.

 

      

 

Wcześnie osiągnąwszy doskonałość
przeżyła czasów wiele

 


       Ani "Wzrastanie" nie jest pismem dla mnie, ani nie mam talentu do pisania. Postanowiłam jednak sięgnąć po pióro, bo mimo że długie lata jestem nauczycielką i przez moje ręce, że tak powiem, przewinęło się bardzo wiele dzieci, to jednak ta dziewczynka utkwiła mi w pamięci. I to nie tylko dlatego, że zmarła po jednodniowej chorobie w wieku czternastu lat, gdy dziś tak młodo i tak szybko się nie umiera, ale dlatego, że jak to dziś widzę... była inna.


Ewa Cop (1974 - 1988)

       Pamiętam ją szczególnie z ostatniego roku życia, kiedy było to dziecko jeszcze, ale i dorastająca panienka. Niezwykłe dziecko... Zwracało uwagę nie tylko taktem, urodą, bo wiele jest urodziwych dziewcząt ale jakimś bijącym od niej wewnętrznym skupieniem. Po jej śmierci towarzyszyło mi i do dziś widzę uważne spojrzenie młodziutkich oczu. Postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej o mojej wychowance już po jej śmierci, bo za życia nie starczyło na to czasu. Wiedziałam, że jest półsierotą i ma dwoje starszego rodzeństwa. Mieszkała w bloku. Według świadectwa koleżanek z podwórka i ze szkoły miała duże poczucie humoru, choć była poważna. Ewelina tak mówi o niej: "Lubiła spacery. Była wspaniałym kompanem do zabawy. Szczera i godna zaufania. Gdybym miała powierzyć komuś swoje tajemnice, wybrałabym ją. Pozornie nie różniła się od reszty. W końcu stanowiliśmy jedną całość, jedną zgraną wspaniałą klasę. Podziwiałam ją za to, że była posłuszna wobec matki, nie buntowała się. Nie lubiła podrywać chłopców, choć było kilku, którzy durzyli się w niej, jako że była ładna i sympatyczna. Była zadowolona z ich zainteresowania jak każda dziewczyna, ale nie przywiązywała do tego znaczenia. Odróżniała się od nas tym, że nie chciała stać się dorosła. Nie bawiła się ukradkiem w makijaże, obcasy, szpilki, itp. Często odwiedzałyśmy ją. W jej domu panowała cisza, było tak jakoś spokojnie i... trochę jak w świątyni. Wiedziałyśmy że często chodzi do kościoła i umie się modlić, co było dla nas dziwne. Umiała Boga prosić, ale i Bogu dziękować. My umiałyśmy tylko prosić...".

       Na odwrotnej stronie pamiątkowego obrazka z pierwszego pełnego przeżycia Najświętszej Ofiary - I Komunii Św. zapisała:

       1. Żaden dzień bez modlitwy.
       2. Żadna niedziela bez Mszy Św.
       3. Zawsze bez grzechu ciężkiego.
       4. Zawsze przyznam się do wiary.

       W jej notatkach osobistych czytamy: "Aby być piękną trzeba 1 minutę stać przed lustrem, 5 minut przed swoją duszą, a 15 minut przed Panem Bogiem".

       Iwona, jej koleżanka, powie: "Uwielbiała się modlić. Z tego, co wiem, codziennie w godzinach popołudniowych bardzo wiele czasu poświęcała Bogu rozmawiając z Nim przed domowym ołtarzykiem".

       Sporo dzieci zafascynowanych bogactwem oprawy liturgicznej w kościele urządza sobie w domu ołtarzyki. Ona także miała swój taki kącik Boży, ale to nie była dekoracja. To było podyktowane potrzebą serca. Często po lekcjach szła wprost do kościoła i prawie codziennie brała pełny udział we Mszy Św. Zawsze uczestniczyła w nabożeństwach majowych i październikowych. Ksiądz Franciszek Kołodziej z parafii Chrystusa Króla w Rzeszowie tak o niej mówi: "Jak na swój wiek była bardzo rozwinięta duchowo. W czasie Mszy Św. była bardzo skupiona i przeżywała głęboko Eucharystię. Wiem, że się dużo modliła i dusza jej była blisko Boga".

       Jej sąsiadki na przykład wiedziały, że o godz. 15 choć była w mieszkaniu, nie było jej dla nikogo. Ona wtedy leżała krzyżem modląc się. Można więc mówić nawet o charyzmacie modlitwy, jakim została obdarzona.

