Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

 

.

 

ks. Bogdan Biela

 

70-lecie śmierci Sługi Bożej S.M. Dulcissimy
Z okna nam błogosławi

 

     Rok temu na oczach całego świata umierał Ojciec święty Jan Paweł II. Były to swoistego rodzaju rekolekcje na temat sensu życia i godnej śmierci. Dla wielu wydarzenia te odcisnęły niezatarte piętno, tym bardziej, że jak wierzymy, on jest ciągle z nami. Nie przypadkowo kard. J. Ratzinger w homilii pogrzebowej powiedział, iż teraz umiłowany Ojciec święty błogosławi nam z okna w domu Ojca. Wiele podobieństw do Sługi Bożego Jana Pawła II zwłaszcza z ostatnich lat jego życia można dostrzec u Sługi Bożej s. Marii Dulcissimy Heleny Hoffmann ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.

     Z chwilą wstąpienia do Zgromadzenia w 1928 r. zaczęła chorować. Charakterystyczne jest to, że z roku na rok cierpienia Dulcissimy narastały. Jej bolesne dolegliwości stawały się niejednokrotnie zagadką dla lekarzy. W styczniu 1933 r. schorowana s. Dulcissima znalazła się w Brzeziu. Osłabienie stało się tak wielkie, że chora bez pomocy nie mogła nic uczynić, nawet najmniejszego ruchu. Trawiła ją gorączka i pragnienie, co nie pozwalało jej wymówić słowa bez wielkiego zmęczenia. Mimo to nigdy się nie skarżyła, co więcej, uśmiech nie schodził z jej ust. Na pytanie innych sióstr o źródło swojej radości odpowiadała, że „najlepszy dar to taki, który jest ofiarowany z uśmiechem. Kiedy siostra będzie gotowa powiedzieć TAK Jezusowi, będzie zdolna do uśmiechu. Zewnętrzna pogoda jest wyrazem wewnętrznej radości”. Gdy pytano ją, co robić, być tak radosną jak ona - odpowiadała siostrom: „Wszystko, co robisz, rób dla Jezusa. Naprawdę ma znaczenie to, ile miłości wkładasz w to, co robisz. Istotne w miłości jest obdarzanie nią bez oglądania się na efekty. Wykonuj po prostu zwykłe czynności z miłością”.

     W liście do przełożonej generalnej opiekunka s. Dulcissimy, s. Lazaria napisała: „Często wymaga od samej siebie [s. Dulcissima] rzeczy, które są ponad jej siły, i trzeba ciągle na nią uważać, ponieważ nie zważa na swój stan duchowy i fizyczny; często czyni zbyt wiele. Dobry Bóg przyjął całkowicie poświęcenie s. M. Dulcissimy i jej obecny stan pozostanie, tj. nie będzie już lepiej, ale też nie gorzej, chyba że przyjmie dobrowolnie nową ofiarę i cierpienie”.

     Siostra Dulcissima miała świadomość wielkich cierpień, które czekają ludzkość. Słyszała głosy wołające o pomoc: „Pomóż mi, pomóż nam, ratuj nas, bądź przy nas, przyjdź nam z pomocą, ratuj nasze dusze!”. Godzinami przebywała w klasztornej kaplicy, bo słyszała płacz Jezusa w tabernakulum. Płakał nad światem, jak kiedyś nad Jerozolimą. „To najwyższy czas, by zbierać duchowe skarby. Prześladowania przyjdą na wszystkie kraje” - mówiła ze smutkiem w głosie. Siostra Lazaria w sprawozdaniu dla domu macierzystego napisała: „Coraz więcej żąda Zbawiciel od s. M. Dulcissimy. Ból stopniowo wzrasta”.

     (…) S. Dulcissima była przekonana, że Bóg chce od niej ofiar, dlatego też mimo ciężkiego stanu zdrowia, prosiła Boga o wciąż nowe krzyże w intencji Zgromadzenia, kapłanów, dusz w czyśćcu cierpiących, świata i wielu osób, z którymi się stykała. Gdy tylko czuła się lepiej, wspierając się na kulach, odwiedzała domy chorych sąsiadów klasztoru. Będąc sama chorą dobrze ich rozumiała, a pociecha jaką im niosła wzbudzała tym większe zaufanie, bo była oparta na własnym doświadczaniu cierpienia. Znany jest m.in. przypadek odzyskania wzroku i słuchu przez chłopca (Janka Darowskiego) za sprawą jej modlitwy, co lekarze uznali za cud, zwłaszcza że siostra Dulcissima w tym samym czasie przestała widzieć.

     Przed śmiercią s. Dulcissima prosiła: „Gdy umrę, nikt nie powinien płakać, ponieważ mam ślub i idę do Jezusa! Dlatego wszyscy powinni się cieszyć”. Leżąc na łożu śmierci modliła się jeszcze ostatkiem sił za umierających.

