Artykuły na temat Sł. B. Jerzego Ciesielskiego

 

.

 

JAN BABECKI

 

KAZANIE NA MSZY ŚW. "OPŁATKOWEJ" DLA "ŚRODOWISKA" KAPLICA ARCYBISKUPÓW KRAKOWSKICH
- 11 STYCZNIA 1986 -

 

       W ten wieczór życzeń, wieczór kolędy, wieczór, w który nas znowu Ojciec Święty zbiera na godzinę życzliwości, chciałem wam powiedzieć, że Mszę św. odprawiam o błogosławieństwo Boże dla prac zmierzających ku beatyfikacji Sługi Bożego Jerzego. Wszyscyśmy się do tego przygotowywali. Świadomość pewnej niezwykłości życia Jerzego była w nas od dawna. Poprzez przeróżne zwyczajne znaki dostrzegaliśmy jego niezwyczajność. Na czym ona polegała? Kiedyśmy nad tym myśleli, zaczęliśmy dawać odpowiedź, która jest wydawałoby się pierwszą i ostatnią i najprostszą i najtrudniejszą. Najtrudniejszą, bo wywołuje następne pytania. Odpowiedzią tą jest świętość.

       Pan Bóg nam dzisiaj dał w Kościele jako pokarm ewangeliczny wydarzenie, które miało miejsce nad Jordanem. Chodziło o stosunek św. Jana Chrzciciela do Pana Jezusa. Trudno o bardziej przejmujące wyznanie, niż to do którego został niejako sprowokowany św. Jan Chrzciciel. To wyznanie mówi o największej tajemnicy duszy i życia Jana Chrzciciela: mówi ono, kim jest Jezus dla Jana. Kiedy Jan chce wypowiedzieć, kim jest dla niego Jezus, Jezus który zawładnął całkowicie całym Jego życiem od narodzenia - narodzenie Jana było znakiem mocy Bożej dla Maryi - aż po śmierć. Kiedy ma zatem powiedzieć, kim jest dla niego Jezus, wówczas sięga po przejmujący obraz Oblubieńca, Oblubienicy i przyjaciela Oblubieńca. Tak jak Jan powiedział, że przyjaciel oblubieńców radując się zatrzymuje się na progu, tak w jakiś sposób i my zatrzymujemy się na progu: na progu tajemnicy spotkania Boga z człowiekiem, które się dokonuje w duszy ludzkiej. Ale my nie możemy nawet przez największy szacunek, pietyzm dla Bożych spraw w sercu człowieka zaciągnąć kotary, przez którą ani wy, ani nikt poza nami nie mógłby patrzeć. Bo trzeba radować się, uczyć i mówić: oto jeszcze jeden, który się zapalił miłością Chrystusa. Nie mamy prawa, mimo tej słusznej, głęboko w nas osadzonej dyskrecji - powiedziałbym wstydliwośd wobec tego, co największe między Bogiem i człowiekiem - nie mamy prawa zatrzymać się i zostawić tylko dla siebie skarbu wspomnień, który my jedynie byśmy mieli prawo odszukiwać i znajdować stałe coś nowego i wspaniałego, coś co jest dla nas świecącym światłem, odbitym od Jezusa, który jest światłością świata. I dlatego trzeba się było zdecydować na rozpoczęcie prac. Wyście się zdecydowali już dość dawno. Bo jakżeż inaczej można rozumieć słowa, umieszczona na tablicy pod chórem u św. Anny: "chrześcijanin XX wieku". To było z najgłębszego przekonania. To nie "laurka", to nie słowo pożegnania, kiedy w przypływie uczucia mówi się rzeczy, o których się później nie pamięta, a znajduje dopiero po latach, jeśli zapisane, w pogrzebowych mowach.

       Trzeba się zatem było zdecydować. Tym, który musiał tę decyzję podjąć, odpowiadając na wasze przekonanie, byłem ja. Nawet Ojciec Święty nie potrzebował mnie w tym zastąpić. Przyszło mi to tym trudniej i tym łatwiej, że wtedy kiedy się mówi o Jerzym, mogę mówić w pierwszej osobie liczby mnogiej. Przecież w jakiś sposób uczestniczyłem od dawnych lat, dokładnie chyba od 1952 roku, w życiu tych, których zaczął prowadzić Ojciec Święty po ich drogach studenckich, a potem już nie tylko studenckich. Tym bliżej mi było, ale i z tym większą powagą musiałem podchodzić do sprawy, aby nic nie zaciążyło i nic nie zaciemniło jasności tego pierwszego sądu, od którego rozpoczyna się mówić - nam będzie się trudno do tego przyzwyczaić - nie "świętej pamięci Jerzy", ale "Sługa Boży Jerzy".

       W języku prawniczym - miał tu być z nami ksiądz Infułat Obtułowicz, któremu powierzyłem prowadzenie prac, ale albo zdrowie, albo niepogoda nie pozwoliło mu uczestniczyć w tej Mszy św. - rozpoczyna się to, co w języku prawniczym ma różne nazwy, ale chciałbym was prosić, nie zrażajcie się tymi nazwami, one bowiem są bardzo prawdziwe. Mówi się "dochodzenie". Tak jest, mamy dojść, w ogromnym trudzie mamy dojść do prawdy, do prawdy tego, co jest między Bogiem i człowiekiem, do prawdy odpowiedzi Jerzego na dary Boże. To jest prawda! My jej nie mamy prawa stworzyć, naszym obowiązkiem jest ją odkryć. Czeka was wiele trudu, czeka nas wiele trudu. Jest to trud obiektywizmu, który nie wyklucza miłości - przeciwnie stajemy się jeszcze bardziej obiektywnymi przez miłość.

