. |
Ojciec Święty Jan Paweł II podczas swojej siódmej pielgrzymki do Ojczyzny w 1999 roku, 7 czerwca w Bydgoszczy w wygłoszonej homilii powiedział m.in.: "Wystarczy przypomnieć niedawną historię Polski i innych krajów, i trudności oraz prześladowania, jakim poddawany był wówczas Kościół i ludzie wierzący w Boga. Była to wielka próba ludzkich sumień, prawdziwe męczeństwo wiary, która domagała się wyznania przed ludźmi. Był to czas doświadczenia niejednokrotnie bardzo bolesny. I dlatego za szczególną powinność naszego pokolenia w Kościele uważam zebranie wszystkich świadectw o tych, którzy dali życie za Chrystusa. Nasz wiek dwudziesty, nasze stulecie ma swoje szczególne martyrologium w wielu krajach, w wielu regionach ziemi, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać, tak jak spisały martyrologię pierwsze wieki Kościoła i jest to dzisiaj naszą siłą - tamto świadectwo męczenników z pierwszych stuleci. (...) Trzeba, ażebyśmy przechodząc do trzeciego tysiąclecia, spełnili obowiązek, powinność wobec tych, którzy dali wielkie świadectwo Chrystusowi w naszym stuleciu".
Wśród tych, którzy byli wierni swemu kapłańskiemu powołaniu, a tym samym Kościołowi w Polsce w niełatwych czasach po zakończeniu II wojny światowej, znaleźli się zakonnicy bernardyńscy.
Ojciec Rufin Janusz, który od 1968 roku był rezydentem przy klasztorze i kościele drążkowym w miejscowości Brody pod Kalwarią Zebrzydowską, w jakimś sensie był dla nas - wówczas kleryków odbywających studia teologiczne w Kalwarii - człowiekiem towarzyszącym nam w formacji zakonnej i kapłańskiej, a raczej człowiekiem formującym nas na prawdziwych patriotów i dobrych kapłanów. Przy różnych okazjach, jak np. dzień rektorski, przy spotkaniach na dróżkach kalwaryjskich albo w klasztorze kalwaryjskim - często opowiadał różne ciekawe wydarzenia związane z jego życiem w Polsce komunistycznej. Muszę przyznać, iż później, po moich święceniach kapłańskich, kiedy zostałem w Kalwarii, bardzo często o. Rufin wtajemniczał mnie w różne sprawy swojego życia. Z ogromną pasją mówił zawsze o wierności Chrystusowi i służbie dla Ojczyzny.
Edukacja i wzrastanie do życia zakonnego i kapłańskiego
Franciszek Janusz urodził się 20 lipca 1912 roku w Żołyni, w obecnym województwie podkarpackim, jako syn Antoniego i Katarzyny Szura. Pochodził z ubogiej rodziny, ale rodziny głęboko wierzącej, zaradnej i pracowitej. Początkowo uczył się w rodzinnej miejscowości, by później podjąć naukę w Państwowym Gimnazjum nr 1 im. Jana Długosza w Nowym Sączu. Po ukończeniu czwartej klasy gimnazjalnej w 1929 roku, rozpoznając swoje życiowe powołanie, skierował kroki ku bernardynom, zakonnikom Zakonu Braci Mniejszych Prowincji Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, by prosić o przyjęcie. Roczny okres próby, czyli nowicjat, rozpoczął 30 września 1929 roku w Leżajsku. Zgodnie z wielowiekową tradycją zakonną każdy nowicjusz, który pozytywnie przeszedł pierwszy rok w zakonie, przybiera nowe imię zakonne, które oznacza, iż "umarł stary człowiek", a narodził się nowy. Franciszek Janusz przybrał imię Rufin.
