Artykuły na temat Świętej Gianny

 

.

 

KRYSTYNA ZAJĄC

 

Święta żona i matka


 

       Kościół, wychodząc naprzeciw wiernym, przedstawia osoby, które swoim życiem zasłużyły, aby je naśladować. Do takich niewątpliwie należy bł. Gianna Beretta Molla. Nie bez znaczenia jej beatyfikacja zbiegła się z Międzynarodowym Rokiem Rodziny w 1994 r. Kim jest ta Błogosławiona?

       Urodziła się 4 października 1922 r. w Magenta jako dziesiąte z trzynaściorga dzieci Marii i Alberta Berettów, w rodzinie przepełnionej duchem ofiary, wielkodusznością, codzienną modlitwą. Bóg obdarzył Ją szczególną urodą, inteligencją, wrażliwością na prawdę i piękno. To prawda, że miała szczęście wychowywać się w szlachetnej, wartościowej rodzinie, ale nie można pominąć również Jej wkładu w dążeniu do świętości.

       Błogosławiona Gianna w wieku 15 lat uczestniczyła w rekolekcjach organizowanych w szkole, do której uczęszczała. Po nich zanotowała takie przemyślenia: "Postanawiam, że aby służyć Bogu, nie chcę więcej pójść do kina, jeśli nie będę wpierw wiedziała, czy film nadaje się do oglądania, czy jest skromny, nie gorszący. Chcę wystrzegać się grzechu śmiertelnego jak jadowitego węża i powtarzam raz jeszcze: tysiąc razy wolę umrzeć niż obrazić Boga...". I przez całe życie konsekwentnie to wcielała.

       Marzyła, aby zostać lekarzem, i to na misjach, gdzie pracował jej starszy brat. I tak w 1942 roku rozpoczęła studia, które 7 lat później ukończyła dyplomem. Nie tylko była nienaganną studentką, żywo angażowała się również w prace Akcji Katolickiej. Była bardzo przedsiębiorcza, pełna różnych inicjatyw. Jej program to: modlitwa, działanie i poświęcenie. Uważa, że sekretem każdego apostolatu jest cierpienie i ofiara: "Zbawiać świat nie było nigdy dziełem łatwymi: ani dla Syna Bożego, ani dla apostołów".

       Po otrzymaniu dyplomu rozpoczęła od razu pracę. Kontynuowała równocześnie studia specjalistyczne z zakresu pediatrii. Niestety, bł. Giannie nie udało się zrealizować marzeń lat dziecięcych i młodzieńczych o pracy na misjach, gdyż stan jej zdrowia nie pozwalał na pracę w warunkach tropikalnych.

       Błogosławiona Gianna szukała więc innej drogi życiowej. Przeżywała wiele wątpliwości i trudności, nie była pewna, jaka jest wola Boża. Czuła, że jej celem są misje. Bardzo wiele się modliła.

       Napisała: "wszystkie drogi Pana są piękne, byle tylko prowadziły do nieba, aby oddać chwałę Bogu".

       Punktem zwrotnym w Jej życiu było spotkanie inżyniera Piotra Molla na Mszy św. prymicyjnej o. Lino Garavaglia w Lourdes. Piotr o tym spotkaniu napisał: "Mam w pamięci to, jak z szerokim, pełnym dobroci uśmiechem gratulujesz o. Lino i jego krewnym; przypominam sobie, z jaką pobożnością uczyniłaś znak krzyża przed śniadaniem. Pamiętam Cię również w czasie modlitwy przy wystawieniu Najświętszego Sakramentu. Czuję jeszcze serdeczny uścisk Twojej dłoni i staje mi przed oczami Twój kochany i promienny uśmiech, który temu towarzyszył". Natomiast bł. Gianna w liście do Piotra napisała: "... Właśnie chciałabym uczynić Cię szczęśliwym i być taką, jakiej pragniesz: dobrą, wyrozumiałą i gotową ponieść ofiary, których życie od nas zażąda ... Teraz jesteś Ty, którego już kocham i któremu zamierzam się oddać, aby stworzyć rodzinę prawdziwie chrześcijańską...". Tuż przed ślubem tak pisała do swego narzeczonego: "Z pomocą i błogosławieństwem Boga zrobimy wszystko, aby nasza nowa rodzina mogła stać się małym wieczernikiem, gdzie Jezus króluje nad wszystkimi naszymi uczuciami, pragnieniami i czynami... Staniemy się współpracownikami Boga w stwarzaniu, będziemy mogli ofiarować Jemu dzieci, które będą Go kochały i będą mu służyły".

