Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

 

.

 

Dobromiła Salik

 

Siostra Maria Dulcissima - Oblubienica Krzyża (1910-1936)


       Któż z ludzi szuka cierpienia? Któż cieszy się, że może cierpieć? Któż za cierpienie dziękuje? Na pewno nie człowiek, który żyje sprawami tego świata, a spraw Bożych nie rozumie. Ale na ziemi pojawiają się ludzie rozumiejący sprawy Boże. Są oni jak kwiaty zakwitające na pustyni. Jest ich - wbrew pozorom - wielu. Niektórzy z nich zostali wyniesieni na ołtarze, inni żyli lub żyją wśród nas, a ich pokora każe nam przestawić myślenie ludzkie na myślenie, którego busolą jest Bóg. Nieważne, czy noszą habit, czy zwykłe ubranie. Podobni do siebie są w jednym: ich życie jest znakiem, że człowiek może i powinien "dążyć do tego, co w górze". Że jego ojczyzną jest Bóg.

       Siostra Maria Dulcissima była takim właśnie człowiekiem. Zwano ją "Oblubienicą Krzyża". Przez cierpienie dążyła "do tego, co w górze". Wiedziała, że to ono upodabnia nas do Cierpiącego, byśmy kiedyś upodobnili się do Zmartwychwstałego. Bez wątpienia warto w piśmie poświęconym osobom dotkniętym różnorakimi cierpieniami przedstawić sylwetkę osoby przeżywającej swe cierpienie w ścisłej łączności z Chrystusem. Była zakonnicą, osobą w szczególny sposób poświęconą Bogu. Czy jednak cierpienie nie czyni ludzi w jakiś sposób równymi, jednakowo bezradnymi wobec słabości, zależnymi od Boga i od bliźnich? W lęku przed cierpieniem - fizycznym i duchowym, w poszukiwaniu zrozumienia u najbliższego otoczenia, wreszcie w ofiarowaniu cierpienia Bogu niejeden z Was, drodzy Chorzy, odnajdzie swoje własne niepokoje, nadzieje i modlitwy. Możecie stanąć obok tej młodej zakonnicy jak "równi z równym". Nawet jeśli nie jesteście w stanie dobrowolnie przyjmować cierpień, to przecież cierpiąc, pełnicie wolę Boga, a każda chwila Waszego cierpienia jest w oczach Bożych zapewne stokroć cenniejsza niż różne wielkie czyny, choćby najwspanialsze, i długie godziny modlitw choćby najbardziej pobożnych.

       S. M. Dulcissima przyjmowała cierpienie dobrowolnie, w różnych intencjach Kościoła i świata: za papieża, za duchowieństwo, za Zgromadzenie zakonne, za dusze w czyśćcu cierpiące, za grzeszników. Prosiła o zatwierdzenie reguły swego Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, o dobry wybór przełożonej generalnej, o świętość kapłanów i osób zakonnych, o pokój w świecie. Każdą prośbę przypieczętowywała "fiat" wypowiadanym Bogu. Czy jej cierpienie było wówczas mniejsze? Czy była pełniejsza pokoju? Czy lęk natychmiast znikał? Poznając jej życie, musimy powiedzieć, że nie; życie tej kobiety było chwilami dramatyczne, ogarnięte ciemnościami, a jej cierpienie nie zawsze rozumiane przez otoczenie. Tak kształtowała się jej droga świętości. "Tak" wypowiedziane Bogu wyraziło się już we wczesnej młodości, przez prywatny ślub uczyniony w niedzielę Trójcy Świętej 1925 roku, gdy oddala się Mu na własność. Oblubieniec poważnie potraktował oblubienicę. Wkrótce przyszło pragnienie służenia Bogu w klasztorze i wewnętrzne przekonanie o prawdziwości Bożego wezwania. Później bolesny okres trudności w domu rodzinnym i wreszcie uzyskanie pozwolenia na wstąpienie do Zgromadzenia. Niedługo po rozpoczęciu życia zakonnego rozpoczęła się choroba. Była ona wyraźną odpowiedzią na wspaniałomyślną decyzję pełnienia wyłącznie woli Bożej.

       Ponieważ w marcowym numerze ks. Czesław Podleski zapoznał Czytelników "Apostolstwa Chorych" z krótkim życiorysem S. M. Dulcissimy, ograniczmy się w tym miejscu do wyboru jej myśli zapisywanych przez nią samą lub notowanych przez jej współsiostry, gdy choroba uniemożliwiała jej już pisanie. Odnajdźmy w tych refleksjach zachętę do wierniejszego podążania za Chrystusem na tym miejscu, jakie wyznaczyła nam Opatrzność i zaczerpnijmy z bogactwa jej myśli. W miesiącu odejścia S. M. Dulcissimy do wieczności prośmy Ją o wstawiennictwo w naszych potrzebach ciała i duszy.

