. |
Ksiądz Romuald Błaszczakiewicz był kierownikiem Referatu Duszpasterstwa w Kurii Diecezjalnej w Kielcach, wykładał teologię w seminarium duchownym, zawsze aktywnie działał w stowarzyszeniach kościelnych. Był więc najbliższym współpracownikiem swojego ordynariusza w centralnym urzędzie diecezjalnym. Według wrogiej Kościołowi polityce władz, już praca w kurii czyniła księdza przestępcą przeciw państwu ludowo-demokratycznemu. Należało go obciążyć zdradą państwa, działaniem na rzecz imperializmu itp. Reżim PRL przypisał więc ks. Błaszczakiewiczowi udział we "wrogiej państwu" działalności ks. bp. Czesława Kaczmarka.
Komuniści sowieccy, rozpoczynając walkę z duchowieństwem katolickim, wyciągnęli odpowiednie wnioski z Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Francuscy rewolucjoniści skazywali i mordowali duchownych, zakonnice i świeckich z powodów otwarcie antyreligijnych. Skorygowali ten błąd Sowieci. Już nie oskarżali księży jako księży. Aresztowania księży, zakonnic i wiernych, zsyłki na wieloletnie roboty w łagrach "nieludzkiej ziemi", rozstrzeliwania były zawsze i za pomocą różnych środków przedstawiane jako kary za działalność wrogą komunistycznemu państwu, kontrrewolucyjną i szpiegowską na rzecz mocarstw zagranicznych. Walka z religią była planowa i zorganizowana. Procesom nadawano charakter polityczny. Na porządku dziennym były procesy zbiorowe.
Z nastaniem PRL komuniści polscy pod dyktando mocodawców z Moskwy przejęli ich metody walki z Kościołem katolickim. Wraz z okrzepnięciem władzy propaganda partyjna wpajała polskiemu społeczeństwu przekonanie, że państwo musi się bronić przed agresywną polityką Kościoła. Na naradzie w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego w październiku 1947 r. w referacie programowym "Ofensywa kleru i nasze zadania" płk Julia Brystygierowa alarmowała o politycznej działalności Episkopatu, który uaktywnia społeczeństwo przez ambony, szkoły, organizacje katolickie i społeczne. Insynuowała, że Prymas i biskupi realizują germanofilską i proamerykańską politykę, więc ma temu stanowczo przeciwdziałać. Histerię w Moskwie i Warszawie wywołało powstanie państwa zachodnioniemieckiego. Wzrastała paranoja u Józefa Stalina o zagrożeniu imperializmem zachodnim i watykańskim. Na tym gruncie w rządzących kręgach PRL wyrosła legenda antypaństwowego i antyludowego ośrodka w Kielcach na czele z bezkompromisowym wobec komunistów ks. bp. Czesławem Kaczmarkiem.
Posługa duszpasterska w parafii i na forum diecezjalnym
Romuald Błaszczakiewicz urodził się 31 stycznia 1897 r. we wsi Zabrodzie, par. Żarnowiec, w pow. olkuskim. Był synem Szczepana i Julii z Koźlickich. Wykształcenie podstawowe zdobył w rodzinnej miejscowości. Do gimnazjum uczęszczał w Warszawie i Jędrzejowie. W 1917 r. wstąpił do kieleckiego seminarium duchownego. Święcenia kapłańskie otrzymał 15 czerwca 1922 r. z rąk ks. bp. Augustyna Łosińskiego. Po święceniach został wikariuszem w Koziegłówkach. Tam nauczał religii w szkole podstawowej. W lipcu 1924 r. został przeniesiony na wikariat do parafii katedralnej w Kielcach. Oprócz katechizacji w szkole im. Marii Konopnickiej, parafialnej pracy duszpasterskiej, udzielał się w pracy w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Żeńskiej. 15 maja 1929 r. z wikariatu katedralnego ks. Błaszczakiewicz otrzymał nominację na proboszcza parafii podkieleckiej w Leszczynach. Od razu aktywnie podjął duszpasterstwo parafialne. Nie ograniczał się do posługi kapłańskiej w kościele, w wioskach oddalonych od kościoła spowiadał szczególnie ludzi starszych, opieką otaczał rodziny, najbardziej wielodzietne. Prowadził konieczne remonty kościoła i zabudowań gospodarczych.
