Księża Niezłomni

 

.

 

Ks. Daniel Wojciechowski

 

Kapłan od "gaszenia pożarów" w diecezji
Ks. Marian Cygankiewicz (1913-1986)

 

Ksiądz Marian Cygankiewicz doświadczał od 1945 r. do końca życia "troskliwej opieki" komunistów. Otrzymał od księży przydomek kapłana od "gaszenia pożarów" w diecezji, ponieważ kierowano go do parafii przeżywających wielkie niepokoje; zwłaszcza do Bolesławia i do Gnojna. Władze PRL nie zatwierdzały go na probostwa, bo nie chciał prowadzić księgi podatkowej i rejestrować punktów katechetycznych.

W walce komunistów z Kościołem katolickim i duchowieństwem w PRL łatwo zauważyć dwa okresy. Linię podziału stanowi tzw. rok odwilży 1956. W jednym i drugim okresie w Kościele katolickim i duchowieństwie widziano wrogów ideologii komunistycznej, których za wszelką cenę należało zniszczyć, by realizować komunizm, czyli ustrój sprawiedliwości społecznej. W pierwszym okresie, od 1945 do 1956 r. ta walka nie była "cywilizowana", ale okrutna aż do krwi, nadto prymitywna. Ludzi Kościoła zamykano w więzieniach, podobnie jak innych przeciwników politycznych. Urządzano procesy pokazowe, którym propaganda nadawała szeroki rozgłos polityczny. Bezwzględnie były wykonywane sądowe wyroki śmierci. Na prośbie o ułaskawienie prezydent PRL Bolesław Bierut stawiał parafkę - "nie nadawać biegu". Dokonywano skrytobójczych morderstw. Aparat kierowniczy tych okrucieństw pochodził z Moskwy. W zniewolonej PRL miał wiernych wykonawców represji, czyli miernotę intelektualną, często wykolejeńców społecznych instruowanych przez komunistyczną partię. Ludzie aparatu władzy, tym bardziej wykonawcy ich poleceń, nigdy nie błyszczeli ani poziomem intelektualnym, ani moralnym.
   Od 1956 r. komuniści w PRL byli bardziej "cywilizowani", czyli przemyślnie wyrafinowani w walce z Kościołem katolickim i jego duchowieństwem. Dotyczy to całej "epoki" Gomułki, później Gierka. Wbrew powszechnemu mniemaniu należy pamiętać, że w latach panowania tych dwóch I sekretarzy PZPR nie zaprzestano zwalczania Kościoła. Były momenty przesilenia, ale te miały związek z chwiejącym się systemem komunistycznym. Walka z religią katolicką trwała nieustannie do 1989 roku. Czy później zaprzestano represji?
   Ksiądz Marian Cygankiewicz doświadczał "troskliwej opieki" komunistów w obydwu okresach historii PRL. Wcześniej miał szczególne doświadczenie opieki Bożej w dzieciństwie i w latach okupacji niemieckiej. Z nastaniem PRL, posyłany przez władzę diecezjalną na różne placówki duszpasterskie, niósł wiernym posługę łagodności i Bożej dobroci. Troszczył się o sprawowanie Mszy św. dla mieszkających daleko od kościoła parafialnego. Otrzymał od księży przydomek kapłana od "gaszenia pożarów" w diecezji, ponieważ kierowano go do parafii przeżywających wielkie niepokoje; zwłaszcza do Bolesławia i do Gnojna. Władze PRL nie zatwierdzały go na probostwa, bo nie chciał prowadzić księgi podatkowej i rejestrować punktów katechetycznych.