       24 września 1955 roku w kościele św. Marcina Gianna i Piotr zawarli sakrament małżeński. Na świat przyszły dzieci: Pierluigi, Maria Zyta, Laura i Gianna Emanuella. Niestety, każdą ciążę Gianna znosiła bardzo źle, nie narzekała jednak, bo wiedziała, że każde z dzieci jest wielkim darem od Boga. Wyniesiona z domu rodzinnego postawa ofiary i poświęcenia była czymś, co przyjmowała z pokorą, a zarazem jako powołanie Boga. Kiedy na początku czwartej ciąży okazała się niezbędna interwencja chirurgiczna, Gianna, wierna swoim zasadom, bez wahania stanęła w obronie swojego dziecka. Tak mówiła do profesora, który miał ją operować: "Najpierw ratujmy dziecko! O mnie proszę się nie martwić". Znając zdobycze naukowe tego okresu była świadoma decyzji, którą podjęła. Błogosławiona Gianna bardzo gorąco modliła się, aby dziecko urodziło się zdrowe. Wykonywała swoje obowiązki z wielką gorliwością. Tak wspomina mąż: "Półtora miesiąca przed urodzeniem naszego dziecka wydarzyła się rzecz, która mnie poruszyła. Miałem wyjść do fabryki i już włożyłem płaszcz. Gianna podeszła do mnie. Nie powiedziała: usiądźmy, zatrzymaj się na chwilę, porozmawiajmy... Podeszła tylko blisko, jak zwykle czyni się, gdy chce się powiedzieć o sprawach trudnych, dużej wagi... Piotrze - powiedziała do mnie - proszę Cię, jeżeli trzeba będzie wybierać między mną a dzieckiem, wybierz dziecko, nie mnie. Proszę cię o to... Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. Dobrze znałem moją żonę, jej szlachetność, jej ducha ofiary. Wyszedłem z domu bez jednego słowa. Powtórzyła mi to samo krótko przed porodem". Podobnie rozmawiała ze swoją przyjaciółką: "Idę do szpitala, lecz nie jestem pewna, czy wrócę. Trudne jest moje macierzyństwo; będą mogli uratować tylko jedno z nas; chcę, aby żyło moje dziecko". "Ale masz przecież trójkę innych dzieci; myśl raczej, abyś ty żyła!". "Nie, nie... Chcę, żeby żyło moje dziecko". Ojciec Święty Jan Paweł II podczas beatyfikacji Gianny 24 kwietnia 1994 r. powiedział: "Macierzyństwo może być źródłem wielkiej radości, ale może także stać się źródłem cierpień, a niekiedy wielkich zawodów. Wówczas miłość staje się próbą, czasem heroiczną, która wiele kosztuje macierzyńskie serce kobiety...".

       Błogosławiona Gianna pozostała wierna swojemu dziecku i Bogu, odeszła po wieczną nagrodę w tydzień po urodzeniu córeczki, 28 kwietnia 1962 roku.

       Dzisiaj uratowana córka Błogosławionej jest także lekarzem jak Jej święta matka, nosi również jej imię - Gianna Emanuella.

       Córka Błogosławionej - Laura w swoim wypracowaniu szkolnym w wieku 16 lat napisała: "Miałam tylko 3 lata i nie rozumiałam znaczenia tych zapalonych świec i tego płaczu... między wszystkimi doznaniami, wrażeniami najbardziej wzbudza we mnie podziw myśl o matce, która dla swojego dziecka oddała własne życie... jestem naprawdę dumna, że miałam tak odważną matkę, która umiała naprawdę żyć tak, jak pragnie tego Bóg... czuję ją zawsze blisko, czuję, jak mi pomaga, tak jakby ciągle jeszcze żyła".

       Tak wspomina swoją świętą żonę mąż: "Naprawdę umiałaś się cieszyć, tyleż radośnie co zwyczajnie, urokiem gór i pokrywającym je śniegiem, podróżami i koncertami, teatrem, dniami świątecznymi. Pokazałaś mi, że można do końca wypełniać wolę Pana i uświęcić się, nie rezygnując z pełni czystych i najlepszych radości, jakie ofiaruje nam życie i otaczające nas stworzenie...".

 

 

Artykuł zamieszczony w "Czasie Serca", w numerze 5 (60), 2002


  • Inne artykuły

    Powrót do Strony Głównej