Sługa Boża

Matka Paula Zofia Tajber
(1890 - 1963)

 

 

Dziecięce przeczucia


Sługa Boża Matka Paula  Zofia Tajber  (1890 - 1963), Założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana

       Zofia Tajber urodziła się 23 VI 1890 r. z emigrantów śląskich, Rudolfa i Marii z Luksów, którzy osiedliwszy się w Białej Podlaskiej założyli tam tartak oraz fabrykę sztyftów i prawideł szewskich. Gdy Zosia, ich 15-te dziecko, miała pięć latek, wywędrowali znowu do Żytomierza na Wołyniu zakładając podobne przedsiębiorstwo i dając zatrudnienie około 300 robotnikom z Kongresówki. Zofia uczy się w rosyjskiej szkole średniej pobierając dodatkowe lekcje polskiego w domu. Społeczna atmosfera domu, gdzie rodzeństwo żywo dyskutuje nad sprawą poprawy położenia robotników, kształtuje także umysł i serce dziecka, które zaczyna uważniej obserwować pracowników w warsztatach ojca patrząc w ich twarze czy przebija się z nich zadowolenie. Zapamięta dobrze, że w domu wiele mówiono o wydanej przez Leona XIII encyklice "Rerum novarum".

       Wszystko, cokolwiek otaczało i zajmowało Zofię, posiadało oprócz zwyczajnej jakąś inną jeszcze, tajemniczą wymowę. Zabawy w sklep z towarzyszkami przed domem, piosenki dziewczęce, wycieczka z rodzicami po rzece Teterew, wszystko zdawało się jej zapowiadać powołanie do uprawy jakiegoś piękniejszego ogrodu i do zrywania kwiatów wyższej miłości. Wiedziona przeczuciami, że będzie służyć cierpiącym i biednym, stara się do tego przygotować sposobem, który później określi następująco: "pragnęłam być coraz to lepszą". Dziecinną "kradzież" bułki zabranej z domu bez pozwolenia starszych opisze później jak św. Augustyn kradzież gruszek.

Staranie o życie duchowne utrzyma się u niej w czasie gimnazjum. Drogę do odległej o 4 km szkoły poświęca myślom o Bogu, powrót zaś obserwacjom przyrody i powtórce lekcji.

 

Zgubiona droga

       Gdy po ukończeniu gimnazjum Zofia wyjawia myśl wstąpienia do klasztoru, rodzina wyraża sprzeciw. Aby jej wybić z głowy klasztor, niewierzący brat podsuwa jej "mądre" książki ateistyczne Voltaire'a i Nietzschego. Złe rozmowy o Kościele i księżach dokonują reszty, podważają wiarę Zofii i wszczepiają jej przesadny krytycyzm względem autorytetów nie wyłączając ojca. Zofia przestaje się modlić. Pozostaje jej tylko miłość przyrody i sztuki. Stwórca nie poskąpił jej bowiem uzdolnień muzycznych. Posiada piękny sopran, a przy tym odznacza się niemałą urodą zewnętrzną.

       W poszukiwaniu szczęścia w sztuce oddaje się studiom muzycznym i ćwiczeniom śpiewu, podejmując je w r. 1911 w Kijowie a uzupełniając w Berlinie i w Warszawie. Niestety spotyka ją zawód, gdyż odkrywa coraz bardziej rozdźwięk i pustkę w samej sobie. Na domiar udręki stwierdza, iż jej indywidualność wyodrębnia się do tego stopnia, że nie potrafi z nikim zawrzeć jakiejś szczególniejszej przyjaźni.

       Ośmioletnią rozterkę przerywa wreszcie wybuch Wojny Światowej i przewrót w Rosji, które i nią samą wstrząsają do głębi. To co widzi i o czym słyszy, poczyna z kolei podważać przesadny u niej kult myśli ludzkiej i wiarę w nieograniczoną siłę woli ludzkiej. Zaczyna przeprowadzać rewizję swoich poglądów, i to doprowadza ją do odnalezienia tego, o czym marzyła już w dzieciństwie.

