Księża Niezłomni

 

.

 

Lucyna Żbikowska

 

Odwaga księdza infułata Wojciecha Zinka

 

Po zakończeniu II wojny światowej przed Kościołem katolickim na Warmii i Mazurach pojawiły się wielkie i trudne zadania. Przede wszystkim trzeba było kontynuować pracę w parafiach katolickich, które pozostały w diecezji warmińskiej po podpisaniu umowy polsko-sowieckiej dotyczącej granicy państwowej. Stało się to 16 sierpnia 1945 roku.

Ks. Wojciech Zinek (1902-1960). Fot. arch. Opublikowano w Naszym Dzienniku,
w numerze 293 (2703), z dnia 16-17 grudnia 2006 r.

Musimy też pamiętać o tym, że od 1929 r. diecezja warmińska na mocy konkordatu z Prusami należała do Kościoła niemieckiego i wchodziła w skład metropolii wrocławskiej. A zatem zmiany, jakie nastąpiły po 1945 r., powodowały często duży wstrząs w życiu i w przyzwyczajeniach tamtejszej ludności. Poza tym obszar diecezji zmniejszony został do 24 344 km kw., w wyniku czego poza granicami Polski zostały dekanat sambijski i tylżycki. Zmienił się również stan liczebny i przekrój etniczny ludności. I tak "Rocznik Statystyczny" z 1946 r. podaje, że Warmię i Mazury zamieszkiwało 469 200 osób, ale do 1950 r. liczba mieszkańców wzrosła o 386 597 osób. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika więc, że dość szybko rosła na tym terenie liczba tzw. przybyszów, co wcale nie ułatwiało pracy duszpasterskiej oraz katechetycznej, jak wspomina ks. abp Ignacy Tokarczuk, który przybył w latach 50., aby zasilić kadrę wykładowców seminarium duchownego założonego przez ks. dr. Teodora Benscha.
   Stolicę diecezji przeniesiono z Fromborka do Olsztyna, ponieważ zaszły duże zmiany w tzw. geografii wyznaniowej. Do końca II wojny światowej żyła na tych terenach przeważnie ludność protestancka. Gdy coraz liczniej przybywali z kresów Polski przesiedleńcy wyznania katolickiego, przed duchowieństwem stanęło bardzo trudne zadanie integracji w jednym diecezjalnym Kościele. Należało też tworzyć nowe parafie, co było najtrudniejsze, ponieważ warunki polityczne temu nie sprzyjały i brakowało księży. Mimo to nowy administrator apostolski diecezji warmińskiej ks. dr Teodor Bensch, mianowany przez ks. kard. Augusta Hlonda na mocy uprawnień, jakie otrzymał jako Prymas Polski z rąk Papieża Piusa XII, zorganizował od podstaw kurię biskupią i założył niższe seminarium duchowne z filiami w Ornecie, Elblągu i Fromborku, a w październiku 1949 r. reaktywował Wyższe Seminarium Duchowne "Hosianum". Przez co prawda niezbyt długi okres swoich rządów w diecezji ks. dr T. Bensch całą swoją energię skupił na bardzo istotnych działaniach, a mianowicie na pozyskaniu opuszczonych świątyń ewangelickich, odbudowaniu zniszczonych w czasie wojny kościołów katolickich, powiększeniu liczby kapłanów oraz organizowaniu efektywnych działań duszpasterskich i charytatywnych.


