. |
"W liście z 22 kwietnia bieżącego 1998 roku Wasza Ekscelencja zapytywał kongregację, czy ze strony Stolicy Apostolskiej nie ma żadnej przeszkody, by przeprowadzić proces beatyfikacji i kanonizacji Sługi Bożej MARII DULCISSIMY (w świecie: Heleny Joanny Hoffmann), Siostry zakonnej ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, która zmarła w roku Pańskim 1936.
Po zbadaniu sprawy pragnę powiadomić Waszą Ekscelencję że ze strony Stolicy Apostolskiej nic nie stoi na przeszkodzie (Nihil Obstare), żeby sprawa beatyfikacji i kanonizacji tejże Sługi Bożej Marii Dulcissimy (w świecie: Heleny Joanny Hoffmann) mogła być przeprowadzona z zachowaniem "norm, które należy zachować w badaniach jakie Biskupi są zobowiązani przeprowadzić w sprawach beatyfikacji i kanonizacji" wydanych przez tę Kongregację 7 lutego 1983 r. - czytamy w piśmie Stolicy Apostolskiej do metropolity górnośląskiego, arcybiskupa Damiana Zimonia.
To pismo umożliwiło rozpoczęcie starań o beatyfikację (zaliczenie w poczet błogosławionych) i kanonizację (uznanie za świętą) siostry S. M. Dulcissimy, rodowitej Ślązaczki spod Świętochłowic, która dała wyraz swej świętości w raciborskim Brzeziu. Siostra "Dulcisma", jak nazywają ją mieszkańcy Brzezia, na żywo zapisała się w pamięci sobie współczesnych. Naprawdę nazywała się Helena Joanna Hoffmann. Urodziła się 7 lutego 1910 r. w Zgodzie, obecnie dzielnicy Świętochłowic, w rodzinie hutniczej. Już w latach dzieciństwa odznaczała się niezwykłą pobożnością. W 1928 r. została przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Wkrótce po wstąpieniu do klasztoru zachorowała. 23 października 1929 r. przywdziała habit zakonny i przyjęła imię Siostra Maria Dulcissima. Mimo co raz to pojawiających się nawrotów choroby wiodła skromne i pokorne życie, przepełnione pobożnością i mistyką. Za swą przewodniczkę obrała św. Teresę od Dzieciątka Jezus. 18 stycznia 1933 r. przybyła do Brzezia nad Odrą. W kaplicy tutejszego klasztoru, 18 kwietnia 1935 r., złożyła śluby wieczyste. Mimo dolegliwej już choroby odwiedzała innych cierpiących i wypraszała dla nich łaski. Tak doszło do wielu przypadków cudownych uzdrowień. Zmarła 18 maja 1936 r. Przyczyną był prawdopodobnie guz mózgu. Została pochowana na starym cmentarzu przy kościele parafialnym w Brzeziu. Jej biografowie wskazują, że miała dar jasnowidzenia i wewnętrzne stygmaty. Okoliczna ludność wierzy, że ziemia z jej grobu ma właściwości lecznicze. Poniżej o świątobliwej pisze Małgorzata Rother-Burek.
Dziś o godzinie 5. 30 rano Zbawiciel powołał do siebie, do swego Niebieskiego Królestwa swoją wierną Oblubienicę cierpień, naszą drogą współsiostrę Marię Dulcissimę Hoffmann od Najświętszej po wszystkie czasy Niepokalanej Dziewicy Maryi. (...) Przez swą pełną heroizmu ofiarę miłości i gotowości cierpienia przeżyła czasów wiele". O pobożną modlitwę za wierną zmarłą prosi Dom Macierzysty Sióstr Marii Niepokalanej. Tak brzmiała wiadomość o śmierci S. M. Dulcissimy podana we Wrocławiu 18 maja 1936 r. Słowa te przytacza ks. Józef Szwetter w książce zatytułowanej "Oblubienica krzyża" którą napisał w maju 1945 r. w Warcie na Śląsku. Dzieło to ukazało się drukiem dopiero w 1996 r., w 60. rocznicę śmierci S. M. Dulcissimy. Przez pół wieku zaś, popularnie mówiąc, krążyła w tzw. drugim obiegu, w formie luźnych kartek maszynopisu przechowywanych wśród innych pamiątek po zmarłej.
