Artykuły na temat Świętej Gianny

 

.

 

 

Moja święta Mama
Świadectwo Laury Molli Panutti, córki św. Joanny Beretty Molli,
wygłoszone podczas uroczystości w Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu

 

 

Laura Molla Panutti. Fot. R. Sobkowicz. Opublikowano w Naszym Dzienniku, w numerze 135 (1934), z dnia 11 czerwca 2004

       My, Włosi, zbratani z Polską i Polakami wspólną wiarą chrześcijańską, którą tak dzielnie zachowaliście pomimo ciężkich prób, żywimy szczególną wdzięczność dla tej ziemi. Ziemi, która wydała Ojca Świętego Jana Pawła II. Jego osoba w sposób szczególny poprzez kanonizację jest związana z moją matką.

       Mama odeszła, zanim ukończyłam trzy lata, zatem nie mogę przekazać jakiegoś szczególnego osobistego świadectwa odnoszącego się do jej życia. Moje wspomnienia są często niejasne, zamazane, jak również nie zawsze ściśle związane z tym, co później opowiadano mi o życiu mojej mamy. Pamiętam jej uśmiech, kiedy musiała znosić moje kaprysy, gdy nie chciałam iść do przedszkola; pamiętam, jak mama spokojnie zwracała mi uwagę, żebym nie przerywała, kiedy rozmawiała z domownikami lub przyjaciółkami, gdyż byłam małą gadułą, bardzo lubiłam mówić. Mama grzecznie przywoływała mnie do porządku. Pamiętam wspaniałe dni spędzone w górach, kiedy tata wracał z podróży i cała rodzina była razem. W szczególności przywołuję Święta Bożego Narodzenia w 1961 r. - ostatnie spędzone z mamą, kiedy to mówiła mi o znaczeniu narodzin Chrystusa. Pamiętam, kiedy troszkę zawstydzona recytowałam poezję związaną z tymi świętami.

       Z pewnością ból, uczucie straty i żal, że mama nie była ze mną, zwłaszcza w latach mojego wzrastania, nie opuściły mnie nigdy. Jednak szczególnie w latach dojrzewania zawsze miałam uczucie, że ona jest ze mną, że jest blisko, że mi pomaga, strzeże mnie. W chwilach trudnych zawsze pokładałam w niej ufność i nigdy się nie zawiodłam. Kiedy 16 maja 2004 roku została kanonizowana, pojawiło się pytanie: Jak to się stało, że została kanonizowana z innymi wielkimi osobami, np. św. Orione, a jednak uwaga mass mediów skupiła się na osobie mojej mamy? Zdaniem mojego ukochanego męża, przyczyną jest zwyczajność życia mamy, jej świętość - współczesnej osoby świeckiej, pracującej zawodowo, mężatki, matki rodziny. Ten przykład jest nam dzisiaj bardzo bliski. Myślę, że z tych powodów przesłanie świętej Joanny znalazło tak wielu słuchaczy na całym świecie, nawet wtedy, kiedy była jeszcze "tylko" błogosławioną.

       Mama, która poznała miłość Bożą i miłość bliźniego, wychowana była w miłości do świętych przez swoich dziadków i rodziców. Otrzymała sakramenty i edukację w pełni chrześcijańską. Przeżywała swoje życie w środowisku, gdzie wszyscy w jakiś sposób starali się jeszcze bardziej kochać drugiego człowieka, a zwłaszcza osamotnionego, w którego twarzy widzimy twarz Pana. W ten sposób chcieli wypełnić wolę Bożą. Wspólnie z moim tatą mama stworzyła w domu atmosferę miłości, gdzie Jezus był zawsze punktem odniesienia. Świadczą o tym listy, które rodzice wymieniali z uwagi na fakt, że tata często podróżował służbowo. Można powiedzieć, że pierwszym nauczaniem mojej mamy była fundamentalna ważność osób, społeczeństwa, rodziny jako pierwszej wspólnoty, gdzie człowiek uczy się wiary, miłości, uczy się walorów moralnych i cywilnych. Ta łaska, że św. Joanna wychowała się i wzrastała w społeczeństwie chrześcijańskim, że otrzymała sakramenty, że otrzymała również wychowanie katolickie, została jakby od razu przyjęta i również zaowocowała. Każdego dnia mama odprawiała medytację, uczestniczyła w Eucharystii, oddawała się odpowiedniej lekturze, działała w Akcji Katolickiej. Dzisiaj uczy nas, aby poważnie przyjmować Ewangelię, abyśmy postawili Jezusa w centrum naszego życia. On pomyśli o tym, byśmy wydawali owoce. My mamy wzrastać.

