Księża Niezłomni

 

.

 

Ks. Daniel Wojciechowski

 

Więzień i duszpasterz więźniów PRL
Ksiądz Zbigniew Gadomski (1921-1993)

 

Dewizą życiową ks. Zbigniewa Gadomskiego było sprawowanie liturgii mszalnej zawsze i w każdych okolicznościach. W PRL od więźniów odsunięto kapelanów więziennych, ale więziono licznych księży i ci pod surowym rygorem pełnili służbę kapelanów więziennych. Jednym z nich, najdłużej więzionym księdzem w PRL był ks. Zbigniew Gadomski. Więzienie przyjął jako miejsce, do którego posyła go Pan Bóg, by w odosobnieniu i wśród cierpień sprawować ofiarę Mszy św., udzielać Komunii Świętej, spowiadać.
Ksiądz Zbigniew Gadomski (1921-1993). Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 246 (2959) z dnia 20-21 października 2007 r.
   Sprawy wyznaniowe w PRL znajdowały się początkowo w gestii Departamentu V Ministerstwa Administracji Publicznej, a od 1949 r. Urzędu do spraw Wyznań. Agendy te były całkowicie podległe KC PZPR i Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego jako aparatu represji. Wymienione instytucje ściśle ze sobą współpracowały na polu zwalczania religii, jako zagrożenia dla realizacji systemu komunistycznego w PRL. Po neutralizacji niezależnych od władz struktur społecznych UB na czele z Julią Brystygierową przystąpił od 1947 r. do otwartej walki z Kościołem katolickim. Wicedyrektor Departamentu V Henryk Chmielewski postawił jasną dyrektywę "przeprowadzenia w każdym województwie jednego poważnego procesu klerykalnego. Sens tego procesu leży w poderwaniu autorytetu kleru". Szefowa V departamentu zobowiązała funkcjonariuszy do rozpracowywania duchowieństwa pod kątem ich współpracy z podziemiem i organizacjami opozycyjnymi, aktywności w stowarzyszeniach i na polu katechetycznym. Równocześnie usiłowano rozbić jedność Kościoła od wewnątrz. Na tym polu pozyskano do współpracy lewicujących katolików i księży "patriotów", skłóconych ze swoimi biskupami. W duchu tych dyrektyw krakowski UB i najwyższe władze państwowe przygotowały rozprawę sądową księży z Wolbromia, jako prowokację do aresztowania ordynariusza kieleckiego ks. bp. Czesława Kaczmarka. Od maja 1949 r. przy proboszczu w Wolbromiu ks. dr. Piotrze Oborskim jednym z dwóch wikariuszy był ks. Zbigniew Gadomski.


