. |
„O mój Jezu, zobacz, znów minął miesiąc i moim zdaniem mało się poprawiłam. Pomóż mi, żebym w tym miesiącu kochała Ciebie, jak Cię kochały niektóre dusze! Miłość, mój Jezu, oto daruję Ci częstą miłość (…), która nie zna granic i jest bez barier (…). O Jezu, uczyń wszystkie dusze, które Ci już tysiąc razy polecałam, wielkimi i pozwól im być małymi przy Tobie (…)”.
(Służebnica Boża S. M. Dulcissima Hoffmann, List do Jezusa)
Drodzy Księża!
Czcigodne Siostry Maryi Niepokalanej!
Mieszkańcy Brzezia!
Nasi Goście!
Bracia i Siostry!
1. Trzeba umieć patrzeć na ludzi, aby dostrzec w ich życiu dary i owoce Ducha Świętego. Swym wrażliwym sercem odkrywać wielkość słów i czynów nie tylko św. Franciszka z Asyżu, św. Teresy od Dzieciątka Jezus, św. Siostry Faustyny czy św. Jana Pawła II.
O postaciach spotykanych na kartach historii należy mówić prosto, barwnie i ciepło, aby zachęcić każdego z Was do naśladowania własnym życiem nie tylko gotowych i sprawdzonych wzorców wielkości, ile raczej do akceptacji swego niepowtarzalnego powołania, jakie każdemu z nas wyznacza Bóg. W tym realizowaniu osobistej wielkości matki zatroskanej o rodzinę, ojca zabieganego o utrzymanie i wychowanie dzieci, kapłana oddającego swe życie dla dobra dusz, siostry zakonnej proszącej w ciszy klasztornej celi: „Spraw, Boże, żebym wypełniała obowiązki w sposób najlepszy” – wykuwa się miara mądrości i świętości. W tym sensie każdy z nas może być Kimś!
Bracia i Siostry!
2. Minęło już osiemdziesiąt lat od śmierci Siostry Marii Dulcissimy Heleny Joanny Hoffmann ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Żyła tylko 26 lat. 9595 dni. Tyle już o niej napisano. Tyle powiedziano. Trwa proces informacyjny. A jednak wciąż pytamy:
Jaka na co dzień była „Oblubienica Krzyża”, urodzona w poniedziałek, 7 lutego 1910 roku, córka Józefa Hoffmanna i Albiny Jarząbek, siostra Reinholda i Henryka, związana rodzinnymi korzeniami z Gąsiorowicami na Opolszczyźnie i Zgodą na Górnym Śląsku?
I wciąż tak samo odpowiadamy:
Potrafiła do osiągnięcia świętości wykorzystać skromne środki. Nigdy nie czyniła swojej woli na ziemi. „O Jezu, weź moje serce” – prosiła.
W domu rodzinnym Helena Hoffmann zaznała zarówno miłości, jak i surowości. Była dzieckiem dość niesfornym, zamkniętym i płaczliwym. Stwierdziła później, że owa płaczliwość i umiłowanie samotności były odznaką jej nieuświadomionej jeszcze wówczas tęsknoty za Bogiem.
„Już jako małe dziecko obserwowałam wszystkich – wyznała – ponieważ chciałam nauczyć się wielu rzeczy, wszystkiego, co było piękne”.
W wieku dziewięciu lat utraciła ojca. Było to trakcie pobierania nauki w Katolickiej Szkole Powszechnej w Zgodzie, gdzie wyróżniała się przykładnym zachowaniem i wyjątkową pilnością. Najwięcej czasu spędzała na pogłębianiu historii biblijnej i katechizmu. Jej najmilszym zajęciem było sypanie kwiatów podczas procesji Bożego Ciała i białym tygodniu. O tym fakcie przypomniała sobie również w okresie fizycznego cierpienia, gdy napisała: „Wczoraj obchodziliśmy uroczyście Boże Ciało. Jak bardzo przypomina to nam czasy młodości, kiedy rzucaliśmy kwiaty Zbawicielowi! O, gdyby ubranie naszej duszy było teraz tak piękne, jak wtedy. O tak, musi być jeszcze piękniejsze teraz, by rzucać Mu dziś kwiaty w sposób duchowy”.