Oto, jak autor uzasadnia swoją decyzję o napisaniu monografii poświęconej Helenie Hoffmann: Członkinie Rady Generalnej Sióstr Marii Niepokalanej poprosiły mnie o napisanie jej życiorysu. Po dłuższym zastanowieniu i zbadaniu dokumentów dotyczących sprawozdań naocznych świadków, zgodziłem się (...). Jednak to. co w tej książce wydaje się cudownym, należy, naturalnie ocenić tylko według pojęć ludzkich a przedstawienie tego wcale nie jest uprzedzeniem osądu Kościoła, który sam wypowiada ostatnie słowo (...). Osobiście poznałem zmarłą w czasie rekolekcji które wygłosiłem w Nysie w 1932 r. Była ze mną związana duchowo. Ostatnim jej życzeniem było, aby mogła jeszcze raz rozmawiać ze mną na łożu śmierci. Życzenie to nie mogło być spełnione z powodu zamknięcia granic (...). Nie w mieście Nysie "Śląskim Rzymie" bowiem ale w malej polskiej wsi Brzezie miała pozostać w pełnym zjednoczeniu z Jezusem Ukrzyżowanym ukryta, przeżywająca w sposób mistyczny swe życie z jego głównym rysem wielkiego dziecięctwa.
Już za życia S. M. Dulcissimy podziwiano silę jej modlitwy i poświęcenia w cierpieniach oraz jej ofiarną miłość i pragnienie ratowania dusz dla Chrystusa. Ludzie uważali ją za świętą i polecali się jej modlitwom. Również przełożeni jej zgromadzenia byli przekonani o szczególnej skuteczności jej modlitw i zwracali się do niej w trudnych sprawach. Jej ocena była dla wielu głosem Bożym. Po jej śmierci ludzie mówili: zmarła święta. Wielu do dziś, jak pisał w 1945 r. ks. Szwetter, odwiedza jej grób i modli się do Dulcissimy z prośbą o wstawiennictwo w swoich sprawach. Liczba wysłuchanych modlitw wzrasta. Do jej przyozdobionego kwiatami grobu przybywają również osoby z odległych miejscowości i z wielką nadzieją wzywają orędownictwa Oblubienicy Krzyża. Nikt nie odchodzi stamtąd nie otrzymawszy pocieszenia i wzmocnienia na duchu.
Czytając teksty pisane dziesięć lat po śmierci świątobliwej siostry, myślę, cóż można jeszcze dodać? Chyba tylko to, że wciąż są aktualne. Także to, że grudki ziemi z grobu Dulcissimy rozsiewane są w coraz to nowych zakątkach świata. Prawie każdy wyjeżdżający z Brzezia zabiera ją prosząc o błogosławieństwo, rychły i szczęśliwy powrót. Często jest to talizman z rodzinnych stron.
Z roku na rok zwiększa się również ilość wotywnych podziękowań składanych w naszym brzeskim klasztorze. Mieszkający w Londynie a pochodzący z Brzezia poeta Jan Darowski, na wieść o przygotowaniach do procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego przesłał na moje ręce fragment swych - spisanych w formie książki - wspomnień z dzieciństwa i swej drogi do Anglii. Poeta opisuje bardzo wymowny fakt. Jako dziecko przeszedł szkarlatynę. Powikłania doprowadziły do zapalenia opon mózgowych i zupełnej utraty słuchu i wzroku. Oto fragment tychże wspomnień: Moje lewe, dziś widzące i kiedyś wspaniałe oko jest darem od Siostry Dulcissimy z naszego nowicjatu Marianek. Ja wzrok odzyskałem, a ona oślepła zupełnie prawie w tym samym czasie. Lekarze przyjeżdżali i odjeżdżali, kiwając głową pełni współczucia dla Matki. Ona nie. Ona zostawała, modliła się o wzrok dla mnie (...). Cokolwiek się stało, stało się. Pewnego dnia ja świat widziałem, a Ona już nie. Lekarz gdy przyjechał, oświadczył, że to cud.
Wychowałam się, podobnie jak wielu mieszkańców Brzezia, w atmosferze kultu do S. M. Dulcissimy. Dopiero jednak kilka lat pracy redaktorskiej przy "Brzeskim Parafianinie", piśmie historyczno-religijnym o naszej chrześcijańskiej wspólnocie, pozwoliło mi poznać dogłębnie istotę tegoż kultu. Wielokrotnie wsłuchiwałam się w opowiadania moich rozmówców, głównie ludzi starszych, którzy historię swego życia, swe osobiste losy ściśle wiążą z doznanymi łaskami uzyskanymi od Boga za wstawiennictwem Heleny Hoffmann. Wielu z nich zostało dziś wpisanych na listę świadków w rozpoczętym procesie.
18 lutego 1999 r., o godz. 12. 00, w wypełnionej po brzegi krypcie Katedry Chrystusa Króla w Katowicach otwarty został diecezjalny proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny pierwszej w historii rodowitej Ślązaczki. Niecodzienną uroczystość, u progu trzeciego tysiąclecia, prowadził ks. abp. Damian Zimoń. Wzięła w niej udział Siostra Generalna Angela Kubon ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Rzymie. Postulatorem toczącego się procesu został ks. Alojzy Drozd. Powołani członkowie Trybunatu złożyli przysięgę. Proces trwa.
Artykuł został zamieszczony w
Ziemii Raciborskiej - miesięczniku historyczno-przyrodniczym, w marcu 1999 r.