65 rocznica śmierci
Sługi Bożej S. M. Dulcissimy Hoffmann
Brzezie k/Raciborza, 19 maja 2001 r.

 

.

 

Obecny wygląd grobu Sługi Bożej S. M. Dulcissimy, na starym brzeskim cmentarzu.    Uroczysta Eucharystia, 19 maja 2001 r. - główny celebrans Ks. Abp Damian Zimoń; z prawej strony Ks. Infułat Romuald Rak; z lewej strony Ks. Proboszcz Antoni Pieczka.    Uroczysta Eucharystia, 19 maja 2001 r. - główny celebrans Ks. Abp Damian Zimoń.    Po Mszy Św. z okazji 65 rocznicy śmierci wykład o Słudze Bożej wygłosił Ks. dr Jan Górecki.

Przy grobowcu Sługi Bożej Ks. Abp Damian Zimoń odmówił Modlitwę o beatyfikację i z brzeskiej ziemi popłynęła modlitwa ludu.    Wierni podczas modlitwy przy sarkofagu, wśód nich byli obecni prezydenci Nowego Bytomia, Świętochłowic i Raciborza.    Nowy grobowiec Sługi Bożej S. M. Dulcissimy; z dala widoczny klasztor Sióstr Maryi Niepokalanej, w którym ostatnie lata przebywała.

 

 

 

      Ks. dr Jan Górecki

 

Sługa Boża
Siostra Maria Dulcissima
- Helena Joanna Hoffmann


       Przybyliśmy dziś do tego sanktuarium, by raz jeszcze dotknąć przez wiarę heroizmu świętości Sługi Bożej Siostry Dulcissimy.

       Urodziła się 7 lutego 1910 roku w Eintrachthütte dziś Świętochłowice-Zgoda w rodzinie robotniczej. Sakrament chrztu, pojednania i Eucharystii św. przyjęła w nie istniejącym już kościele pw. św. Józefa na Zgodzie. Była dzieckiem pierworodnym. Z późniejszym rodzeństwem żyła w zgodzie. Ojciec był człowiekiem o dobrym sercu, ale surowym, czasem zbyt surowym, nawet w stosunku do swej małżonki i dzieci. Nie dziwimy się, że później S.Dulcissima napisze: "Już we wczesnym dzieciństwie moja wola była złamana."1. Surowość ta jej nie zniechęcała, ale jeszcze większe posłuszeństwo okazywała rodzicom. Z domu rodzinnego wyniosła głęboką wiarę, szacunek i właściwy stosunek do pracy ludzkiej, a nadto wielką wrażliwość na sprawy cierpienia i chorób drugich.

       Naukę w katolickiej Szkole Powszechnej w Zgodzie rozpoczęła w kwietniu 1916 roku, a ukończyła 1 grudnia 1923 roku. W szkole odznaczała się pracowitością i wzorowym zachowaniem. Tak w domu, jak i w szkole z zamiłowaniem uczyła się katechizmu i historii biblijnej. Centrum tych zainteresowań biblijnych stanowiła osoba Jezusa Chrystusa. Stąd Jej częste odwiedziny Pana Jezusa w kościele, gdzie wpatrywała się w tabernakulum. Nie zapomniała też o Matce Bożej, której wizerunek znajdował się w zgodzkim kościele.

       Jako dziewczynka lubiła rzucać kwiaty przed Jezusem Eucharystycznym na Boże Ciało. Po latach symbolicznie to wyjaśnia, mówiąc, że nasze dusze winny być tak czyste, jak te kwiaty.

       W domu haftowała komże, ofiarując każdy ścieg Panu Jezusowi. Pomagała również "biednym rodzinom oraz Siostrom Maryi Niepokalanej. Wszystko to czyniła - jak mawiała - by "sprawić radość Bogu i ludziom." Oprócz tego pomagała chorym, których dostrzegała na każdym kroku. To dostrzeganie chorych i biednych było szczególnym charyzmatem Helenki. Pragnienie niesienia pomocy odziedziczyła po rodzicach i było ono zgodne z duchowością założyciela Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej.