 

Znalezienie "wielkiej miłości"

       "Całe życie poszukiwałam", to wyznanie Zofii odnosi się także do okresu jej rozejścia się z Kościołem. Kto szczerze poszukuje, ten w końcu zawsze znajduje. Zetknięcie się z księdzem Ignacym Dubowskim, późniejszym biskupem Łucko-Żytomierskim stało się w życiu Zofii Tajber punktem zwrotnym. Podsunięte inne książki ukazują Zofii Kościół od strony interesującej i pięknej. W r. 1915 Zofia klęka u kratek konfesjonału. Odtąd rozpoczyna systematyczną pracę wewnętrzną. Osiągnięcia duchowne i łaski są tak znaczne, że ks. Dubowski poleca jej spisywać swoje przeżycia i oświecenia.

       Czytając w r. 1918 pisma św. Teresy stwierdza Zofia, że i ją także prowadzi Bóg do siebie "drogą mistyczną". Wyraźnie wyczuwa, że ktoś ją kocha miłością nadludzką i tę ogromną miłość wlewa jej do serca. Po kilku latach już prawie nie poznaje samej siebie. Odmianę swoją i rozwój tłumaczy w ten sposób: "Muszę zaznaczyć, że od chwili gdy poznałam i pojęłam nieskończoną Miłość Boga do każdej duszy ludzkiej, dla której On Bóg stał się Człowiekiem, już nigdy w tę Jego Miłość ku mnie nie wątpiłam, i ona była moją we wszystkim dźwignią".

       Prowadzona drogą miłości i wdzięczności względem Boga Zofia przeżywa zapały i wzloty. Usiłuje przywoływać do głosu krytyczny rozum i odrzucać nadzwyczajności. Mówi sobie: każdy człowiek powinien kierować się rozumem. Nie chce ich, dlatego to, co ją spotyka, upokarza ją. Czuje się słabym dzieckiem a równocześnie czuje się ukochaną przez Boga. Zdrowy rozsądek ukazuje jej posłuszeństwo Woli Bożej i spowiednikowi jako jedyne zabezpieczenie na tej szczególnej drodze.

 

Dzieło miłości i wdzięczności

       W okresie obecnym, o którym powie, że "Miłość stała się jej życiem" powstaje w niej myśl założenia nowego zakonu, opartego na zasadzie miłości, wdzięczności i wierności. Dotychczasowe jej doświadczenie wewnętrzne dowiodło jej, że miłość to najbardziej życiodajna siła i sekret szczęścia. Wdzięczność zaś to szczególny, synowski przymiot Duszy Jezusa Chrystusa ożywiający Go względem Ojca. Zadaniem zaś specjalnym nowego zakonu będzie kontemplacja i cześć Najśw. Duszy Jezusa Chrystusa. Nawet żart starszej w rodzinie siostry zdawał się popierać projekt: "Jeśli Zofia chce wstąpić do klasztoru, to może sobie założyć klasztor w naszym ogrodzie".

       Okres pobytu w Żytomierzu, chociaż już tam w r. 1919 podejmuje z dwiema innymi towarzyszkami próbę życia wspólnego, jest okresem przedwstępnym i czasem formowania się w umyśle Zofii pojęć o celach i charakterze mającego powstać zakonu. Myśl jej koncentruje się na prawdzie o obecności Chrystusa w członkach Mistycznego Ciała. Kontemplacja doskonałości Duszy Chrystusa rozpala w niej pragnienie, by piękno i bogactwo tej Duszy zabłysło nowym blaskiem w Kościele.