   Człowiek gorliwej wiary

   Kres tej owocnej i pełnej poświęceń działalności administratora apostolskiego diecezji warmińskiej położyła decyzja władz państwowych, na mocy której 26 stycznia 1951 r. natychmiastowo usunięto administratorów z tzw. Ziem Odzyskanych. W ten sposób pozbyto się również ks. dr. T. Benscha i jego wikariusza generalnego ks. Mieczysława Karpińskiego.
   Nowym rządcą diecezji został ks. infułat Wojciech Zink, który od razu zdobył sobie autorytet i szacunek wiernych oraz większości duchowieństwa. W trosce o Kościół nie szczędził sił. Należał bowiem do ludzi gorliwej wiary, wielkiej odwagi, z poczuciem odpowiedzialności. Nic więc dziwnego, że tak często pojawia się we wspomnieniach ks. abp. Ignacego Tokarczuka, którego przyjmował do diecezji (nie w sensie inkardynacji) i mianował profesorem wyższego seminarium w Olsztynie. Rektorem seminarium był wówczas ks. prof. Józef Łapot z diecezji kieleckiej - "człowiek godny zaufania, wymagający, ale sprawiedliwy". Obydwaj zdobyli sobie poważanie zarówno wśród "starych", jak i "nowych" duchownych oraz ludzi świeckich. Co nie było takie łatwe! Wśród duchowieństwa Warmii i Mazur przeważali wówczas autochtoni w liczbie około 40, potem (według liczebności) kapłani - repatrianci z Wołynia, z diecezji wileńskiej, łuckiej, pińskiej i lwowskiej. Byli również kapłani i zakonnicy z innych diecezji polskich oraz niewielka, ale wciąż rosnąca liczba wychowanków seminarium duchownego w Olsztynie. Pracowały też cztery zgromadzenia: katarzynki, misjonarki Świętej Rodziny, siostry rodziny Maryi i bezhabitowe obliczanki.
   Między poszczególnymi grupami księży dochodziło do ostrej rywalizacji, zwłaszcza między przybyszami z Wołynia i Wilna. Chodziło przede wszystkim o wpływy i pierwszeństwo w obejmowaniu odpowiedzialnych stanowisk. Dlatego też cały wysiłek skoncentrowany został na organizacji seminarium duchownego. Była to niezwykle ważna sprawa. Warmia miała pod tym względem dobre tradycje, do II wojny światowej istniała tu bowiem wyższa uczelnia kościelna z dwoma fakultetami: filozoficznym i teologicznym. Obok księdza J. Łapota ogrom wysiłku w organizowanie i prowadzenie seminarium włożył prorektor ks. Jan Obłąk, który zadbał też o archiwum diecezjalne i organizację biblioteki. Atmosfera w uczelni kształcącej kapłanów była niezwykle serdeczna, jak przypomni po latach ks. abp Ignacy Tokarczuk: "Panowały tam szczere, prawdziwie koleżeńskie stosunki między wykładowcami. W całej diecezji odczuwało się dobroczynne wpływy niezwykłej wprost szlachetności człowieka - ks. infułata Wojciecha Zinka. Jego rządom diecezja zawdzięcza bardzo wiele, ale przede wszystkim jasną, pełną odwagi postawę kościelną. Autorytet tego wspaniałego Duszpasterza trwał długo jeszcze po jego aresztowaniu przez ówczesne władze polityczne".


   Tajny nadzór nad Kościołem

   Zanim jednak przypomnimy, jak doszło do aresztowania księdza infułata Wojciecha Zinka, trzeba przywołać kilka faktów historycznych i politycznych. Zaraz po wojnie inwigilacją duchowieństwa i wiernych w diecezji warmińskiej zajmował się Referat do spraw Wyznań Urzędu Pełnomocnika Rządu na Okręg Mazurski, którym kierowała, jak odnotował w swojej książce ks. Andrzej Kopiczko, Wanda Rulekowa. Struktury organizacyjne podlegały pewnym przekształceniom, ale cele pozostawały zawsze te same: tajny nadzór nad Kościołem. Po podpisaniu porozumienia między Kościołem i państwem powstał Urząd do Spraw Wyznań jako organ centralny, który zajmował się m.in.: koordynacją polityki wyznaniowej z działalnością innych resortów, nadzorem nad duchowieństwem oraz szkolnictwem wyznaniowym i seminariami duchownymi, prowadzeniem Funduszu Kościelnego, opiniowaniem podań o zezwolenia na budowę kościołów, kaplic czy domów katechetycznych. Inwigilacją Kościoła zajmowały się ponadto Komitety do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, a zakres ich działalności określała uchwała Rady Ministrów z 7 grudnia 1954 roku. Chodziło m.in. o "walkę z antyludową działalnością reakcyjnego kleru, kułactwa (...) oraz innych wrogów Polski Ludowej".
   Samodzielne referaty do spraw wyznań nawet przy prezydiach powiatowych rad narodowych zakładały teczki personalne dla każdego księdza diecezjalnego i zakonnego, braci i sióstr zakonnych, nowicjuszy, postulantek oraz świeckich działaczy katolickich, i to wszystko według dokładnych instrukcji o sposobie prowadzenia ewidencji.


