Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

 

.

 

      

Ks. Jan Górecki

 

Pokorna Służebnica Jezusa ze Śląska

 

     XVII-wieczny poeta niemiecki z Wrocławia, Heinrich Mühlpfort, określił Śląsk jako szmaragd Europy. Kamień mieniący się różnymi odcieniami zależnie od liczby składników tworzących jego konsystencję; Śląsk to region utkany z wielu kultur: polskiej, morawskiej i niemieckiej. Ta wielokulturowość stanowi ogromne swoiste bogactwo naszej pięknej śląskiej ziemi, stanowi śląską tożsamość w połączeniu z europejską otwartością. Czynnikiem, który spajał te kultury, była religia chrześcijańska. Religia bowiem wprowadzała w życie i działalność ludności Śląska nowy wymiar (dimension), dzięki któremu samoaktualizował się Kościół, będący wspólnotą wiary, nadziei i miłości. Proces budowania Kościoła dokonywał się także poprzez pokorną siostrę ze Zgromadzenia Maryi Niepokalanej – s. Dulcissimę Hoffmann. Lata szkolne. Helenka Hoffmann w drugim rzędzie, ósma z lewej strony. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Urodziła się 7 lutego 1910 r. w Eintrachthütte, dziś Świętochłowice-Zgoda, w rodzinie robotniczej. Sakrament chrztu, pojednania i Eucharystii Świętej przyjęła w nieistniejącym już kościele pw. św. Józefa na Zgodzie. Była dzieckiem pierworodnym. Z późniejszym rodzeństwem żyła w zgodzie. Ojciec był człowiekiem o dobrym sercu, ale surowym, czasem zbyt surowym, nawet w stosunku do swej małżonki i dzieci. Nie dziwimy się, że później s. Dulcissima napisze: „Już we wczesnym dzieciństwie moja wola była złamana”1. Surowość ta jej nie zniechęcała – okazywała rodzicom jeszcze większe posłuszeństwo. Z domu rodzinnego wyniosła głęboką wiarę, szacunek i właściwy stosunek do pracy ludzkiej, a nadto wielką wrażliwość na sprawy cierpienia i chorób drugich.
     Naukę w katolickiej Szkole Powszechnej w Zgodzie rozpoczęła w kwietniu 1916 r., a ukończyła 1 grudnia 1923 r. W szkole odznaczała się pracowitością i wzorowym zachowaniem. Tak w domu, jak i w szkole z zamiłowaniem uczyła się katechizmu i historii biblijnej. Centrum tych zainteresowań biblijnych stanowiła osoba Jezusa Chrystusa. Stąd jej częste odwiedziny Pana Jezusa w kościele, gdzie wpatrywała się w tabernakulum. Nie zapominała też o Matce Bożej, której wizerunek znajdował się w zgodzkim kościele.
     Jako dziewczynka lubiła rzucać kwiaty przed Jezusem Eucharystycznym na Boże Ciało. Po latach symbolicznie to wyjaśnia, mówiąc, że nasze dusze winny być tak czyste, jak te kwiaty.
     W domu haftowała komże, ofiarując każdy ścieg Panu Jezusowi. Pomagała również biednym rodzinom oraz Siostrom Maryi Niepokalanej. Wszystko to czyniła – jak mawiała – „by sprawić radość Bogu i ludziom”. Oprócz tego pomagała chorym, których dostrzegała na każdym kroku. To dostrzeganie chorych i biednych było szczególnym charyzmatem Helenki. Pragnienie niesienia pomocy odziedziczyła po rodzicach i było ono zgodne z duchowością założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Helenka Hoffmann przed I spowiedzią - 1919 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Ojciec Helenki wcześnie – mając zaledwie 32 lata – zmarł. Helenka miała wtedy 10 lat. Śmierci swego ojca Helenka nie rozumiała. Przychodziła na grób ojca i tam płakała. Przed pójściem do zakonu zjawiła się po raz ostatni na cmentarzu i przy mogile ojca oświadczyła bliskim, że wstępuje do zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Matka Helenki ponownie wyszła za mąż, zgodnie z życzeniem męża, za swego szwagra Franciszka.