Po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych wyjechał w 1930 roku do bernardyńskiego klasztoru w Sokalu, gdzie mieściło się zakonne Studium Gimnazjalne. Tam rozpoczął dalszą naukę w zakresie szkoły średniej. Wspomnieć trzeba, iż młodzi zakonnicy studium byli rejestrowani w tamtejszym Państwowym Gimnazjum Koedukacyjnym im. Antoniego Malczewskiego. Brat Rufin ukończył gimnazjum w 1934 roku.
Następnym miejscem jego życia był klasztor we Lwowie, gdzie rozpoczął studia filozoficzno-teologiczne. Ze względu na zajęcie Lwowa przez wojska sowieckie w 1939 roku zakonne Studium Teologiczne przeniesiono do Kalwarii Zebrzydowskiej. Jednakże brat Rufin jako jeden ze starszych kleryków wraz ze swoimi zakonnymi kolegami został skierowany do klasztoru w Tarnowie, gdzie przeszedł przyspieszony kurs swoich studiów i po ich ukończeniu 23 grudnia 1939 roku został tam wyświęcony na kapłana.
Działalność konspiracyjna i wywiadowcza o. Rufina
Następnie został skierowany przez władze zakonne do klasztoru w Przeworsku, gdzie przebywał od 3 lutego 1940 roku. Tam też po prawie rocznym pobycie decyzją władz zakonnych został 6 stycznia 1941 roku mianowany przełożonym. Od tego momentu wraz ze swoją wspólnotą zakonną przystąpił do prac remontowych w celu usunięcia najpilniejszych zniszczeń dokonanych przez stacjonujące tam wojska niemieckie. Równie energicznie zajął się także ożywieniem duszpasterskim, co w sytuacji wojennej było czymś bardzo niebezpiecznym.
W tym czasie klasztor również zaangażował się w sprawy konspiracyjne, czego jednym z przejawów było prowadzenie tajnego nauczania. Warto wspomnieć, że istniało ono już od 1940 roku, ale z czasem zostało zreformowane przez o. Bogumiła Migdała, który obok o. Rufina działał również w tajnych strukturach Armii Krajowej. Właśnie dzięki dużej otwartości i zaangażowaniu zakonników w sprawę odzyskania niepodległości klasztor został wybrany przez władze Armii Krajowej na bazę polityczno-religijną w tamtejszym rejonie. Świadek tamtych dni mjr Wojciech Szczepański, dowódca AK Komendy Obwodu Jarosław, tak wspominał wspaniałą postawę o. Rufina: "Od 1942 r. do 1945 r. działał jako zaprzysiężony kapelan Obwodu AK Przeworsk w stopniu kapitana. Był wzorem kapłana i żołnierza. Udzielał kwater noclegowych i pomieszczeń dla często odbywających się narad. Wraz z kapelanem Okręgu ks. płk. Józefem Stefańskim urządzali nabożeństwa o charakterze patriotycznym. Udzielał ślubów konspiracyjnych. Przechowywał pieniądze i dokumenty będące w dyspozycji Inspektoratu Przemyśl. Po dokonaniu zrzutu w rejonie Żołyni wraz z innymi podjął zrzut, przewiózł go do Przeworska i przechowywał do czasu odebrania przez wysłanników Komendy Głównej AK w Warszawie. Brał czynny udział w organizowaniu i prowadzeniu tajnego nauczania. Udzielał kwatery obsłudze radiowej stacji krótkofalowej. Był represjonowany przez gestapo 17.04.1943 r. (...). Posiadał pseudonim "Oczko"".
Świadectwo powyższe znajduje swe potwierdzenie w faktach. To z inicjatywy o. Rufina zorganizowano w klasztorze na przełomie 1942 i 1943 roku kurs kapelanów wojskowych, który prowadził zawodowy kapelan z Rzeszowa. W tym miejscu trzeba wspomnieć i o tym, że uczestniczył w nim także ks. Józef Stefański, który zaangażowany był nie tylko w służbę kapelańską, ale również aktywnie organizował tajne nauczanie na Rzeszowszczyźnie.