Ksiądz Błaszczakiewicz jako proboszcz w Leszczynach nadal działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Żeńskiej w diecezji kieleckiej. Ta praca była czasochłonna, ponieważ stowarzyszenie miało w diecezji wiele członkiń. Ksiądz organizował spotkania młodzieży, pogłębiał jej religijność, rozwijał zainteresowania społeczne i artystyczne. Władza diecezjalna, a szczególnie od września 1938 r. ks. bp Kaczmarek, ordynariusz diecezji, cenił zaangażowanie i doświadczenie duszpasterskie ks. Błaszczakiewicza w pracy z młodzieżą z Kielc i z terenu diecezji. 6 grudnia 1938 r. mianował go asystentem kościelnym Katolickiego Stowarzyszenia Kobiet. Działalność stowarzyszeń kościelnych rozrastała się w diecezji kieleckiej, ale z rozpoczęciem okupacji niemieckiej została zawieszona.
W grudniu 1941 r. ordynariusz mianował ks. Romualda Błaszczakiewicza, proboszcza z Leszczyn, wicedziekanem, a od 1942 r. dziekanem kieleckim. Nadto od 1943 r. zlecił mu wykłady z teologii pastoralnej w Seminarium Duchownym w Kielcach. Mianowany wykładowcą kapłan nie ukończył studiów teologicznych o specjalizacji pastoralnej, ale zdaniem księdza biskupa doskonale sprawdzał się w praktyce duszpasterstwa parafialnego. Wykłady prowadził do dnia uwięzienia. W latach 1944-1946 ks. Błaszczakiewicz był nadto proboszczem parafii św. Wojciecha w Kielcach. Z probostwa ustąpił w 1946 r., oddając się całkowicie pracy w kurii diecezjalnej, jako kierownik Referatu Duszpasterskiego, i wykładom z teologii pastoralnej. Był także wizytatorem księży dziekanów, egzaminatorem i sędzią prosynodalnym.
Ksiądz Romuald Błaszczakiewicz jako pracownik kurii diecezjalnej 20 stycznia 1951 r. był świadkiem aresztowania ordynariusza kieleckiego ks. bp. Czesława Kaczmarka. Swoje biuro miał w istniejącej wówczas przybudówce budynku kurii, od strony placu Żeromskiego. Obok jego biura w oddzielnym pokoju pracowała księgowa kurii Aniela Wawrowska. Tego dnia około godz. 9.00 pomieszczenia kurii obstawili i z wielką butą weszli do środka funkcjonariusze UB z Warszawy i z Kielc, pod komendą osławionego płk. Józefa Światły i płk Julii Brystygierowej. W kurii urządzono coś w rodzaju kotła dla pracowników i przychodzących interesantów. Zebrano ich, łącznie około pięćdziesięciu osób, ks. Błaszczakiewicz został wprowadzony do pokoju Wawrowskiej. Widział rewizję w pomieszczeniach biurowych kurii prowadzoną przez płk. Światłę, który przy przeglądaniu przypadkowej kliszy kłamliwie ironizował: "O, jak to ksiądz biskup Kaczmarek serdecznie potrząsa się za rękę z Adolfkiem". Na kłamstwo to gwałtownie zareagowała Wawrowska, mówiąc, że biskup nawet nigdy nie widział się z Hitlerem, tym bardziej nie witał się z nim.