     Wielki wpływ na życie wewnętrzne Heleny wywarły miejscowe siostry Maryi Niepokalanej, które na Zgodzie miały dom zakonny i służyły parafianom, prowadząc przedszkole i ambulatorium oraz odwiedzając i pielęgnując chorych.
     Ks. radca Edward Adamczyk przez I wojną światową sprowadził najpierw siostry boromeuszki, a później siostry ze zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Zrozumiał bowiem, że miejscowe środowisko przemysłowe potrzebuje innego ducha, innego wymiaru, że Kościół w czasach rozwijającego się przemysłu musi zbliżyć się do robotnika, aby nie doszło do zeświecczenia i dechrystianizacji środowiska górnośląskiego. I ta świadomość stanowi o wielkości duszpasterskiej ks. Adamczyka.
     Pracę sióstr podpatrywała mała Helenka, która bardzo często bez zgody mamy pomagała chorym, biednym i opuszczonym. Miała czułe serce dla ubogich, a równocześnie była małym „drapichrustem”.
     Mając 10 lat, przyjęła Pana Jezusa w komunii św. i wtedy to postanowiła, że w sercu swoim zbuduje kapliczkę dla Pana Jezusa. Dzień I komunii św. bardzo mocno przeżywała na kontemplacji Jezusa Eucharystycznego. Można tu przytoczyć słowa św. Pawła, które były zarazem słowami Helenki: „Uznałem wszystko za śmieci, bylebym pozyskał Jezusa”.
     Faktem decydującym o kierunku religijności Helenki było znalezienie na polu między Zgodą a dzisiejszym Nowym Bytomiem medalionu zakonnicy, której zrazu nie poznała. Dopiero później, kiedy przychodziła do Helenki w snach, uświadomiła sobie, że jest to św. Teresa z Lisieux – od Dzieciątka Jezus, twórczyni tzw. małej drogi do świętości lub „małej tajemnicy”. Święta ta wywarła wielki wpływ na duchowość Heleny Hoffmann. Był to nowy dimension jej życia wewnętrznego. Sługa Boża S.M. Dulcissima w dniu I Komunii Św. 
Zgoda, 05.05.1921 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Św. Teresa pod koniec XIX wieku w istnienie ludzkie wniosła nowy wymiar. Dyskretnie swoim życiem podpowiadała, że należy uświęcać każdą sytuację dnia. Każdy Kairos chwili jest cenny dla naszego poświęcenia i zbawienia.
     Przystępując 27 maja 1927 r. do sakramentu bierzmowania, Helenka obrała imię Teresa, nawiązując tym samym do św. Teresy z Lisieux. Z jednej strony uświadomiła sobie, że odtąd intensywniej ma pozostawać pod inspiracją Ducha Świętego, z drugiej zaś strony wybór św. Teresy był dowodem rozwoju już zainicjowanego kultu tej świętej. Odtąd Helena wchodzi w krąg mentalności św. Teresy. Jej życie łączy się z tą właśnie świętą, z jej pojmowaniem świętości. „Gdybym nie miała św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która mnie pouczała i upominała, nie byłabym dziś w klasztorze” – mówiła s. Dulcissima2. Helena jako postulantka - 1928 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Po bierzmowaniu Helenka wstąpiła do Kongregacji Mariańskiej. Drogę do stanu zakonnego miała ciężką, a ciężar ten leżał po stronie matki, otoczenia, a także pokus złego ducha, którymi była wciąż doświadczana. Wszystko jak gdyby sprzysięgło się przeciw niej. A jednak 7 grudnia 1928 r. została przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Jako kandydatka poświęcała się całkowicie, wręcz spalała się dla Boga, ofiarując równocześnie pomoc bliźnim. Była stworzona nie tylko do igły – jak to ongiś mawiano – ale do wszelkiej służby chorym. Chorzy byli szczególnym przedmiotem jej miłości, której uczyła się od św. Teresy. Miłość tę wyniosła również z domu rodzinnego.