Pomagała w kościele; bardzo ją tam pewnego razu zdenerwował ksiądz, który w czasie kazania uderzał pięścią w ambonę. Kandydatka na ołtarze położyła mu wtedy pinezki pod obrus na ambonie. Poskarżył się proboszczowi. Dziewczyna dzielnie się tłumaczyła: „Tak, to ja, bo sądzę, że gdzie mieszka Zbawiciel, nie wolno tak walić. Ksiądz proboszcz też tego nie robi!”.
W dziewiątym roku życia Helena Hoffmann przystąpiła pierwszy raz do spowiedzi świętej. Ks. Edward Adamczyk, spowiednik i wikary ze Zgody, przekonał ją do zdobywania cnót w celu budowania Chrystusowi „duchowej kapliczki”.
Przeżycie to stało się podstawą jej formacji religijnej. W nowicjacie, zgodnie z poleceniem przełożonych, napisała opowiadanie pt. „Moja kapliczka”, do którego natchnienie czerpała z pierwszej spowiedzi świętej. Czytamy w nim, że dręczyły ją „pokusy i strach przed złym nieprzyjacielem i przed ludźmi oraz owładnęło ją „całkowite pragnienie [przebywania przed] tabernakulum i [częstej] Komunii świętej”.
W dniu Pierwszej Komunii świętej, ogarnęła ją myśl, że przyjdzie do niej Jezus i wtedy będzie miała tabernakulum w swojej „duchowej kapliczce”. Niedługo potem znalazła w polu medalion z wizerunkiem młodej zakonnicy z różami na piersiach. Od wczesnego dzieciństwa Helena miewała sny, w których ukazywała się jej jakaś zakonnica, pobudzająca ją do budowania „duchowej kapliczki”. Spotkania z nią odbywały się w atmosferze głębokiej radości. Później w jednym z czasopism religijnych zobaczyła zdjęcie Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i zrozumiała, że osobą z jej wizji sennych jest właśnie ona. Helena pójdzie w jej ślady.
W piętnastym roku życia, w niedzielę Trójcy Świętej - 7 czerwca 1925 roku, oddała się Bogu na własność, prosząc o dar powołania zakonnego. Dwa lata później, bez wyraźnej zgody rodziców, rozpoczęła starania o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Uparła się i próg klasztoru przekroczyła w środę, 7 grudnia 1927 roku. Pomagała w instytucjach prowadzonych przez siostry: w przedszkolu w Zgodzie i szpitalu w Szopienicach. Została zapamiętana jako osoba radosna, cierpliwa, oddana dzieciom i chorym.
W sobotę, 17 marca 1928 roku, Helena rozpoczęła swój wrocławski postulat, zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, że „Jezus woła [ją] do ofiary”. Wkrótce po rozpoczęciu życia zakonnego rozwinęła się jej choroba. Guz mózgu powiększał się stopniowo. Ona sama zaczęła cierpieć psychicznie i duchowo. Mimo to została dopuszczona do obłóczyn i wraz ze strojem zakonnym otrzymała imię zakonne Dulcissima - w Brzeziu wymawiane jako Dulcyzma. W pierwszym roku nowicjatu w Nysie nauczyła się „ratować dusze dla Zbawiciela”. Tam też - po kolejnych dniach utraty przytomności – złożyła warunkowy ślub ubóstwa, czystości, posłuszeństwa i wiecznej miłości. Ten ostatni ślub dołączyła sama od siebie, ponieważ życie zakonne rozumiała jako czynny udział w doskonałej miłości. Pomimo ciężkiej choroby, została dopuszczona do profesji. Nie mogła wykonywać ciężkiej pracy, nie była też w stanie podjąć samodzielnej funkcji. „Jednak pod małą i kruchą powłoką ciała – jak napisał jej biograf, o. dr Joseph Schweter CSSR – ukrywał się cenny, szlachetny kamień, którego wartość przewyższała o wiele nawet największe zewnętrzne braki”.
Po profesji S. M. Dulcissima Hoffmann pozostała nadal w Nysie. Odnowiła tam swoje doskonałe oddanie się Jezusowi przez Maryję. Kolejne miesiące jej życia były wypełnione nowymi cierpieniami: utratą wzroku, zanikiem pamięci i mowy, trudnościami z chodzeniem i zwiększonymi bólami głowy. Nysę opuściła na trzy miesiące – na wyraźną prośbę matki. Wyznała później, że była to „(...) bardzo ciężka droga, najcięższa w czasie [jej] Drogi Krzyżowej”. Porównała ją do dziesiątej stacji, gdzie „Jezus został z szat obnażony, a ona dała Mu swoje ubranie, aby zatrzymać swoje życie dla Zgromadzenia, ponieważ w zakładzie [dla psychicznie chorych] jej życie byłoby bez wartości”. Odbyła rekolekcje pod kierunkiem ks. Ignacego Rembowskiego, które przyczyniły się do głębszego zrozumienia przez nią tajemnicy powołania.