       W r. 1920 przybywa z gotowym planem do Krakowa i przedstawia miejscowej władzy kościelnej sprawę nowego zakonu. Zanim nastąpią jakieś widoczne osiągnięcia, panna Zofia Tajberówna i jej towarzyszki muszą przejść szkołę ubóstwa, pracy i cierpienia. Poszukiwania pierwszego noclegu przez umęczone uciekinierki ze wschodu, praca służebna w rozmaitych domach delikatnej i nienawykłej do pracy fizycznej Zofii, nieufność ludzka a równocześnie ciekawość i badanie jej przeżyć wewnętrznych, wreszcie przykrości doznawane od towarzyszki - wszystko to było solidną zaprawą Zofii do dzieła budowania.

       Wiedziona przekonaniem, że wszystko co wielkie wspiera się na Krzyżu, wytrzymuje wszystko i nie cierpi z powodu cierpienia. Od kilku już lat powtarza sobie regułę, ułożoną dla siebie i dla zakonu: "Cierpieć nie będę, choć będę cierpiała, gdyż nie chcę, byś Ty, mój Jezu, cierpiał we mnie, a miał w mej duszy słodkie odpocznienie". Zanim otrzyma zezwolenie na założenie stowarzyszenia religijnego, przechodzi wprzód formację duchowną i dokształcenie religijne pod kierunkiem kilku ojców jezuitów. Kiedy arcybiskup Stefan Sapieha, metropolita krakowski udzieli zgody, Zofia przystępuje do dzieła. Dnia 24 X 1923 r. następuje na Prądniku Białym pod Krakowem otwarcie pierwszego domu "Katolickiego Stowarzyszenia dla pogłębienia życia religijnego ku czci Przenajświętszej Duszy Chrystusa Pana".

 

Promieniowanie

       Nazwa "Biały Prądnik" bardzo się Zofii spodobała. Tłumaczyła ją sobie proroczo: "Tutaj popłynie prąd, który będzie wybielał dusze". Miłość człowieka, będącego już członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa lub mającego się dopiero stać dzięki naszemu apostolstwu, skłaniała Zofię do niesienia pomocy ludziom żyjącym w trudnych warunkach. Jeśli ja cieszę się posiadaniem Chrystusa, to muszę Nim promieniować na bliźnich poprzez życzliwość, miłość i uczynki. Tak pojęta duchowość harmonizowała doskonale z życiem praktycznym. Gdy ktoś zapragnął z nią rozmowy, stwierdzał, że zetknął się z osobą głęboko wyrobioną ale całkiem zwyczajną. Głębsze przeżycia wewnętrzne ułatwiały Zofii kontakty z ludźmi, owszem kazały jej szukać człowieka.

       Przystępując do dzieła fundatorskiego Zofia Tajber nosiła w sobie od dawna pragnienie znalezienia takiej działalności, po prostu takiej pracy, która by równocześnie jak najbardziej uwielbiała Boga, jak najwięcej przynosiła pożytku bliźnim oraz jak najskuteczniej uświęcała samego apostoła. Pierwsza placówka Stowarzyszenia wydawała się jej dostarczać taką właśnie pracę. Wioskę odległą od Krakowa 4 km, bez połączeń komunikacyjnych z miastem, bez kościoła, zamieszkiwała ludność rolniczo-robotnicza. Poza czteroklasową szkołą ludową i nauczycielstwem żadnego ośrodka kulturalnego ani religijnego w niej nie było. Po przybyciu sióstr powstaje tutaj ochronka dla opuszczonych dzieci, punkt katechetyczny dla młodzieży i starszych, niesie się pomoc starcom po domach, organizuje się punkt opatrunkowy, kuchnię dla biednych itp. Urządza się kursy krawieckie, zebrania świetlicowe i odczyty religijne.

       Dla zaspokojenia potrzeb regligijnych ludności Zofia podejmuje myśl budowy publicznej kaplicy. Sceptycy słysząc o tym mówili: "Szwaczki chcą tam coś urządzić". A jednak mimo trudności już w r. 1927 widzą z wielkim zadowoleniem otwarte dla siebie podwoje dużej kaplicy. Tutaj zobaczą swoje dzieci i młodzież zamiast wałęsającą się i wyprawiającą burdy jak występuje w amatorskich zespołach, kółkach ministranckich i różańcowych.

