Nagroda im. Sługi Bożego
Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny
2006 r.

 

.

 

Szczęście, to życie w łączności z Bogiem
Z dr. inż. Marianem Paluchem rozmawia Jadwiga Wronicz

 

Fotografia z archiwum domowego rodziny Paluchów opublikowana w  Tygodniku Rodzin Katolickich Źródło,  w numerze 3 (733), z dnia 15 stycznia 2006 r.

     - Jest Pan laureatem tegorocznej Nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego. Kim dla Pana jest Jerzy Ciesielski?

     - Sługa Boży Jerzy Ciesielski był jednym z moich nauczycieli akademickich. W semestrze zimowym roku akademickiego 1965/66 prowadził dla mojego rocznika wykłady z Prefabrykacji i wykonawstwa konstrukcji żelbetowych i sprężonych oraz laboratorium z tego przedmiotu. Jako prowadzący zajęcia był bardzo sumienny, zawsze punktualny, świetnie przygotowany do wykładu. Można było śmiało zadawać pytania, wiedząc że otrzyma się rzetelną odpowiedź. Miał dobry kontakt ze studentami. Czułem, że nas lubi i zależy mu na tym byśmy jak najwięcej skorzystali z zajęć. Mam w indeksie dwa jego podpisy. Dzisiaj jest to dla mnie cenna pamiątka. Jerzy Ciesielski związany był z duszpasterstwem akademickim przy kościele św. Anny, podczas gdy ja mieszkając w akademiku przy ul. Bydgoskiej uczestniczyłem w spotkaniach akademickich w kościele Matki Bożej z Lourdes. Proboszczem i naszym opiekunem był wtedy ks. Albin Małysiak - znakomity nauczyciel, przyjaciel, wychowawca - obecnie biskup senior. Więcej o życiu Sługi Bożego Jerzego dowiedziałem się już po studiach.

     - Ma Pan liczną rodzinę, a jednocześnie jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym Politechniki Krakowskiej. Jak Pan godzi te dwie role: ojca i nauczyciela akademickiego?

     - Tak, to prawda, bo oprócz naturalnej rodziny mam bardzo liczną rodzinę studencką - studentów Politechniki Krakowskiej i Akademii Górniczo-Hutniczej. Mój czas dzielę pomiędzy te dwie rodziny. Nie jest to proste, ale mam wspaniałą żonę Krystynę, która nieustannie mi pomaga. Dzięki pogodnemu usposobieniu wnosi do naszego małżeństwa wiele serdeczności i ciepła rodzinnego. Jej uśmiech, dobre słowo pozwalają mi zapomnieć o zmęczeniu i zająć się sprawami, które należy niezwłocznie wykonać. To jest fantastyczne jak ma się w domu "bratnią duszę", która kocha, pomaga, rozumie, współczuje. Tylko dzięki pogodzie ducha Krystyny mogę łączyć te dwie funkcje, służąc obu rodzinom. Od studentów wiele wymagam, a sam staram się prowadzić zajęcia rzetelnie, tak aby nabrali ochoty do zgłębiania przekazywanej wiedzy. Również w domu angażuję się w prace kuchenne, które przy naszej licznej rodzinie pochłaniają mnóstwo czasu. Zarówno praca na uczelni, jak i w domu daje mi dużo satysfakcji.

Fotografia z archiwum domowego rodziny Paluchów opublikowana w  Tygodniku Rodzin Katolickich Źródło,  w numerze 3 (733), z dnia 15 stycznia 2006 r.

     - Starsze dzieci wybrały już i realizują własne powołanie życiowe. W jaki sposób Pan i żona przygotowywaliście dzieci do tej decyzji? Czy wpływaliście na nią?