     Przez otrzymanie od przełożonej generalnej M. Klotyldy kołnierza postulantki zbliżyła się bardzo do swego Oblubieńca, miała też głęboką świadomość Jego obecności w Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej. Helena jako postulantka - 1928 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Mieszkała we Wrocławiu, Nysie, Świętochłowicach-Zgodzie. 17 marca 1928 wstąpiła do postulatu we Wrocławiu. W nowicjacie pisała książeczkę „Moja kapliczka”, którą wzorowała na „Dzienniku duchowym” św. Teresy z Lisieux. Dzienniczek s. Dulcissimy to nic innego jak ilustracja drogi dojścia do Boga. To dokument odzwierciedlający jej duchowe dochodzenie do Niego. Pragnęła być świętą, a swój cel chciała osiągnąć przez wierność Kościołowi, modlitwę za kapłanów, Kościół, papieża, w intencji Zgromadzenia – przełożonych i współsióstr, za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące, a także przez niesienie pomocy bliźnim. W taki to sposób ratowała dusze dla Chrystusa. Wszystko to czyniła zgodnie z Jego słowami: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, mnieście uczynili” oraz z maksymą św. Augustyna: „Idź przez człowieka, a dojdziesz do Boga”. Człowiek już wtedy był dla niej drogą Kościoła. Dlatego jej życie ma wymiar na wskroś eklezjalny.
     Świętość zdobywa się ofiarą. Nie ma na drodze dochodzenia do świętości kompromisów, trzeba nieustannie chronić obraz Boży w swej duszy, obumierać złu i grzechowi, by rodził się nowy człowiek, strzegący Bożych przykazań. Grzech bowiem, sprzeciwiając się świętości, wprowadza w egzystencję człowieka misterium iniquitatis (tajemnicę nieprawości). Śluby wieczyste. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego: 
Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann, Katowice 2006
     Mała kapliczka klasztorna w Brzeziu nad Odrą stała się dla s. Dulcissimy przestrzenią świętości, nasyconą Bogiem. Był to genius loci emanujący niepowtarzalnym nastrojem. Kaplica w Brzeziu to miejsce doświadczania wiary oraz jej przenikania. To miejsce autentycznie oddziałuje na pielgrzymów.
     S. Dulcissima przeżywała różne cierpienia psychiczne, tzw. Dni Ogrójca, ale mimo to podnosiła głowę do góry ku gwieździstym niebiosom
     Wkrótce po rozpoczęciu życia zakonnego wykryto u niej guza mózgu. Choroba pojawiła się po upadku na schodach. Cierpiała na zaburzenia słuchu, pamięci i mowy. Na skutek paraliżu nie mogła się poruszać o własnych siłach, straciła wzrok. Nazywali ją „śląską Małą Tereską”.
     Wstępując do Zgromadzenia, Helena Hoffmann była całkowicie zdrowa, czego dowodzą świadectwa lekarskie. Choroba rozpoczęła się w 1928 r. Ponieważ przełożeni liczyli się z możliwością rychłej śmierci młodej zakonnicy, już podczas nowicjatu, w sierpniu 1931 r., zezwolili jej na złożenie warunkowych ślubów. S. Dulcissima oprócz ślubu czystości i ubóstwa złożyła ślub wiecznej miłości. Pokój siostry Dulcissimy niedługo po śmierci.  
Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego 'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     Pierwszą profesję zakonną Sługa Boża S.M. Dulcissima złożyła 18 kwietnia 1932 r. W tym samym roku ofiarowała Bogu swoje oczy, prosząc Go, by Ojciec Święty zezwolił na zatwierdzenie konstytucji Zgromadzenia. Noce były wypełnione cierpieniem, modlitwą, a także pokusami.