Aresztowanie i proces
Ksiądz Romuald Błaszczakiewicz został aresztowany 7 lutego 1952 r. i osadzony w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Nakaz tymczasowego aresztowania wydała prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej ppłk Helena Wolińska. Wraz z przedłużającym się śledztwem kilka razy wnioskowała do wojskowego sądu o przedłużenie aresztu dla księdza. Już od następnego dnia po uwięzieniu ks. Błaszczakiewicz został poddany śledztwu z zastosowaniem przymusu fizycznego i moralnego. Prowadzili je kolejno funkcjonariusze MBP: Józef Fugas, Mieczysław Habinka i Wincenty Kołaczyk. Jak w początkach PRL śledczy mało się interesowali w czasie przesłuchań księży sprawami ściśle duszpasterskimi, tak w okresie stalinowskim zwracali wielką uwagę na duszpasterstwo. W śledztwie więc ks. Błaszczakiewiczowi stawiano wiele pytań z zakresu duszpasterskich poczynań kurii kieleckiej, zwłaszcza tych po zakończeniu okupacji niemieckiej. Cały czas usiłowano wykazać, że Referat Duszpasterski kurii kieleckiej, kierowany przez oskarżonego, działał w interesie Watykanu, który prowadził i prowadzi politykę wrogą obozowi socjalistycznemu. We wrześniu 1953 r. ks. Błaszczakiewicz został zmuszony do odegrania roli świadka w procesie ordynariusza ks. bp. Czesława Kaczmarka, w niczym jednak go nie oskarżał.
Śledztwo ks. Romualda Błaszczakiewicza trwało długo, aż do końca 1953 roku. Rozprawa w Wojewódzkim Sądzie Rejonowym w Warszawie rozpoczęła się 11 stycznia 1954 roku. Rozprawie przewodniczył kpt. Stanisław Gutaker, oskarżał por. Zbigniew Chendoszko. Przeciw ks. Błaszczakiewiczowi prokurator wymyślił absurdalne zarzuty, że: "od połowy 1946 r. do dnia 7 lutego 1952 r. na terenie województwa kieleckiego działając w interesie imperializmu amerykańskiego i Watykanu, w ramach kierowanego przez Kaczmarka Czesława ośrodka antypaństwowego, usiłował przemocą zmienić ustrój Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej przez obalenie władzy robotniczo-chłopskiej i przywrócenie władzy kapitalistyczno-obszarniczej drogą politycznej i gospodarczej działalności dywersyjnej, skierowanej przeciwko podstawom ustroju demokratycznego". I dalej: "W tym czasie i miejscu, działając na szkodę Państwa Polskiego, a w interesie imperializmu amerykańskiego i Watykanu, na polecenie Kaczmarka Czesława prowadził działalność wywiadowczą na terenie Polski, a w szczególności gromadził wiadomości stanowiące tajemnicę państwową, a następnie wiadomości te przekazywał Kaczmarkowi Czesławowi i Danilewiczowi Janowi celem dalszego przekazywania ośrodkom wywiadowczym USA i Watykanu". W roli świadków w procesie wystąpili: ks. bp Czesław Kaczmarek, ks. Jan Danilewicz i ks. Władysław Widłak. Nietrudno zauważyć, że ks. Romualdowi Błaszczakiewiczowi postawiono zarzuty z najwyższej półki - przestępstwa przeciwko interesom państwa. Zarzuty te byłyby wprost niewiarygodnie śmieszne, gdyby nie pociągały za sobą przetrzymywania w komunistycznym więzieniu, okrutnego śledztwa, deptania godności człowieka i kapłana. Proces wskazał na niebezpieczną sowiecką chorobę niszczenia duchowieństwa, którą zostali zakażeni funkcjonariusze reżimu PRL.
Wyrok i lata więzienne
13 stycznia 1954 r. uznany za winnego ks. Romuald Błaszczakiewicz został skazany na 15 lat więzienia, utratę praw publicznych i obywatelskich honorowych na 5 lat oraz przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa. Wyrok był wyższy niż dla ks. bp. Kaczmarka, który jako kierownik "antypaństwowego ośrodka" otrzymał 12 lat. Do 11 lutego 1955 ks. Błaszczakiewicz więziony był w Warszawie, następnie do 1 marca 1956 r. w Rawiczu, wreszcie do 18 maja 1956 r. we Wronkach, skąd ze względów zdrowotnych wyszedł jedynie na przerwę w odbywaniu kary. Zaliczył więc najcięższe więzienia komunistyczne, przebywając w nich łącznie 4 lata i 100 dni.