   Szkoła średnia i okupacyjne studia seminaryjne

   Zbigniew Gadomski urodził się 1 czerwca 1921 r. w Strzemieszycach Wielkich k. Zawiercia. Przyszedł na świat w głęboko religijnej zagłębiowskiej rodzinie robotniczej Tadeusza i Marii z Sosnowskich. Były w niej żywe tradycje patriotyczne. Szkołę powszechną ukończył w rodzinnej miejscowości, do gimnazjum i liceum uczęszczał w Olkuszu. Jako uczeń liceum pozostawał pod opieką ks. prefekta Mariana Łuczyka, kapłana, który nie tylko nauczał prawd wiary, ale kształtował osobowość uczniów własnym przykładem przez praktyki religijne i działalność w Akcji Katolickiej. Patriotyczną postawę uczniowie pogłębiali w szkole i w harcerstwie. Uczniowie ks. Łuczyka po latach twierdzili, że cenili go za przykład pobożności, za jego dobroć i mądrość życiową. Przy nim zawsze była młodzież, ludzie ubodzy, jego konfesjonał był oblegany.
W górnym rzędzie pierwszy od lewej neoprezbiter ks. Zbigniew Gadomski, 1945 r. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 234 (2947) z dnia 6-7 października 2007 r.    Po zdobyciu świadectwa maturalnego Zbigniew Gadomski w 1939 r. wstąpił do kieleckiego seminarium duchownego. Przygotowywał się do kapłaństwa w wyjątkowo trudnym czasie okupacji niemieckiej. Studia trwały z nieplanowanymi przerwami. Klerycy dość często zmieniali miejsce zamieszkania i słuchania wykładów. Budynek seminaryjny był zajęty przez szpital i Niemców. Formacją umysłową i duchową kleryków kierowali: rektor ks. dr Jan Jaroszewicz, późniejszy ordynariusz kielecki, prefekt ks. dr Piotr Oborski, wicerektor ks. dr Józef Łapot i ojciec duchowny ks. dr Wojciech Piwowarczyk. Po ukończeniu studiów seminaryjnych Zbigniew Gadomski otrzymał święcenia kapłańskie 1 lipca 1945 r., a dwa dni później skierowany został na wikariat do Sułoszowy. 2 lipca 1948 r. otrzymał przeniesienie do Stopnicy, a 13 maja 1949 r. ks. Piotr Oborski u ordynariusza wyjednał mu przeniesienie na wikariat do Wolbromia. Jako wikariusz wiele czasu i wysiłku kapłańskiego wkładał w katechizację dzieci w szkołach. Miał dobre kontakty z młodzieżą. Nadto udzielał się w stowarzyszeniach religijnych. Te kontakty szczególnie były żywe w Wolbromiu. Jego otwartość i bezpośredniość zjednywały mu młodzież. Nie krył swojej krytycznej oceny stosunków panujących w PRL. Jako aktywny katecheta szkolny, popularny wśród ludzi młodych, podobnie jak proboszcz ks. Piotr Oborski na każdym kroku był śledzony przez ubowców.


   Wikariusz w Wolbromiu

   Po zakończeniu okupacji niemieckiej społeczeństwo polskie nie mogło się pogodzić z niewolą komunistyczną narzuconą przez ZSRS, z masowymi aresztowaniami prawdziwych patriotów. Tam, gdzie były żywe tradycje partyzantki walczącej z Niemcami, tworzyła się konspiracja do walki z Sowietami. Tak było w Wolbromiu. Powstała w mieście Armia Podziemna (AP), do której weszło około 80 osób młodych i uczniów miejscowego liceum. Organizacja miała poparcie w społeczności miasta, ale w tak małym środowisku ciągle narażona była na dekonspirację. Ksiądz Gadomski wiedział o istnieniu konspiracyjnej AP. Jako młody kapłan, nigdy niestroniący od młodych ludzi, miał kontakty z przywódcami AP. Jednak nie uczestniczył w tworzeniu organizacji, nie wspierał jej ani nie uczestniczył w jej działaniach.
   15 grudnia 1949 r. z polecenia przywódców AP zastrzelony został 16-letni Waldemar Grabiński. Matka zamordowanego obawiała się jego gróźb, że złoży donos na MO o działalności tajnej organizacji zbrojnej w Wolbromiu. Oddała syna do dyspozycji przywódców konspiracji, godząc się na jego morderstwo. W krótkim czasie UB rozpracował działania AP. 14 kwietnia 1950 r. aresztowano cały sztab organizacji. Wolbrom został otoczony wojskiem. Dla wielu mieszkańców odżyły wspomnienia z lat okupacji, kiedy Niemcy pacyfikowali miasta i wsie polskie. Blisko 400 aresztowanych osób umieszczono w budynku UB w Olkuszu. Przesłuchiwanych mężczyzn torturowano.
   Ksiądz Zbigniew Gadomski został aresztowany 19 kwietnia 1950 r. wraz ze swoim proboszczem ks. dr. Piotrem Oborskim. Dokonali tego ubecy z Krakowa. Księdza Gadomskiego umieszczono w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie. Śledztwo było prowadzone według wzorów sowieckich. Sterowano nim tak, by ks. Gadomskiego i jego proboszcza ks. Oborskiego obwinić o odrażające czyny, a przez to zohydzić duchownych w oczach społeczeństwa. Były więzień komunistyczny ks. Józef Zator-Przytocki twierdzi, że "celem tego procesu było zohydzenie księży przez imputowanie im brania udziału w dokonanym przez podziemie morderstwie na małym chłopcu". Odrażającą rolę w procesie oprawcy z UB wyznaczyli matce zamordowanego Waldemara. Znęcając się nad nią, wymusili absurdalne zeznanie, że to ks. proboszcz Oborski nakłonił ją do oddania syna w ręce organizacji i w konsekwencji zgody na jego zabójstwo. Księży oskarżano o współpracę z podziemną organizacją AP i o współudział w morderstwie młodzieńca.