       Sprawy materialne ludności nieobce były również Matce Tajber. Dla uchronienia zwłaszcza biedniejszej warstwy przed wyzyskiem ze strony ówczesnych spekulantów poleca swym siostrom prowadzenie rozmaitych pracowni, zakładów i sklepów na peryferiach miasta i w wioskach. Nawet we śródmieściu można było znaleźć się w sklepie, gdzie za ladą usługiwała zakonnica w białym rondowym czepku. Dochód uzyskany ze sprzedaży przeznaczany był na cele charytatywne, gdyż równocześnie z otwieraniem sklepów zakładano ochronki.

       Założycielka miała niezwykle szlachetne pojęcie pracy, ukazując jej sens równocześnie głęboko społeczny i chrześcijański. Siostry powinny szanować każdą pracę, "podnosząc ją nawet do godności nabożeństwa". Także handel należy uduchowić i uchrześcijanić czyniąc go służbą bliźnim i służbą Bogu. Okazje kontaktu z ludźmi pracy niech wykorzystują dla pociągnięcia ich do Boga poprzez uprzedzającą życzliwość i dobroć. Jeśli w zakonnicy mieszka Chrystus a ona oddaje Mu się całkowicie, wówczas Chrystus będzie przez nią mówił, kochał, działał, po prostu promieniował.

       Matka Zofia Tajber, dla której ideałem było "żyć z Jezusem, w Jezusie, dla Jezusa i Jezusem", czyli zjednoczyć się z Nim jak najściślej, była osobą promieniejącą i pociągającą. Również praca była jej radością i zdarza się, że gdy w czasie plewienia chwastów i przerywania jarzyn wzywają ją do rozmównicy, zjawia się z pomalowanymi od buraków rękami.

 

Źródło promieniowania

       Działalność stowarzyszenia grupującego się wokół Matki Tajber płynęła z umiłowania Najśw. Duszy Chrystusa i wszystkich dusz ludzkich. Za podwalinę swego dzieła i za przewodnie światło w życiu swojej rodziny duchowej postawiła Matka Założycielka prawdę o Mistycznym Ciele Chrystusa, czyli o tajemniczym życiu Chrystusa w członkach Kościoła. Szczegółowe prawdy wysnute z powyższej tajemnicy wprowadziła jako normy życia w duchowość Stowarzyszenia a potem Zgromadzenia.

       Przede wszystkim siostry żyją wespół z Chrystusem w nich zamieszkałym. We wzajemnym odnoszeniu się do siebie zapatrują się zawsze na Chrystusa przebywającego w bliźnim. Całe postępowanie, zmysł społeczny i eklezjalny, duch misyjny i apostolski, praca nad sobą i praca zewnętrzna, miłość i przywiązanie do zakonu formowane są i przepajane wiarą w żyjącego w nas Chrystusa. Matka Założycielka czuła stale nacisk Chrystusa domagającego się: "dajcie mi żyć w duszach". Tłumaczyła to następnie w ten sposób: Chrystus pragnie przez to nieskrępowane życie w nas upodabniać nas jako dzieci Boże do Siebie jako Pierwowzoru Synowstwa Bożego. Następnie przez nas działać, ujawniać przez nas swoje myśli, zamiary i doskonałości, wreszcie innych ludzi uświęcać i zbawiać poprzez naszą posługę.

