Artykuły na temat Błogosławionej Elżbiety

 

.

 

Ks. Ferdynand Holböck

 

Błogosławiona Elżbieta Canori Mora
i Krzysztof Mora

 

   

Elżbieta urodziła się 21 listopada 1774 r. w Rzymie (Włochy).
Zmarła 5 lutego 1825 r. w Rzymie.
Związek małżeński zawarła 10 stycznia 1796 roku.
Matka dwojga dzieci.
Beatyfikowana 24 kwietnia 1994 roku.

    W Roku Rodziny, 24 kwietnia 1994 r., w Niedzielę Dobrego Pasterza, uznawanej za „światowy dzień modlitw o powołania", kiedy w wielu kościołach świata modlono się o „święte rodziny i o powołania kapłańskie i zakonne", papież Jan Paweł II beatyfikował rzymiankę - Elżbietę Canori Mora. Elżbieta była małżonką przyozdobioną heroicznymi cnotami, troskliwą matką, kobietą wyróżniającą się zamiłowaniem do modlitwy, mistyczką i pokutnicą, która wymodliła powołanie zakonne dla jednej z dwóch swoich córek, jak również nawrócenie i powołanie zakonne dla swego beztroskiego małżonka (Krzysztof Mora po śmierci żony został kapłanem zakonnym).

    Elżbieta urodziła się jako córka majętnego szlachcica Tomasza Canori i Teresy, z rodu Primoli, 21 listopada 1774 r. w Rzymie. Już jako dziecko była szczególnie otwarta na wszystko, co się wiązało z religią. Aby zapewnić jej odpowiednie wykształcenie, rodzice wysłali ją (razem z siostrą Benedykta) do klasztoru augustianek w Cascii (Umbria), gdzie żyła kiedyś św. Ryta, wdowa i pokutnica. Tutaj w latach 1785-1788 młoda rzymianka przeżyła piękny okres dzieciństwa, tu została także obficie ubogacona. Miała upodobanie zajmowania się „sprawami Bożymi", jak to sama później wyraziła. O swojej Pierwszej Komunii Świętej wyznała: „Jakże uszczęśliwione, spokojne i pełne wesela było moje serce, o Jezu, mój Oblubieńcze".

    Dwunastoletnia Elżbieta miała wyjątkowy stosunek do Chrystusa: „Przed Ukrzyżowanym, u Jego stóp, dałam mojej duszy upust, otwierając moje serce i uprosiłam sobie światło i siłę. Moja dusza nie miała żadnego innego Przewodnika, jak tylko Jezusa, i to tego Ukrzyżowanego". Wszyscy podziwiali jej przykładne życie i doszukiwali się w niej powołania do życia zakonnego. Ona sama wyznała później: „Poświęciłam się całkowicie Panu, żyjąc w modlitwie i ascezie; zadałam sobie trud, ćwicząc się w cnotach, i starałam się zwłaszcza o głębokie skupienie".

    Wtedy się rozchorowała. Postawiono diagnozę: „Początkowe stadium gruźlicy". Rodzice zdecydowali się zabrać Elżbietę natychmiast do domu (na łonie rodziny żyła od 1788 do 1795 r.). Bardzo szybko zanikło domniemane powołanie Elżbiety do stanu zakonnego. Na życzenie rodziców brała często udział w spotkaniach towarzyskich. Zaczęły pociągać ją rzeczy tego świata. Później wyznała: „Ledwie tylko znalazłam się w domu rodzicielskim, już zapomniałam o Bogu. Odrzuciłam Jego miłość i dałam się omotać marnościom tego świata". Ta młoda, elegancka, atrakcyjna dama robiła teraz plany matrymonialne.

    Gdy miała 19 lat, poznała Krzysztofa Mora, syna lekarza, prawnika i zakochała się w nim. Po zasięgnięciu rady u pewnego księdza poznała, że jest powołana nie do życia zakonnego, lecz do małżeństwa. 10 stycznia 1796 r. Elżbieta Canori poślubiła Krzysztofa Mora, składając przed Bogiem przyrzeczenie miłości i wierności aż do śmierci. Wsparta łaską Chrystusa, przez którego czuła się prowadzona, była zdecydowana, by jej dotychczasowe życie złączyło się z drogą miłości i wierności wobec małżonka.