 

       Od najmłodszych lat brała żywy udział w życiu swej Parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Rzeszowie. Już w wieku przedszkolnym recytowała, śpiewała piosenki religijne w czasie uroczystości kościelnych. Swą wiedzę o Bogu pogłębiała nie tylko na lekcjach religii, ale od dzieciństwa należała do "żywego różańca", a wieku 12 lat sama zapisała się do Rodziny Różańcowej na Jasnej Górze. Należała do ruchu Światło-Życie, a w swym oazowym notatniku zatytułowanym "Maryjo, spraw, niech będę kimś" zapisała swoje refleksje. Była też uczestniczką Neokatechumenatu i Koła Misyjnego przy parafii, gdzie była traktowana na równi z dorosłymi. Zdaniem p. Stanisława Kyca "czytając liturgię Słowa, Pismo Św. odczytywała trafniej od nas "dorosłych", to ona codziennie czytała Pismo Św. i książki religijne, z których robiła sobie notatki.

       W swoim niedługim życiu ziemskim znalazła czas, by uczestniczyć w wielu pielgrzymkach do sanktuariów maryjnych (Stara Wieś, Borek, Licheń, Niepokalanów, Kalwaria Zebrzydowska i Pacławska. Piekary i Częstochowa, do której jako dziesięcioletnia dziewczynka szła na piechotę w pielgrzymce warszawskiej).

 

       Pragnęła zostać misjonarką, ale o marzeniu tym nie rozmawiała z koleżankami, gdyż jak mówi jedna z nich: "wtedy wyśmiałybyśmy ją".

       Pewnie dlatego mówiła nam, że zostanie pielęgniarką. Nie miałyśmy o tym pojęcia, że koresponduje z misjonarzami. Owszem, widziałyśmy w jej pokoju sterty książek w obcych językach o tematyce religijnej, ale do głowy nie przyszło nam, że to ma coś wspólnego z misjami.

       Konsekwentnie szukała drogi swego powołania i w tym celu prowadziła specjalny zeszyt o różnych zakonach żeńskich, korespondowała z zakonnicami i misjonarzami, gromadziła wycinki z prasy religijnej na temat misji, należała do Koła Misyjnego przy parafii. Jedna z sąsiadek wyznaje: "Mam syna w zakonie ojców franciszkanów. Ewa godzinami mogła słuchać jak opowiadałam o nim, o jego powołaniu. Mówiła: ja też chciałabym być w habicie.

       W osobnym zeszycie gromadziła też żywoty świętych, wklejała obrazki świętych i zapisywała swe refleksje o nich. Na przykład opis życia św. Marii Goretti zaczyna słowami: "Jest to święta, którą bardzo trudno zrozumieć lub bardzo łatwo. To zależy, czy człowiek uznaje Chrystusowy sposób patrzenia na świat czy go odrzuca".

       Ewa Cop, uczennica szkoły Podstawowej nr 8 w Rzeszowie, przyjęła Chrystusowy sposób patrzenia na świat. Wiarą żyła na codzień. Kierowała się w swym krótkim życiu miłością Boga i bliźniego. W pamięci nas wszystkich, rodziny, koleżanek i kolegów, sąsiadów, księży katechetów pozostała, jak to określiła jedna z moich koleżanek - nauczycielek, jako dobre, święte dziecko.

       Ks. Franciszek Kołodziej mówi: "W trudnych chwilach mojego kapłańskiego życia prosiłem ją nad grobem i nadal proszę o wstawiennictwo u Boga. Jako proboszcz jestem pewien, że Ewa, moja parafianka jest w niebie i wstawia się za moją parafią, modli się za Kościół i za swoją rodzinę. Mnie dziwi fakt, że właśnie w tej rodzinie, w trudnej klasie do której chodziła, wśród niełatwej młodzieży na Baranówce wyrósł taki kwiat, wzór dla dzieci i młodzieży na ich trudne dziś i jutro".

 

       "A sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, znajdzie odpoczynek... Wcześnie osiągnąwszy doskonałość, przeżył czasów wiele".

 

A.M.P.     

 

 

 

Źrodło: "Wzrastanie". Miesięcznik dla młodzieży, rr 45-46 (styczeń-luty), 1993 r.

 

 

 


  • Inne artykuły

    Powrót do Strony Głównej