   Proces sądowy i propaganda antykościelna

   Proces odbył się w dniach 16-18 i 20 stycznia 1951 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Krakowie. Łącznie sądzono 10 osób, w tym dwóch księży i matkę zamordowanego Waldemara. Oskarżał prokurator wojskowy mjr Henryk Ligięza. Obrońcą z urzędu ks. Gadomskiego był adwokat Zygmunt Rogowski. W sentencji wyroku podano, że ks. Zbigniew Gadomski od czerwca 1949 r. do 19 kwietnia 1950 r. "usiłował zmienić przemocą ludowo-demokratyczny ustrój Państwa Polskiego", "dążył do usunięcia przemocą Sejmu Ustawodawczego i zagarnięcia władzy". Miał to czynić przez stały kontakt z organizacją Armia Podziemna, działającą na terenie Wolbromia. Członkom tej organizacji miał udzielać "porad oraz wskazówek w sprawach organizacyjnych i swego poparcia moralnego w ich przestępczej działalności". W wyroku zapisano również, że ks. Gadomski dopuścił się "podżegania do dokonania gwałtownych zamachów na funkcjonariuszy UB i MO oraz członków PZPR, udzielał pomocy członkom nielegalnej organizacji "Armia Podziemna" do pozbawienia życia (...) przechowywał bez zezwolenia broń palną". Łatwo zauważyć, że akt oskarżenia był lawiną kłamstw sfabrykowanych przez prokuratora na zlecenie władz PRL w celu sponiewierania przed społeczeństwem księdza katolickiego. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego z 22 stycznia 1951 r. ks. Zbigniew Gadomski został skazany na łączną karę dożywotniego więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa.
   Proces mocno nagłaśniały radio, prasa centralna i lokalna. W "Słowie Ludu", organie prasowym KW PZPR w Kielcach, przekazywano mrożące krew w żyłach informacje, że "Księża Oborski i Gadomski - przywódcami morderców" oraz "Księża Gadomski i Oborski - moralnymi sprawcami zamordowania 14-letniego chłopca". W warszawskim organie PZPR - "Trybunie Ludu", sprawozdawca z krakowskiej ławy sądowej dokonał "epokowego odkrycia", pisząc: "Ksiądz Gadomski popychał mordercę do zbrodni, a w szkole "uczył go etyki katolickiej". Etyka ks. Gadomskiego nakazuje zabijanie dzieci. Produkowali ten rodzaj etyki wczoraj na ziemiach polskich hitlerowscy zbrodniarze, produkują go dzisiaj na ziemi koreańskiej zbrodniarze MacArthura. Gadomscy wywodzą się wraz z nimi z jednego zbrodniczego pnia". Przez bagno kłamstwa brnie też autor "Białej plebanii". W ks. Gadomskim widzi wykonawcę poleceń kieleckiej kurii. Pisze o zmyślonej wizycie księdza wikariusza w Kielcach: "Kuria w Kielcach jest konsekwentna w swojej politycznej linii: kto popierał hitlerowców, musi zwalczać Polskę Ludową. Ksiądz Gadomski był po prostu akuratnym wykonawcą rozkazów płynących z biskupiego pałacu w Kielcach". Wniosek z tego stwierdzenia nasuwa się sam. W procesie księży wolbromskich jest już antycypowana linia oskarżeń ks. bp. Czesława Kaczmarka w procesie, który za ponad dwa lata będzie miał miejsce w Warszawie. Ksiądz Oborski i ksiądz Gadomski nie zostali wystarczająco złamani, a przedstawione im dowody rzekomej winy były żenująco słabe. Miały tę świadomość czynniki rządzące w PRL, które musiały podjąć reżyserowane śledztwo i jakże pożałowania godną propagandę na temat procesu. A proces krakowski był jedynie pretekstem do osądzenia i uwięzienia najbardziej niepokornego w Episkopacie biskupa z Kielc. Dla specjalistów od psychiki ludzkiej najbardziej zadziwiające i niestety żałosne jest to, że wiele osób pracujących w środkach przekazu, a więc dzierżących czwartą władzę, wtedy (a także dziś) kroczyło po linii kłamstwa, a nie prawdy.