     - Tworzymy z żoną małżeństwo partnerskie. Wspólnie pracujemy, modlimy się, odpoczywamy, przeżywamy wszystkie radości i smutki mając świadomość, że wzajemnie za siebie przed Bogiem odpowiemy. Mieliśmy ośmioro dzieci, ale Bóg powołał do siebie naszego piętnastomiesięcznego Jasia. Obecnie piątka naszych dzieci jest już po studiach. Wszystkie ukończyły Politechnikę Krakowską, podobnie jak ja i żona. Z pozostałej dwójki syn jest na III roku, oczywiście Politechniki Krakowskiej, a najmłodsza córka uczęszcza do liceum. Nasze dzieci uczyliśmy:

  • przywiązania do Boga przez modlitwę i pracę; dzieci od najmłodszych lat były zaangażowane w cotygodniowe dostarczanie prasy katolickiej do krakowskich parafii oraz wysyłkę do prywatnych odbiorców, co wymagało sumienności, punktualności, rzetelności;
  • szacunku dla każdego człowieka przez dotrzymywanie podjętych zobowiązań;
  • szacunku do chleba, dlatego zawsze na chlebie i przed jedzeniem czynimy znak krzyża;
  • przywiązania do tradycji rodzinnych i narodowych, pamiętamy i świętujemy ważne dla nas rocznice. Nigdy nie zapomnę, jak w stanie wojennym nasz przyjaciel nauczył nas pieśni "Ojczyzno ma". Często ją śpiewaliśmy, a w wykonaniu małych dzieci brzmiała szczególnie wzruszająco.

         Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że młody człowiek potrzebuje przykładu. Nie wystarczy pięknie mówić, ale trzeba żyć tym, co się wypowiada, bo dzieci bardzo dokładnie słuchają, pamiętają i rozliczają nas z każdego słowa. Nasza postawa w naturalny sposób wpływała na decyzje dzieci i ich wybory.

         - Jedna z córek wybrała życie zakonne. Czy było to dla Państwa zaskoczeniem?

         - Nasza najstarsza córka ukończyła studia, a następnie przepracowała sześć lat z młodzieżą akademicką. W tym czasie zetknęła się ze Zgromadzeniem Sióstr Matki Bożej z La Salette. Zafascynowana pracą misyjną, za radą swojego przewodnika duchownego, postanowiła się realizować jako misjonarka. Nie było to dla nas zaskoczeniem, gdyż od najmłodszych lat uczestniczyła w życiu oazowym, pogłębiając stale swoją wiedzę religijną. Obecnie jest pełna radości, a my cieszymy się wraz z nią, dziękując Panu Bogu za jej powołanie.

    Fotografia z archiwum domowego rodziny Paluchów opublikowana 
w  Tygodniku Rodzin Katolickich Źródło,  w numerze 3 (733), z dnia 15 stycznia 2006 r.

         - Dwoje dzieci założyło już własne rodziny i mają Państwo wnuki. Czy łatwo być dziadkiem?

         - Mamy dwie prześliczne wnuczki: sześcioletnią Weroniczkę oraz dwuipółletnią Alę. Nie jest łatwo być dziadkiem, gdy się ma jeszcze tak wiele obowiązków. Nie mogę poświęcić im tyle czasu, ile by należało. Boleję nad tym i ufam, że po przejściu na emeryturę (już wkrótce) to się zmieni.

         - Swoim doświadczeniem oraz przemyśleniami dzielił się Pan niejednokrotnie z młodymi ludźmi przygotowującymi się do małżeństwa. Gdyby zaproponowano Panu napisanie poradnika "Jak stworzyć dobrą rodzinę", jakie wskazania znalazłyby się tam jako najważniejsze?