     (…) Siostrę Dulcissimę ze Świętochłowic-Zgody już za życia uważano za świętą a po śmierci, jak obiecała zaczęła swą prawdziwą misję. Niedługo po jej śmierci siostra Lazaria napisała do przełożonej generalnej Matki Klotyldy: „(…) Codziennie spotyka się ludzi u jej grobu, wieńce i kwiaty. A wiara ludzi, którzy ją widzieli lub tylko słyszeli o niej, jest wielka. Ludzie mówią z zadziwiającym przekonaniem o jej świętości. Oto co dziś powiedział mi urzędnik kolejowy: „Musimy się dużo, dużo modlić, by przez nią uwielbić Boga i żeby została wyniesiona na ołtarze, ponieważ jest w niebie”. W Raciborzu słyszano prostych rolników mówiących: „W Brzeziu, w klasztorze jest siostra, która ma te same łaski, co Teresa z Konnersreuth” (…)”

     Siostra Dulcissima żyła krótko, zaledwie 26 lat. Co można zrobić w tak krótkim czasie? Okazuje się, że bardzo wiele. Osiągnęła cel jaki wyznaczyła sobie w dzieciństwie - świętość. Szła ku niemu prosto, otwarcie z uśmiechem na ustach, bo wiedziała, że „smutny święty to żaden święty”. Uświęciła się w zwykłej, zakonnej codzienności. Jej przyjaciółmi byli Jezus i Maryja oraz św. Teresa od Dzieciątka Jezus, z którą utrzymywała mistyczny związek. Cierpienie, które jej towarzyszyło prawie od początku życia zakonnego, to jej największy skarb, jaki ofiarowała Panu Jezusowi. Potrafiła zgadzać się z wolą Bożą, za wszystko dziękować: za chorobę, ból, cierpienie a nawet za śmierć. Wszystkie krzyże znosiła z heroiczną wręcz cierpliwością i całkowitym poddaniem woli Bożej. Lubili ją zarówno mieszkańcy Brzezia, jak i współsiostry. Ksiądz kapelan nazywał ją „aniołem pokoju”. Po śmierci została otoczona spontanicznym kultem. Wszystko zaczęło się wtedy, kiedy po ludzku powinno się skończyć. Przychodzono na jej grób z różnymi prośbami. Zanotowano wiele cudownych uzdrowień za jej pośrednictwem. Już w czasie wojny matki zaszywały grudki ziemi z jej grobu w mundury synów idących na wojnę. Nawet Niemcy, cofając się przed Armią Czerwoną, rozgrzebali jej mogiłę wierząc, że wstawiennictwo tej katolickiej zakonnicy uprosi im ocalenie.

     18 maja 1936 roku w otoczeniu sióstr i mieszkańców Brzezia odeszła do domu Ojca. Nie umierała na oczach świata, ale świadectwo jej życia i śmierci, a także łaski, które za jej wstawiennictwem są udziałem wielu ludzi, dobitnie świadczą, iż tak jak Jan Paweł II pragnie pomagać nam w naszym ziemskim pielgrzymowaniu. „Siostra Maria Dulcissima była świętą i jest świętą” - powiedział o niej ks. proboszcz Borzecki z Brzezia, człowiek powściągliwy w mówieniu pochwał. Nie było to tylko jego przekonanie, dlatego też 18 lutego 1999 roku w krypcie katedry Chrystusa Króla w Katowicach rozpoczął się proces beatyfikacyjny s. Dulcissimy na szczeblu diecezjalnym. Od tego momentu wszyscy możemy się modlić o jej beatyfikację:

     Boże, Ojcze miłosierdzia, Ty pojednałeś ze sobą świat przez śmierć na Krzyżu i Zmartwychwstanie swojego umiłowanego Syna Jezusa Chrystusa. Ty wzywasz wszystkich wierzących, aby łączyli swoje cierpienie z Męką Zbawiciela dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Przyjmij jako miłą Tobie ofiarę pokorne życie swojej służebnicy siostry Marii Dulcissimy, naznaczone dźwiganiem codziennego krzyża. Obdarz ją chwałą błogosławionych w Twoim Królestwie i wysłuchaj modlitwy swojego ludu, jakie za jej wstawiennictwem ufnie zanosi do Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

     Za jej przyczyną możemy także zanosić do Boga nasze osobiste intencje: Duchu Święty! Prosimy Cię spraw łaskawie, aby Służebnica Boża Siostra Maria Dulcissima stała się rychło naszą świętą orędowniczką u Boga i wspierała nas w naśladowaniu Jej samozaparcia i ducha pokuty przez nieskończone zasługi Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. Jezu mój, błagam Cię udziel mi za Jej pośrednictwem łaski ..., o którą Cię usilnie proszę. Amen. (3 Zdrowaś Mario i Chwała Ojcu).

ks. Bogdan Biela (członek Trybunału)   

 

 

 

Artykuł zamieszczony w artykuł zamieszczony w miesięczniku Parafii
Wniebowzięcia NMP w Katowicach "Pielgrzym", w numerze z czerwca, 2006 r.

 

 


  • Artykuły o Słudze Bożej Siostrze Marii Dulcissimie

    Powrót do Strony Głównej