   Niezależny, więc krytykowany

   Ustalenia na III Plenum KC PZPR przyniosły nowe dyrektywy w sprawie stosunku państwa do Kościoła. Odbiło się to również na diecezji warmińskiej. Jak wszędzie, tak i na tym terenie walczono z krzyżami przy drogach i utrudniano stawianie kaplic. Bardzo ostro zaczęto krytykować ks. infuata Wojciecha Zinka za to, że publicznie odczytywał "wrogie listy" ks. kard. Stefana Wyszyńskiego, że w dniu wyborów polecił prowadzić w kościołach spowiedź, że nie pozwalał księżom na publikacje w prasie laickiej, że zabraniał działalności księżom patriotom, a wreszcie, i chyba przede wszystkim, za to, iż ośmielał się otwierać nowe kościoły!
   Naciski władz i represje, jakie stosowano wobec duchowieństwa i wiernych oraz wzajemne uprzedzenia między tubylcami a przybyszami wymagały mądrych i niezwykle cierpliwych kapłanów. Nie wolno było bowiem wówczas reagować, bez uprzedniej rzeczowej analizy sytuacji, na krzywdzące nieraz opinie czy osądy. Trzeba było być gotowym do niesienia pomocy każdemu, bez względu na to, skąd pochodził. Na każdym kroku należało wykorzystywać rolę Kościoła w zbliżaniu do siebie i jednoczeniu ludzi zamieszkałych na tej gorzko doświadczonej ziemi. Nikt inny nie znał tak dobrze jak ks. infułat Wojciech Zink przejawów dyskryminacji oraz dotkliwych krzywd wyrządzonych autochtonom, dlatego wraz z podległym sobie duchowieństwem starał się zapobiegać tym zjawiskom.
   Nie było łatwo, co wielokrotnie stwierdza w swoich wspomnieniach ks. abp Ignacy Tokarczuk: "Na stosunku do nowej rzeczywistości, przede wszystkim tubylczej ludności, zaciążyła też ówczesna polityka społeczna, zwłaszcza wobec rolników. Wielu moich parafian mających większe gospodarstwa doznało dotkliwych krzywd i dyskryminacji. Niszczono ich podatkami mimo że należeli przed wojną do Związku Polaków w Niemczech. Wyjazd tych ludzi do Niemiec też nie rozwiązał im problemów życiowych. Wprawdzie poprawił w wielu wypadkach sytuację ekonomiczną, ale wpędził też wielu w dylematy natury moralnej i zaciążył na zdrowiu psychicznym. (...) Bardzo pragnąłem i robiłem, co było w mojej mocy kapłańskiej, by zmienić ich wyobrażenie o polskości, przedstawiać im historię naszego narodu taką, jaką była naprawdę. Zbliżyć ich do wspólnych korzeni, bo przecież nazwiska i tradycje wskazywały na ich polskość. Nie bez winy byli i osadnicy, którzy nie starali się zrozumieć tubylców i często postrzegając powierzchownie różnice obyczajowe czy kulturowe, uważali ich za Niemców. Powstawała sytuacja podobna do tej, która była na Śląsku, a o której tak interesująco napisał w swojej pracy, wielce zasłużony dla sprawy Śląska i Polski, ks. Emil Szramek.
   Wielkie szkody, często nie do naprawienia, wyrządziła polityka wobec Warmii i Mazur władz komunistycznych. Urzędnicy wydz. ds. wyznań, zwani popularnie 'wyznaniowcami' usiłowali ingerować w sprawy kościelne prawie na każdym odcinku. Chcieli decydować nawet o tym, kto ma głosić rekolekcje lub kazanie odpustowe".


