Powrót do szpitala św. Łazarza |
Pierwsze kroki po wydaleniu z klasztoru Rozalia skierowała do swego spowiednika w kościele św. Mikołaja, któremu najpierw trudno było uwierzyć i pogodzić się z werdyktem klasztoru, ale uznawszy go w końcu za wolę Bożą, nakazał Rozali bezwzględnie powrócić do szpitala. Tak pisze o tym Rozalia:
"Poszłam do szpitala jedynie z posłuszeństwa spowiednikowi, dla miłości P. Jezusa i dla wypełnienia Jego woli. Ile mnie kosztował powrót do szpitala, o tym wie tylko sam Bóg. Zanim weszłam do kancelarii szpitala, musiałam stoczyć ze sobą wielką walkę... zrobiło mi się niedobrze... Usiadłam na ławce...
l wtedy znów odżył w mej duszy Jezus i przedstawił mi wówczas moje miejsce w szpitalu i Jego wolę zdobywania dusz. (Uległam). Przyjęto mnie zaraz, lecz jak mnie ludzie osądzili za opuszczenie klasztoru o tym wie także tylko Bóg... Myślę, że gdybym dopuściła się zbrodni nie sądziliby mnie tak twardo jak za to, że wyszłam z klasztoru. Nie usprawiedliwiałam się przed nikim, zostawiłam im zupełną swobodę mówienia wszelkich najgorszych domysłów. Pan Jezus dał mi jednak tę łaskę, że nie utraciłam spokoju ducha i równowagi, l od tej chwili żyłam już w stałej obecności Bożej".
"Dyrekcja szpitala przydzieliła mnie wpierw do prac porządkowych jak szorowanie i zamiatanie korytarzy i ustępów, gdzie tyle ludzi przechodziło by mi naubliżać: "Widzisz zakonnico, na co ci przyszło, do czego ci zakon posłużył". "Dopiero po kilku miesiącach tej pracy 15 IX 1928 r. skierowano mnie (pisze Rozalia) na Klinikę Okulistycznš. Poszłam za zgodą mego spowiednika i tam (ze strony materialnej) było mi bardzo dobrze. Przełożeni to ludzie (prawie) nie ziemscy. P. Dr Majewski, człowiek pełen łagodności, nie zrobił mi przez cały ten czas ani jednej uwagi chociaż nie jestem i nie byłam doskonała. Pracowałam w sali operacyjnej. Lekarze byli tam bardzo solidni i darzyli mnie zaufaniem i wielkim zrozumieniem".
Nadomiar Rozalia otrzymała tam uposażenie dwa razy większe i obietnicę stałego etatu ale ... straciła pole do nawracania dusz upadłych, l kiedy na modlitwie prosiła Boga o światło, odczuła nagle obecność Chrystusa Pana, który zaprowadził ją z powrotem na oddział weneryczny i uświadomił, jak bardzo ranią Go i uderzają grzechy niewiast rozwiązłych. Rozalia poczuła się przygarnięta z czułością do swego Pana, który dał jej do zrozumienia, że ma właśnie w tym miejscu nadal pracować, by Mu wynagrodzić za ich ciężkie grzechy. Będzie bardzo cierpieć przy tym, ale cierpienie jest tak wielką łaską, że nikt z ludzi nie pojmie tego ostatecznie - większą aniżeli dar czynienia cudów, bo przez dobrowolne cierpienie dusza oddaje Bogu, co ma najdroższego, to jest swoją wolę a przez cierpienie miłośnie przyjęte, kocha Jego (Jezusa) całym sercem". Jezus zakończył: "Tę niecodzienną łaskę daję tylko duszom szczególnie umiłowanym".
Tak zachęcona Rozalia z miejsca poprosiła o przeniesienie jej na oddział weneryczny.
"Na moją decyzję (notuje Rozalia) dano mi odpowiedź, że zapewne dostałam pomieszania zmysłów, bo w inny sposób nie można tego zrozumieć. Starałam się w różny sposób uzasadnić swoje postępowanie, mówiłam np., że mam za wiele pracy. Oświadczono mi, że wszelkie moje żądania uwzględnią i zaraz dali mi pomoc i ograniczyli moje prace. Następnie dostałam podwyżkę pensji i zapewnienie przyznania stałego etatu. Wiedziałam, że warunki te były dla mnie nieporównanie lepsze i, że prof. Majewski obrazi się jeśli je odrzucę. Poszłam jednak za głosem Bożym, bo wyłącznym celem moim był Jezus i dla Jego miłości chcę zająć ostatnie miejsce i raduję się z tej ofiary".
Rozalia nie poszła tam bez potwierdzenia jej kroku przez spowiednika. Wiedziona ręką Bożą trafiła na O. Prowincjała Henryka Jakubca, który dawał jej odtąd przez 5 lat jasne i pewne wskazówki i zalecił jej pójść za głosem Bożym na oddział weneryczny do szpitala św. Łazarza.
Rozalia tak opisuje swoje dalsze losy:
"Niebawem idąc ul. Kopernika spotkałam prymariusza oddziału skórnowenerycznego dr. Dybowskiego, który ujrzawszy mnie zatrzymał się i zachęcał do powrotu na jego oddział, na moją dawną placówkę. Poszłam więc do dyrekcji i tu dowiedziałam się, że urzędnik ten i dyrektor szpitala zostali, wbrew swej woli, przeniesieni na emeryturę. l zamiast spodziewanych trudności doznałam serdecznego przyjęcia ze strony prymariusza i p. dr Silberbergowej".
Rozalia wiedziała jednak dobrze, że nie wraca do raju. Pomijając wyjątkowo niskie uposażenie jakie otrzymała, obawiała się środowiska. (l zaraz) na początek zauważyła że pewna osoba z personelu szpitalnego, poczuła się zagrożona nazbyt jej zdaniem, serdecznym przyjęciem Rozalii przez lekarzy i wszczęła gorączkowe działania w dyrekcji dla pozbycia się konkurentki. Oskarżyła ją więc fałszywie o awanturnictwo i przeszkadzanie jej w kierowniczej pracy, co spowodowało dochodzenie ze strony zarządu szpitala. Ponadto osoba ta stworzyła jej celowo jak najbardziej uciążliwe warunki pracy, mówiąc niejednokrotnie: "Myślisz, że mną będziesz kierowała i moje funkcje spełniała? Ty jesteś wobec mnie niczym i ja ci dam pracę, że ci się odechce odgrywać rolę siostry".
Rozalia nie dawała jej na to żadnej odpowiedzi, po prostu milczała.
Niemniej zagrożona, postanowiła uzupełnić swoją wiedzę fachową, aby wytrwać zgodnie z wolą Bożą na wskazanej placówce i aby lepiej służyć cierpiącym. l tak 19 l 1933 r. ukończyła kurs teorii pielęgniarstwa a 26 III zdała egzamin z wynikiem dobrym a równocześnie przerobiła sześć klas gimnazjalnych, co pozwoliło jej 2 V 1933 r. uzyskać dyplom kwalifikowanej pielęgniarki.
|