Księża Niezłomni

 

.

 

Ks. Daniel Wojciechowski

 

Obrońca Chrystusowego krzyża
Ks. Kazimierz Biernacki (1918-1986)

 

Kapłańska posługa ks. Kazimierza Biernackiego z diecezji kieleckiej wpisuje się w obronę Chrystusowego krzyża. Po raz pierwszy w 1958 r. bronił on godności krzyża umieszczonego na kopcu Kościuszki i krzyży katolickich na cmentarzu w Olkuszu. Po raz drugi w 1984 r., wraz z uczniami wystąpił o miejsce dla Chrystusa w salach lekcyjnych Zespołu Szkół Zawodowych we Włoszczowie.

W krajobraz Europy, w tym Polski, wpisują się gmachy kościołów, liczne i różnorodne krzyże i kapliczki. Świadczą one o korzeniach chrześcijańskiego serca mieszkańców kontynentu. Komuniści z PZPR usilnie niszczyli dziedzictwo duchowe niezgodne z ich ideologią. Zahamowali budowę kościołów, wznoszenie krzyży, kapliczek. Przystąpili do wyrzucania krzyży z życia społecznego. Nie licząc się z wolą wierzącego społeczeństwa, usiłowali wyrwać z ludzkich serc ducha religijnego i narzucić utopijne idee materializmu komunistycznego. Na nowo bezwzględny atak na religię, Kościół katolicki i duchowieństwo podjął od 1956 roku I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka.
   W odpowiedzi na trudny problem budownictwa sakralnego przedstawiony rządowi przez biskupów polskich w 1959 r., na III zjeździe PZPR Gomułka groził: "Hierarchię kościelną przestrzegamy przed naruszeniem prawa i zarządzeń państwowych... Radzimy zaniechać prowokowania władzy ludowej, bo nie wyjdzie to Kościołowi na pożytek". 27 maja 1959 r., odpowiadając na zarzuty Episkopatu dotyczące zakazu budowy kościołów, Gomułka odpisał: "Szkoda papieru na podejmowanie dyskusji z takimi za przeproszeniem ""argumentami"". I dalej komentował pismo biskupów: "Nie znaleźli dla siebie ważniejszego zadania, jak inspirowanie i podburzanie najbardziej zacofanych elementów do walki o budownictwo sakralne". W ten sposób słowami władcy PRL stawiano tamę budownictwu kościołów, które - według niego - były wyrazem zacofania, psuły wizerunek kraju budującego postępowy ustrój komunistyczny. Takie stanowisko dominowało jeszcze w stanie wojennym, gdy wprawdzie wydawano zezwolenia na budowę kościołów, ale dbano, by ich wieże uwieńczone krzyżami nie górowały w okolicy i nie były blisko głównych szlaków drogowych.
   Przez wszystkie lata PRL na wzniesienie krzyża, kapliczki w podwórku czy na innym miejscu konieczne było zezwolenie terenowej władzy. Ta zezwolenia nie dawała. Za "nielegalne" postawienie krzyża czy kapliczki karano grzywną lub aresztem. Często niszczono te znaki wiary, dopuszczając się profanacji. Brały w tym udział kilkunastoosobowe oddziały MO, ZOMO. Stare krzyże, kapliczki dewastowano z byle jakich powodów lub przenoszono w zupełnie niewłaściwe miejsca. Mimo wszystko w chrześcijańskim społeczeństwie komuniści nie mogli zniszczyć religijnej wymowy krajobrazu Polski, jak to czynili chociażby w ZSRS, a nawet w rewolucyjnej Hiszpanii.


