4. Święte życie Teresy Izabeli |
Po kilku latach pobytu u Sakramentek w Warszawie, Teresa Izabela powróciła do Chorzelowa ze znacznym zasobem podstawowych wiadomości i z dobrą znajomością języka francuskiego. Ojciec tak to później ujmie w formie poetyckiej:
Pisarze życiorysów Teresy Izabeli - poczynając od jej ojca stwierdzają zgodnie, że była nie tylko grzeczną i dla wszystkich miłą, ale i nadzwyczaj urodziwą dziewczyną: twarz miała piękną, "wzrost, kształt i stan" w doskonałych proporcjach, chód równy i nosiła się prosto. Swoją urodą zwracała ogólną uwagę; "w gładkości pierwsze i urodzie miejsce miała", a w niedługim czasie wieść o tym dotarła do Warszawy.
Wychowana w skromności obyczajów najpierw w domu rodzinnym, a później u Sakramentek w Warszawie, nie myślała o zamążpójściu, lecz zapragnęła poświęcić się w sposób szczególny Bogu. Pociągało ją życie zakonne, które poznała bliżej podczas pobytu w Warszawie, ale do klasztoru na razie wstępować nie zamierzała. Jak się zdaje, zasadniczą przeszkodą w tym przedsięwzięciu był silny związek z rodziną. Była zbyt delikatna, nie chciała swym odejściem ranić niczyjego serca, a tym bardziej być mimowolną przyczyną żalu i łez. Postanowiła więc swoich najbliższych na tę chwilę odpowiednio przygotować, a to wymagało dłuższego czasu. Z drugiej jednak strony szczera i gorąca pobożność pobudzała ją do podjęcia dla Boga, któremu pragnęła służyć całym sercem i duszą, jak najlepszej ofiary. Miała zatem o czym myśleć i rzeczywiście zastanawiała się wiele nad swoją przyszłością.
Kościół miała na miejscu, w Chorzelowie, położony od dworu w odległości około 1 km. Wprawdzie nie był on w tym czasie kościołem parafialnym, lecz tylko wikariatem, mieszkał przy nim kapłan, który bodaj codziennie odprawiał nabożeństwa. Teresa Izabela brała w nich udział nie tylko w niedziele, ale często także w dni powszednie. Ponadto od czasu do czasu wyjeżdżała z rodzicami i braćmi do pobliskiego Mielca, gdzie było kilka kościołów. Na większe uroczystości wyjeżdżała z rodziną do oddalonego około 50 km Sandomierza, najczęściej do klasztoru Franciszkanów-Reformatów, z którymi rodzina Morsztynów pozostawała w dużej przyjaźni. Okazją ku temu były m.in. franciszkańskie odpusty, których w roku przypadało kilka, a także uroczystość św. Józefa, patrona kościoła. Morsztynowie należeli do głównych dobrodziejów klasztoru; wspierali zakonników swoimi ofiarami przy różnych okazjach. Dla Teresy Izabeli każdy taki, przynajmniej kilkudniowy wyjazd, oprócz dużego urozmaicenia w życiu codziennym, przynosił duże korzyści duchowe płynące z uczestnictwa w uroczystych nabożeństwach, intensywnej modlitwy i Sakramentów św.
Morsztynów z Reformatami łączyła jeszcze osoba Marcelina Morsztyna, syna początkowo ariańskich rodziców z Raciborska w pobliżu Wieliczki, a później nawróconych na wiarę katolicką. Marcelin Morsztyn w wieku lat 17 wstąpił do Reformatów i wyświęcony na kapłana mieszkał w Sandomierzu, gdzie też przedwczesna śmierć w wieku lat 33 przerwała 18 II 1693 r. nić jego pobożnego życia. Niektórzy przypisują mu nawet odegranie znacznej roli w życiu duchowym Teresy Izabeli, jakkolwiek zarówno jej wiek jak wczesny zgon o. Marcelina raczej nie pozwalają wysuwać w tych sprawach nazbyt daleko idących wniosków. Reformaci z klasztoru sandomierskiego odwiedzali również Morsztynów w Chorzelowie przy różnych okazjach, jak np. przy rozwożeniu po okolicznych dworach i osobliwych dobrodziejach wigilijnych opłatków.
Prowadząc taki tryb życia, oscylujący niejako między domem rodzinnym a kościołem, Teresa Izabela doszła do lat osiemnastu. Rodzice wpatrzeni w swóją jedynaczkę snuli ojej przyszłości dalekosiężne plany. Podstawę dla nich stanowił dostatek materialny, wzrastająca w społeczeństwie pozycja ojca i uroda Teresy Izabeli. Ojciec kochał ją bardzo i jakkolwiek nie spieszył się z wydaniem jej za mąż, myślał o odpowiedniej dla niej partii, a mianowicie o wprowadzeniu jej do jakiegoś arystokratycznego rodu, który by podniósł o nowy szczebel rodzinę Morsztynów, a córce zapewnił na zawsze dobrobyt materialny. Ani przez myśl mu nie przyszło, że w niedługim czasie utraci swoją ukochaną córkę, że - jak sam wyzna: "miasto łożnice, miasto bogatych strojów, da (jej) dwie tarcice".