Modlitwa Rozalii |
Oto urywek listu do spowiednika w odpowiedzi na jego zapytanie: "Modlitwę wewnętrzną praktykuję w ten sposób, że staram się za pomocą łaski Bożej obrać przedmiot rozmyślania jakim mnie P. Bóg natchnie. Robię krótkie przygotowanie i wzbudzam akt wiary i adoracji, pogrążając się jak najgłębiej w mej nicości - staję w obecności Boga. Potem przez pokorę, ufność i miłość zbliżam się do Jezusa jak małe dziecko, które nic nie może i nie umie, wyznając Mu szczerze i prosto moją wielką nędzę i niemoc. Co Jezus mnie niegodnej daje w tym czasie odczuć, tego nie potrafię wysłowić, l nieraz mi się zdaje, że jestem cała Nim owładnięta. Najczęściej jednak nie mogę w żaden sposób praktykować rozmyślań. Jedno proste wejrzenie na Boga jest wówczas dostateczne, aby utrzymać duszę w Jego obecności, l opanowuje mą duszę bardzo głębokie skupienie. Pan Bóg wlewa do duszy wówczas tak ogromne pragnienie miłości, poświęcenia się bez ograniczeń Jemu, że żadna ofiara nie staje się trudną do spełnienia. Równoczesnie powstaje ogromny wstręt do rzeczy ziemskich i do wszystkiego, co nie jest Bogiem i niezmierna tęsknota za samotnością, zatopioną w Bogu. Jezus daje mi ogromna łatwość modlitwy. Wystarczy nieraz jedno przeczytane słowo, aby się zupełnie skupić w modlitwie i pozostać w niej tak długo, jak tylko czas pozwala. Czasem, pod tym wrażeniem pozostaję cały dzień.
- Gdy się zaczęły moje cierpienia w ciemnej nocy, to odczuwanie obecności Bożej wzmagało się w miarę wzrastania cierpień. A po nocy ciemności pozostało we mnie na stałe, l w tej obecności Bożej chodzę prawie zawsze".
W innym liście Rozalia pisze:
"Widać nie najlepiej wyglądałam (w 1934 r.) skoro sami lekarze zaproponowali mi w końcu, że mnie wyślą na koszt Kasy Chorych do sanatorium w Bystrej, bym się tam mogła podleczyć, lecz się nie zdecydowałam na to, bo tam nie można było ani razu pójść do kościoła. Wydaje mi się, że jeślibym tam była z dala od kościoła, wcaleby mi to na zdrowie nie wyszło, bo z tęsknoty za P. Jezusem chybabym umarła".
Rozalia pracowała nadal, mimo pogarszającego się stanu zdrowia, aż wreszcie zaniemogła poważnie na zapalenie oskrzeli i grypę ze zmianami w płucach. Choroba trwała trzy miesiące i w tym czasie, powołując się na duchową inspirację Matki Najświętszej, wyraziła zgodę na dodatkowe cierpienia dla uświęcenia kapłanów i pewnego zakonu. Niebawem po powrocie do pracy zapadła niespodzianie na ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Schorzenie mało groźne obecnie, w owych czasach należało do przejść bardzo poważnych i bolesnych, które pochłaniało sporo ofiar. U Rozalii wywiązało się pooperacyjne zapalenie płuc z dotkliwym kaszlem. Do pracy mogła powrócić dopiero po dalszych pięciu tygodniach choroby.
|