   Więzień Rawicza. Posługa kapłańska

Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 234 (2947) z dnia 6-7 października 2007 r.    Ksiądz Zbigniew Gadomski przetransportowany został do więzienia w Rawiczu w 1951 r., kilka miesięcy później niż ks. Oborski. Przez służbę więzienną, podobnie jak ks. Oborski, został zakwalifikowany do grupy "zaciekłych wrogów ustroju", oznaczonej literą "A". Wobec tych więźniów stosowano najostrzejszy rygor. W 1951 r. w więzieniu w Rawiczu przebywało 35 księży i zakonników oraz ponad 3 tysiące osób świeckich. Więzienie było przeludnione. Więźniowie spali po dwóch na jednym niby-sienniku, leżąc tylko na boku. Żywność była najgorszej jakości i w niewystarczającej ilości, a paczek nie wolno było przyjmować. Maltretowani więźniowie głodowali, pastwiły się nad nimi pluskwy.
   Na miejsce duchownych z mniejszymi wyrokami przywieziono skazanych na karę więzienną powyżej 10 lat. Do takich zaliczono księży kieleckich skazanych na dożywocie. Przywiezieni wraz z ks. Gadomskim więźniowie z Krakowa mieli o nim jak najlepszą opinię. Nazywali go swoim kapelanem. Mimo zakazu ks. Gadomski świadczył posługę kapłańską współwięźniom w Krakowie, zwłaszcza maltretowanym w śledztwie, spowiadał, wlewał wiarę i nadzieję na przetrwanie. Znany dowódca partyzancki gen. Michał Nieczuja-Ostrowski w swoich wspomnieniach wystawił taką opinię ks. Gadomskiemu: "Był to wspaniały kapłan i wielki patriota. Za swój kapłański obowiązek uważał sprawowanie świętych obowiązków i odprawianie Mszy Świętej w każdych warunkach, we wszystkich miejscach, gdzie skierował go Bóg". A więc i do więzienia skierował go Pan Bóg, by tam pełnił posługę duszpasterską. Po męczeńskiej śmierci ks. Piotra Oborskiego, duszpasterza więźniów w Rawiczu, jego obowiązki przejął jego wikariusz z Wolbromia, ks. Zbigniew Gadomski.
   Bezpośredniość i otwartość umożliwiły księdzu nawiązanie kontaktów z więźniami w Rawiczu. Dzięki temu mógł prowadzić duszpasterstwo więzienne. Nawiązał kontakty z niektórymi pracownikami straży więziennej. Ci, pozostając poza podejrzeniami, przenosili z zewnątrz komunikanty. Wtajemniczeni kapłani przekazywali je więźniom z informacją, że można przyjąć Komunię Świętą po spełnieniu warunków sakramentu pokuty. Należało więc przypomnieć sobie grzechy, za nie żałować, postanowić poprawę oraz samemu nałożyć sobie pokutę. Najszerszą formę duszpasterstwa więziennego rozwinął ks. Gadomski w więziennym szpitaliku. Często w nim przebywał, albowiem w więzieniu nabawił się gruźlicy, także chorował na żółtaczkę. W szpitaliku odprawiał Msze Święte. W pierwsze piątki miesiąca miał zawsze wiele osób przystępujących do Komunii Świętej. Praktyki religijne w więzieniu były bezwzględnie zakazane, ale władze więzienne jakby tolerowały je w stosunku do ciężko chorych, których uważano za niegroźnych przeciwników. Zdrowi i młodsi więźniowie byli potencjalnymi wrogami, godzącymi w podstawy ustroju. Z Komunii Świętej korzystali też więźniowie przebywający w celach, a udzielali jej sanitariusze. W tę praktykę duszpasterską włączali się również uwięzieni lekarze.
   W 1953 r. w więzieniu w Rawiczu miał miejsce niecodzienny przypadek. Jeden z więźniów otrzymał paczkę ze Szkocji, w której były między innymi rodzynki. Rodzynki zalano wodą, spowodowano coś w rodzaju fermentacji, powstało wino. Dwaj księża (nie ks. Gadomski) w celi odprawili Mszę św., konsekrując wino. Komunię Świętą przyjęło wielu więźniów, w tym donosiciele, którzy tym razem o niczym nie poinformowali swoich przełożonych. Po latach zapoznano z tym faktem ks. kard. Karola Wojtyłę. Przyznał, że był to swoisty "diakonat de facto".
   Z początkiem marca 1956 r. ks. Zbigniew Gadomski został wraz z innymi księżmi przetransportowany do więzienia we Wronkach. W tym transporcie księży był m.in. ks. Romuald Błaszczakiewicz. Tu również ks. Zbigniew przystąpił do działań duszpasterskich. Wszedł w nurt jak na warunki więzienne żywej pracy duszpasterskiej księży: ks. dr J. Stępnia, o. T. Rostworowskiego, o. S. Nawrockiego i innych, którzy opuścili mury więzienne w 1956 roku. Więzień ks. Gadomski w działaniach duszpasterskich poszedł dalej. Gdy nadarzyła się czasowa możliwość przesyłania paczek do więzienia, przekazywał swojej rodzinie, znajomym, a także zwolnionym księżom, nazwiska więźniów niemających rodziny, by dla nich zyskać pomoc. Pisemnie prosił naczelnika więzienia, by pieniądze z jego konta przekazywać więźniom niemającym na wolności osób bliskich.