Bracia i Siostry!
3. W środę, 18 stycznia 1933 roku, heroiczna zakonnica przybyła do Brzezia nad Odrą. Miejscowy dom zakonny stał się dla niej okazją do głębokich aktów pokory i miejscem „dokonania Ofiary”. Po wystąpieniu paraliżu napisała w liście do przełożonej: „Zbawiciel jest dobry. Otrzymałam nowy podarunek. Mam ciężki język i ciężką rękę. Ale to nie szkodzi. Pracować nie mogę tak dużo jak inne [ siostry ]., jednak chwalić, uwielbiać, prosić i dziękować za Zgromadzenie i cały świat mogę. (...). Co ja cierpię, jest tylko cieniem tego, co Jezus zniósł i wycierpiał”. Swoją chorobę „Oblubienica Krzyża” ofiarowała w intencji wzrostu świętości duchowieństwa i wiernych. Tęskniła też „za niebem i Jezusem”, znosiła cierpienia i pomagała siostrom w klasztorze. Traktowała swoje życie bardzo odpowiedzialnie, czego wyrazem była jej modlitwa: „O Jezu, pozwól mi iść moją drogą krzyżową w taki sposób, żeby w sercu wzrastała codziennie miłość do Ciebie Maryi i do bliźniego”. I powtarzała innym: „Świat jest dla nas tylko mostem, po którym idziemy, nie wolno nam budować na nim domu”. Obawiała się o przyszłość ludzkości. Przepowiadała cierpienia wielu niewinnych ludzi, wtrącanych do więzień i torturowanych z powodu wiary w Boga. W modlitwie błagała: „Widzisz, Jezu, ten wielki, zły świat potrzebuje tak wiele pomocy, nie opuszczaj nas”.
W Brzeziu nad Odrą, Wielki Czwartek, 18 kwietnia 1935 roku, w kaplicy klasztornej Oblubienica Krzyża, po dziewięciodniowych rekolekcjach złożyła wieczystą profesję. W duchowych wizjach przeżywała mistyczną Drogę Krzyżową. W niedzielę, 18 sierpnia 1935 roku, uczestniczyła w pogrzebie dziecka. Do trumienki włożyła swój „List do Jezusa i Maryi”. W tym przejmującym tekście odnajdujemy gorącą miłość do Chrystusa i jej pragnienie ratowania grzeszników oraz konkretne intencje, z jakimi zwracała się do Boga: za Ojca Świętego Piusa XI, Siostry Maryi Niepokalanej, duchowieństwo, kierownika miejscowej szkoły i pannę Katarzynę Urban – jej duchową przyjaciółkę.
W pierwszy piątek, 6 marca 1936 roku, Dulcyzma straciła przytomność i została dotknięta kolejnym paraliżem. Przyjęła sakrament chorych i powtarzała słowa: „Jezu, daj mi dusze, dusze, które są drogie, kosztują wiele. Wszystko za kapłanów, za Zgromadzenie, za przełożonych. (...). O nikim nie powinno się źle mówić, powinno się być dobrym”.
W ostatnich tygodniach życia często wzywała do siebie osoby świeckie. Siostry zaś notowały jej ostatnie słowa: „O Jezu, Ty we mnie, a ja w Tobie. Ty wszystkim, a ja niczym. Chciałabym, Jezu, być nową ofiarą krwawą i muszę nią być. Właściwie wszyscy jesteśmy duszami ofiarnymi. Dlatego musimy iść za Tobą na Golgotę. Jezus jest zawsze przy mnie. (...). Idę do Domu”. Zmarła w poniedziałek, 18 maja 1936 roku, o godz. 5.30. Do Domu Ojca odeszła z tej miejscowości osoba pogodna, usłużna i uprzejma, skupiona i wierna, dokładna i sumienna.
Żałobnicy spontanicznie całowali jej dłonie, dotykali różańcami i medalikami jej ciała, odcinali kawałki habitu. A potem oddali brzeskiej ziemi Szlachetny Kamień Zgromadzenia. W pożegnalnym liście Zmarłej znalazły się słowa pocieszenia i prośby: „(...) Uproście mi nową, czystą szatę duszy. Dla was uproszę odczuwalną radość. (...) Nie bójcie się śmierci, ponieważ czeka Was życie wieczne (...)”.
