. |
Jadwiga Wronicz - Pańska działalność jako lekarza, autora wielu prac naukowych i popularnonaukowych skupia się głównie na rodzinie. Co o tym zadecydowało?
Prof. Włodzimierz Fijałkowski - Wywodzę się z rodziny, której przyświecało hasło: Bóg, Honor i Ojczyzna. Rodzeństwo było liczne, troje zakończyło wojnę z odznaczeniem krzyżem Virtuti Militari. Ja studiowałem medycynę jako elew Szkoły Podchorążych Sanitarnych, ale wybrana specjalność: ginekologia i położnictwo wpłynęła decydująco na zajęcie się rodziną. Wyraziło się to przede wszystkim powołaniem do życia oryginalnego modelu Szkoły Rodzenia, który przyjął się w całym kraju. Kolejnym elementem stało się opracowanie ekologicznych podstaw prokreacji. Stowarzyszenie na Rzecz Naturalnego Rodzenia i Karmienia uważa mnie za duchowego inspiratora powstania tejże sympatycznej organizacji społecznej.
- Jak Pan ocenia sytuację współczesnej rodziny w Polsce?
- Jak sięgnę pamięcią, zawsze była trudna, ale ciągle zmienia się rodzaj zagrożeń. Obecnie daje się zauważyć kumulacja: trudna sytuacja bytowa przeważającej liczby rodzin idzie w parze z niekorzystnym oddziaływaniem środowiska społecznego. Niemniej chciałbym z naciskiem podkreślić, że nasza polska rodzina jest piękną rodziną i że z niej sąsiednie narody na Wschodzie i na Zachodzie mogą czerpać wzór. Szkoda, że środki społecznego przekazu - te najsilniej oddziałujące - nie są zainteresowane ukazaniem pięknego rodzinnego życia w Polsce.
- Jest Pan autorem wielu książek, jedna z najbardziej znanych nosi tytuł: Dar rodzenia. Proszę o kilka słów na ten temat.
- Trzecie wydanie tej książki ukazało się w 1988 roku. Ponieważ nie udało się jej wznowić, dodatkowe dziesiątki tysięcy egzemplarzy zostały powielone nieoficjalnie. Poza tym książka ta ukazała się w tłumaczeniu na język litewski i ukraiński. Z nowszych pozycji wymieniłbym dwie: Rodzicielstwo w zgodzie z naturą ("Głos dla Życia", Poznań 1999 r.) oraz Ekologia rodziny ("Rubikon", Kraków 2001 r.). Osobną pozycję zajmuje książka bardzo osobista pt. Moja droga do Prawdy ("Rubikon", Kraków 2002 r.).
- Jako ojciec czwórki dorosłych dzieci i dziadek ośmiorga wnucząt, może zechce udzielić Pan rad tym, którzy mają trudności w odnalezieniu się w tych rolach.
- Co do dzieci, zauważyłem jedno: one nas rzadko słuchają, ale najczęściej naśladują. Co do wnuków: dobrze mi się z nimi jeździ na rowerze.
- W jakiej mierze media katolickie mogą pomagać rodzinom?
- Mamy znakomite pisma: "Jaś", "Droga", "Miłujcie się", "Głos dla Życia"; mamy "Klub Przyjaciół Ludzkiego Życia", no i oczywiście "Źródło". Ponadto dwa tygodniki dużego formatu: "Niedziela" oraz "Gość Niedzielny". Czy ich wpływ jest widoczny? Owszem, ale byłby nieporównywalnie większy, gdyby te pisma były czytane - czytane, nie przeglądane.
- Został Pan nominowany do Nagrody im. Jerzego Ciesielskiego. Pan znał osobiście patrona tej nagrody. Proszę powiedzieć coś więcej o historii tej znajomości.
- Poznaliśmy się w Zakopanem, na pierwszym Mariapoli, czyli zjeździe członków Ruchu Focolari. Byli oboje z żoną. Jerzy miał widoczną cechę człowieka dużego formatu: promieniowała od niego zrównoważona energia, a przy tym był bardzo naturalny, otwarty na innych ludzi. Pamiętam, że od razu dostrzegłem w nim wzór męża i ojca rodziny. Wzór ten był mi bardzo potrzebny. Także osobiście. Z jego osobą kojarzy mi się powiedzenie ks. Pasierba: "Najpiękniejszym darem miłości jest obecność". Obecność Jerzego obfitowała w odniesienia. Był mistrzem budowania jedności.
- Dziękuję za rozmowę.
Wywiad zamieszczony w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 2 (576), z dnia 12 stycznia 2003 r.