   Przygotowanie do kapłaństwa

Ks. Marian Cygankiewicz (1913-1986). Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 275 (2988) z dnia 24-25 listopada 2007 r.    Marian Cygankiewicz urodził się 10 sierpnia 1913 r. w Sułoszowie koło Ojcowa. Był synem Jana i Walerii z Marszałków. Jego ojciec w młodości pracował jako sztygar w kopalni węgla kamiennego "Niwka" w Zagłębiu Dąbrowskim. Później wrócił do Sułoszowy, by prowadzić gospodarstwo rolne swoich zmarłych rodziców. Pisał wiersze, których rękopisy przechowywano w rodzinie. Matka była rodzoną siostrą ks. Józefa Marszałka, który w latach 1926-1937 wybudował kościół w Masłowie koło Kielc i założył tam parafię, wydzieloną z parafii św. Wojciecha w Kielcach.
   Marian cenił przekaz matki o jego ciężkiej chorobie w dzieciństwie, kiedy wpatrując się w krzyżyk wiszący na ścianie nad jego łóżkiem, został uzdrowiony. Całował ten krzyżyk i dawał innym do ucałowania. Nie rozstawał się z nim jako kapłan.
   Wychowany został w rodzinie o głębokim życiu religijnym. Z matką i rodzeństwem klękał do modlitwy przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Zawsze czcił Maryję jako swoją Patronkę. W rodzinnej Sułoszowie ukończył szkołę podstawową. Należał do ZHP. Zawsze podkreślał, że od niego jako harcerza wymagano abstynencji, życia bez papierosa. Tym zasadom harcerskim pozostał zawsze wierny.
   Dalej o jego wykształcenie troszczyli się rodzice chrzestni. Byli nimi: ks. Marszałek i siostra matki Jadwiga Marszałek, prowadząca dom brata kapłana na probostwie w Masłowie. Marian uczęszczał do Państwowego Gimnazjum im. Mikołaja Reja w Kielcach, a mieszkał na stancji przy ul. Śniadeckiego 1 w domu pań Rozmysłowskiej i Jabłońskiej. Już wtedy widoczne stały się jego uzdolnienia muzyczne, co było też charakterystyczne dla innych członków rodziny. Świadectwo maturalne otrzymał w 1933 roku. W tym samym roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Kielcach. Dużo czasu wolnego spędzał na plebanii w Masłowie. Kiedy przyjeżdżał w wakacje do Sułoszowy, przed rodzinnym domem gromadził dzieci, często także dorosłych. Umilał im czas, organizując rozrywki, zawody sportowe, wspólny śpiew, a głównie grając na różnych instrumentach, opowiadał życiorysy świętych i ciekawe bajki. Swoją mądrością życiową i osobowością przyciągał dorosłych. Jako kleryk utworzył w seminarium i prowadził czterogłosowy chór klerycki. Jego zdolności muzyczne szybko zostały zauważone przez przełożonych seminarium.
   19 czerwca 1938 r. alumn Marian Cygankiewicz otrzymał w katedrze kieleckiej święcenia kapłańskie z rąk ks. bp. Franciszka Sonika, wikariusza kapitulnego diecezji kieleckiej. Prymicyjną Mszę św. w obecności licznej rodziny i przyjaciół odprawił na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem Matki Bożej. Powtórzył prymicję w kościele parafialnym w rodzinnej Sułoszowie. Wkrótce po tych uroczystościach został skierowany na studia muzyczne i wyjechał do Rzymu. Niestety, tylko przez rok był studentem muzykologii. Na wieść o najeździe niemieckim na Polskę napisał do swojej siostry: "Módl się, siostro, módlmy się razem. Nie dajmy się światu!". Z powodu rozpoczętej wojny musiał wrócić do kraju.


   Wikariusz w Masłowie

   W 1940 r. ks. Marian Cygankiewicz podjął obowiązki wikariusza w parafii Masłów, przy swoim wuju ks. Józefie Marszałku. Latem 1941 r. został aresztowany przez Niemców, a wraz z nim aresztowano kilku parafian z Masłowa. Aresztowanych wywieziono na teren Rzeszy do obozu najpierw w Handorfie, później w Lukenwaldzie. Znającego język niemiecki kapłana władze obozowe zatrudniły do prowadzenia dokumentacji. Dzięki temu ks. Cygankiewicz pomógł kilku swoim parafianom wydostać się z obozu niemieckiego i z nimi sam wyszedł na wolność. Z uwolnionymi parafianami wracał pociągiem do kraju. Na dłuższy postój, nocą, pociąg zatrzymano w Częstochowie. Rano ks. Marian Cygankiewicz, w sutannie, poprosił wartownika niemieckiego o zezwolenie na odprawienie Mszy św. w klasztorze na Jasnej Górze. Dziwne, ale Niemiec na to się zgodził. Po powrocie z klasztoru na dworzec ks. Cygankiewicz zobaczył tylko ostatni wagon swojego pociągu wracającego do Niemiec. Przykro mu było, że tak zakończyła się wolność dla jego parafian. Sam gorąco dziękował Bogu za ocalenie. Był mocno przekonany, że to Maryja wyzwoliła go z tych opresji oraz krzyżyk z domu rodzinnego, który miał przy sobie.
   Jako wikariusz w Masłowie ks. Marian Cygankiewicz miał częste kontakty z partyzantami. Nie wstąpił oficjalnie w ich szeregi, ale przy różnych okazjach służył im posługą kapłańską. Masłów jest położony blisko trasy warszawskiej, a sam kościół został wybudowany na wzniesieniu. Partyzanci te fakty wykorzystywali do obserwacji ruchu transportów niemieckich. Z wieży kościelnej obserwatorem i informatorem dla ludzi lasu był ks. Cygankiewicz i dzwonek sygnaturki kościelnej.
   W latach okupacji niemieckiej ks. Cygankiewicz pracował też jako wikariusz w Słomnikach, Skale i w Wiślicy. Wszędzie imponował poświęceniem się w służbie Bogu i ludziom oraz osobistą pobożnością. Po zakończeniu okupacji był na wikariacie w Olkuszu i Bolesławiu. Przewidywano kontynuowanie przez niego zagranicznych studiów muzycznych. Jednak zaistniałe okoliczności polityczne zawsze stały na przeszkodzie wyjazdowi z Polski.