       Ojciec Helenki wcześnie - mając zaledwie 52 lata - zmarł. Helenka zaś miała 10 lat. Śmierci swego ojca Helenka nie rozumiała. Przychodziła na grób ojca i tam płakała. Przed pójściem do zakonu zjawiła się po raz ostatni na cmentarzu i przy mogile ojca oświadczyła bliskim, że idzie do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Matka Helenki ponownie wyszła za mąż za - zgodnie z życzeniem zmarłego za swego szwagra Franciszka.

       Wielki wpływ na życie wewnętrzne Heleny wywarły miejscowe siostry Maryi Niepokalanej, które na Zgodzie miały dom zakonny i służyły parafianom zgodzkim, prowadząc przedszkole i ambulatorium oraz odwiedzając i pielęgnując chorych.

       Ks. radca Edward Adamczyk przed I wojną światową sprowadził najpierw siostry boromeuszki a później siostry ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Zrozumiał bowiem, że miejscowe środowisko przemysłowe potrzebuje innego ducha, innego wymiaru, że Kościół w czasach rozwijającego się przemysłu musi zbliżyć się do robotnika, aby nie doszło do zeświedczenia i do dechrystianizacji środowiska górnośląskiego. I ta świadomość stanowi o wielkości duszpasterskiej ks. Adamczyka.

       Pracę Sióstr podpatrywała mała Helenka, która bardzo często bez zgody mamy pomagała chorym, biednym i opuszczonym. Miała czułe serce dla ubogich, a równocześnie była małym "drapichrustem."

       Mając 10 lat przyjęła Pana Jezusa w komunii św. i wtedy to postanowiła, że w sercu swoim zbuduje kapliczkę dla Pana Jezusa. Dzień I komunii św. bardzo mocno przeżywała na kontemplacji Jezusa Eucharystycznego. Można tu przytoczyć słowa św. Pawła, które były zarazem słowami Helenki: "Uznałem wszystko za śmieci, bylebym pozyskał Jezusa."

       Faktem decydującym o kierunku religijności Helenki było znalezienie na polu między Zgodą a dzisiejszym Nowym Bytomiem medalionu zakonnicy, której zrazu nie rozpoznała. Dopiero później, kiedy przychodziła do Helenki w snach Helenka uświadomiła sobie, że jest to św. Teresa z Lisieux - od Dzieciątka Jezus, twórczyni tzw. "małej drogi" do świętości lub "małej tajemnicy". Święta ta wywarła wielki wpływ na duchowość Heleny Hoffmann. Był to nowy dimension jej życia wewnętrznego.

       Św.Teresa pod koniec XII wieku w istnienie ludzkie wniosła nowy wymiar. Dyskretnie swoim życiem podpowiadała, że należy uświęcać każdą sytuację dnia. Każdy kairos chwili jest cenny dla naszego poświęcenia i zbawienia.

       Przystępując 27 maja 1927 r. do sakramentu bierzmowania, Helenka obrała imię Teresa, nawiązując tym samym do św. Teresy z Lisieux. Z jednej strony uświadamiała sobie, że odtąd intensywniej ma pozostawać pod inspiracją Ducha Świętego, z drugiej zaś strony wybór św. Teresy był dowodem rozwoju już zainicjowanego kultu tej świętej. Odtąd Helena wchodzi w krąg mentalności św. Teresy. Jej życie łączy się z tą właśnie świętą, z jej pojmowaniem świętości. "Gdybym nie miała św.Teresy od Dzieciątka Jezus, która mnie pouczała i upominała, nie byłabym dziś w klasztorze - mówiła S.Dulcissima"2.

       Po bierzmowaniu Helenka wstąpiła do Kongregacji Mariańskiej.