       Poprzez życie w nas Chrystus pragnie promieniować na cały nawet świat. Matka Tajber jest głęboko przekonana, że jeśli grzech wywiera destruktywne skutki w życiu społeczności, to tym bardziej uświęcenie i zbawienie wielu dusz zależy od naszego uświęcenia. "Odrodzenie dusz naszych - mówiła siostrom - jest konieczne. Tego wymaga współczesne położenie całego rodzaju ludzkiego". "Jesteśmy pierwocinami odrodzenia". W pewnych rekolekcjach złożyła deklaracje: "Celem naszej Sprawy jest żyć Jezusem w nas zamieszkałym, by dać Jezusowi możność posiąść nas całych dla Siebie, Boga, by Jezus przez nas mógł się przejawiać nie tylko na bliskie otoczenie lecz na cały świat".

       W mówieniu i pisaniu o tajemnicy Chrystusa w nas Matka Założycielka była wprost niewyczerpana. Pozostawiła w tym przedmiocie szereg myśli duchownych, wspomnień, przeżyć duchownych, listów tchnących osobistym żarem nabożeństwa. Przez 40 lat rządzenia i pracy wychowawczej zakorzeniała swoje dzieło w tajemnicy Ciała Mistycznego, nawołując nieustannie siostry do życia z Chrystusem i do świadomego budowania Ciała Mistycznego.

 

Nieść wszystkim radość

       Świadomość posiadania wielkiego dobra rodzi w sercu radość i poczucie szczęścia, zapał do działania i chęć dzielenia się szczęściem z innymi. Zofia Tajber to istota siejąca wokół radość i czyniąca pokój. Mówiono o niej: "gdzie jest Matka, tam robi się jasno". Rekreacje z nią były pełne wesołości. Gdy się która z sióstr dziwiła, odpowiadała: "Bierzmy życie takie, jakie jest". A trzeba wiedzieć, że Matka Tajber jako założycielka miała wiele cierpień i napotykała wiele przeciwności. Lecz czuła w sobie samej potężniejszą siłę miłości i szczęścia. "Teraz się naśmiejemy, a potem będziemy milczeć, pracować, modlić się...".

       Przyjmowała do swej rodziny wszystkie dziewczęta, nawet bez posagu, byleby tylko miały serca czyste i chęć do służby Bożej. Nie znosiła natomiast "mazgajów", leniuchów, melancholiczek, albo jednostek grzebiących stale w swoich grzechach. Ciągłe zajmowanie się grzechami już odpuszczonymi obraża Boga i przeciwne jest powołaniu do miłości i szczęścia. "Jesteście tymi dziećmi szczęścia - tłumaczyła siostrom - które mają szczęście Boga nieść we wszystkie strony świata". "Wszystkie dusze mają być ogrzane waszą miłością". "Kto nosi szaty zakonne, ten musi mieć serce złote a duszę jak słońce, które oświeca, ogrzewa, zapala i pobudza do życia". Radosną służbą Bożą zdobyła sobie Założycielka jak i jej siostry niejednego sympatyka i obrońcę tworzącego się zgromadzenia.

 

Owoce świadczą o drzewie

       Zaszczepiony przez Zofię Tajber krzew, wpajany ideał życia wespół z Chrystusem, uduchowiana praca i radość wydały i nie przestają nadal wydawać owoców, które dają świadectwo, jakim jest drzewo. Początkowo wprawdzie niektóre panie z wyższych sfer, patronujące akcji charytatywnej, wróżyły głośno rychły zgon inicjatywie Tajber. Ich proroctwo zdawało się potwierdzać odejście pierwszej współpracowniczki Założycielki; z 17 pierwszych dziewcząt, które przystąpiły do dzieła, wytrwało tylko kilka. Mistycyzm Założycielki i pewne jej wyrażenia wywoływały jeśli nie dezaprobatę to przynajmniej rezerwę wśród szeregu osób duchownych i teologów; wreszcie organizacja Matki Tajber, w jej myśli przewidziana i faktycznie na zewnątrz formująca się jako zakon, wciąż nie miała kanonicznej aprobaty i trwała na statucie tylko religijnego stowarzyszenia. Jednak jako dzieło ducha wzrosło i przetrwało. W r. 1949, kiedy posiadało 16 placówek w pięciu diecezjach Polski i 95 członkiń, otrzymało kanoniczną erekcję jako zgromadzenie zakonne.