Wspomniane powyżej aresztowanie o. Rufina z kwietnia 1943 roku było związane z akcją przeprowadzoną przez gestapo w związku ze znalezieniem zastrzelonego żołnierza, który konwojował transport wojskowy. W wyniku tego nastąpiły liczne aresztowania wśród przeworskiej inteligencji. Po dwóch tygodniach więzienia i przesłuchań o. Rufin został zwolniony i wrócił do klasztoru.
Jak wspomniano, w klasztorze przechowywano różne ważne rzeczy potrzebne do prowadzenia pracy konspiracyjnej, jak np. pieniądze czy radiostacja, dla której w celi klasztornej urządzono specjalną skrytkę.
Momentem szczególnym w działalności o. Rufina stał się jego udział w przejęciu zrzutu w nocy z 30 na 31 maja 1944 roku. Operację niniejszą o kryptonimie "Weller 30" przeprowadzali cichociemni. Przebiegała ona pod dowództwem mjr. Eugeniusza Arciuszkiewicza. Przejęto wówczas broń i zaopatrzenie, zaś dolary o. Rufin przemycił wozem konnym do klasztoru w Przeworsku. Jak pisze w swoim artykule o o. Rufinie jego przyjaciel o. Florentyn Piwosz, pieniądze te były bardzo duże - 1 mln 220 tysięcy. Cała ta suma została przekazana później kurierom AK z Warszawy.
Chcąc nieco dokładniej poznać działalność konspiracyjną o. Rufina, trzeba również wspomnieć o jego współpracy z wywiadem AK zwanym Brygady Wywiadowcze. W 1943 roku zjawił się w klasztorze przeworskim niejaki "Paweł", który zaproponował o. Rufinowi współpracę z wywiadem, która miała polegać na zbieraniu wiadomości dotyczących armii niemieckiej, nastrojów społeczeństwa, działalności folksdojczy, czyli o wszelkich ruchach i działaniach na terenie Przeworska. Ojciec Rufin podjął tę współpracę i spotykał się w klasztorze raz w miesiącu z "Pawłem", któremu dostarczał zdobyte wiadomości. W klasztorze przeworskim, który stał się swoistą skrzynką kontaktową, dochodziło również do spotkań "Pawła" z jego współpracownikami z Rzeszowa i Przemyśla.
Współpraca o. Rufina z "Pawłem" prowadzona była również później, tj. w 1944 roku, kiedy do Polski wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. Ojciec Rufin przekazywał wówczas informacje dotyczące aresztowań przez MO na terenie Przeworska, nastrojów ludności, obsady stanowisk w aparacie administracyjnym, działalności UB w terenie. Owa współpraca trwała do lata 1945 roku, kiedy to uzgodniono, że wszelkie dotychczasowe kontakty wywiadowcze o. Rufina z "Pawłem" oraz "Pawła" z innymi członkami z Rzeszowa, Przemyśla, Łańcuta, Dębicy i innych powiatów województwa rzeszowskiego zostały odwołane. Być może działalność wywiadowcza została zawieszona dlatego, że w maju 1945 roku Brygady Wywiadowcze zostały podporządkowane nowej organizacji o nazwie Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj, która później weszła w skład Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość".