       Drogę do stanu zakonnego miała ciężką, a ciężar ten leżał po stronie matki, otoczenia, a także pokus złego ducha, którym była wciąż doświadczana. Wszystko jak gdyby sprzysięgło się przeciw niej. A jednak 7 grudnia 1928 roku została przyjęta do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Jako kandydatka poświęcała się całkowicie, wręcz spalała się dla Boga, ofiarując równocześnie pomoc bliźnim. Była stworzona nie tylko do igły - jak to ongiś mawiano - ale do wszelkiej służby chorym. Chorzy byli szczególnym przedmiotem jej miłości, której uczyła się od św.Teresy od Dzieciątka Jezus. Miłość tę wyniosła również z domu rodzinnego.

       Przez otrzymanie od przełożonej generalnej M. Klotyldy kołnierza postulantki, przez ten gest, zbliżyła się bardzo do swego Oblubieńca, miała też głęboką świadomość obecności w Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej.

       Mieszkała we Wrocławiu, Nysie, Świętochłowicach-Zgodzie. 17 marca 1928 roku wstąpiła do postulatu we Wrocławiu. W nowicjacie pisała książeczkę "Moja kapliczka". Książeczka była wzorowana na "Dzienniku duchowym" św.Teresy z Lisieux. Dzienniczek S.Dulcissimy to nic innego, jak ilustracja drogi dojścia do Boga. To dokument odzwierciedlający jej duchowe dochodzenie do Niego. Pragnęła zostać świętą. Swój cel chciała osiągnąć przez wierność Kościołowi, modlitwie za kapłanów, za Kościół, papieża, w intencji Zgromadzenia przełożonych i współsióstr, za grzeszników, za dusze w czyśćcu cierpiące, a także przez niesienie pomocy bliźnim. W taki to sposób ratowała dusze dla Chrystusa. Wszystko to czyniła zgodnie ze słowami Chrystusa: "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci najmniejszych, toście mnie uczynili" oraz z maksymą św. Augustyna: "Idź przez człowieka, a dojdziesz do Boga". Człowiek już wtedy był dla niej drogą Kościoła. Dlatego jej życie ma wymiar na wskroś eklezjalny.

       Świętość zdobywa się ofiarą. Nie ma na drodze dochodzenia do świętości kompromisów, trzeba nieustannie chronić obrazu Bożego w swej duszy, trzeba obumierać złu, grzechowi, by rodził się nowy człowiek strzegący przykazań Pana. Grzech bowiem jest przeciwnikiem świętości, duchowego rozwoju człowieka. Grzech wprowadza w egzystencję człowieka mysterium iniquitatis (tajemnica nieprawości).

       Mała kapliczka klasztorna w Brzeziu nad Odrą stała się dla S. Dulcissimy przestrzenią świętości, przestrzenią nasyconą Bogiem, który jest miłością. Był to genius loci (duch miejsca) emanujący niepowtarzalnym nastrojem. Kaplica w Brzeziu to symbol wiary, nadziei i miłości do Boga i ludzi, to miejsce doświadczenia wiary oraz jej przenikania. To miejsce autentycznie oddziaływuje na pielgrzymów tu przychodzących swoim sacrum, gdyż genius loci w sposób nieodparty łączy się zawsze autentycznością wiary S.Dulcissimy. To miejsce było swoistym niebem, czyli przestrzenią duchową obcowania z Bogiem.

       Siostra Dulcissima przeżywała różne cierpienia psychiczne tzw. Dni Ogrójca, ale mimo to podnosiła głowę do góry ku gwieździstym niebiosom.

       Wkrótce po rozpoczęciu życia zakonnego wykryto u niej guza mózgu. Choroba ta pojawiła się po upadku na schodach. Cierpiała na zaburzenia słuchu, pamięci i mowy. Na skutek paraliżu nie mogła się poruszać o własnych siłach. Straciła wzrok. Nazywali ją "śląską Małą Tereską".