       W okresie najcięższych prób, tj. w czasie wojny i okupacji Stowarzyszenie Matki Tajber zdało egzamin niejako z odznaczeniem. Zburzone albo ograbione domy i sklepy zdawały się tym bardziej rozpalać w siostrach płomień poświęcenia. W Domu Głównym przygarnęły i opiekowały się ok. 40 opuszczonymi chłopcami, w innych znowu ukrywały dzieci żydowskie. Zaopatrywały wysiedlonych, uciekinierów, partyzantów, organizowały pomoc dla jeńców w barakach i za drutami. W kilku placówkach utrzymywały w oparciu o zbiórki kuchnie ludowe. W jednym tylko domu na Prądniku Białym wydawano przeciętnie na rok 70 tyś. obiadów. W kuchniach tych pracowały 22 siostry.

       Wszystkie prace zewnętrzne opierają się na głębszej pracy, mianowicie na pracy wewnętrznej, która wydaje owoce chociaż niewidzialne, przecież dla życia zakonnego najistotniejsze. Założycielka zakreślając bardzo szeroki wachlarz działalności nie przeoczała hierarchii różnych prac, dlatego zwracała siostrom uwagę: "Dopiero ta dusza jest rzeczywiście pożyteczna w zgromadzeniu, która nigdy nie ustaje w pracy wewnętrznej nad sobą. I pomimo, że spełnia różnego rodzaju prace zewnętrzne, to przecież nadaje im charakter wewnętrzny".

       Życie duchowne nie zasklepiało Założycielki i jej córek duchownych wewnątrz siebie. Najbardziej nawet wewnętrzna praca posiada u nich wymiary społeczne. Ukazała je szeroko patrząca Założycielka, kiedy Zgromadzenie otrzymało od Księcia Kardynała Stefana Sapiehy kanoniczne zatwierdzenie. Oto główne ujęcie jego celu:

a) Szerzenie czci Najśw. Duszy Chrystusa Pana i ukazywanie przez to wielkiej wartości każdej nieśmiertelnej duszy;
b) Uświadamianie ludzi o życiu Pana Jezusa w duszach ludzkich i zapalanie ich do potęgowania w sobie życia Bożego;
c) Pouczanie o odpowiedzialności każdego członka Mistycznego Ciała Chrystusa na ziemi za wzrost i rozwój tego Ciała.

       Aby ten cel osiągnąć. Zgromadzenie podejmuje różne prace, do których należą:

a) Katechizacja dzieci i młodzieży;
b) Rozbudzanie w społeczeństwie ducha apostolskiego i misyjnego;
c) Prowadzenie zakładów wychowawczych, warsztatów, pracowni i szkół, organizowanie ośrodków pracy i punktów usługowych;
d) Pielęgnowanie chorych i wspieranie biednych;
e) Służba Kościołowi w aktualnych potrzebach.

       Do powyższych celów Zgromadzenie dąży przez zespołową pracę, rodzinną atmosferę panującą w życiu wspólnym, prostą organizację zarządu, równość wszystkich sióstr bez podziału na chóry.

 

Ozdobiona Krzyżem

       Najpiękniejsze owoce rosną jednak na drzewie Krzyża. Wprawdzie Zakon Najśw. Duszy Chrystusa, pomyślany przez M. Tajber nie ma być nastawiony na specjalne wyszukane, jak mówiła, pokuty i umartwienia. Krzyż Chrystusowego cierpienia i umartwienia i tak siostry poniosą, ale radośnie, bez skargi, mówiąc sobie: "nie będę cierpieć, choć będę cierpiała". Umartwienie wynikające samo z ziemskich warunków życia nie przestrasza, gdy się je widzi w blasku miłości. Krzyż niesiony z miłości bardziej ozdabia niż ciąży.