       Już w 1924 roku odczułam pragnienie poświęcenia się Zbawicielowi. Obawa przed kłopotami i sprzeciwem rodziców by ta wielka. Współczułam im, ale moja gwałtowna tęsknota za Zbawicielem była silniejsza [...]. Do tego doszły pokusy i ataki złego nieprzyjaciela, który wciąż mówił mi, ze jestem niezdatna do klasztoru, ponieważ nic nie umiem. Moją odpowiedzią było "Pracować, cierpieć i ratować dusze ".

       U Boga nie ma rzeczy małych, czym zawsze chętnie się usprawiedliwiamy. Czyż nasze życie nie jest całe służbą Bożą? Odpowiedzialność za jedną duszę i jej szkody jest większa niż wszystko inne na świecie.

       Jezus woła mnie do ofiary.

       [...] przyszłam do klasztoru, aby złamać moją własną wolę i wzgardzić moim "ja".

       Moim postanowieniem [...] było to, by wszystko, czego nauczyłam się w ciągu roku nowicjatu, praktykować w dalszym życiu: ratować dusze dla Zbawiciela i zostać świętą na prostej drodze obowiązku.

       Będę mogła teraz złożyć świętą profesję; cieszę się z tego bardzo, ponieważ będę mogła pomagać Jezusowi dźwigać krzyż. Przez pierwsze śluby chcę być Szymonem z Cyreny.

       Miłość, mój Jezu, oto daruję Ci czystą miłość. Stworzenia powinny być dla mnie niczym, i ja niczym dla stworzeń.

       Daj nam, o Zbawicielu, łaskę, abyśmy zawsze potrafili poświęcić wszystko, by tylko rozpoznać i pełnić Twoją wolę, co przecież, w gruncie rzeczy jest najtrudniejsze! Czyż [...] ofiarowana wola własna nie ma wartości największej i najpożyteczniejszej ofiary dla nas?

       O mój Jezu, zobacz, jest coraz gorzej z moimi oczami. Wkrótce nie będę mogła pisać do Ciebie, ale Ty jesteś Tym, który chce tego.

       O Jezu, pomóż duszom, które prosiły mnie o modlitwę.

       Modlić się znaczy: kochać Boga jak dziecko, być całkowicie napełnionym i przenikniętym Bogiem. Modlitwa jest tęsknotą za Bogiem.

       Wszystko, co mi Bóg ześle, chętnie i z gotowością przyjąć. Obowiązki stanu na miarę swoich sił dobrze wypełnić. Życie wspólnotowe jest również pokutą. Niechęć i nieprzychylność przezwyciężać. Praktykować cnotę umartwienia.

       Trzykrotnie Święty Boże, jeśli Twoją najświętszą wolą jest, bym jeszcze więcej cierpiała, wtedy chcę jeszcze więcej znosić.

       O Jezu, jak bardzo pragnę z kapłanami ratować dusze dla Ciebie! Pozwól mi pomagać kapłanom!

       Chciałabym, o Jezu, być nową ofiarą; czy tak ma być? Ponieważ, zasadniczo jesteśmy wszyscy duszami ofiarnymi. Dlatego powinniśmy iść za Tobą na Golgotę.

       O Duchu Święty, Ty nieznany Boże dzisiejszego świata, oświeć naszych księży i daj im słuszne słowa, by uratowali wiele dusz!

       Jak pięknie oddać wszystko Zbawicielowi, co On sam mi dał!

       Być szczęśliwą w cierpieniu często nie jest łatwo. Natomiast być zdrowym i pracować - czyni radosnym. Jednak nas, jako oblubienice Chrystusa, cierpienie musi czynić radosnymi. Jeśli nadejdzie tęsknota za Jezusem i Maryją, kilka łez połyka się w kąciku. [...] "tęsknoty za Jezusem nie da się przecież opisać". O, dręczy mnie czasami Zły tak bardzo! Stara się zepsuć wszystkie moje radości i wszystko uczynić cięższym, niż to rzeczywiście jest. Walczyć i zmagać się z Ojcem kłamstwa musimy aż do ostatniej godziny.

       Pomogę duchowo ratować dusze moimi codziennymi drobnostkami. Uratować jedną jedyną duszę, aby sprawić rzeczywiście radość Jezusowi i Maryi, co za szczęście. Niczego nie mogę ofiarować Jezusowi poza moimi codziennymi słabościami i z Nim złożyć ofiarę.

       Być świętym znaczy: w naturalny sposób stać się nadnaturalnym [...].

 

Dobromiła Salik

 

 

 

Artykuł zamieszczony został w Apostolstwie Chorych, w maju 1997 roku

 

 


  • Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

    Powrót do Strony Głównej