   Posługa kapłańska w Kielcach

Ksiądz Marian Cygankiewicz, 1962 r. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 275 (2988) z dnia 24-25 listopada 2007 r.    Od 1947 r. szczególnie ważnym problemem dla komunistów w PRL było przejęcie wpływu na młode pokolenie Polaków, które organizowało się głównie wokół księży i kościołów katolickich. Władze partyjne zastraszały członków organizacji katolickich, skłaniając ich do wstępowania do stowarzyszeń komunistycznych. Inspektorzy oświaty i dyrektorzy szkół, początkowo życzliwi Kościołowi, otrzymywali "ustne instrukcje..., jak mają przeprowadzić laicyzację szkoły", jak przygotowywać zespoły nauczycieli z aktywu partyjnego. Rozpoczął się proces rugowania lekcji religii ze szkół, tworzono szkoły laickie pod patronatem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. W końcu przez obłudne zarządzenia władze PRL przystąpiły do likwidacji szkół katolickich. Pretekstem do zamknięcia Katolickiej Szkoły im. św. Stanisława Kostki w Kielcach, tzw. Biskupiaka, było wprowadzanie do tej placówki organizacji o wyraźnej ideologii komunistycznej. Władza diecezjalna nie mogła się zgodzić na bezprawne żądanie władzy państwowej, by w katolickiej szkole działały organizacje komunistyczne.
   Latem 1948 r. kierownikiem internatu "Biskupiaka" został mianowany ks. Marian Cygankiewicz. Objął tę funkcję po ks. Adamie Szafrańskim i ks. Józefie Błaszczyku. Do pomocy w procesie wychowawczym miał dwóch nauczycieli. Zgodnie ze statutem i regulaminem szkoły uczniowie byli zobowiązani do "udziału w szkolnych nabożeństwach i obowiązkowych praktykach religijnych". Jednak kilku uczniów inspirowanych z zewnątrz odmówiło przestrzegania regulaminu. Zagrożono im obniżeniem oceny z zachowania i religii. Wnieśli skargę do kuratorium. Cofnięto obniżenie oceny, a mimo to dyrektor szkoły mgr Stanisław Dobrzycki, wezwany do kuratorium, usłyszał, że nie wolno zmuszać uczniów do spełniania praktyk religijnych. Wtedy też dyrektorowi postawiono żądanie, by w szkole zaistniały: ZMW, TUR, "Wici", ZWM, ZMP. Dyrekcja szkoły katolickiej i władza diecezjalna nie mogły się zgodzić na wychowanie młodzieży w organizacjach ateistycznych, dopuszczając jedynie przynależność uczniów do ZMP, ale poza terenem szkoły. Z polecenia kurii 29 października 1948 r. ks. Cygankiewicz wystosował pismo do rodziców uczniów z internatu, by wypełnili deklarację, że "dobrowolnie oddają syna do katolickiej szkoły, by wychowywała go w zasadach światopoglądu Kościoła rzymskokatolickiego i w praktykach religijnych". Zaznaczono, że gdy rodzice takiej deklaracji nie wypełnią, niech proszą o zwolnienie ucznia z lekcji religii, tacy uczniowie do końca roku szkolnego pozostaną w szkole.
   Chociaż sprawa dotyczyła szkoły katolickiej, założonej, utrzymywanej i prowadzonej przez ludzi Kościoła, w szkole zawrzało. Atmosferę podniosła miejscowa prasa. 11 listopada 1948 r. przybyli na teren szkoły przedstawiciele kuratorium, konferowali jedynie z uczniami - członkami ZMP. Oskarżano nauczycieli szkoły i wychowawców internatu, kłamliwie zarzucono im usunięcie ze szkoły jednego ucznia. Następnego dnia pojawili się w szkole wizytatorzy z ministerstwa. Ci sfabrykowali nowe kłamstwo o "usunięciu ze szkoły biskupiej 9 uczniów za należenie do ZMP". Do Kielc zwołano protestacyjny wiec członków ZMP. Przeciwko tym kłamstwom dyrektor szkoły protestował w "Życiu Radomskim", "Dzienniku Polskim", "Rzeczpospolitej", nawet w "Trybunie Ludu". Z kuratorium nie doczekał się odwołania kłamstw. Kuria kielecka żądała od ministra oświaty ogłoszenia zarządzenia, że w każdej szkole ma istnieć ZMP. Nie doczekała się odpowiedzi. 20 listopada 1948 r. ks. bp Czesław Kaczmarek skierował prośbę do prezydenta Bolesława Bieruta "o zbadanie stanu faktycznego" w szkole oraz zapewnienie normalnej pracy nauczycielom i uczniom. Nie było żadnej reakcji ze strony władz. Bez odpowiedzi pozostały interwencje kieleckiej kurii.
   W "Biskupiaku" rozpoczęli swoje "panowanie" członkowie ZMP w czerwonych krawatach, przed wychowawcami popisujący się posiadaniem broni krótkiej. Ze ścian zdjęto krzyże. Kuratorium usunęło ze szkoły dyrektora mgr. Stanisława Dobrzyckiego i ks. Mariana Cygankiewicza. Na oczach przedstawicieli władz drwiono z ks. bp. Kaczmarka, z nauczycieli. Przewodniczący kieleckiego ZMP nazwał biskupa "hitlerowskim sługą". Obraźliwymi epitetami, nawet szturchańcami obdarzono zasłużonego dla odrodzenia "Biskupiaka" w 1945 r. ks. prof. Adama Szafrańskiego. Sponiewierano ks. Cygankiewicza. Zamiast normalnej pracy w szkole nastał czas zastraszenia, donosicielstwa i inwigilacji. ZMP popisywał się kontaktami z MO, UB.
   Ksiądz Marian Cygankiewicz nie miał żadnych szans, by ugasić komunistyczny pożar w katolickiej szkole biskupiej. Wrzenie przybierało na sile, ostatecznie ukierunkowane było na ks. bp. Czesława Kaczmarka. Jako wychowawca uczniów internatu szkoły biskupiej od roku akademickiego 1948 ks. Marian równocześnie przez dwa lata nauczał śpiewu alumnów seminarium duchownego, pełnił obowiązki wikariusza przy kieleckiej katedrze, a następnie w parafii Chrystusa Króla na Baranówku. W 1950 r. został wikariuszem w Stopnicy.


