. |
Pracuje dziewczyna na okrągło, urlopów nie bierze, a złamanego grosza nie chce. 17 maja siostra Dulcissima, pochowana w Brzeziu młoda zakonnica, została patronką tutejszego ośrodka zdrowia. I nie jest to patronat malowany.
Uratowała mnie
"To jest naprawdę wielkie szczęście mieć taki ośrodek zdrowia" - mówią panie Rut i Antonina z Brzezia, stojąc pod poświęconą przed dwoma godzinami tablicą. Złoty napis oznajmia, że tutejszy punkt opieki medycznej nosi odtąd imię Sługi Bożej s. Dulcissimy. Obie na przemian opowiadają, jak wiele zawdzięczają siostrze Dulcissimie. "Ona mnie uratowała. Parę lat temu operowali mnie na kamienie. Jak mnie otworzyli, to cała żółć była wylana. Ale w domu wszyscy się modlili do siostry Dulcissimy i ja z tego wyszłam" - uśmiecha się pani Rut.
W Brzeziu, należącej dziś do Raciborza wsi, nie jest żadną sztuką spotkać ludzi o podobnych doświadczeniach. Zmarła w 1936 roku młoda zakonnica jest dzisiaj najbardziej cenioną obywatelką nadodrzańskiej miejscowości. Opinia świętości, jaka towarzyszyła jej już za życia, po śmierci jeszcze się umocniła, doprowadzając w końcu do otwarcia procesu beatyfikacyjnego. Nic dziwnego, że pomysł nadania jej imienia świeżo wyremontowanemu ośrodkowi zdrowia spotkał się z gorącym poparciem Brzezian. "To nie jest teraz taki ośrodek zdrowia, jak każdy inny" - cieszy się pani Rut. "Tu jest jakoś tak
lepiej. I personel taki wierzący" - dodaje.
Kierownik ośrodka, lekarz Tomasz Krężel, pod koniec Mszy Św. odprawionej po ceremonii poświęcenia tablicy, stanął z kwiatami przed ołtarzem. "Kiedyś siostry prowadziły w klasztorze ośrodek zdrowia" - powiedział. "Teraz opieka
medyczna w Brzeziu wraca pod opiekę jednej z nich".
Wygląda na to, że ta opieka ma wymiar bynajmniej nie symboliczny. Doktor Krężel potwierdza specyfikę brzeskiej placówki. "W pierwszym odruchu miałem ochotę wywiesić na drzwiach wizytówkę siostry Dulcissimy jako nowej pracowniczki" - śmieje się. "Zdarzyło mi się już parę razy, że kiedy pacjentom się poprawiło, oni przypisywali to jej wstawiennictwu. Moją rolą
było stwierdzić, że stan ich zdrowia rzeczywiście jest lepszy. Ja wierzę, że to jest prawda" - mówi. Wtóruje mu jego matka Urszula, również lekarz. "Jak wypisuję receptę, to dodaję zalecenie, żeby pacjent modlił się do siostry Dulcissimy. Ona nam mocno pomaga" - stwierdza z przekonaniem.
"Kiedy wyjeżdżam na urlop, w ośrodku zostaje Dulcissima" - dopowiada doktor. Mimo to nie przewiduje stałej pensji dla tak cennej współpracowniczki. "Dla osoby nieżyjącej? Byłyby trudności... Chyba, że w wymiarze duchowym" - śmieje się.
Tego ośrodka miało nie być. Planowano jego likwidację, a wtedy Brzezianie musieliby jeździć za Odrę, do oddalonego o parę kilometrów centrum Raciborza. Udało się jednak utrzymać tę placówkę i wyremontować ją dzięki środkom raciborskiego Niepublicznego ZOZ-u. Dzisiaj, po kolejnej zmianie w zasadach finansowania służby zdrowia już nie byłoby na to środków. Dlatego mieszkańcy Brzezia podejrzewają, że i w samym ocaleniu ośrodka maczała palce Dulcissima. "Postanowiliśmy, że jak to się uda, nazwiemy ten ośrodek jej imieniem" - opowiada radna Małgorzata Burek. Ta energiczna kobieta nie ma
wątpliwości, że to najwłaściwsze posunięcie. "U nas, w Brzeziu, Dulcissima to imię wymawiane w modlitwach. U nas to jest w duszy. My nie mówimy "będziemy się modlić", my się modlimy" - mówi, żywo gestykulując. "Teraz jeszcze apteka by się tu przydała. Ale siostra Dulcissima to załatwi" - dodaje.
Majowe słońce świeci nad doliną Odry. Tak samo świeciło przed laty, kiedy cała wieś wyszła pożegnać niezwykłą dziewczynę, która ściągnęła na Brzezie szczególne błogosławieństwo. Ale to nie było prawdziwe pożegnanie, bo
Dulcissima najwyraźniej nigdzie nie odeszła. Wygląda na to, że jest tam teraz realniej niż za ziemskiego życia.
Artykuł zamieszczony w katowickeij edycji Gościu Niedzielnym, w numerze z dnia 1 czerwca 2003