       Wstępując do Zgromadzenia, Helena Hoffmann była całkowicie zdrowa, czego dowodzą świadectwa lekarskie. Choroba rozpoczęła się w 1928 roku. Ponieważ przełożeni liczyli się z możliwością rychłej śmierci młodej zakonnicy, już podczas nowicjatu, w sierpniu 1931 roku zezwolili jej na złożenie warunkowych ślubów. Siostra Dulcissima oprócz ślubu czystości i ubóstwa złożyła ślub wiecznej miłości.

       Pierwszą profesję zakonną Sługa Boża S. M. Dulcissima złożyła 18 kwietnia 1932 roku. W 1932 roku ofiarowała Panu Bogu oczy swoje, prosząc Go, by Ojciec św. zezwolił na zatwierdzenie konstytucji Zgromadzenia. Noce były wypełnione cierpieniem, modlitwą, a także pokusami.

       Dnia 18 stycznia 1933 roku przybyła do domu zakonnego w Brzeziu nad Odrą. Tutaj pogłębiły się jej cierpienia, a jednocześnie pragnienie wypełnienia woli Bożej. Naśladując św.Teresę z Lisieux, Siostra Dulcissima ofiarowała swoje cierpienia w intencji Kościoła, papieża i kapłanów, w intencji Zgromadzenia -- współsióstr, a także grzeszników i dusz w czyśćcu cierpiących.

       W życie S. Dulcissimy wszedł Chrystus ze swoim krzyżem - stwierdzono "narośl na mózgu". Zrozumiała, że przez tę chorobę może apostolsko oddziaływać na innych. Szczególnie uświadamiała sobie sens swego cierpienia w I piątek miesiąca i święta Matki Bożej. Swe cierpienia uznała za małe. Ale u Boga nie ma rzeczy małych. Mawiała, że każde, nawet najmniejsze cierpienia znoszone w każdej sytuacji ma wartość szczególnie u Boga. Rok 1933 był wiec rokiem szczególnego zrozumienia swojego apostolatu. Przez treść Drogi krzyżowej, którą rozważała, mocno weszła w tajemnicę Chrystusowego cierpienia. Otrzymuje również od Boga ukryte stygmaty. Tym głębiej jeszcze wchodzi w tajemnice cierpień Chrystusowych. W życie S. Dulcissimy wkomponowany był krzyż, nic też dziwnego, że określana była jako "Oblubienica krzyża" uświęcona w klasztornej codzienności oraz "Dziecko łaski."

       Mimo postępującej choroby przełożeni zakonni, rozpoznając prawdziwe powołanie, dopuścili ją do ślubów wieczystych, które złożyła 13 kwietnia 1935 roku.

       Swoje cierpienia nazywała niewielkimi w porównaniu z ogromem cierpienia innych. Chodziło jej bardziej i o to, by w cierpieniu nie utraciło przyjaźni z Bogiem. Chciała być zawsze blisko Niego, zjednoczona z Nim na zawsze.

       Na początku choroby były momenty, w których się żaliła, ale kiedy choroba nie ustępowała, nadal była posłuszna Bogu, mówiąc: "Niechaj Bóg pozwoli być tylko ofiarą, bez głupiego uporu ludzkiego"3. Cierpienia podejmowała bez narzekania na kogokolwiek nawet się z nich cieszyła. Pogodziła się całkowicie z wolą Bożą. Będąc już ciężko dotknięta cierpieniem, przebywając w klasztorze w Brzeziu n/Odrą, schodziła na półpiętro, gdzie przy figurze św. Józefa klęczała i przez otwarte okno adorowała Pana Jezusa w kaplicy klasztornej. Tam ją zawsze można było zastać. Tam właśnie oddawała swoje cierpienia Jezusowi Eucharystycznemu.

       Choroba postępowała. Siostra Dulcissima nocami klęczała przy łóżku lub leżała w kącie pokoju. Modliła się i płakała. Za cierpienie dziękowała Bogu. "Zbawiciel jest dobry. Otrzymałam nowy podarunek; Mam ciężki język i ciężką rękę. Ale to nie szkodzi" - mówiła.