   Organizator duszpasterstwa w Brzezinkach

   W 1951 r. ks. Marian Cygankiewicz na prośbę proboszcza ks. Marszałka został ponownie mianowany wikariuszem w Masłowie. Do tej podmiejskiej parafii należało kilkanaście wiosek szeroko rozrzuconych na terenie wzgórz i dolin pasma świętokrzyskiego. Położenie sprawiało, że mieszkańcy mieli utrudniony dostęp do kościoła parafialnego zbudowanego na wzniesieniu. Dlatego ks. Cygankiewicz myślał o budowie kaplicy czy kościoła w którejś z wiosek. Jednak od czasu wydania dekretu rządowego z 9 lutego 1953 r. o obsadzie stanowisk kościelnych, nawet po śmierci Stalina, w PRL nie było możliwe wznoszenie nowych obiektów sakralnych. Marzenia ks. Mariana Cygankiewicza nie mogły być zrealizowane.
   W 1956 r. ks. Marian Cygankiewicz mógł przystąpić do rozbudowy drewnianego kościółka w Brzezinkach. Czynił to przy ogromnym sprzeciwie, utrudnianiu, nawet wielkiej wrogości partyjnych władz komunistycznych. Dla swoich planów znalazł zrozumienie u ludzi mieszkających w tzw. kotlinie wilkowskiej. Były to tereny utrwalone w literaturze przez Stefana Żeromskiego. Ksiądz Marian zjednał sobie wiernych chętnych do pracy przy organizacji nowego miejsca kultu. Wielu z nich jeszcze pamiętało czas, gdy należeli do parafii św. Wojciecha w Kielcach. Wspominali, jak udział w niedzielnej Mszy św. zajmował im cały dzień. Idąc do Kielc, musieli pokonać łącznie w jedną i drugą stronę 30 kilometrów. Ale i w latach 50. nie łatwo im było dojść do Masłowa, zwłaszcza zimą i przy deszczowej pogodzie. Wierni przychodzili do pracy w czynie społecznym, składali ofiary pieniężne na nowy kościół, często narażając siebie na ogromne szykany władz rządowych. Czas budowy kościoła tak wspomina Władysława Wasilewska, ówczesna kierowniczka szkoły w Brzezinkach: "Na razie nabożeństwa odbywały się w modrzewiowej, drewnianej kaplicy. Oczywiście organa partyjne wzmogły działania na tym terenie. Często bywało, że głośny śpiew z kapliczki słychać było w szkole - a tu zebranie, oczywiście bardzo ważne, z przedstawicielami powiatowymi i partyjnymi. Potem pytanie do mnie jako kierowniczki szkoły - jak to, obywatelko, czy nie przeszkadza to szkole?".
   Przy wybudowanym drewnianym kościele w Brzezinkach powstała w 1957 r. nowa parafia wyłączona z terytorium parafii Masłów, Leszczyny i Wzdół. Jej pierwszym proboszczem został mianowany budowniczy kościoła.