    Pierwsze miesiące małżeństwa przypominały miesiąc miodowy, z ciągle okazywanymi sobie nawzajem znakami przywiązania i głębokiego szacunku oraz wzajemnej wiernej miłości. Krzysztof był dumny ze swej małżonki, zabierał ją na ważne spotkania, żeby wszyscy podziwiali piękno tej „bezcennej perły", której strzegł zazdrośnie. Ta zazdrosna miłość skłoniła młodego adwokata do nakazania małżonce ograniczenia, a właściwie zerwania kontaktów z rodzicami i z przyjaciółmi. Chciał „posiadać" małżonkę na wyłączność. Elżbieta cierpiała, ponieważ pragnęła zachować szczęście swego małżeństwa w równowadze wewnętrznej i w harmonii. Uzbroiła się w pokorę i cierpliwość w obcowaniu ze swym, ponad miarę, zazdrosnym mężem. Po pierwszych latach małżeństwa miłość Krzysztofa do żony zmieniła się raptownie w oziębłość - uległ innej kobiecie. Niewierność stała się przyczyną całkowitego braku zainteresowania żoną i dziećmi, które im się narodziły.

    Życie Elżbiety, pieczołowicie pielęgnowane przez nią ognisko domowe w następnych latach było naznaczone cudzołożnym zachowaniem się niewiernego małżonka, który coraz bardziej oddalał się od żony i dzieci, oddając się uciechom i hazardowi. Dla Elżbiety i jej dwóch córek, Marianny i Lucyny, bolesnym tego następstwem było ubożenie - wkrótce zaczęło im brakować pieniędzy na życie. Elżbieta zachowywała się godnie. Jej zaufanie do Opatrzności Bożej było i pozostało niewzruszone, także jej wierność wobec małżonka. Swoje życie złożyła w ofierze za zbawienie duszy i nawrócenie męża; była pełna wyrozumiałości i gotowa, by wybaczyć. Kiedy jej mąż zachorował, sprzedała wszystko, co jeszcze posiadała, aby go leczyć i uchronić przed więzieniem za wielkie długi. Elżbieta Canori Mora pozostała zawsze wierna przyrzeczeniu, jakie złożyła podczas ślubu; nie uległa ani naciskom rodziny, ani swego spowiednika, by rozstać się z Krzysztofem. Niekiedy zatroskane bratowe Elżbiety pytały ją: „Czyżbyś się nie bała współżyć z mężem, który się złości i poddaje namiętności w dążeniu za wszelką cenę do współżycia z inną kobietą?". Wtedy, w duchu niezłomnej miłości i wierności małżeńskiej, ta wzorowa małżonka odpowiadała: „Ta kobieta, która poślubiła Krzysztofa, będzie mu na zawsze poddana; tak samo jego rodzina i jego dom. A drzwi tego domu zawsze stoją przed nim otworem, tak że pewnego dnia znów pozostanie on na zawsze u mnie, razem z dziećmi".

    Elżbieta była nie tylko wielka w swej heroicznej miłości i wierności małżeńskiej, lecz wzorowo, wbrew wszelkim trudnościom, wychowała obie córki. Towarzyszyła im w dorastaniu, w rozwoju ich życia religijnego, w rozsądnym kształtowaniu ich wiedzy i we właściwym rozumieniu ich powołania. Marianna wybrała stan małżeński, przedwcześnie umarła, pozostawiając jedno dziecko; Lucyna została siostrą zakonną u oblatek św. Filipa Nereusza, gdzie świątobliwie zmarła.

    Do życia, które obfitowało w ofiary i krzyże, potrzebne siły Elżbieta czerpała z codziennego uczestniczenia we mszy św. i z codziennej adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie. W ostatnim etapie życia, od roku 1807 aż do zgonu, pobożność jej była naznaczona tajemnicą Trójcy Świętej. Ojciec Fernando z zakonu trynitarzy był w 1807 r. jej przewodnikiem duchowym i przyjął ją w szeregi członków trzeciego zakonu trynitarzy przy kościele San Carlino (San Carlo alle quattro fontane}. Teraz jeszcze bardziej mogła się poddawać działaniu Boga Trójjedynego. W mistyczny sposób odczuwała i przeżywała oświecenie, nawiedzenie i umacnianie przez Trójjedynego Boga. W 1804 r. napisała: „To nie ja żyję, lecz Bóg żyje we mnie, dając mi życie. On obdarzył mój umysł szczególnym poznaniem najwznioślejszych rzeczy w odniesieniu do Trójcy Świętej".