       Osiągnąwszy upragnione zatwierdzenie swego dzieła M. Tajber wchodzi w okres życia głębszy ale też i boleśniejszy. Zachowuje żywość właściwą młodości, temperament zrównoważony, optymizm i zdolność szerokiego patrzenia. Obserwator M. Tajber w celu zebrania materiału do studium charakterologicznego zapisał: "Matka Założycielka, kobieta lat 60-ciu, średniego wzrostu, postać o pełnych kształtach. Postawa jej pewna, wyrażająca poczucie godności osobistej, wzbudzająca szacunek. Ruchy spokojne, miękkie i delikatne... Chód poważny, równy, spokojny... Wyraz twarzy skupiony lecz nie marmurowy... Spojrzenie piwnych oczu głębokie. Można powiedzieć, że odbija się w nich... tajemnicza głębia życia psychicznego... W działaniu jest rozważna, stanowcza i zdecydowana. Zanim da odpowiedź decydującą, rozważy wszystko za i przeciw. Pracę organizacyjną prowadzi planowo. Ma dar koncentracji w działaniu... Posiada zdolność przyjaźni, kontaktowność w stosunku do osób na różnym poziomie inteligencji...".

       W ostatnim dziesiątku lat życia cechuje ją szerokie, horyzontalne widzenie świata. Wchodzi w cierpienia "ludzkiej rodziny", bada przyczyny klęsk społecznych natury moralnej oraz poszukuje środków zaradczych. Dochodzi do stwierdzenia, że konieczna jest głębsza świadomość społeczna w członkach Kościoła, albowiem i dzisiaj Chrystus pragnie kontynuować swoje dzieło zbawcze, przez pośrednictwo swego Mistycznego Ciała. Potrzeba przeto, aby każdy z nas przeżywał swoje powołanie, prace, cierpienia i doświadczenia w łączności z Chrystusem niosącym Krzyż.

       Czego innych nauczała, to też i sama zachowała w chwili najboleśniejszej próby. Wolna od Urzędu Przełożonej Generalnej lecz nadal uważana i otaczana szacunkiem jako Założycielka, przenosi się na wiejską placówkę w r. 1961. Rozstaje się z domem macierzystym pogodnie uspokajając umysły sióstr aktami dziękczynienia Bogu: "Dobrze, Wola Boża, Wola Boża!" daje świadectwo posłuszeństwa i przywiązania do Kościoła świętego. Wzbudza akty miłości powszechnej i darzy nadal wszystkich uśmiechem.

       Półtora roku trwała jej rozłąka z kolebką Zgromadzenia. Choroba przewodu pokarmowego i wynikłe stąd powikłania w niczym nie naruszają jej zwykłego pokoju ducha. Lekarza opiekującego się nią w ciężkiej chorobie zadziwia szerokimi zainteresowaniami, sprawami otoczenia. Kościoła i świata. W dzień przed śmiercią wypowiada z uśmiechem do sióstr słowa: " Niech siostry żyją Panem Jezusem i kochają siebie nawzajem ". Patrzący na nieprzytomną już chorą odnosili wrażenie, że dusza jej jest już całkowicie w ręku Boga.

       Zmarła 28 maja 1963 r. w Siedlcu pod Krakowem i pochowana została na prądnickim cmentarzu w Krakowie. Życiem swoim i dziełami oddała cenne świadectwo wierności postanowieniu Stowarzyszenia z r. 1929: "Będziemy zawsze posłuszne Kościołowi, choćby i do tego doszło, że skasowaliby nasz zakon zupełnie". Wierność tę potwierdził abp Wojtyła w pogrzebowym kazaniu: "Była posłuszna Kościołowi, chciała być posłuszna, i taką ją oddajemy Bogu".

O. Otto Filek OCD      

 

 

 

Źródło: O. Otto Filek OCD. Promieniować Chrystusem. Nakładem Polonii Amerykańskiej, Rzym 1983

 


Powrót do Strony Głównej