       Życie mojej mamy jako lekarki, żony, matki było całkowicie normalne, naznaczone poza szczególną miłością duchem wiary, który ożywiał wszystko to, co czyniła. Mama uczy nas zatem, że aby być świętymi, nie trzeba robić rzeczy szczególnych. Wystarczy, abyśmy z oddaniem żyli i praktykowali nauczanie Ewangelii, abyśmy z oddaniem wypełniali nasze obowiązki. Mama była lekarzem pediatrą, doskonale wykształconym w służbie ludziom. Szczególnie pracowała w zakresie rozpowszechniania wiary chrześcijańskiej. To świadomość świętości życia prowadziła św. Joannę do tego, aby z odwagą i miłością przekonywać te kobiety, które zdecydowały się na zabicie swego poczętego dziecka, aby więcej tego nie czyniły; pragnęła także pokazać, jak wielkiego zła się dopuściły. Nigdy jednak z jej strony nie zabrakło zachęty, aby przeprosić Boga i wrócić do chrześcijańskiego życia. Święta Joanna mówiła: "My, lekarze, mamy wiele okazji, których nawet kapłani nie mają. Nasza misja nie kończy się nawet wtedy, gdy lekarstwa i medycyna nie mogą już pomóc, ponieważ pozostaje jeszcze troska o duszę. Kapłan dotyka rękoma Jezusa w czasie Eucharystii, my, lekarze, dotykamy Jezusa poprzez ludzi chorych i tych, którzy wołają o pomoc".

       Mama przeżywała swoje powołanie matki i żony w sposób całkowicie zwyczajny. Tata wielokrotnie powtarzał, że nawet nie dostrzegł, że miał przy sobie świętą. Mama była przekonana, że wyznaczona jej przez Boga droga prowadzi poprzez sakrament małżeństwa i macierzyństwo. Bardzo kochała życie, wszystko to, co piękne, święte, wzniosłe. Uwielbiała muzykę, grała na fortepianie, chodziła na koncerty, malowała. Była wielką amatorką gór, wspinaczek, dobrze jeździła na nartach. Jednocześnie dbała o dom, żywo interesowała się modą i doskonale gotowała.

       Powołanie do świętości jest powszechne, dotyczy wszystkich wierzących, także małżonków, którzy, wspierając się we wzajemnej miłości, w duchu wiary, uświęcają swoją codzienność. Wielokrotnie słyszeliśmy niesłuszne opinie, oburzające się, jak można opuścić trójkę dzieci, aby ratować czwarte. Moja mama była przekona, że nasza siostra Joanna Emmanuela miała takie samo prawo do życia jak i my. Dlatego właśnie w chorobie wybrała rozwiązanie, które dawało więcej szans dziecku niż jej samej. I tak się stało. Jej decyzja wyraża wiarę w to, że Jezus, umierając na krzyżu i zmartwychwstając, zwyciężył ostatecznie grzech, ból i śmierć. To przekonanie wzbudziło w świętej gotowość do najwyższej miłości, tej miłości, która daje życie. Niezachwiana ufność w Boga pomogła jej w tej decyzji. Na ile to możliwe dla człowieka, naśladowała Chrystusa, który "umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował" i umiłował ich miłością największą. To znaczy tą oddającą życie za drugich.

not. AAK     

 

 

Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 135 (1934), z dnia 11 czerwca 2004 r.

 

 

 

 

  • Aleksandra Koryszewska. Oddała życie za swoje dziecko - artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 135 (1934), z dnia 11 czerwca 2004 r.

  • Miłość większa niż śmierć - Słowo wygłoszone podczas uroczystości przyjęcia relikwii Św. Joanny Beretta Molla w Bazylice - Sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu, 3 czerwca 2004 roku

  • Joanna Walczak. Świadek wiary i miłości chrześcijańskiej - artykuł zamieszczony w "Przewodniku Katolickim", w numerze 25/2004

  •  

     


  • Inne artykuły

    Powrót do Strony Głównej