   Solidarny z Prymasem Wyszyńskim

   Punktem kulminacyjnym w dziejach zarządzania diecezją warmińską przez ks. infułata Wojciecha Zinka okazał się dzień aresztowania Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Wydarzenie, które po tym fakcie nastąpiło i zadecydowało o dramatycznych losach rządcy diecezji warmińskiej, to niesławna deklaracja Episkopatu w sprawie aresztowania Prymasa Polski. Po niej ówczesny premier Józef Cyrankiewicz ogłosił oświadczenie, że "(...) Władze państwowe stoją na gruncie zasad porozumienia z dnia 14 kwietnia 1950 r. i uwzględniając deklarację Episkopatu z dnia 28 września 1953 r. będą życzliwie ustosunkowywać się do postulatów hierarchii kościelnej sądząc, że wniesie ona realny wkład do umacniania jedności i zwartości społeczeństwa".
   Ksiądz infułat Wojciech Zink kategorycznie odmówił podpisania owej deklaracji. Odmówił również odczytania z ambon wezwania Episkopatu oraz komunikatu Rady Ministrów. Po powrocie z Warszawy, 2 października 1953 r., został natychmiast wezwany na godz. 20.00 do przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie. Zgłosił się tam w towarzystwie ks. Kazimierza Pacewicza, ówczesnego wikariusza parafii św. Jakuba, oraz prokuratora seminarium duchownego ks. Stefana Brzykcego. Nocna rozmowa w urzędzie miała skłonić księdza infułata do uległości wobec władzy świeckiej i kościelnej. Rozmówcy jednak nic nie wskórali. Odwaga, wierność wobec Boga i lojalność wobec Prymasa Polski zwyciężyły! Z telefonu linii specjalnej gabinetu przewodniczącego Rady Narodowej w Olszynie ks. infułat W. Zink powiadomił sekretarza Konferencji Episkopatu ks. bp. Zygmunta Choromańskiego, że deklaracji nie podpisze i w sprawie dotyczącej aresztowania księdza Prymasa stanowiska nie zmieni. Jeszcze tej nocy ok. godz. 22.00 funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa otoczyli budynek, w którym mieszkał ksiądz infułat, wybili szyby (nie zostali wpuszczeni), aresztowali i wywieźli niezłomnego kapłana w nieznanym kierunku. Jak się potem okazało, rządca diecezji warmińskiej został osadzony w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Fakt ten wstrząsnął opinią wiernych, a autorytet księdza i podziw dla niego wzrosły jeszcze bardziej. Z więzienia powrócił do Olsztyna dopiero w początkach grudnia 1956 roku.
   Wspominając po latach okoliczności swego aresztowania, ks. Prymas Stefan Wyszyński powiedział nie bez goryczy, ale zgodnie z prawdą: "Bronił mnie wtedy Niemiec i pies" (owczarek Baca ugryzł jednego z ubowców, którzy 25 września 1953 r. wtargnęli do rezydencji prymasowskiej przy ul. Miodowej w Warszawie). "Niemiec" - to ks. infułat Wojciech Zink.


