. |
- Zacznijmy naszą rozmowę od przedstawienia Pana rodziny.
- W związku małżeńskim z Bogumiłą, jestem od 1978 r. Pan Bóg obdarzył nas trójką dzieci: córką Ewą i synami Grzegorzem i Maciejem. Mieszkamy w Stróżach.
- Zakładając przed laty z Małżonką nową rodzinę wnosiliście do niej to, co najlepsze z waszych rodzin, w których dorastaliście do dojrzałości. Czym ubogacona została u początku Wasza rodzina?
- W domu rodzinnym uczono nas miłości do Pana Boga i do bliźniego, szacunku do drugiego człowieka, a zwłaszcza do człowieka pokrzywdzonego przez los. Małżeństwo tworzyliśmy pełni miłości i wiary, że postępując zgodnie z przykazaniami Bożymi, nasze wspólne życie będzie szczęśliwe.
- Mówi Pan o wzrastaniu w waszych rodzinach w miłości do Boga. Także o tym, iż uczyliście się widzieć Boga w bliźnim, szczególnie w potrzebującym pomocy. A czy pamięta Pan jeszcze tę swoją natychmiastową reakcję na widok tonącego w nurcie rzeki? Będąc jeszcze uczniem (było to w 1968 r.) rzucił się Pan na ratunek tonącemu. Jak się do takich czynów wychowuje?
- To było zachowanie naturalne, zwyczajny odruch. Innego sobie nie wyobrażam. Przechodząc zobaczyłem, że ktoś tonie. Bez zastanowienia wskoczyłem do wody i uratowałem tonących... Potem były pochwały, gratulacje. Było nawet odznaczenie za odwagę. Najważniejsze jednak było to, że tych dwóch chłopców zostało uratowanych.
- Wiadomo, że najlepiej kształtować prawe sumienia w rodzinie. I zapewne dlatego zainicjował Pan i zrealizował opiekę nad dziećmi sąsiadów osieroconych przez rodziców. Jak to było?
- Dzieci straciły obydwoje rodziców. Ojciec ich utonął w Zalewie Solińskim, a matka niedługo potem zmarła na raka. Zostało osieroconych pięcioro dzieci. Najstarsza córka chodziła do szkoły podstawowej, najmłodszy syn zaś miał trzy, a może cztery lata. Zgromadziliśmy środki pieniężne na bieżące potrzeby dzieci, a także sprzęty na wyposażenie mieszkania. Przede wszystkim udało się nam uniknąć rozdzielenia rodzeństwa do różnych domów dziecka. Mieszkali nadal razem, a nawet zdołano im pomóc również przez wykupienie mieszkania.
- Tak więc krok po kroku Opatrzność przygotowywała Pana do udziału w tworzeniu dzieła w jeszcze innym wymiarze, znacznie większego. Jak rodziła się myśl o pomocy niepełnosprawnym?
- To było w połowie lat 90. Każdego roku organizowałem w Stróżach Piknik Rodzinny z okazji Dnia Dziecka. Impreza z roku na rok stawała się coraz bardziej znana i popularna w Stróżach i okolicy. Dochód z imprezy przeznaczony był zawsze na potrzeby osób chorych, niepełnosprawnych, dla których koszty leczenia przekraczały ich możliwości finansowe. Dzięki takim finansowym wsparciom wiele dzieci powracało do zdrowia po kosztownych operacjach. Coraz bardziej dostrzegałem, jak niewielki jest wymiar tej naszej pomocy i jak wielu innych chorych potrzebuje takiego wsparcia. Fundusze zbierane podczas Pikniku Rodzinnego nie wystarczały. Trzeba było znaleźć inne rozwiązanie organizacyjne.
- Powstała więc Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym?
- To było w listopadzie 1997 r. Odbywało się wówczas spotkanie, w którym uczestniczyli politycy, przedstawiciele władz samorządowych, kolejowych, biznesu, lekarze i miejscowe społeczeństwo. Wystąpiłem wtedy z propozycją utworzenia Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym. Obecni przyklasnęli temu pomysłowi. Fundacja została utworzona przez grupę Fundatorów, reprezentujących duże zakłady i przedsiębiorstwa z terenu miasta Krakowa. Zapisany został statut, w którym ujęte zostały cele, formy działalności i zasady działania Fundacji. Postanowiliśmy, że Fundacja ma nieść pomoc osobom niepełnosprawnym i wymagającym specjalistycznego leczenia, ma również prowadzić działalność edukacyjną na poziomie przedszkolnym i szkolnym, a także wspomagać inicjatywy zmierzające do integracji osób niepełnosprawnych ze sprawnymi. Zrealizowanie tak licznych celów wymagało wyjścia poza grupę Fundatorów tworzących instytucję. Chcąc przeprowadzać zbiórki pieniężne, występować o dofinansowania spartakiad integracyjnych itp. musieliśmy również podejmować działania administracyjne, takie jak np. wystąpienie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji o zezwolenie na przeprowadzanie zbiórek pieniężnych.
- Fundacja stworzyła podstawy formalne do takiego działania, którego efektem jest np. Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne w Stróżach. Pomysł ten zapewne wielu uważało za utopijny. Musiał Pan być uparty, aby wypełniając punkt po punkcie założony plan doprowadzić do pełnej jego realizacji. Jakie jest to Centrum obecnie?