Bracia i Siostry!
4. Droga życiowa Oblubienicy Krzyża do świętości wiodła przez śląską pracowitość i oszczędność oraz głęboką pobożność maryjną i eucharystyczną w duchu św. Teresy od Dzieciątka Jezus.
Ta „obyczajowo czysta, dobra dziewczyna”, otwarta na Boga, nadawała się do życia we wspólnocie sióstr Maryi Niepokalanej, bo cechowała ją prostota, szczerość, determinacja w zerwaniu ze światem, całkowite oddanie się Jezusowi i Maryi oraz gotowość ratowania dusz, które stanęły nad przepaścią zepsucia moralnego i bezgranicznej nędzy. Jezus był jej mocą i siłą, Maryja zaś wzorem całkowitego oddania Bogu. Oddała się na ofiarę całopalną miłości miłosiernej Boga. Wypełniała wolę Bożą w chorobie i cierpieniu. Roztropnie i z wielkim pożytkiem duchowym realizowała charyzmat swojego Zgromadzenia. Była posłuszna swoim spowiednikom - zarówno ks. Edward Adamczyk, jak i Ignacy Rembowski, Józef Gawor, Józef Schweter i Feliks Borzucki przygotowali ją do roli „Oblubienicy Krzyża”.
Bracia i Siostry!
5. Dulcissima bezgranicznie zawierzyła Bogu. Za życia była Aniołem Pokoju. Po śmierci – Święta. Dla wielu ta Wielka Córa Ziemi Śląskiej była od razu Sancta Subita, ze względu na wyjątkowe przymioty ducha, które jednały jej szacunek i miłość za życia i przekonywały o jej świętości po śmierci. Siostra Dulcissima była prostą, bez pretensji i ambicji dziewczyną oraz zakonnicą, niczego nadzwyczajnego w życiu nie zdziałała, ale oddała Bogu to, co od Niego otrzymała, to jest samą siebie. „Nieznana żyłam na ziemi – mówiła - ponieważ taka była wola Boża”. Mimo to, za jej życia i po śmierci, działy się niewytłumaczalne zdarzenia. Dziewięcioletni chłopiec odzyskał wzrok po tym, jak ona Bogu ofiarowała za niego własne oko. Łucja Stawinoga, matka pięciorga dzieci, poczuła jej dotyk i odzyskała zdrowie, choć lekarze nie dawali jej większych szans na przeżycie. „Myślałem, że pani umarła” – powiedział ze zdziwieniem lekarz do Alberty spod Chełma Lubelskiego, chorej na astmę.
Kochani!
6. „Dulcissima – to jest dzieło Boże!” (Święty Jan Paweł II).
Stąd dziś mówimy o licznych łaskach uzyskanych u Boga za jej wstawiennictwem.
Nie dziwi mnie, że ma ona wielu czcicieli wśród Was: dzieci, młodzieży i dorosłych. Że się modlicie u jej grobu, że polecacie Bogu problemy swego życia.
Nie może zgasnąć pamięć o niezwykłym życiu Oblubienicy Krzyża. Na jej grobie nie mogą zwiędnąć kwiaty, nie mogą zgasnąć światła”.
* * *
7. Wiem, Siostro Dulcissimo, że kiedyś ogłoszą w Rzymie, że jesteś Świętą. Czy będę jeszcze żył, aby pojechać do Brzezia nad Odrą. Na własne oczy zobaczyć nowy ołtarz i zapatrzyć się w Twój portret. Bo jesteś dziewczyno obyczajowo czysta i dobra. Ale Ty masz wspaniałe oczy! Oblubienico Krzyża. Ty jesteś dla mnie Kimś! Wierny Szmaragdzie. Radości mieszkańców Brzezia. Szczęście Sióstr oddanych Maryi Niepokalanej. Nadziejo Kościoła.
Jezu mój, błagam Cię, udziel mi za jej pośrednictwem łaski, o którą Cię usilnie proszę … .
Amen!
Ks. Henryk Olszar
Kazanie, Racibórz - Brzezie nad Odrą, Kościół pw. Świętych Apostołów Mateusza i Macieja,
Niedziela, Zesłanie Ducha Świętego, 15 maja 2016 r., Msza Święta, godz. 17.00