       W tym momencie przypomnę wypowiedź wielkiego człowieka. Gdy chodziło o stosunek między poznaniem a miłością, powiedział kiedyś: patrzą ludzie na dziecko i mówią - ale to brzydactwo. A matka uśmiechnięta i rozczulona wpatruje się w piękno swojego dziecka. Mój mądry profesor mówił: nie ona się myli! Oni się mylą - bo nie kochają. Miłość, bliskość, serdeczność, życzliwość, potrafią oczy otwierać. Miłość jest ku prawdzie, a prawda prowadzi do miłości. Trzeba będzie wiele trudu na to, żeby we własnych wspomnieniach nie tylko odszukać wszystko, ale także jak spod wielu retuszów, spod wielu warstw, które nakłada nie tylko czas, ale przeróżne opinie, i subiektywizm, wydobyć to, co było Bożym dotknięciem, i to co było tą najprawdziwszą odpowiedzią człowieka na Boże dotknięcie.

       Nie boję się zatem terminu "dochodzenie", bo to jest dochodzenie do prawdy z miłości i Boga i z miłości człowieka. Dochodzenie żmudne, jak wspinaczka, do tego punktu, w którym już więcej nie będziemy mogli uczynić, jak ze źródła, także i naukowego źródła, wydobywając wszystko, co można rzetelnie i uczciwie, w prawdzie i sprawiedliwości powiedzieć, jak człowiek, który miał na imię Jerzy, odpowiadał na Boży zamysł. Boży projekt świętości.

       Nasz Ksiądz Kardynał, kiedy przyszedł nowy etap w procesie beatyfikacyjnym Brata Alberta, w 1977 r. u Karmelitów Bosych wypowiedział myśl, którą chcę przypomnieć. Papież Paweł VI wydał wówczas dekret o heroicznośd cnót Sługi Bożego Brata Alberta, Adama Chmielowskiego. Komunikując to Ojciec święty powiedział: myśmy po ludzku zrobili wszystko, aby powiedzieć, jakie było to życie, i żeby stwierdzić, że ono było naprawdę w każdym calu życiem chrześcijańskim, heroicznie chrześcijańskim. A teraz. Boże, Ty daj znak, że to co jest owocem naszego dochodzenia prawdy jest słuszne, i że pragniesz, abyśmy mieli tego oto Sługę Bożego jako znak na naszych chrześcijańskich drogach. I wtedy Ojciec Święty powiedział: trzeba się modlić o ten znak. Znak boży, to znaczy cud uzdrowienia. Myśmy wtedy nie wiedzieli gdyśmy podejmowali tę modlitwę o Boży znak, że ten znak już się dokonał. Przed laty za wstawiennictwem, po modlitwie do Brata Alberta, a więc za jego wstawiennictwem, została uzdrowiona albertynka, i tylko z jakiejś prostoty franciszkańskiej, i ona i jej przełożona nie wyjawiały, co było oczywistym znakiem, wymodliliśmy zatem przypomnienie tego co się wydarzyło przed laty. Potem Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał aktu beatyfikacji, i potwierdził wszystkie etapy, w których sam brał udział jako żarliwy, a tak obiektywny i sprawiedliwy biskup, prowadzący sprawę Sługi Bożego Adama Chmielowskiego, Brata Alberta.

       Jest moim najgorętszym pragnieniem, abyśmy doszli do prawdy, o której jesteśmy przekonani w sercach naszych, właśnie do tej, aby słuszne okazało się to, aby to zostało potwierdzone przez Boga, i aby Jan Paweł II mógł dokonać beatyfikacji Jerzego. Czynię to przedmiotem intencji tej Mszy Św.

       Gorąco was proszę, dołączaczcie się modlitwą. Niedawno mówiłem, jak wiele potrzeba modlitwy w intencji prac i równocześnie modlitwy o znak Boży, który trzeba wybłagać wiarą i ufnością, a wtedy po dłuższym zastanowieniu ktoś ciężko chory powiedział mi - jak już ksiądz kardynał chce, to się będziemy modlili o zdrowie za przyczyną Sługi Bożego Jerzego. - Nie wyznaczam nikomu żadnych zadań poza tymi, które spoczywają na wszystkich z tytułu rzetelności, sprawiedliwości i miłości Boga i człowieka, i prawdy. Bożej prawdy.

       Dzień Bożego Narodzenia przyniósł nam radość, bo Bóg stał się człowiekiem. Dzień Bożego Narodzenia każdego roku przynosi nam radość potężną, bo to co Boże staje się bliskie, i tajemnice Boże wcielają się w życiu ludzi. I dlatego wspomnienie śmierci Jerzego, tak bolesnej niegdyś dla nas, jest źródłem pokoju i radości. Niech każdy z nas weźmie cząstkę tej radości i tego pokoju.

 

 

 

 

 


  • Inne świadectwa

    Powrót do Strony Głównej