- Obiekt usytuowany jest w centrum miejscowości Stróże. Kamień węgielny pod halę sportowo-rehabilitacyjną, wchodzącą w skład kompleksu, wmurował premier Jerzy Buzek. W szczelnie wypełnionym kalendarzu premier znalazł czas, aby przybyć do Stróż na tę uroczystość. Obecnie cała powierzchnia użytkowa budynku wynosi 4 tysiące metrów kwadratowych. W Centrum jest 40 pokoi z łazienkami, komfortowo wyposażonych i dostosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. Centrum udostępnia klimatyzowane pracownie rehabilitacyjne. Ma własną stołówkę. Dużą atrakcją, podnoszącą standard budynku, jest kryty basen rehabilitacyjny, zaprojektowany i wykonany z myślą o osobach niepełnosprawnych. W Centrum prowadzone są usługi w zakresie hydroterapii. Funkcjonują tam również warsztaty terapii zajęciowej, gdzie zajęcia prowadzone są w siedmiu pracowniach terapeutycznych. Od września 2002 roku w niepublicznym przedszkolu integracyjnym prowadzone są zajęcia w trzech grupach wiekowych. Uczestniczy w nich 50 dzieci. Wśród nich jest 15 dzieci niepełnosprawnych. W 2004 r. uruchomiony został ośrodek hipoterapii, w którym prowadzone są turnusy rehabilitacyjne przeznaczone dla osób niepełnosprawnych z dysfunkcją narządu ruchu, poruszających się na wózkach inwalidzkich, upośledzonych umysłowo, ze schorzeniami neurologicznymi, układu krążenia i układu oddechowego.
- Patronem Centrum jest św. Ojciec Pio. Dlaczego właśnie on?
- Ojciec Pio przez całe swoje życie zajmował się ludźmi chorymi i niepełnosprawnymi, ciężko dotkniętymi przez los. Nasze Centrum jest właśnie przeznaczone dla takich ludzi. Potrzebujemy pomocy w prowadzeniu tego dzieła. Szukamy jej u naszego Patrona, bo on najlepiej rozumie potrzebę istnienia takiego Centrum.
- Zapewne ma Pan już plany dalszego rozwoju Centrum. Czy można o nich powiedzieć naszym czytelnikom?
- W ostatnim czasie rozpoczęliśmy budowę hospicjum dla dzieci nieuleczalnie chorych. Będzie to Hospicjum im. Chrystusa Króla. Zostało ono zaprojektowane dla 30 małych pacjentów. Specjalistyczna opieka lekarska i pielęgniarska oraz obecność wolontariuszy pomogą stawić czoła cierpieniom, których nie szczędzą kolejne dni choroby. Dzieci otrzymają wsparcie fizyczne, uśmierzenie bólu i pielęgnację niedomagającego ciała. Uzyskają tam również pomoc duchową, pomoc w oswojeniu lęku i pogodzeniu się z tym, co ma nadejść. Nie możemy odmienić losu nieuleczalnie chorych dzieci, ale potrafimy sprawić, by godnie i w pokoju przeżyły swoje ostatnie dni.
- Jest Pan od początku swej działalności zawodowej wierny kolejnictwu
- To prawda, że od początku pracy zawodowej związany jestem z kolejnictwem. Przez cały ten czas walczyłem o prawa pracownika jako człowieka, aby był traktowany jako podmiot, a nie jak przedmiot. W trudnym okresie przemian polityczno-ekonomicznych broniłem miejsc pracy kolejarzy w PKP, które podlegało tzw. procesowi restrukturyzacji. Zapewne dlatego współpracownicy powierzają mi ważne zadania w NSZZ "Solidarność". Od 1997 r. jestem przewodniczącym Krajowego Związku Zawodowego Kolejarzy NSZZ "Solidarność". W każdym z miejsc mego zaangażowania zawodowego walczę z niesprawiedliwością, dbam o respektowanie praw pracowników kolei do godnej pracy, a w szczególności staram się jak mogę najlepiej bronić pokrzywdzonych.
- Teraz PKP znalazła się - podobnie jak Polska - na wirażu dziejów. Czego kolejom polskim obecnie najbardziej potrzeba?
- Ze spraw najpilniejszych, polskie koleje potrzebują uchwalenia przez sejm polityki transportowej państwa oraz rozwiązania problemu kolei regionalnych. Trzeba też powrócić do tradycji, w której praca kolejarza była traktowana jako służba drugiemu człowiekowi. Kolejarze mogą odpowiedzialnie tę służbę pełnić, jeśli uchwalana będzie dotacja budżetowa w odpowiedniej wysokości. Tak jest w innych krajach, w których rozumie się rolę sprawnego działania transportu kolejowego w całościowym rozwoju gospodarczym kraju.
- Laureatów nagrody "Źródła" zawsze pytamy o Patrona naszej nagrody. W czym Panu jest On bliski?
- Jerzy Ciesielski miłość bliźniego pojmował bardzo konkretnie i praktycznie, przede wszystkim jako pomoc i to pomoc rozumną, wyzwalającą w drugim człowieku dobro. Był niezawodny i wierny w przyjaźni, opiekuńczy, serdeczny i czuły. W swoich działaniach przemawiał prostotą i skromnością. A przy tym wszystkim promieniał radością i pogodą ducha, choć nie omijały go troski i przykrości. W przybliżeniu tej osoby zarówno mnie, jak i moim najbliższym, ważną rolę pełni Tygodnik Rodzin Katolickich Źródło. Z uwagą czytałem wszystkie artykuły o Słudze Bożym. Po przedstawieniu każdego kolejnego laureata Nagrody "Źródła" jej Patron stawał mi się coraz bliższy. Wśród moich znajomych są tacy, którzy znali Sługę Bożego osobiście, byli jego studentami. Ich świadectwo w przybliżaniu postaci Jerzego Ciesielskiego ma szczególną wartość.
- Dziękuję za rozmowę.
Ze Stanisławem Kogutem rozmawiał Janusz Kawecki
Artykuł zamieszczony w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 4, z dnia 23 stycznia 2005 r.