Wspomnieć trzeba i o innej współpracy wywiadowczej o. Rufina, a mianowicie o współpracy z niejakim "Żarskim", nawiązanej w kwietniu 1946 roku, która nie miała nic wspólnego z wcześniejszą - a ukazaną powyżej i związaną z "Pawłem" - współpracą wywiadowczą. Ojciec Rufin spotkał się już wcześniej z "Żarskim" w klasztorze w Przeworsku latem 1945 roku, jednak wówczas nie przedstawił on żadnych propozycji współpracy wywiadowczej. "Żarski" należał do wywiadu o charakterze wojskowym i kontrwywiadowczym. Do zadań o. Rufina należało zbieranie wszelkich informacji odnośnie do rozlokowania wojsk sowieckich, o ich ruchach, przelotach samolotów sowieckich, o pracy NKWD i jego współpracownikach, o organach bezpieczeństwa. Do czasu aresztowania przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego 2 października 1946 roku o. Rufin dwukrotnie udzielił gościny kurierom-łącznikom oraz przeprowadzał rozmowy z "Żarskim", od którego otrzymywał korespondencję dla siebie oraz dla innych współpracowników wywiadu. O tej działalności wywiadowczej o. Rufin powiedział później: "Uważałem, że Polska nie jest wyzwolona spod okupacji, lecz jest nadal pod okupacją i to gorszą od poprzedniej, bo pod okupacją sowiecką. Prowadziłem ten wywiad, ponieważ uważałem, iż tym przyczyniam się do wyzwolenia Polski i tym samym do zmiany ustroju w Państwie Polskim".
Więzienne koleje życia o. Rufina
Wstępem do więziennego etapu w biografii o. Rufina już w Polsce Ludowej były wydarzenia na początku października 1946 roku. Ojciec Rufin tak wspomina dzień swojego spotkania w klasztorze przeworskim z funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego: "W dniu 1 października 1946 roku przyszło do mnie do klasztoru kilku funkcjonariuszy UBP, którzy wszczęli ze mną rozmowę na temat "Pawła", w toku której wypytywali się o różne sprawy w związku z osobą "Pawła". Po tym zażądali ci panowie, ażebym wydał akta i pisma nielegalnej organizacji, co było dla mnie dostatecznym wskaźnikiem, że mam do czynienia z funkcjonariuszami UBP, czego początkowo nie przypuszczałem, iż ludzie mogą być z Bezpieczeństwa, lecz od "Pawła". Od tego momentu rozpoczęła się u mnie w mieszkaniu klasztornym w Przeworsku rewizja, która trwała w nocy z dnia 1 na 2 października 1946 roku".
Wówczas o. Rufin został aresztowany, lecz motywów tego aresztowania nie podano. W tej samej sprawie zatrzymano jeszcze kilka osób, które przewieziono do Krakowa. Pierwsze przesłuchanie o. Rufina odbyło się 7 października 1946 roku w WUBP w Krakowie, które przeprowadził oficer śledczy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego z Warszawy. Formalne aresztowanie miało miejsce 11 października 1946 roku. Zakonnika osadzono w siedzibie Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa przy placu Inwalidów (później placu Wolności).
Po trzech przesłuchaniach w Krakowie został przewieziony do Rzeszowa, gdzie od 28 października nastąpiły dalsze przesłuchania. 7 stycznia 1947 roku Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Krakowie zwróciła się do Wojskowej Prokuratury w Rzeszowie o wydłużenie aresztu tymczasowego o. Rufinowi, gdyż w toku prowadzonego śledztwa nie zgromadzono dostatecznych dowodów jego winy. Wówczas przedłużono areszt do 11 lutego 1947 roku. Ogółem przeprowadzono osiem przesłuchań, których dokonywał głównie oficer śledczy z Warszawy - chor. Antoni Korczak. Śledztwo zostało zakończone 18 stycznia 1947 roku, zaś akt oskarżenia sporządził 23 stycznia 1947 roku oficer śledczy WUBP w Rzeszowie - ppor. Feliks Zawadzki.
Rozprawa odbyła się 9 maja 1947 roku o godz. 9.30 na terenie więzienia na Zamku Rzeszowskim przy znajdującym się tam sądzie rejonowym. Przewodniczącym sądu był mjr dr Jan Lubaczewski, oskarżenie przedstawił kpt. Roman Pełeński, zaś obrońcą był mgr Hieronim Kowalski. W wyniku procesu sądowego prokurator Małolepszy - w polskim mundurze wojskowym, który nie znał języka polskiego - zażądał dla o. Rufina 15 lat pozbawienia wolności, zaś obrońca prosił sąd o uniewinnienie lub najniższy wymiar pozbawienia wolności. Ojciec Rufin w ostatnim słowie prosił sąd o uniewinnienie.