     Dnia 18 stycznia 1933 r. przybyła do domu zakonnego w Brzeziu n. Odrą. Tutaj pogłębiły się jej cierpienia, a jednocześnie pragnienie wypełnienia woli Bożej. Naśladując św. Teresę z Lisieux, s. Dulcissima ofiarowała swoje cierpienia w intencji Kościoła, papieża i kapłanów, w intencji Zgromadzenia – współsióstr, a także grzeszników i dusz w czyśćcu cierpiących.
     W życie s. Dulcissima wszedł Chrystus ze swoim krzyżem – stwierdzono „narośl na mózgu”. Zrozumiała, że przez tę chorobę może apostolsko oddziaływać na innych. Szczególnie uświadamiała sobie sens swego cierpienia w I piątki miesiąca i święta Matki Bożej. Swe cierpienia uznała za małe. Ale u Boga nie ma rzeczy małych. Mawiała, że każde, nawet najmniejsze cierpienie ma wartość u Boga. Rok 1933 był więc dla niej czasem szczególnego zrozumienia swojego apostolatu. Przez treść Drogi Krzyżowej, którą rozważała, mocno weszła w tajemnicę Chrystusowego cierpienia. Otrzymała również od Boga ukryte stygmaty. W jej życie wkomponowany był krzyż, nic dziwnego zatem, że była nazywana „Oblubienicą krzyża”.
     Mimo postępującej choroby przełożeni zakonni, rozpoznając prawdziwe powołanie, dopuścili ją do ślubów wieczystych, które złożyła 18 kwietnia 1935 r.
     Swoje cierpienia nazywała niewielkimi w porównaniu z ogromem cierpienia innych. Chodziło jej bardziej o to, by w cierpieniu nie utraciła przyjaźni z Bogiem, chciała być zawsze blisko Niego, zjednoczona z Nim na zawsze. Zdjęcie grupowe z obłóczyn. Od lewej stoją: s. Dulcissima, s. Hilda, s. Avilda, s. Notgera, s. Ozwefa, s. Pacyfa, s. Ryferdis. 
Od lewej siedzą: s. Sylwia, s. Almarida, s. Chiara, s. Akwara, s. Afelle. 
Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego 'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     Na początku choroby były momenty, w których się żaliła, ale kiedy choroba nie ustępowała, nadal była posłuszna Bogu, mówiąc: „Niechaj Bóg pozwoli być tylko ofiarą, bez głupiego uporu ludzkiego”3. Cierpienia podejmowała bez narzekania na kogokolwiek, nawet się z nich cieszyła. Pogodziła się całkowicie z wolą Bożą. Będąc już ciężko dotknięta cierpieniem, przebywając w klasztorze w Brzeziu n. Odrą, schodziła na półpiętro, gdzie przy figurze św. Józefa klęczała i przez otwarte okno adorowała Pana Jezusa w kaplicy klasztornej. Tam ją zawsze można było zastać. Tam właśnie oddawała swoje cierpienia Jezusowi Eucharystycznemu.
     Choroba postępowała. S. Dulcissima nocami klęczała przy łóżku lub leżała w kącie pokoju. Modliła się i płakała. Za cierpienie dziękowała Bogu: „Zbawiciel jest dobry. Otrzymałam nowy podarunek, mam ciężki język i ciężką rękę. Ale to nie szkodzi”.
     Pod koniec życia na rękach, nogach i boku s. Dulcissimy zaczęły pojawiać się stygmaty – szczególne znaki Bożej miłości. Mimo nieustannej wysokiej gorączki i bólu głowy miała prorocze wizje dotyczące zbliżającej się wojny. Ale uspokajała mieszkańców Brzezia, że nie mają się czego bać, gdyż zawierucha wojenna ominie miasteczko. Trumna z ciałem siostry Dulcissimy z napisem 'Magnificat' i białą szarfą wynoszona z brzeskiego kościoła po Mszy Św. pogrzebowej 22 maja 1936 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego
'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     W „Chronik Mutterhaus der Marienschwester Breslau” (1914–1950) czytamy takie zdanie: „Już w pierwszym roku jej życia zakonnego została dotknięta ciężką chorobą. Wszystkie boleści znosiła z wielką heroiczną cierpliwością i z całkowitym poddaniem się woli Bożej”. W tych krótkich zdaniach zawiera się wartość jej życia.