   Ksiądz biskup Kaczmarek i ksiądz Gadomskiki

   Zbliżał się październik 1956 r., nawet w komunistycznych więzieniach, gdzie katowano niewinnych ludzi, w tym kapłanów, widoczna była "odwilż". Na mocy amnestii i innych łaskawych zarządzeń pustoszały więzienia polityczne. Opuszczali je więzieni kapłani. Bezpodstawny wyrok dożywotniego więzienia ze styczna 1951 r. dla ks. Zbigniewa Gadomskiego pozostawał bez zmian. Zza krat więziennych przesłał w lipcu 1956 r. życzenia imieninowe dla swojego ordynariusza ks. bp. Czesława Kaczmarka, powtórnie skazanego na odosobnienie, tym razem w klasztorze w Rywałdzie Królewskim. Wzruszająca i budująca jest odpowiedź biskupa więźnia do uwięzionego kapłana:
   "Rywałd Królewski, dnia 4 VIII 1956 r.
   + Drogi Księże Zbigniewie,
   Bóg zapłać za synowskie życzenia imieninowe. Na wszystko jest miejsce w ludzkim życiu, zarówno na Tabor, jak i na Kalwarię. Tak też i nasze upływają lata. Droga do Boga w naszych czasach to twardy, wyrąbany chodnik.
   Nie jesteś sam, kochany Księże, modlę się razem z Tobą, prosząc Opatrzność o skrócenie Twoich cierpień. Bądź spokojny. Pogłębianie praworządności w naszym kraju i Ciebie na pewno obejmie. Dobrze, że adwokat zajął się Twoją sprawą, bo to jest najkrótsza droga do celu. Kuria Diecezjalna przypilnuje reszty.
   Twój biskup - Czesław".
   Jakże ważne dla uwięzionego kapłana były słowa jego biskupa. Uwięziony kapłan doświadczał radości opuszczających więzienie, ale dla niego nie otwierały się bramy sprawiedliwości. Księdza Gadomskiego przewieziono do więzienia w Strzelcach Opolskich. W zasadzie panował tam łagodniejszy rygor, ale kapłanowi kieleckiemu nie szczędzono karcera ani izolatek. Po krótkim okresie pobytu na sali ogólnej wszczęto przeciwko niemu śledztwo. Postawiono mu zarzut "kierowania więziennym podziemiem". Księdza Gadomskiego skazano na karcer i izolatkę. Skierowano go do więzienia w Raciborzu, posadzono w pojedynczej celi. Tam też został zatrudniony w księgowości. Przy tej funkcji nie na długo pozostał, wkrótce przesłuchiwano go w sprawie utrzymywania kontaktów z osobami spoza więzienia, organizującymi pomoc materialną dla więźniów.
   Umieszczono go między wyselekcjonowanymi kryminalistami w Sztumie. Ale i ich agresję potrafił obłaskawić. Przywracał ich do religii, wzbudzał wiarę. Długi staż więzienny stawał się coraz większym ciężarem dla ks. Gadomskiego. Nadto pogłębiały się jego schorzenia. W 1957 r., zaraz po przyjeździe do Kielc, ks. bp Czesław Kaczmarek odwiedził ks.