   W Bolesławiu i Gnojnie

Kościół na wodzie w Ojcowie. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 275 (2988) z dnia 24-25 listopada 2007 r.    Z początkiem października 1957 r. ks. Marian Cygankiewicz przeniesiony został czasowo z probostwa w Brzezinkach do parafii Bolesław, w której nieco wcześniej narodowcy (Kościół polskokatolicki) zagarnęli katolikom świątynię, zabudowania parafialne i kaplicę na terenie parafii (zob. ks. D. Wojciechowski, Ks. hm. Stanisław Kurdybanowski w starciu z działaniami UB i MO, "Nasz Dziennik", 17-18.11.2007 r.). Zajął miejsce ks. Witolda Stolarczyka, który został wikariuszem w Leszczynach. Ksiądz Cygankiewicz zamieszkał w prywatnym domu osoby wcześniej zauroczonej narodowcami, która wkrótce powróciła do jedności z Kościołem katolickim. Jako pełniący obowiązki proboszcza miał do dyspozycji duszpasterskiej małe kapliczki w Laskach i Tłukience, oddalone o kilka kilometrów od kościoła. Nie mając kościoła parafialnego ani plebanii, ściągał na siebie wszystkie przejawy nienawiści narodowców do Kościoła katolickiego i jego kapłanów. Idącego do kaplicy lub w ogóle ulicą w Bolesławiu ks. Cygankiewicza spotykał zawsze stek wyzwisk. Rzucano za nim kamieniami, nawet węglem, gdy taki był pod ręką. "Kiedy się zatrzymałem i odwracałem się do nich, to przestawali rzucać we mnie, gdy szedłem, znów ciskali". Było to pełne nienawiści kamienowanie katolickiego kapłana, który zawsze występował w sutannie. Kobiety, idąc za nim, nie tylko rzucały w jego stronę wyzwiska nie do powtórzenia, ale też zmyślone oskarżenia o czyny lubieżne. Przypominało to scenę ze Starego Testamentu o dwóch starcach oskarżających niewiastę izraelską. Wzniecony ogień nienawiści płonął, był nieustannie podsycany przez siły wrogie religii, jednak z upływem czasu naturalną drogą tracił żar nienawiści. Po kilku miesiącach ks. Cygankiewicz wrócił na swoje probostwo w Brzezinkach.
   Narodowcy, a przede wszystkim inspirujący ich działania funkcjonariusze UB, nie poprzestali na zajęciu parafii Bolesław, prowokowali konflikty w życiu parafialnym w Olkuszu, Sławkowie, Stojewsku (par. Krasocin), Gnojnie i w innych miejscowościach na terenie Polski. Do awanturniczego działania przeciw Kościołowi katolickiemu pchały ich siły rządzące w PRL. Ta droga walki z religią jednak nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.
   W grudniu 1962 r. ks. Marian Cygankiewicz został skierowany do parafii Gnojno k. Chmielnika. Władze wyznaniowe z Kielc nie zatwierdziły go na pełnoprawnego proboszcza w parafii, albowiem "nie zapewnił, że będzie przestrzegał przepisów państwowych w sprawie prowadzenia punktów katechetycznych oraz księgi inwentarza kościelnego, a w dodatku prowadzi nadal szkodliwą działalność". Kielecki urząd wyznaniowy i SB nie zapomniały bezkompromisowej postawy i poczynań ks. Cygankiewicza jako proboszcza w Brzezinkach. Od początku w Gnojnie były zaniepokojone, że przy księdzu gromadziło się coraz więcej młodzieży i dzieci.