         - Dziękuję za to pytanie. Taki poradnik jest bardzo potrzebny szczególnie młodzieży, która nie zaznała ciepła rodzinnego. Wskazania, o które Pani redaktor pyta, zawarłem w artykule "Świadectwo prawdy w życiu małżeńskim", zamieszczonym w albumie "Udział pracowników Politechniki Krakowskiej w życiu Kościoła Katolickiego za pontyfikatu Jana Pawła II" (Wydawnictwo Politechniki Krakowskiej, 1998 r.). Oto niektóre z nich:

  • rodzina to mały Kościół, w którym rodzice kochają dzieci, a dzieci szanują rodziców. Wszyscy sobie wzajemnie służą;
  • życie w rodzinie to nieustanna walka z naszymi słabościami;
  • jeżeli Chrystus w rodzinie jest na pierwszym miejscu, to wszystko co trudne staje się proste;
  • życie daje Bóg, jest ono niepowtarzalne i święte od momentu poczęcia do naturalnej śmierci;
  • zawsze miłosierdzie przed sprawiedliwością, bo w Modlitwie Pańskiej prosimy "Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom";
  • zawsze dialog i pojednanie, bo w Kościele katolickim nie ma rozwodów. Nie trzeba być bogatym, aby żyć szczęśliwie, bo szczęście to życie w stałej łączności z Bogiem, w jedności ze współmałżonkiem, rodziną i otoczeniem;
  • poślubić - to przyjąć bez zastrzeżeń i warunków wstępnych współmałżonka; podzielić się z nim wszystkim, całym swoim światem; kochać go miłością ofiarną, bezinteresowną, gdyż to nie mnie ma być dobrze, ale ze mną ma być dobrze;
  • dla tej miłości, której owocem są dzieci - warto żyć;
  • najlepszym przewodnikiem w życiu małżeńskim jest życie Eucharystią i lektura Pisma Świętego.

         Na spotkaniach wadowickich zawsze dopowiadam: moi młodzi przyjaciele, gdy już będziecie małżonkami, to nie bójcie się mieć dzieci, bo w niedługim czasie staną się one radością waszego życia. Nie odkładajcie decyzji o byciu rodzicami na plan dalszy, bo realizacja innych marzeń zabierze wam zbyt dużo czasu, a później może być wszystko stracone. Pozostanie żal, samotność, pustka, świadomość, że jest dom, a brakuje w nim miłości i ciepła rodzinnego.

         - Jak ocenia Pan sytuację współczesnej rodziny w Polsce, jakie widzi Pan szanse, a jakie zagrożenia?

         - Współczesna rodzina polska przeżywa kryzys na wielu płaszczyznach. Szczególnie dotkliwie jest odczuwalna stale pogarszająca się sytuacja materialna związana bezpośrednio z powiększającym się bezrobociem. Powoduje to narastanie konfliktów w rodzinie. Szczególnie trudno jest rodzinom wielodzietnym. Sfrustrowani rodzice tracą czujność w wychowaniu dzieci. Stają się one bardziej podatne na wszelkie dewiacje (narkomania, sekty, rozboje). Innym zagrożeniem jest niewłaściwe korzystanie ze środków masowego przekazu, w tym Internetu. Wydaje się, że powstrzymanie tego rosnącego zła należałoby rozpocząć od ukazania w mediach rodzin pełnych, kochających się, i rozwiązujących różnorakie problemy zgodnie z Dekalogiem i prawami miłości bliźniego. Może nowy rząd podejmie dalsze działania, w których pierwszy krok - tzw. becikowe - już uczyniono i poprawi sytuację kobiet, aby okres macierzyństwa i wychowanie dzieci był wliczany do emerytury, aby objęto ochroną kobiety decydujące się na macierzyństwo, a jednocześnie pragnące wrócić ponownie do pracy, aby zrewidowano podatki, jakie płaci rodzina wielodzietna.

           - Dziękuję za rozmowę.

    Z dr. inż. Marianem Paluchem rozmawiała Jadwiga Wronicz

     

     

    Artykuł zamieszczony w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 3 (733), z dnia 15 stycznia 2006 r.

     

     


  • dr inż. Marian Paluch - laureat Nagrody im. Sł. B. Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny w 2006 r.