       Pod koniec życia na rękach, nogach i boku Siostry Dulcissimy zaczęły pojawiać się stygmaty - szczególne znaki Bożej miłości. Mimo nieustannej wysokiej gorączki i bólu głowy miała prorocze wizje dotyczące zbliżającej się wojny. Ale uspakajała mieszkańców Brzezia, że nie mają się niczego bać, gdyż zawierucha wojenna ominie miasteczko.

       W "Chronik Mutterhaus der Marienschwester Breslau" (1914-1950) czytamy takie zdanie: "Już w pierwszym roku jej życia zakonnego została dotknięta ciężką chorobą. Wszystkie boleści znosiła z wielką heroiczną cierpliwością i z całkowitym poddaniem się woli Bożej". W tych krótkich zdaniach zawarta jest wartość jej życia.

       S. M. Dulcissima zmarła pogodzona z wolą Bożą 18 maja 1936 roku w Brzeziu n/Odrą. Za życia była lubiana przez mieszkańców Brzezia oraz przez współsiostry. Względem sióstr była życzliwa i darzyła je wielkim szacunkiem. Ksiądz kapelan nazywał ją "aniołem pokoju."

       Po śmierci spontanicznie została otoczona kultem. Jej grób był i jest nadal zawsze pełen kwiatów i zniczy. Ludzie zabierali ziemię z jej grobu w celu zabezpieczenia mienia, a także w swoich własnych potrzebach. Grudki ziemi zabierali nawet Rosjanie, którzy chcieli wrócić do domu. Dzieci szkolne zaś ziemię przechowywali w piórnikach. Przy jej grobie wiele osób poleca kłopoty swego życia. Wciąż napływają świadectwa łask, które wierni wypraszają u Boga za wstawiennictwem S. Dulcissimy. Na jej grób przychodzą ludzie reprezentujący cały przekrój społeczny, począwszy od dzieci po osoby starsze. Ciągle słyszy się pytanie matki skierowane do dziecka: "Pomodliłaś się przy świętej siostrze?"

       Ludzie przychodzą na Jej grób i proszą o zdrowie - o cud. "Na siebie" (tak tu o niej mówią) Siostra Dulcissima bierze ich choroby i zmartwienia. Na jej grobie "durś gore". Maria Sochiera powiada, że o cokolwiek przybywający tu proszą S. Dulcissimę, to zawsze ją uproszą.

       Napisy na grobach zazwyczaj nawiązują do życia zmarłej osoby, a także wyrażają świadectwo jej wiary. Na grobie S. Dulcissimy stał krzyż, a na nim następująca inskrypcja: "Jeżeli nie staniecie się jako dziatki, nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego".

       Wracając do myśli wcześniejszej trzeba powiedzieć, że droga S. Dulcissimy była podobna do drogi św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Często powtarzała za św.Teresą: "Jestem niteczką w ręku Boga", "Jestem zerem". Nowym rysem świętości S. Dulcissimy jest uświęcenie ludzi swoim cierpieniem. To po prostu pomaga innym przeżyć cierpienie. W swoim życiu wykazała się heroiczną cierpliwością w cierpieniu. Bez granic zaufała Bogu. Jej duchowość ma trynitarny wymiar. Poświęciła się bez reszty Trójcy Przenajświętszej, prosząc w niedziele Trójcy Przenajświętszej o dar powołania.

       Życie S. Dulcissimy było inspirowane przez Ducha świętego, Maryję ("Naczynie Ducha Świętego") i św.Teresę. Szła przez życie drogą Prawdy, czyli Chrystusa. Była świadoma, że Chrystus jest fundamentem, a wszyscy wyznawcy Chrystusa żywymi kamieniami. Dlatego budowała dom swojej wiary na Skale, którą jest Chrystus żyjący w swoim Kościele. A Kościół to Chrystus żyjący w nas wszystkich. Będąc czytelnym świadectwem zewnętrznym, świadectwem [zwycięstwa] Chrystusa nad grzechem, śmiercią i szatanem, - wpisała - się na trwałe w dzieje świętości na śląskiej ziemi. Ona przez swoje heroiczne życie woła do nas: Uwierzcie, że Bóg jest miłością. Nie bójcie się cierpienia, krzyża, gdyż krzyż jest drogą zbawienia.