     S.M. Dulcissima zmarła pogodzona z wolą Bożą 18 maja 1936 r. w Brzeziu. Za życia była lubiana przez mieszkańców i współsiostry. Względem sióstr była życzliwa i darzyła je wielkim szacunkiem. Ksiądz kapelan nazywał ją „aniołem pokoju”.
     Po śmierci spontanicznie została otoczona kultem. Jej grób był i jest nadal zawsze pełen kwiatów i zniczy. Ludzie zabierali ziemię z jej grobu w celu zabezpieczenia mienia, a także w swoich własnych potrzebach. Grudki ziemi zabierali nawet Rosjanie, którzy chcieli wrócić do domu. Dzieci szkolne ziemię przechowywały w piórnikach. Przy jej grobie wiele osób polecało kłopoty swego życia. Wciąż napływają świadectwa łask, które wierni wypraszają u Boga za wstawiennictwem s. Dulcissimy. Na jej grób przychodzą ludzie reprezentujący cały przekrój społeczny, od dzieci po osoby starsze. Często słyszy się pytanie matki skierowane do dziecka: „Pomodliłeś się przy świętej siostrze?”.
     Ludzie przychodzą na jej grób i proszą o zdrowie – o cud. „Na siebie” (tak tu o niej mówią) s. Dulcissima bierze ich choroby i zmartwienia. Na jej grobie „durś gore”. Maria Sochiera powiada, że o cokolwiek przybywający tu proszą s. Dulcissimę, to zawsze ją uproszą.
     Napisy na grobach zazwyczaj nawiązują do życia zmarłej osoby, a także wyrażają świadectwo jej wiary. Na grobie s. Dulcissimy stał krzyż, a na nim następująca inskrypcja: „Jeżeli nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do Królestwa Niebieskiego”.
     Wracając do myśli wcześniejszej, trzeba powiedzieć, że droga s. Dulcissimy była podobna do drogi św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Często powtarzała za św. Teresą: „Jestem piłeczką w ręku Boga, jestem zerem”. Nowym rysem świętości s. Dulcissimy jest uświęcenie ludzi swoim cierpieniem. Po prostu pomaga innym przez cierpienie. W swoim życiu wykazała się heroiczną cierpliwością w cierpieniu. Bez granic zaufała Bogu. Jej duchowość ma trynitarny wymiar. Dziewczęta w bieli niosące kwiaty podczas pogrzebu siostry Dulcissimy 22 maja 1936 r. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego 'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     Chciałoby się powiedzieć za teologiem szwajcarskim, Walterem Nigrem, że „święci znowu wracają”. Dzisiejszy człowiek, który nie interesuje się postaciami świętych, traci kontakt z Bogiem, z sacrum. Święci bowiem naśladowali Chrystusa i w ten sposób nadawali orientację swemu życiu. Do nich należała Sługa Boża S.M. Dulcissima – Helena Hoffmann. Święci są po to, by zawstydzać innych. To zwyczajni ludzie, którzy budowali swoje życie na skale, którą jest wola Boża.
     Zrozumieć Jezusa mogą ludzie prostego serca. Do takich ludzi należała s. Dulcissima, która mawiała, że trzeba być oknem otwartym na Boga. I ona takim oknem była. Nie była lustrem, w którym się przeglądała i widziała tylko samą siebie. Chrystus był dla niej najwyższą wartością.
