Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

 

S. Janina Immakulata Adamska OCD. Sługa Boża S. Maria Dulcissima. Helena Hoffmann

 


 

       Przy dźwięku dzwonów na Anioł Pański

       Coraz częściej myślała i mówiła o śmierci. We wrześniu 1935 r. - w uroczystość Podwyższenia Krzyża i Boleści Maryi - postanawiła przez Maryję jeszcze ściślej jednoczyć się z Jej Synem i spokojnie kroczyć ku życiu przyszłemu. Przygotowując się do niego, pragnęła "dziękować za dobroć Bożą w całej przeszłości i prosić o dobrą wieczność, mianowicie: wkrótce oglądać Boga w Jego piękności" [s.98]. Napisała też list pożegnalny z zaadresowaną kopertą: "Dla kochanych rodziców i rodzeństwa, ku pociesze. Otworzyć dopiero po mojej śmierci" [s.98]. Prosi w nim, by nie płakano z powodu jej odejścia, by sprawę pogrzebu pozostawiono przełożonym klasztoru, aby się za nią modlono, gdyż modlitwa sprawia radość Bogu. List kończy: "Co za szczęście zobaczyć Boga, któremu idę naprzeciw! Zapomnijcie o wszystkich utrapieniach, troskach, o wszystkich oszczerstwach z mego powodu (ma na myśli swą upokarzającą chorobę), zapomnijcie, ponieważ taka była wola Boża. [...] Od dzieciństwa zawarłam z Bogiem przymierze, a Bóg je przyjął. Pomimo mojej nieudolności, Boża dobroć była wielka. Jeszcze raz do zobaczenia w niebie" [s.98]. Spokojna i pełna duchowej radości zbliżała się do kresu swoich dni. Choroba pustoszyła organizm, a Boski Artysta nadawał swemu dziełu ostateczny kształt.

       Pod koniec roku ustały wizje Teresy, przynoszące zawsze charyzmatyczną łaskę na nowe doświadczenia. Wzmogło się także poczucie wewnętrznego opuszczenia. Choroba objęła cały organizm. Chora przypominała małe, nieporadne dziecko w zachowaniu, myśleniu, mówieniu i wypowiadaniu sądów. Ten nadmiar cierpień i całkowita bezradność upodabniały ją do Boskiego Dzieciątka i jednocześnie do jej umiłowanego Ukrzyżowanego: objawiały dziecięctwo człowieka całkowicie zanurzonego w Ojcostwie Boga, w najściślejszym z Nim zjednoczeniu. Łaski tego ostatniego na ziemi Bożego Narodzenia przewyższały wszystkie dotychczasowe: jej serce otrzymało mistyczną ranę, której Bóg udziela nielicznym wybranym, tym jedynie, których powołuje do duchowego ojcostwa czy macierzyństwa, i którzy mają po śmierci dalej spełniać swe posłannictwo, przekazując światu Jego orędzie. Św: Teresa otrzymała tę łaskę tuż przed.smiercią, podczas odprawiania drogi krzyżowej, i zapewniała chorą. "To jest największy ból. Większy nie będzie i nie może być" [s. 106].

       Teraz już wszystko dokonywało się w przyśpieszonym tempie. Rok 1936 przyniósł jej początkowo pewną ulgę w cierpieniach fizycznych, ale spotęgował duchowe. Cierpiała z powodu ludzi coraz bardziej oddalających się od Boga, widziała ból Jego Serca, rozumiała konieczność Bożej interwencji poprzez wojnę i nieszczęścia, aby ich powstrzymać przed ostatecznym zatraceniem. Wtedy też pojęła w pełni swoje posłannictwo: miała stać się ofiarą miłosiernej Miłości Boga, by Mu wynagradzać ból odrzucoej miłości, a duszom wyjednać ocalenie. Wraz z uświadomieniem sobie swej misji, weszła na osobistą Golgotę, by z Ukrzyżowanym przeżywać mistycznie Jego zbawczą mękę. Brała na siebie Jego katusze, poddawała pod gwoździe własne ręce, przyzywała pomocy, by ulżyć Panu. Widzenia krzyżowania powtarzały się każdego piątku. W przeżywaniu bólu Chrystusowego wspierała ją zawsze św.Teresa. Niemniej odczuwanie męki Chrystusa Jego własnym Sercem było nie do udźwignięcia. "Biedny Jezus! - mówiła - Proszę Go, żeby zesłał mi większe boleści, ale nie kazał mi patrzeć na Niego jeszcze raz na Drodze Krzyżowej; tak wielkiego bólu nie mogę znieść. Jednak niech czyni, jak sam chce!" [s. 109n.].

       Tak wyglądał Wielki.Post 1936 r. Tymczasem choroba na przemian się wzmagała i pozornie ustępowała. Jeżeli przytoczone cytaty z jej notatek są chropowate i nieskładne gramatycznie to nie tylko wina nowotworowego porażenia. Większą część życia s. Dulcissima posługiwała sie j. niemieckim, wszak Niemcem był jej ojciec, a i jej Zgromadzenie zakonne na terenie Niemiec mówiło po niemiecku. Jej rodzina mieszkała - po wytyczeniu granic - w strefie niemieckiej. Gdy s. Dulcissima znalazła się w klasztorze po stronie polskiej, musiała sobie zadać wiele trudu, by opanować zapomniany z dzieciństwa język. Uważała to za swój obowiązek i nawet przy porażeniu mowy - gdy łatwiej jej było mówić po niemiecku - szukała polskich słów, aby - jak mawiała - "sprawić radość Jezusowi" [s. 110].

       W Wielkim Tygodniu nie opuszczała jej myśl o śmierci. Od Wielkanocy oczekiwała przyjścia Zmartwychwstałego. Ostatni raz przyjęła Komunię św. 12 maja. Nie należała już do świata. Eucharystia była jej wielką miłością i radością, przecież przez ostatnich sześć dni była jej pozbawiona z powodu nasilających się bólów. Szeptała: "O Jezu, Ty we mnie, a ja w Tobie! Ty wszystkim, a ja niczym. Chciałabym, o Jezu, być nową ofiarą krwawą i muszę nią być.[...]. Wiem, że Ty nie potrzebujesz naszych cierpień pokutnych do dopełnienia Twego odkupienia. Chcesz jednak, byśmy przekazywali Twoje odkupienie i pomnażali je, żebyśmy byli drugim Chrystusem. Nasze cierpienia pokutne są podobne do kropli wody, którą kapłan współofiaruje przy ofiarowaniu kielicha"[s. 113].

       18 maja otrzymała ponownie sakrament chorych. Odeszła cicho wraz z rannym biciem dzwonów na Anioł Pański, co było jej dziecięcym marzeniem, tęsknotą wyśpiewaną słowami ukochanej przez nią pieśni:

Chciałabym stanąć przed Bożym tronem
przy dźwięku dzwonów na Ave
i chwalić Ciebie ostatnim tonem,
Bądź pozdrowiona Maryjo!

 

 

S. Janina Immakulata Adamska OCD

Artykuł opracowany na podstawie książki O. Józefa Schwetera CSSR "Oblubienica krzyża". Katowice 1999. Cyfry w nawiasie oznaczają strony tejże książki.

 

  • "Jezu, daj mi dusze!"
  • "W sposób naturalny stać się nadnaturalnym"
  • Realizm świętych
  • Przy dźwięku dzwonów na Anioł Pański
  • "Podaruj mi wielkie serce, Panie, bym mogła rozdawać miłość... Daj mi dusze, dusze!"
  •  

     


  • Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

    Powrót do Strony Głównej