Po ponad pięciogodzinnej rozprawie sąd udał się na naradę, informując równocześnie, że wyrok zostanie ogłoszony następnego dnia o godz. 13.00. Wojskowy Sąd Rejonowy w Rzeszowie, wydając wyrok, uznał: "oskarżonego ks. Rufina Janusza s. Antoniego winnym, że w czasie od jesieni 1944 roku do połowy 1945 roku udzielał czynnej pomocy nielegalnej organizacji wywiadowczej, działającej na szkodę Państwa Polskiego, udzielając wybitnemu członkowi tegoż wywiadu, niejakiemu "Pawłowi" w klasztorze OO. Bernardynów w Przeworsku w odstępach mniej więcej miesięcznych miejsca na schadzki z członkami tegoż wywiadu oraz pośrednicząc w doręczaniu mu poczty nielegalnej, a następnie że od stycznia 1946 roku do kwietnia 1946 roku kontaktował się z Żarskim, członkiem innej linii wywiadowczej, udzielając mu i jego kurierowi noclegu w klasztorze w Przeworsku oraz przepisując dla Żarskiego na maszynie 12 formularzy kwestionariusza dla członków tejże nielegalnej organizacji - czym popełnił przestępstwo z art. 28 KKWP w związku z art. 8 dekretu z dnia 16 listopada 1945 roku i za to skazał (...) oskarżonego ks. Rufina Janusza s. Antoniego na mocy art. 8 dekretu z 16 listopada 1945 roku na karę więzienia przez 7 (siedem) lat, oraz na mocy art. 34 pkt 2 powyższego dekretu na utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych przez 3 (trzy) lata".
W wydanym wyroku sądowym nic więcej się nie znalazło, co świadczy o tym, iż o. Rufin do niczego się nie przyznał i tak naprawdę niczego mu nie udowodniono. Świadczy o tym chociażby fakt, iż w wyroku nie było żadnej wzmianki na temat działalności o. Rufina w Armii Krajowej, toteż wyrok - jak pisze o. Florentyn Piwosz - zapadł jak gdyby "nie na temat".
W dniu 17 maja 1947 roku obrońca o. Rufina - mgr Henryk Kowalski - wniósł do Wojskowego Sądu Rejonowego w Rzeszowie (docelowo do Najwyższego Sądu Wojskowego w Warszawie) prośbę o uchylenie zaskarżonego wyroku lub jego złagodzenie. Odpowiedź z Warszawy nadeszła 12 września 1947 roku i jak można się było spodziewać, Najwyższy Sąd Wojskowy nie znalazł podstaw do zmiany wyroku, więc go zatwierdził. Tak o. Rufinowi określono karę, która była liczona od dnia 2 października 1946 do dnia 2 października 1953 roku. Po trzech miesiącach pobytu w Rzeszowie został w grudniu 1947 roku przewieziony do więzienia we Wronkach.