   "Szantażowano nas w imię jedności"

   Ks. Wojciech Zinek. Fot. arch. Opublikowano w Naszym Dzienniku, w numerze 293 (2703), z dnia 16-17 grudnia 2006 r. Warto przy tej okazji przywołać kilka refleksji świadka tych dramatycznych wydarzeń w Kościele polskim ks. abp. Ignacego Tokarczuka: "Bolesnym faktem dla mnie, ale nie tylko dla mnie był stosunek i potraktowanie ks. infułata Wojciecha Zinka po jego powrocie z więzienia. Bohaterska postawa ks. infułata obróciła się przeciwko niemu. Upokorzeni bohaterską postawą ks. infułata biskupi, przede wszystkim bp Michał Klepacz i bp Zygmunt Choromański zaczęli rozpowszechniać wieści, iż ks. infułat W. Zink odmówił podpisania dokumentu, ponieważ był z pochodzenia Niemcem. Wyszukiwano w Jego życiorysie różnych 'plam', aby tylko móc usprawiedliwić wyrządzoną Mu krzywdę. Czas jednak zdobyć się na rachunek sumienia i przyznać się, że oświadczenie Episkopatu polskiego po aresztowaniu ks. Prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego jest wstydliwą kartą w dziejach polskiego Kościoła po wojnie. Powiedzieć należy o szantażowaniu biskupów w imię jedności, by tylko złożyli swój podpis pod elaboratem. Ksiądz infułat miał prawo odmówić i nie brać udziału, jeśli miał na tyle odwagi, aby ponieść konsekwencje z tego powodu. Dowiedziałem się od Biskupów przemyskich, że bp. Franciszek Barda po powrocie z konferencji, na której podpisano ten dokument, płakał jak małe dziecko. Powtarzał ciągle: 'szantażowano nas w imię jedności'. Znałem ks. infułata Wojciecha Zinka, obserwowałem z bliska wydarzenia i wiem z całą pewnością, iż oparł się wspominanemu szantażowi z pobudek wyłącznie prawych, z troski o dobre imię polskiego Kościoła! Był to bowiem człowiek głęboko religijny i człowiek honoru. O jego pochodzeniu mówił mi ks. prałat Hanowski. Matką ks. W. Zinka była Polka. Przed wojną nauczył się języka polskiego, a przez pracę w Kurii, a potem więzienie na Mokotowie, gdzie siedział wraz z całą najszlachetniejszą częścią inteligencji polskiej, wzrastała w nim polskość, a on sam coraz bardziej się tą polskością bogacił. (...) Znał jak nikt inny problemy ludzi Warmii, ich dramaty i troski i zasługi dla utrzymania tych ziem z Macierzą".


   Do końca wierny Panu Bogu

   Ksiądz Wojciech Zink urodził się 23 kwietnia 1902 r. w Bydgoszczy. Gimnazjum skończył w Gdańsku i zaraz potem wstąpił do seminarium duchownego w Braniewie. Święcenia kapłańskie przyjął 8 lutego 1925 roku. Pracował jako kapłan m.in. w Gryźlinach, we Wrześni, w Barczewku i w Lesinach Wielkich. W Olsztynie spełniał posługę kapelana w szpitalu Mariackim, gdy Armia Czerwona wkraczała na teren Prus Wschodnich. Z tej misji "odwołali" go Rosjanie, wywożąc na roboty w głąb Rosji. Z nieludzkiej ziemi powrócił do Gietrzwałdu w marcu 1946 roku. Jak się okazało - na krótko. Administrator apostolski powierzył bowiem wkrótce ks. Wojciechowi Zinkowi stanowisko notariusza i konsulatora diecezjalnego, na którym godnie kontynuował działalność swego poprzednika ks. Teodora Benscha.
   W dowód uznania zasług dla Kościoła na Warmii otrzymał od Papieża Jana XXIII tytuł protonotariusza apostolskiego.
   Ksiądz infułat Wojciech Adalbertus Zink zmarł 20 marca 1960 r. i spoczywa obok swojej ukochanej matki na małym cmentarzu w Gietrzwałdzie, gdzie wiosną 1997 r. ze wzruszeniem wraz z modlitwą przywoływałam słowa mistrza z Czarnolasu:
   A komu droga otwarta do nieba
   Tym co służą ojczyźnie...
   Ksiądz infułat Wojciech Zink do końca wypełnił służbę Bogu, ludziom i Kościołowi.

dr Lucyna Żbikowska     

 

Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 293 (2703) z dnia 16-17 grudnia 2006 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej