"Wprowadzenie" do książki:
Listy z okresu narzeczeństwa były dla mnie cudownym przeżyciem. Wzbogacały nas w entuzjazm i radość, czułość i miłość, stanowcze i opatrznościowe zaproszenie do cieszenia się pięknem życia i cudownością stworzenia, do przeżywania wiary z radością i zaufaniem Opatrzności Bożej.
Przez złożoną mi deklarację: "Chciałabym naprawdę uczynić Cię szczęśliwym i być taka, jakiej mnie pragniesz:
dobra, wyrozumiała i gotowa do poświęceń, których będzie wymagało od nas życie..." i "...pragnę oddać Ci siebie w darze po to, aby stworzyć prawdziwie chrześcijańską rodzinę..." w pierwszym liście (21 lutego 1955 r.) Joanna pomogła mi określić mój ideał i skierować wolę na czynienie podobnie.
Odwoływanie się w innych listach do Boga, Jego pomocy i błogosławieństwa, do zaufania Mu, do naszego obowiązku bycia wdzięcznym, potwierdziło mi, jak bardzo radykalna musiała być w Niej wiara i jak głęboki był Jej duch modlitwy.
W liście z 9 kwietnia tegoż samego roku Joanna, w swej pokorze, napisała do mnie: "Piotrze, pragnę być dla Ciebie tą dzielną niewiastą z Ewangelii! Jednak odnoszę wrażenie, że jestem taka słaba..."
W rzeczywistości już od początku była kobietą silną. Gdy ją poprosiłem o zamieszkanie w jednorodzinnym domku znajdującym się na terenie należącym do fabryki, której byłem dyrektorem, zgodziła się bez wahania. A kiedy w latach 1956-1957-1958 bardzo trudne i przedłużające się strajki zmusiły ją do bezpośredniego współdoświadczania trosk i goryczy, nigdy nie poprosiła mnie o zmianę miejsca zamieszkania. Wiedziała, że to miejsce ułatwia mi odpowiedzialne wypełnienie moich zadań.
Dzięki sugestiom, natychmiast przeze mnie zaakceptowanym, co do świętowania naszego oficjalnego narzeczeństwa na Mszy Świętej i w Komunii oraz przede wszystkim przez propozycję zawartą w liście z 14 września 1955 roku, abyśmy się przygotowali na przyjęcie sakramentu miłości przez triduum Mszy Świętych i Komunii, Joanna zachęciła mnie do dobra.
W jedności życia i miłości naszej rodziny, którą narodziny dzieci uczyniły jeszcze bardziej szeroką i zaangażowaną, Joanna czuła się coraz bardziej spełniona. Potwierdzają to Jej listy, a ja lubię wspominać Ją taką.
W tym momencie przyklękam przed Nią, kobietą, narzeczoną, małżonką i matką, cudowną i silną, która w swej miłości do życia i tego stworzenia w Jej łonie, potrafiła się wznieść na szczyty jeszcze większej miłości, jaką Jezus nam wskazał.
Piotr Molla
|