       Chciałoby się powiedzieć za teologiem szwajcarskim - Walterem Niggem, że "święci znowu wracają". Dzisiejszy człowiek, który nie interesuje się postaciami świętych, traci kontakt z Bogiem, z sacrum. Święci bowiem naśladowali Chrystusa i w ten sposób nadawali orientację swojemu życiu. Do nich należała Sługa Boża S. M. Dulcissima - Helena Hoffmann.

       Świeci są po to, by zawstydzać innych. Święci - to zwyczajni ludzie, którzy budowali swoje życie na skale. A tą skałą jest wola Boża. Święci to ludzie odważni, którzy nie stawili pod korcem swej wiary.

       Zrozumieć Jezusa mogą ludzie prostego serca. Do takich ludzi należała S. Dulcissima, która mawiała, że trzeba być oknem otwartym na Boga. I Ona takim oknem była. Nie była lustrem, w którym się przeglądała i widziała tylko samą siebie. Była oknem zorientowanym na Boga. Chrystus był dla niej punktem odniesienia i najwyższą wartością.

       Do tej absolutnej wartości, jaką jest Bóg, przychodzi się na kolanach, tak jak to czyniła Sługa Boża S. Maria Dulcissima w całym swoim życiu, a szczególnie w czasie choroby, Krzyż choroby był dla niej godny podziwu. Św. Jan Damasceński pisał, że wszystko, co uczynił Chrystus, każde dzieło, jest godne podziwu, a nade wszystko krzyż. Krzyż ten trzeba nieść, rozumiejąc jego sens i cel.

       Siostra Dulcissima nie chciała być nadzwyczajną, i to jest właśnie nadzwyczajne. Tak jak duszpasterstwo ma być realizowane w nadzwyczajny sposób, tak świętość polega na zwyczajnym życiu biegnącym w sposób nadzwyczajny. Trzymała się stałego porządku dnia, a ten porządek pomógł jej, zgodnie z sentencją łacińską "Trzymaj się stałego porządku, a ten porządek cię uratuje".

       Święta Teresa przez całe życie uczyła S. Dulcissimę wzrastania w łasce u Boga i u ludzi, uczyła ją wzrastać w latach, a nie starzeć się przed Bogiem. Gdy przypatrujemy się cierpieniom, jakich doznawała Sługa Boża S. M. Dulcissima, dochodzimy do wniosku,że całą postawą zaakceptowała swoje cierpienia, odnosząc je do Chrystusa Cierpiącego i Zmartwychwstałego. Odkrywając przez wiarę cierpienia Chrystusa, człowiek odkrywa w Nim swoje własne cierpienia naznaczone nową treścią i nowym wymiarem. Zaakceptowanie cierpienia jest możliwe wówczas, kiedy naśladuję Jezusa Chrystusa. To naśladowanie z kolei nie dokonuje się prosto, ale czasem po wewnętrznej walce z sobą samym i z Bogiem, kiedy dochodzi do swoistego - operując językiem Juliana Tuwima - "wadzenia się z Bogiem". Podporządkowanie swej woli, woli Bożej jest finalnym osiągnięciem tych zmagań.

       Siostra Dulcissima zaakceptowała swoje cierpienia nie tylko dla własnego dojścia do świętości, ale zaakceptowała je dla innych - dla Kościoła, Zgromadzenia, szczególnie dla kapłanów. Jakże jej postawa zgodna jest z treścią słów św. Pawła z Listu do Kolosan: "Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam braki cierpień Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół" (Kol. 1,24).