Nieludzkie traktowanie o. Rufina we wszystkich więzieniach, w jakich przebywał, opisał na podstawie rozmów i dokumentów wspomniany już wyżej o. Florentyn Piwosz. Oto niektóre z nich:
- odnośnie do więzienia w Krakowie: "Przebywał tam w wilgotnej piwnicy bez jakiegokolwiek sprzętu, bez łoża i łyżki (...) około miesiąca";
- odnośnie do więzienia w Rzeszowie - w czasie trwania śledztwa w areszcie śledczym WUBP: "Był to szczególnie trudny okres. Śledztwo odbywało się codziennie i trwało jakiś miesiąc. Codziennie więzień na śledztwo był zabierany trzykrotnie. W czasie jednej doby liczba godzin spędzonych na śledztwie wynosiła kilkanaście, a nawet dwadzieścia. W celi przebywało trzech więźniów, a rozmiar pomieszczenia był taki, że tylko jeden więzień mógł spać z wyciągniętymi nogami (...)";
- odnośnie do więzienia w Rzeszowie - po śledztwie na zamku: "Po śledztwie warunki życia zelżały. Przeniesiono wówczas więźnia na Zamek w Rzeszowie, gdzie przebywa we wspólnej celi o wymiarach 6x6 m. Umieszczono w niej ok. 40 więźniów. W czasie nocy spanie było możliwe metodą śledzi, na boku, a przewracanie się na inny bok musiało się odbywać wspólnie";
- odnośnie do więzienia we Wronkach: "Początkowo w więzieniu przetrzymywano skazanego w pawilonie pierwszym w różnych celach wspólnych, a także przetrzymywano go pojedynczo. Następnie o. Rufin został przeniesiony do pawilonu drugiego, najsurowszego w całym więziennym zespole. Umieszczono tam wielu wybitnych i znanych ludzi. Więziono tam między innymi p. Stanisława Mierzwę, znanego działacza ludowego, uczestnika "procesu szesnastu" w Moskwie; więziono biskupa Marię Karola Spletta.
Z miejsca po przyjeździe do Wronek oraz w kilka dni później o. Rufin zostaje doprowadzony do naczelnika więzienia, gdzie wysłuchuje wielu obelg (np. "Gorki i tak przewyższył Chrystusa").
W pawilonie drugim o. Rufin przesiedział w pojedynczej celi, bez prawa pisania i czytania, bez lekarza, bez prawa odwiedzin przez dwa lata. W zimie nie wolno było zamknąć okna. W czasie spania głowa musiała leżeć po stronie okna. Jeżeli padał śnieg, to spadał na głowę. Z celi, bez żadnego uzasadnienia, brano do karceru, gdzie więzień przebywał nago w temperaturze, w zależności od pory roku, niekiedy ok. zera stopni. W karcerze stosowano jeszcze inne szykany, np. bicie i wyszydzanie, znieważanie.
Po dwu latach o. Rufin wrócił do pawilonu pierwszego, początkowo również do pojedynczej celi (...). Potem przeniesiono go do celi księży (...). Zakaz czytania i pisania zelżał dopiero w późniejszym okresie. Dawano jednak tylko literaturę marksistowską z nietajonymi celami wychowawczymi. Co pewien czas przychodził do celi oficer polityczny i wszczynał dyskusję na temat wyższości idei marksistowskich. Skutki wychowawcze okazywały się jednak przeciwne do zamierzonych (...). W tej sytuacji prawo do czytania odebrano (...)".
Zachowała się opinia o o. Rufinie jako o człowieku nieugiętym i wiernym swoim zasadom. Opinię wystawił naczelnik więzienia we Wronkach w czerwcu 1951 roku w związku z dwukrotną prośbą matki o jego ułaskawienie skierowaną do prezydenta Rzeczypospolitej Ludowej, a później sądu rzeszowskiego. Naczelnik na temat o. Rufina napisał: "Więzień Rufin Janusz w czasie odbywania swej kary w tut.[ejszym] więzieniu zachowuje się niepoprawnie (...). W wypowiedziach swych wyraża się, że Państwo Ludowe chcąc zlikwidować wiarę, przystępuje do zamykania księży. W dalszym ciągu jest zatwardziałym wrogiem Polski Ludowej". Jak można się było spodziewać, prośba matki została odrzucona bez prawa odwoływania się.
Przeszło dwa lata później - 21 lipca 1953 roku o godz. 0.30 o. Rufin znalazł się na wolności na mocy uchwały Rady Państwa z dnia 21 lipca 1953 roku o ułaskawieniu. Polecenie zwolnienia o. Rufina wydał prokurator generalny PRL.
Po odzyskaniu wolności o. Rufin wrócił na krótki czas do klasztoru w Przeworsku, a następnie decyzją władz zakonnych został przeniesiony do klasztoru w Rzeszowie, zaś później do Leżajska, aby ostatecznie osiąść jako gwardian w Zakopanem. Tam doszła do niego wiadomość, iż Sąd Garnizonowy w Krakowie na niejawnym posiedzeniu 30 maja 1956 roku postanowił, iż reszta kary o. Rufina - warto przypomnieć, że do odbycia całej kary pozostały dwa miesiące - została darowana w wyniku decyzji Rady Państwa. Wreszcie Wojskowy Sąd Najwyższy w dniu 22 sierpnia 1958 roku zmienił kwalifikacje prawne wydanego w 1947 roku wyroku i postanowiono zamienić wymiar kary - na trzy i pół roku więzienia. Dokonało się to dopiero w 11 lat po wydaniu pierwszego wyroku i po 5 latach odbytego więzienia.
W nowej rzeczywistości politycznej, tj. w 1991 roku, za sprawą mecenasa Ignacego Wilgusa z Kalwarii Zebrzydowskiej doszło 7 sierpnia 1991 roku w Rzeszowie do unieważnienia wyroku w sprawie o. Rufina z 10 maja 1947 roku. Uzasadniając decyzję, sąd napisał: "Z treści wyroku oraz uzasadnienia wynika, że wnioskodawca skazany został za przestępstwo związane z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego, w związku z czym należy na mocy wyżej powołanych przepisów stwierdzić nieważność wyroku i postanowienia".
Dobrze się stało, że o. Rufin doczekał się rehabilitacji, że władze wolnej Polski orzekły o jego niewinności. Było to dla niego zapewne satysfakcjonujące, jednakże nic nie cofnie gehenny tych lat, nic nie wymaże wewnętrznych przeżyć i stresów, zmagania się z samym sobą dla Boga i Ojczyzny.
Dziś, kiedy zapomina się o Chrystusie, podaje się w wątpliwość wiele wartości, a zwłaszcza patriotyzm, wierność, poświęcenie, uczciwość - z całą mocą i stanowczością trzeba ukazać dzisiejszemu polskiemu społeczeństwu, a zwłaszcza młodym, postać o. Rufina jako przykład wierności Kościołowi i miłości Ojczyzny.
Ojciec Rufin zmarł w Brodach 14 grudnia 2002 roku.
o. Innocenty Rusecki OFM
Ojciec Ewaryst Tomala, bezpośredni przełożony o. Rufina Janusza w klasztorze w Brodach koło Kalwarii Zebrzydowskiej, dał o ojcu
Rufinie następujące świadectwo:
Ojciec Rufin to wspaniała postać, człowiek, od którego wiele się nauczyłem, zwłaszcza pokonywania przeciwności, jakich nie szczędzi życie. Ojciec Rufin żył bardzo skromnie, jak przystało na dobrego zakonnika. Po Jego śmierci niewiele zostało rzeczy, oprócz książek, które przedstawiałyby jakąś wartość materialną. Był człowiekiem skromnym, unikał rozgłosu. Wyjątkowej dyplomacji trzeba było użyć, by Go skłonić do urządzania uroczystości jubileuszowych, które mieszkając w Brodach, obchodził.
Był człowiekiem niezwykle taktownym wobec innych. Rzadko się skarżył na dolegliwości zdrowotne. W przeddzień śmierci spożył kolację i udał się na spoczynek o zwykłej dla siebie porze. Nic nie wskazywało na to, że wkrótce odejdzie z tego świata.
Wiele można by jeszcze napisać na temat Ojca Rufina, ale niech tych kilka zdań bezpośredniego świadka Jego życia wystarczy.
Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 216 (2929) z dnia 15-16 września 2007 r.