     Do tej absolutnej wartości, jaką jest Bóg, przychodzi się na kolanach, tak jak czyniła to Sługa Boża s. Dulcissima w całym swoim życiu, a szczególnie w czasie choroby. Siostra Dulcissima nie chciała być nadzwyczajną i to właśnie jest nadzwyczajne. Tak jak duszpasterstwo ma być realizowane w nadzwyczajny sposób, tak świętość polega na zwyczajnym życiu biegnącym w sposób nadzwyczajny. Klepsydra. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego 'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     Gdy przypatrujemy się cierpieniom, jakich doznawała Sługa Boża, widzimy, że całą swoją postawą zaakceptowała cierpienia, odnosząc je do Chrystusa Cierpiącego i Zmartwychwstałego. Zaakceptowanie cierpienia jest możliwe wówczas, kiedy naśladuję Jezusa Chrystusa. To naśladowanie z kolei nie dokonuje się prosto, ale czasem po wewnętrznej walce z sobą samym i z Bogiem, kiedy dochodzi do swoistego – operując językiem Juliana Tuwima – „wadzenia się z Bogiem”. Podporządkowanie swej woli woli Bożej jest finalnym osiągnięciem tych zmagań. Siostra Dulcissima zaakceptowała swoje cierpienia dla innych, szczególnie dla kapłanów. Jej postawa jest zgodna ze słowami św. Pawła z Listu do Kolosan: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam braki cierpień Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).
     W liście o. Biedrzyckiego ze Zgromadzenia Świętej Rodziny czytamy: „S. Dulcissima była prostą, bez pretensji i ambicji dziewczyną oraz zakonnicą, niczego nadzwyczajnego w życiu nie zdziałała, ale oddała Bogu tylko to, co od niego otrzymała, to jest samą siebie”. Tylko tyle, a przecież wszystko, bo więcej dać już nie można. Krzyż i medalik siostry Dulcissimy. Fotografia opublikowana w książce Ks. Jana Góreckiego 'Śląska Służebnica Cierpiącego Pana. S.M. Dulcissima Hoffmann', Katowice 2006.
     S. Dulcissima zasiała w początkach XX wieku na Śląsku pole pszenicą wiary. Dziś zbieramy na tym polu ziarna prawdy, które trzeba pielęgnować z radością. Ważnym przyczynkiem do beatyfikacji s. Dulcissimy jest stałość i trwałość kultu, który trwał i trwa nadal. Na jej grób przychodzą ludzie, którzy jej nie znali, a tylko, zaufawszy sile tradycji, uwierzyli w moc tego fenomenu, któremu na imię s. Dulcissima.
     O trwającym kulcie świadczą także intencje zamawiane przez miejscowych parafian, np.: „Z prośbą o wyniesienie na ołtarze s. Dulcissimy”. Nie ma natomiast intencji: „Za zmarłą s. Dulcissimę”. To też jest dobitny dowód eklezjalnej świadomości wiary ludzi.
     Również wśród sióstr ze Zgromadzenia Maryi Niepokalanej panuje powszechne do dziś dnia przekonanie, że s. Dulcissima jest świętą, że wiele sióstr przez jej wstawiennictwo otrzymuje upragnione łaski.
     Dziś czujemy namacalnie jej orędownictwo, które wyraża się w cudach czynionych za jej wstawiennictwem, mimo że jeszcze nie potrafimy odczytać wszystkich zamysłów Bożych związanych z osobą s. Dulcissimy.
     Św. Teresa od Dzieciątka Jezus żyła tylko 27 lat. Kiedy została beatyfikowana, współsiostra pracująca w kuchni powiedziała: „Nic takiego nie zrobiła, chorowała na gruźlicę i tylko się modliła”. To samo można powiedzieć o s. Dulcissimie, która żyła 26 lat: „Nic takiego nie zrobiła, chorowała, bardzo cierpiała i tylko się modliła”. Ale czy rzeczywiście można powiedzieć: „nic takiego” i „tylko”?

 

 

Tekst opublikowano w Śląskim Kalendarzu Katolickiem „Z tej Ziemi” na rok 2009.
Zdjęcia i ich podpisy pochodzą z książki ks. Góreckiego.



Przypisy:

1. O.J. Schweter, Oblubienica Krzyża. Sługa Boża S.M. Dulcissima Hoffmann (1910–1936), Katowice 1936, s. 10.
2. Tamże, s. 24.
3. Archiwum Sióstr Maryi Niepokalanej, Katowice, pozycja 50.

 

 

 

 


  • Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

    Powrót do Strony Głównej