   Ekipa rządowa Władysława Gomułki w 1956 r. na krótki czas dała społeczeństwu pewne swobody religijne. Zmuszona została do wydania zgody na powrót lekcji religii do szkoły. Wkrótce jednak z każdym rokiem coraz bardziej uniemożliwiano katechizację w szkołach, aż do całkowitego zakazu. Dlatego z początkiem lat 60. Kościół przystąpił do tworzenia punktów katechetycznych poza szkołą. Wtedy władze oświatowe całkowicie usiłowały podporządkować sobie nauczanie religii w punktach, a nawet kazały płacić księżom za rejestrację punktów. Ponadto od 1958 r. minister finansów wydawał coraz to nowe przepisy podatkowe, rosło opodatkowanie osób duchownych, a tym samym ich zadłużenie. 20 lutego 1962 r. wydane zostało zarządzenie nakładające na jednostki kościelne obowiązek prowadzenia księgi finansowej. Władze chciały mieć kontrolę nad całym majątkiem Kościoła katolickiego i w konsekwencji skuteczniej ściągać zaległości podatkowe. Episkopat Polski nie przyjął dyktatu władz o rejestracji punktów katechetycznych ani o prowadzeniu księgi finansowej. Zarządzeniom biskupów zawsze był wierny ks. Marian Cygankiewicz.
   W maju 1965 r. dla parafii Gnojno, zwłaszcza dla proboszcza, wrogowie Kościoła zainscenizowali wielkie zagrożenie, wzniecając nieporozumienia wśród parafian. Wykorzystali to narodowcy, usiłując z pomocą kilkunastu przekupionych ludzi przeciwnych proboszczowi przejąć kościół parafialny. W jedną z majowych niedziel, podczas Mszy św. dla dzieci, spodziewając się, że proboszcz nie będzie miał dorosłych do obrony, urządzono napad na księdza. W kościele rozpoczęła się szarpanina. Jej ofiarą padł ks. Cygankiewicz. Popychano go, nie szczędząc uderzeń, pocięto na nim koronkową albę, wykonaną własnoręcznie przez matkę kapłana na 20-lecie jego święceń kapłańskich. Jednak proboszcz przy pomocy oddanych Kościołowi parafian zapanował nad sytuacją, narodowcom nie udało się przejąć kościoła.
   Na temat zajść w kościele parafialnym w Gnojnie nakręcono krótki film, który przedstawiono w kronice w kinie Romantica w Kielcach. Ukazano "świętą wojnę" o kościół w Gnojnie. 13 września 1965 r. proboszcz ks. Marian Cygankiewicz został wezwany do wojewódzkiego Urzędu do spraw Wyznań. Oskarżono go o spowodowanie groźnych niepokojów w społeczeństwie i zagrożono mu surowymi karami. Odtąd przez kieleckich wyznaniowców ks. Cygankiewicz był nazywany "niepokornym" księdzem. Ojciec jednej z uczennic księdza proboszcza, pracujący w prokuraturze, w tajemnicy wyznał, że planowano aresztować ks. Cygankiewicza.
   Od grudnia 1956 r. każdego kapłana pełniącego funkcję proboszcza parafii musiał zatwierdzić wojewódzki urząd wyznaniowy. W styczniu 1966 r. ks. bp Jan Jaroszewicz wystawił ks. Cygankiewicza na probostwo w Świętomarzy. Stefan Jarosz, kierownik urzędu wyznaniowego w Kielcach, odrzucił tę propozycję. Podał, że kandydat na to stanowisko jest nieodpowiedni, bo prowadzi "szkodliwą działalność", co znalazło wyraz w jego kazaniach głoszonych w Gnojnie i Szydłowie. Nadto uporczywie uchyla się od płacenia podatków i niewłaściwie postępuje z młodzieżą szkolną. Podczas rozmowy w urzędzie ksiądz oświadczył, że nie będzie przestrzegał nierozumnego prawa państwowego. Podobnie argumentując, urzędnik wyznaniowy nie zgodził się na nominację ks. Cygankiewicza na probostwo w Piotrkowicach Chmielnickich. Należy dodać, że ks. Cygankiewicz nie tylko nie płacił niesprawiedliwych wysokich podatków, ale i nakładanych na niego grzywien, a nasyłany komornik nie miał u niego co zabrać. W zarzucie niewłaściwego postępowania z młodzieżą chodziło jedynie o to, że ten kapłan przez ciekawe i obrazowe opowiadania, grę na instrumentach muzycznych, śpiew, organizowane rozrywki gromadził uczniów wokół siebie. W tym wszystkim zadziwiający jest fakt nieustannego śledzenia księdza przez ubowców.