    Pobudzona miłością do Boga Trójjedynego i zachęcona celem zakonu trynitarzy, który zawsze poświęcał się uwalnianiu jeńców, Elżbieta odtąd nie tylko troszczyła się o córki, które nieustannie prosiła o utrzymanie miłości do swego ojca i o wybaczenie mu postawy wobec rodziny. Poświęciła się również bardzo gorliwie ubogim i chorym, a także prostytutkom i dawnym grzesznikom, ponieważ „Trójjedyny Bóg - jak twierdziła - wylewa na grzeszników potoki miłości". Dodawała także odwagi trynitarzom z rzymskiego San Carlino, by byli wierni swemu powołaniu i wypełniali wspaniałomyślnie swoje posłannictwo, doprowadzając do oswobodzenia tych, którzy dostali się do niewoli lub są więzieni z powodu wiary, wierności Ewangelii. Wielu ludzi z różnych warstw społecznych przybywało do Elżbiety, aby zasięgnąć u niej rady. Jej mieszkanie przekształcało się w prawdziwy kościół domowy, jeszcze bardziej wówczas, gdy była chora i za przyzwoleniem papieża wolno było odprawiać mszę św. w jej domowej kaplicy. Tu łączyła wszystkie własne i rodzinne ofiary z tą jedyną Ofiarą zadośćuczynienia złożoną na Golgocie, aby wyjednać nawrócenie grzeszników, a przede wszystkim nawrócenie swojego małżonka - Krzysztofa.

    Gdy Elżbieta wyczuła zbliżającą się śmierć, przywołała do siebie obie córki, Mariannę i Lucynę, którym ponownie poleciła, aby modliły się o nawrócenie swego ojca. Krzysztof po śmierci swojej świątobliwej małżonki bardzo żałował za wszystkie swoje przewinienia; zdołał jeszcze zostać kapłanem w Zakonie Braci Mniejszych Konwentualnych, przybierając imię - o. Antonio Mora. Potem żył i umierał jak święty.

    Ta błogosławiona żona i matka odeszła z tego świata 5 lutego 1825 r. w Rzymie. Była obdarowana mistycznymi łaskami (ekstazy, prorokowanie, dar stygmatów i inne charyzmaty). Jej ciało spoczywa w rzymskim kościele San Carlino. Podczas beatyfikacji papież Jan Paweł II powiedział o niej:

    „Elżbieta Canori Mora wśród niemałych trudności małżeńskich okazała nad wyraz wielką wierność wobec zobowiązania podjętego w sakramencie małżeństwa i wynikającej z tego odpowiedzialności. Nieustannie żyła modlitwą i heroicznym oddaniem się rodzinie, potrafiła po chrześcijańsku wychować swoje córki i dopięła nawrócenia swego męża (...) Kobieta, która stanowczo pragnie być wierna swoim zasadom, czuje się często osamotniona. Ma ona tylko swoją miłość, która nie może ją zdradzić, i której raczej ona musi być wierna"1.

Ks. Ferdynand Holböck     

 

Rozdział zamieszczony w książce: Ferdynand Holböck.Święci Małżonkowie. Zwyczajne pary małżeńskie
wszystkich wieków nadzwyczajnymi wzorami cnót". Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2004, str. 272-275.

 

Przypisy:

1 Raimondo della Purificazione, Canori-Mora Elisabetta, w: Bibliotheca Sanctorum III/750-751; A. Pagani, Biografia della Venerabile Elisabetta Canori-Mora, Rom 1911, wersja niemiecka oprac. przez D. Eichingera, Kirnach-Villingen 1924; P. Luis Alaminos, Die selige Elisabetta Canori-Mora, tłum. niem. i skrócenie dokonane przez Fraz Buhl O. SS. Tr., w: SKS Nr 16-20/1994.

 

 


Powrót do Strony Głównej