   Zbigniewa Gadomskiego w więzieniu w Strzelcach Opolskich. Przyjechał w skromnej sutannie z ks. Janem Danilewiczem, byłym więźniem. Ksiądz Zbigniew wspominał, że w więzieniu była wielka sensacja. Odwiedziny ordynariusza ściągnęły do więzienia nie tylko strażników i politruków, ale także osoby postronne. Na widzenie oddano pomieszczenie ze stołem, bez krat i siatek, więźniów ogolono, czas widzenia był dłuższy niż zwykle. "Bp Kaczmarek był bardzo serdeczny - wspominał ks. Zbigniew - pocieszał, zapowiadał starania i stałą pomoc w postaci paczek i "wypiski" ". "Zacząłem odtąd - opowiadał ks. Gadomski - dostawać miesięcznie 300 zł". Wizytą zdumieni byli ci, którzy przybyli tego dnia odwiedzić swoich bliskich. Ksiądz biskup przywiózł wiele słodyczy i wraz z ks. Gadomskim rozdawał je dzieciom i rodzinom, które były na widzeniu. "Oni wtedy nie mogli zrozumieć - opowiadał ks. Zbigniew - jak taki "szpieg i kolaborator" może być dobry dla dzieci? Choć czułem, że byli pod Jego urokiem opromienieni Jego sławą i odwagą! Ja też oddałem pomimo swojego wyglądu (głowa ogolona, drewniaki, drelich) pełne honory Swemu Ordynariuszowi i byłem z Niego dumny". Wielki niepokój ogarnął zarząd więzienia. Ich przedstawiciele twierdzili, że biskup wykorzystał to widzenie jako propagandę dobroczynności.
   Ordynariusz nie potępił księży Oborskiego i Gadomskiego po ich aresztowaniu w Wolbromiu, mimo nacisków ze strony rządzących. Dlatego wizyta ks. bp. Czesława Kaczmarka w więzieniu bardzo podniosła na duchu ks. Zbigniewa Gadomskiego. "Biskup przyznaje się do mnie, nie boi się kontaktów ze mną, czego nie mogę powiedzieć o w i e l u!!!". To określenie "wielu" odnosi się do niektórych księży kieleckich, którzy mieli za złe posiadanie przez niego małego damskiego pistoletu, zarzucali mu brak roztropności, gdy tę broń wypożyczył członkom AP na naukę strzelania.
   Wobec przedłużającego się pobytu ks. Gadomskiego w więzieniu, podczas gdy inni księża opuścili już więzienia, do ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego zwróciły się o pomoc matka i siostra ks. Zbigniewa. Prymas podjął sprawę. 21 lutego 1958 r. skierował pismo do ministra sprawiedliwości w Warszawie. Wykazywał, że już nic nie stoi na przeszkodzie zwolnienia więzionego, prosił też, by stworzono księdzu możliwość spełniania obowiązków religijnych, odprawiania Mszy Świętych. Odpowiedzią władz rządowych były różne wybiegi prawne uniemożliwiające zwolnienie. Działo się to za rządów Gomułki. Władze znały treść wcześniejszych odwołań fałszywych oskarżeń wolbromskich księży, ale ks. Zbigniew Gadomski pozostawał w ich mniemaniu zaciętym wrogiem ustroju komunistycznego.