   Duszpasterz w Ojcowie i w innych parafiach

   Wobec uporczywego stanowiska urzędu wyznaniowego ks. bp Jan Jaroszewicz w 1967 r. mianował ks. Cygankiewicza rektorem kościółka w Ojcowie k. Krakowa. Przy nominacji na rektora zgoda "wyznaniowca" nie była konieczna. Drewniany kościółek został wybudowany w 1901 r., kiedy zaborcze władze carskie nie zezwalały na budowę kościołów na terenie całego zaboru rosyjskiego. Postawiono więc kościółek na wodzie. Na filarach z jednej i drugiej strony rzeki, nad Prądnikiem, zawisł budynek kościółka. W tym czasie w całym Ojcowie mieszkało około 200 osób prawnie należących do parafii w Smardzowicach. Misterny artystycznie kościółek nosił tytuł św. Józefa Robotnika, dlatego ks. Cygankiewicz usiłował rozbudzić kult tego świętego. Z tyłu do kościółka ksiądz rektor dobudował małą zakrystię, gdzie duszpasterz przyjmował interesantów.
   Pod koniec 1971 r. ks. Marian Cygankiewicz został rektorem kościoła w Świętej Katarzynie. W kościele klasztornym, terytorialnie należącym do parafii w Bodzentynie, prowadził duszpasterstwo parafialne, a także był kapelanem sióstr zakonnych. Dopiero w 1973 r. władze wyznaniowe ustąpiły z nieprzejednanego stanowiska wobec ks. Cygankiewicza i został zatwierdzony na proboszcza w Mniowie; w 1974 r. w Krajnie, a w 1978 r. w Jangrocie. Mimo to w Krajnie przeżył przygodę z tzw. nieznanymi sprawcami, którzy późnym wieczorem sprowokowali jego wyjazd niby do chorego. Po wyprowadzeniu z plebanii ksiądz był szargany, popychany, obrzucony niecenzuralnymi słowami. Napad nie miał charakteru rabunkowego.
   W grudniu 1978 r. ks. Marian Cygankiewicz przeszedł w Krakowie operację mózgu, która spowodowała uraz kręgosłupa i niedowład kończyn. Zrezygnował z probostwa, został przewieziony do Domu Księży Emerytów. Do końca życia zachował przytomność umysłu. Z różańcem w ręku poruszał się na wózku inwalidzkim, mówiąc: "Modlitwa różańcowa tworzy taką melodię w moich uszach, a ta sprawia mi wielką radość". Zmarł 17 maja 1986 roku. Pochowany został obok rodziców na cmentarzu parafialnym w Sułoszowie. W uroczystość Wszystkich Świętych 2000 r. w kościele parafialnym w Brzezinkach została wmurowana i poświęcona tablica upamiętniająca założyciela parafii i jej pierwszego proboszcza - księdza kanonika Mariana Cygankiewicza.

Ks. Daniel Wojciechowski     

 

 

Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 275 (2988) z dnia 24-25 listopada 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej