprzykładem pokory i maleńkości, spełniającym najniższe posługi wobec najprzykrzejszych chorych, unikającym jak najstaranniej pochwał i gorących podziękowań, jakie spotykały ją od bardzo przykrych pacjentek, najczęściej na łożu ich śmierci.
Po pracy Rozalia odwiedzała liczne rekonwalescentki i inne osoby chore oraz cierpiące na niedostatek, aby im zanieść, wyproszone od lekarzy lekarstwa a także zdobywaną z trudem odzież, obuwie, i inne dary a także ostatnie swoje grosze. Dzień kończyła w kościele, odprawiając "Drogę Krzyżową" swego umiłowanego Pana.
|