W tym miejscu należy wskazać tylko na niektóre praktyki stosowane w więzieniach PRL na przykładzie jednego z nich, mianowicie więzienia w Rawiczu, do którego przewieziono ks. Błaszczakiewicza z Warszawy zimą 11 lutego 1955 roku.
W Rawiczu, podobnie w innych więzieniach, stosowano specjalny rytuał transportu więźniów. Przewożony więzień przez wiele godzin klęczał na bocznicy kolejowej, cierpiał ból i przejmujące zimno, zwłaszcza zimą na śniegu lub lodzie, zanim został załadowany do wagonu lub z dworca do więzienia. W więzieniu uroczyste "przyjęcie" polegało na upokarzających rewizjach, przepędzaniu do naga rozebranych więźniów, z tobołkiem więziennego mienia, wśród szpaleru strażników, którzy kopali, bili czymkolwiek i gdzie popadło. W samym więzieniu najczęściej strażnikami księży byli zaciekli antyklerykałowie, komuniści, ludzie zdeprawowani wcześniejszym udziałem w tzw. rewolucji w Hiszpanii, także sadyści. Złośliwość władz wobec więźnia widoczna była w przydzielaniu księżom śmiesznego odzienia, tak żeby wyglądali jak klauni. Zwierzchnik więzienny z Rawicza, traktując brutalnie więźniów, tłumaczył im: "przepisy (prawa), na które się powołujecie są dla nas, a nie dla was", "wy niczego nie musicie rozumieć - wy musicie się bać". Doświadczał na sobie tych i wielu innych praktyk więziennych ks. Romuald Błaszczakiewicz i inni księża, w tym kieleccy. Obecnie są dostępne spisane relacje o wielu okrutnych praktykach stosowanych w więzieniach PRL.
Przebywając w więzieniu, 16 stycznia 1954 r. ks. Błaszczakiewicz skierował wniosek do Naczelnego Sądu Wojskowego o rewizję wyroku. Rok później, 5 kwietnia 1955 r., prosił o rewizję nadzwyczajną. Wnioski pozostały bez reakcji władz sądowych. W lutym 1955 r. więźnia odwiedził ks. Kazimierz Wilanowski, proboszcz rodzinnej parafii Żarnowiec. Więzień był schorowany, poddał się w więziennym szpitalu operacji przepukliny. Prosił kurię o pomoc finansową. W maju 1955 r. do Rady Państwa skierował pismo ks. bp Franciszek Sonik, sufragan kielecki. Prosił o zastosowanie prawa łaski i zwolnienie księdza z więzienia. Motywował to złym stanem zdrowia i dobrym zachowaniem więźnia. Było już po śmierci Stalina, zbliżał się 1956 rok. Więzienia opuszczało wielu kapłanów, również z diecezji kieleckiej. Niestety, za ks. Romualdem Błaszczakiewiczem więzienne bramy były nadal zamknięte.
Wreszcie coś drgnęło w aparacie władzy PRL pod koniec 1955 roku. Coraz mocniej zarówno w sprawach swobód obywatelskich, jak i na polu religijnym otwarcie radykalizowało się polskie społeczeństwo. 14 listopada 1955 r. Rada Państwa zmniejszyła ks. Błaszczakiewiczowi wyrok do lat 10. Po uchwaleniu amnestii 15 maja 1956 r. Wojskowy Sąd Garnizonowy zmniejszył wyrok do lat 5, z utratą praw na 2,5 roku. Dwa dni później tenże sąd udzielił przerwy w odbywaniu kary na rok, ze względu na podeszły wiek więźnia i schorzenia zagrażające życiu.
Dopiero od 1955 r. specjalne komisje lekarskie, badając stan zdrowotny więźniów, wskazywały na zagrożenie życia niejednego skazanego. Aby nie brać odpowiedzialności za życie więźnia, orzekały o zwolnieniu więźnia na przerwę w odbywaniu kary. Jest to smutne świadectwo o niszczącym niewinnego człowieka stanie więziennictwa PRL, także o nieuzasadnionych wysokich wyrokach. Na takie kary zostali skazani duchowni kieleccy. 18 maja 1956 r. ks. Błaszczakiewicz opuścił więzienie we Wronkach. Aresztowany został zdrowy i okazały mężczyzna, "z więzienia wyszedł tylko strzęp" schorowanego człowieka, jak oświadczył jeden z nieżyjących już kapłanów kieleckich.