   Po wyjściu na wolność

   Wreszcie 18 listopada 1960 r. ksiądz wyszedł na wolność. Otrzymał tylko przedterminowe zwolnienie warunkowe, które w każdej chwili mogło być cofnięte. Przesiedział w więzieniu 10 lat i 7 miesięcy bez jednego dnia. Był najdłużej więzionym księdzem w PRL. W przeciwieństwie do swojego proboszcza z Wolbromia ks. Piotra Oborskiego, który zmarł w więzieniu, ks. Zbigniew Gadomski mówił, że przeżył to wszystko, bo był młodszy, a nadto do rygorów więziennych podchodził z humorem, często śmiał się ze swoich katów.
   Na początku 1961 r. ordynariusz kielecki ks. bp Czesław Kaczmarek, aby uczcić ostatniego księdza diecezjalnego zwolnionego z więzienia, zaprosił na przyjęcie do pałacu biskupiego wszystkich księży diecezjalnych więzionych w PRL. Nie było już wśród nich ks. dr. Piotra Oborskiego, zamordowanego w 1953 r. w więzieniu w Rawiczu. Nie doczekał tego dnia ks. dr Szczepan Sobalkowski, który jako sufragan kielecki przyjął sakrę biskupią 11 lutego 1958 r., a następnego dnia zmarł w Częstochowie przed Cudownym Obrazem Matki Bożej, rozpoczynając Mszę Świętą. Na spotkanie u biskupa przybyło ponad 20 księży. W rozmowach nie chcieli wracać do przeżyć więziennych. Podczas spotkania, na osobności, ks. bp Kaczmarek wręczył ks. Gadomskiemu pewną sumę pieniędzy, mówiąc: "Jedź na jakieś wczasy i cery nabierz ludzkiej". Twarz ks. Gadomskiego miała wtedy kolor brunatnej zieleni. Biskup chciał też kupić mu ubranie, za co ks. Gadomski podziękował, mówiąc, że o to zatroszczyła się jego rodzina.
   Po dłuższym odpoczynku ks. Zbigniew Gadomski podjął pracę kapłańską w Piotrkowicach k. Jędrzejowa, następnie w Gnojnie. W latach 1962-1965 jako proboszcz pracował w Brzezinkach, w latach 1965-1970 w Kalinie Wielkiej. Od 9 października 1970 r. był proboszczem w Kozłowie i wicedziekanem dekanatu Miechów. 8 lipca 1985 r. zorganizował w Kozłowie spotkanie jeszcze żyjących księży z diecezji kieleckiej, więźniów komunistycznego reżimu. Na spotkaniu był obecny ks. bp Stanisław Szymecki, ówczesny ordynariusz kielecki.
   Ksiądz Zbigniew Gadomski zmarł 11 lipca 1993 roku. Liturgii pogrzebowej przewodniczył ks. bp Mieczysław Jaworski. W pogrzebie uczestniczyło ponad 100 księży, rzesze wiernych, kombatanci, przedstawiciele organizacji społecznych, harcerze i bardzo wielu przyjaciół z całego kraju.

ks. Daniel Wojciechowski     

 

 

Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 246 (2959) z dnia 20-21 października 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej