|
Prezentację postaci Arcybiskupa Felińskiego rozpocznę od przytoczenia fragmentu z jego Pamiętników, który ilustruje pierwsze spotkanie tego Czcigodnego Sługi Bożego z Królewskim Krakowem, w listopadzie 1847 r. Skłania do tego sam fakt, że Sympozjum ma miejsce w Krakowie.
W Krakowie "postanowiłem dłużej się zatrzymać z powodu uroku, jaki posiada dla polskiego serca ta kolebka wielkości i sławy naszej narodowej.
Wrażenie, jakiego doznałem, zwiedzając po raz pierwszy ten prastary gród Piastów i Jagiellonów, było tak silne i tak odrębnego charakteru, iż nigdy, nigdy już nie powtórzyło się w moim życiu.
Wyobraźnia, wypełniona wizerunkami umiłowanej przeszłości, znalazła tu dotykalne żywioły do wcielenia swych ideałów. Dzieje zamierzchłe jawem się stają, dawno zmarli bohaterowie znów do życia się budzą (...) w blasku otaczającej ich skronie aureoli. Wszelki mrok niepewności pierzcha wobec tych niespożytych wiekami pomników, gdzie spod spleśniałych marmurów i pośniedziałego brązu jaśniejące prawdą oko przeszłości wygląda, (...) wołając na każdego niedowiarka słowami Zbawcy: Ściągnij rękę twoją, a włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, ale wiernym.
Wobec Wawelu, smoczej jaskini i kopca Wandy, bajeczne nawet dzieje w szatę rzeczywistości się oblekają. A cóż i mówić o pomnikach na dziejowym już wzniesionych gruncie!
Wspaniały ów zamek na Wawelu, owe zwłaszcza królewskie groby pod sklepieniami odwiecznej katedry (...). Tu wszystko już nie do wyobraźni, ale wprost do polskiego serca przemawia. Nawet kamienie bruku mówić się zdają: Nie depcz nas niebaczną nogą, co nosimy na sobie niezatarte jeszcze ślady stóp twoich bohaterów.
Kiedy w kościele św. Anny spojrzałem na kazalnicę, z której głos nieśmiertelnego Skargi tyle razy się rozlegał, zdało mi się, iż słyszę jeszcze budzące się echo tych słów proroczych, którymi ten najgłębszy nasz polityk w chwilach olśniewającego rozwoju grozi narodowi upadkiem, jeśli się nie upamięta i nie poprawi.
Gdy zaś w czasie Przenajświętszej Ofiary usłyszałem szczęk oręża wchodzącego oddziału wojska, tak żywo przypomniał mi się nasz stary zwyczaj narodowy obnażania na wpół w czasie Ewangelii szabel, że nie będąc w stanie zapanować nad wzruszeniem, rozpłakałem się jak dziecko nad świeżą matki mogiłą.
Nigdy nie pojąłem tak głęboko, jak wówczas nieprzepartej siły owego tajemniczego prądu narodowego ducha, co przebiegając jak iskra elektryczna z pokolenia w pokolenie, zapala uczuciem przodków najpóźniejszych potomków.
Gdyby w owej chwili głos z Nieba oznajmił mi, że Polska nigdy już nie zmartwychwstanie, błagałbym jak o największą łaskę, by i mnie też wieko trumny wnet przykryło, gdyż życie bez nadziei odzyskania Ojczyzny stokroć straszniejszym wydawało mi się od zgonu".
Zacytowany wyjątek rzuca światło na postać Z. Sz. Felińskiego, młodego człowieka, liczącego wówczas 25 lat. Ukazuje go jako wrażliwego, gorliwego chrześcijanina i gorącego patriotę, klękającego w świątyniach, pochylającego się z szacunkiem nad pomnikami przeszłości Matki - Ojczyzny.
Kraków w życiu Felińskiego trzykrotnie odegrał ważną rolę i to w decydujących momentach.
Pierwsze spotkanie z Krakowem w 1847 r. stanowiło punkt graniczny między dotychczasowym życiem Felińskiego, spędzonym na Wschodzie Europy, a następnym etapem jaki miał rozpocząć w krajach Europy Zachodniej. Miał już poza sobą studia matematyczne w Uniwersytecie Moskiewskim, praktykę rządową w kancelarii gubernatora w Moskwie i prywatną w rezydencji ziemiańskiej swego opiekuna Zenona Brzozowskiego w Sokołówce na Podolu, a jechał na Zachód w celu dalszego kształcenia poprzez studia w Paryżu, podróże i kontakty z ludźmi.
To pierwsze spotkanie z Krakowem miało ogromne znaczenie w życiu Felińskiego. To, co dotychczas poznał i ukochał w rodzinie i na studiach - przy spotkaniu z pomnikami przeszłości chrześcijańskiej i państwowej - zostało potwierdzone i umocnione, włączyło go niejako w rytm dziejów Narodu; wywołało żywy oddźwięk w najgłębszych pokładach jego egzystencji.
Po raz drugi w 1883 r., Kraków stał się dla niego gościnną przystanią, gdy wracał z 20-letniego zesłania w głębi Rosji, w Jarosławiu nad Wołgą. Tu zatrzymał się przed podróżą do Rzymu i po niej, gdy nie wiedział jeszcze gdzie zamieszka. Tu doznał serdecznego przyjęcia ze strony duchowieństwa na czele z bpem Albinem Dunajewskim, późniejszym kardynałem, ze strony Prezydenta miasta dra Józefa Wejgla, Rady miejskiej i mieszkańców, profesorów i studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, przedstawicieli redakcji "Czasu".
Prezydent miasta, przemawiając w imieniu Rady, wyraził "mu cześć i głębokie uszanowanie od ludności miasta i radość z powrotu jego z wygnania".
- Po raz trzeci, w 1895 r., Kraków stał się ostatnim portem ziemskiej wędrówki arcybpa Felińskiego, kiedy to wracając z Karlsbadu do Dźwiniaczki, w przejeździe przez Kraków, 11 września, ciężko zaniemógł i musiał przerwać podróż, zatrzymując się w hotelu Pollera. Dnia 12 września odwiedził go książę-biskup Puzyna i zaprosił do rezydencji biskupiej, dokąd przewieziono go 13 września, "w południe" i "umieszczono na pierwszym piętrze, w skrzydle bocznym, z którego okna wychodzą na Planty i dziedziniec". Tam, otoczony troskliwą opieką biskupa i gronem życzliwych osób, oddał swą duszę Bogu, 17 września 1895 r. i gdzie naród polski w manifestacyjnym pogrzebie oddał hołd temu "wyznawcy wiary", jak go nazywano, "męczennikowi za Kościół i Ojczyznę".
Kiedy w 1894 r. Stanisław Wydżga zapytał Arcybiskupa, gdzie na wypadek śmierci chciałby być pochowany, Arcybiskup odpowiedział siostrzeńcowi: "Opatrzność sama wskaże, gdzie mnie macie pochować, gdzie śmierć nastąpi, tam mnie pochowajcie". Można powiedzieć, że rzeczywiście sama Opatrzność wskazała to miejsce, gdyż wyprowadziła go z wiejskiego ukrycia i zaprowadziła do królewskiego Krakowa, gdzie zmarł w pałacu biskupim.