Zabiegi o rewizję wyroku i rehabilitację
Po opuszczeniu więzienia ks. Romuald Błaszczakiewicz od zaraz wniósł do Prokuratury Generalnej w Warszawie wniosek o nadzwyczajną rewizję wyroku i rehabilitację. Odwołał swoje zeznania. Zaprzeczył oskarżeniom, którym - jak napisał - "brak podstaw prawnych, albowiem jedynymi dowodami, na których się oparł sąd, wydając wyrok, były protokoły śledztwa", a te były sfałszowane i "spreparowane" w moim śledztwie, "z góry podjętą przez oficerów śledczych koncepcją". Twierdził, że oficerowie śledczy, Habinka i Kołaczyk, wywierali na niego przymus fizyczny i psychiczny. Ich metody wymuszania zeznań były przestępcze. Pod wielką presją fizyczną i psychiczną, sprzeciwiając się i protestując, uległ po prawie dwuletnich męczarniach, podpisywał wszystko, zaznaczając zawsze, "że to, co podpisuje, jest niezgodne z prawdą". Dalej ks. Błaszczakiewicz przyznawał: "Podpisywałem, bo wiedziałem, że innego wyjścia nie ma, a przecież jako człowiek fizycznie słaby i podeszłego wieku, chciałem mieć odrobinę spokoju i kilka godzin snu nocnego". Łatwo zauważyć, reżimowi śledczy w sposób "cudowny" osiągali z góry wyznaczony cel do przeprowadzenia pokazowego procesu.
Wydarzenia października 1956 r. nie zmieniły polityki państwa ludowego wobec Kościoła katolickiego i kapłanów więzionych przez reżim stalinowski. Władze nie przyznawały się do bezprawia, czasem było przyznanie wymuszone, częściowe. Dopiero po wielu miesiącach starań odwoławczych Naczelny Sąd Wojskowy uchylił 2 maja 1957 r. wyrok sądu I instancji i wznowił postępowanie zakończone tym samym wyrokiem. Ponownie sprawę rozpatrywał Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego i 17 maja 1957 r. postanowił umorzyć postępowanie karne, gdyż "akt oskarżenia nie jest oparty o żadne dowody". W umorzenie sprawy aktywnie włączył się mecenas Mieczysław Halski, ten sam, który z urzędu był obrońcą ks. Błaszczakiewicza podczas procesu w 1954 roku. We wrześniu 1957 r. poszkodowany kapłan wystąpił z pismem do Międzyresortowej Komisji ds. Pomocy Osobom Rehabilitowanym w Warszawie o odszkodowanie za wyrządzone mu krzywdy: bezprawne pozbawienie wolności, środków utrzymania, utratę zdrowia i cierpienia moralne. Otrzymał za te krzywdy zadośćuczynienie w postaci zasiłku w wysokości ówczesnych 10 tysięcy złotych.
Władza ludowa, chociaż ponaglona, przyznała się do stosowania bezprawia wobec ks. Romualda Błaszczakiewicza, niemniej jednak po opuszczeniu więzienia utrudniano mu objęcie odpowiedniego stanowiska kościelnego w diecezji kieleckiej. Dopiero z czasem został referentem kurii do spraw dni skupienia, rekolekcji, sanktuariów maryjnych, następnie sędzią prosynodalnym. 7 grudnia 1966 r. ks. Błaszczakiewicz przeszedł na emeryturę, na rok przed śmiercią zamieszkał w Domu Księży Emerytów. Władza duchowna doceniała jego pracowitość kapłańską, nagradzając go godnościami w Kapitule Katedralnej. Ostatnie lata jego życia były naznaczone cierpieniami choroby nowotworowej. Zmarł 26 lutego 1972 r. w Szpitalu Wojewódzkim w Kielcach. Pochowany został na Starym Cmentarzu kieleckim.
Ks. Daniel Wojciechowski
Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 16 (3033) z dnia 19-20 stycznia 2008 r.