       Łatwiej oddać życie za innych niż przyjąć ich cierpienia. To jest najwyższy stopień chrześcijańskiej postawy wobec cierpienia. Coraz częstsze są samobójstwa ludzi, którzy odczuwają paniczny strach przed cierpieniem. Nie boją się śmierci, ale boją się cierpienia. Na tym tle postawa Siostry Dulcissimy jest heroiczna, zasługująca na wyniesienie jej na ołtarze.

       Z listu o. Biedrzyckiego ze Zgromadzenia świętej Rodziny czytamy: "Siostra Dulcissima była prostą, bez pretensji i ambicji dziewczyną oraz zakonnicą, niczego nadzwyczajnego w życiu nie zdziałała, ale oddała Bogu tylko to, co od Niego otrzymała, to jest samą siebie". Tylko tyle, a przecież wszystko, bo więcej dać już nie można.

       Siostra Dulcissima na każdego patrzyła przez pryzmat miłości do Boga. Była bardzo miłosierna. Chciała by ludziom było dobrze. Wielkość człowieka trzeba mierzyć wielkością serca. Pozostawiła Kościołowi charyzmat miłości.

       Siostra Dulcissima zasiała w początkach XX wieku na śląsku pole pszenicą wiary. Dziś zbieramy na tym polu ziarna prawdy, które trzeba pielęgnować z radością.

       Ważnym przyczynkiem do beatyfikacji Siostry Dulcissimy jest stałość i trwałość kultu. Kult ten trwał i trwa nadal. Na jej grób przychodzą ludzie, którzy ją nie znali, a tylko zaufawszy sile tradycji, uwierzyli w moc tego fenomenu, któremu na imię Siostra Dulcissima.

       O trwającym kulcie świadczą także intencje mszalne zamawiane przez miejscowych parafian. Oto jedna z nich: "Z prośbą o wyniesienie na ołtarze Siostry Dulcissimy". Nie ma natomiast intencji: "Za zmarłą Siostrę Dulcissimę". To też jest dobitny dowód eklezjalnej świadomości wiary ludzi.

       Również wśród wspólnoty Sióstr Zgromadzenia Maryi Niepokalanej panuje powszechne do dziś dzień przekonanie, że Siostra Dulcissima jest świętą, że wiele sióstr przez jej wstawiennictwo otrzymuje upragnione łaski. Na podstawie tych spostrzeżeń dochodzimy do stwierdzenia, że kult ten jest ruchem oddolnym, spontanicznymi przez nikogo nie inspirowanym. Ona sama stoi za tym ruchem i będąc już blisko Boga wyprasza nam potrzebne łaski.

       Dziś czujemy namacalnie Jej orędownictwo, które wyraża się w cudach czynionych za Jej wstawiennictwem, mimo iż jeszcze dziś nie potrafimy odczytać wszystkich zamysłów Bożych związanych z osobą Siostry Dulcissimy.

       Św.Teresa od Dzieciątka Jezus żyła tylko 27 lat. Kiedy została beatyfikowana, współsiostra pracująca w kuchni powiedziała:

       "Nic takiego nie zrobiła, chorowała na gruźlicę i tylko się modliła". To samo można powiedzieć o S. Dulcissimie, która żyła 26 lat: "Nic takiego nie zrobiła, chorowała, bardzo cierpiała i tylko się modliła". Ale czy rzeczywiście można powiedzieć "nic takiego" i "tylko"?

Ks. dr Jan Górecki           
  
Referat wygłoszony 19 maja 2001 r. w Brzeziu n/Odrą          

 

Przypisy:

       1 O. J. Schweter, Oblubienica Krzyża. Sługa Boża S.M. Dulcissima Hoffmann (1910-1936), Katowice 1936, s. 10.       
       2 O. J. Schweter, Oblubienica Krzyża..., s. 24.       
       3 Archiwum Sióstr Maryi Niepokalanej, Katowice, pozycja 50.

 

 

 

 


  • Inne wydarzenia

    Powrót do Strony Głównej