   W drodze do kapłaństwa

Ks. Kazimierz Biernacki (1918-1986). Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 293 (3006) z dnia 15-16 grudnia 2007 r.    Kazimierz Biernacki urodził się 25 stycznia 1918 r. we wsi Drochlin koło Koniecpola. Jego rodzice - Ignacy i Anna z Żytniewskich - pracowali na roli. Byli przywiązani do ziemi i do wiary. Podkreślał to ich syn Kazimierz, mówiąc o wychowaniu swoim i rodzeństwa w duchu mocnej i żywej religijności. Była ona ożywiana bliskością Częstochowy. Od najmłodszych lat pielgrzymował z rodzicami do Matki Bożej Jasnogórskiej.
   Do szkoły powszechnej uczęszczał w rodzinnym Drochlinie i Lelowie. Następnie podjął naukę w Państwowym Gimnazjum im. Romualda Traugutta w Częstochowie. Z powodu agresji niemieckiej na Polskę nie ukończył nauki w szkole średniej, nie uzyskał świadectwa dojrzałości. Mimo to 30 sierpnia 1940 r. rozpoczął studia w Seminarium Duchownym w Kielcach, jednocześnie kończył naukę na poziomie gimnazjalnym na tajnych kompletach. Na podstawie orzeczenia Państwowej Komisji Weryfikacyjnej w Kielcach, 19 marca 1945 r. uzyskał świadectwo dojrzałości z programem liceum ogólnokształcącego. Święcenia kapłańskie otrzymał w katedrze kieleckiej 20 kwietnia 1947 r. z rąk ks. bp. Czesława Kaczmarka.


   Praca duszpasterska w Kielcach i w Olkuszu

   Po święceniach kapłańskich ks. Kazimierz Biernacki został skierowany na wikariat do parafii św. Wojciecha w Kielcach. Liczba parafian znacznie przekraczała 10 tysięcy. Parafia należała do liczniejszych w diecezji kieleckiej. Czterej wikariusze prowadzili jeszcze nierozwiązane stowarzyszenia religijne, ale najwięcej czasu zajmowała im katechizacja dzieci i młodzieży w szkole. Ksiądz Biernacki, nauczając religii, spotkał się z niezwykle agresywną wobec kapłana działalnością Związku Młodzieży Polskiej. Jak wspominał ks. Mieczysław Kowal, wtedy również wikariusz w parafii św. Wojciecha, kapłani nauczający religii w szkole nie cieszyli się sympatią nauczycieli, odpowiednio instruowanych przez pracowników ówczesnej oświaty. Byli traktowani w szkole jak intruzi, unikano rozmowy czy jakiegokolwiek z nimi kontaktu.
   30 czerwca 1951 r. ks. Biernacki został przeniesiony na wikariat do Olkusza. W tym czasie uległy rozwiązaniu stowarzyszenia katolickie. Po wyrzuceniu ze szkół księża wikariusze z Olkusza podejmowali nauczanie w organizowanych punktach katechetycznych. Dzieci i młodzież ze szkół w Olkuszu gromadziły się na naukę religii w pomieszczeniach parafialnych. Na wioskach katechizowano w prywatnych domach. Ksiądz Biernacki prowadził katechezę przy kościele i w punktach w terenie. Był lubiany przez młodzież i dzieci. Na prowadzone przez niego nabożeństwa chętnie przybywali nie tylko dorośli, ale też najmłodsi. Przez parafian z Olkusza był ceniony jako dobry kaznodzieja. Nauczając prostym językiem, konkretami trafiał do słuchaczy.


   W obronie katolickiego krzyża w Olkuszu

Strajk o powrót krzyży w szkole we Włoszczowie. Podczas Mszy św. 30 listopada 1984 r. ks. Kazimierz Biernacki poświęcił przyniesione przez młodzież krzyże. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 293 (3006) z dnia 15-16 grudnia 2007 r.    W 1957 r. miały miejsce tragiczne wydarzenia w parafii Bolesław. Przeniesienie wikariusza ks. Władysława Zachariasza na inną placówkę duszpasterską wywołało wielkie wrzenie wśród części parafian Bolesławia, a także w terenie. Nie ulega wątpliwości, że niepokój wśród parafian był wzniecany przez agendy rządowe, SB i MO. Wspierany i finansowany przez władze rządowe Kościół polsko-katolicki (narodowcy) we wrześniu 1957 r. na wiele lat odebrał katolikom kościół i budynki parafialne. W sąsiedztwie Bolesławia wywoływano nieporozumienia w parafiach, celowo je wyolbrzymiając. W ten sposób przygotowywano drogę dla narodowców.
   24 kwietnia 1958 r. Tadeusz Gotówka, proboszcz narodowców z Bolesławia, wniósł podanie do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Olkuszu z prośbą o zezwolenie na odprawienie nabożeństwa narodowego na katolickim cmentarzu w Olkuszu. Miejsce celebracji nabożeństwa polowego wybrano obok kopca usypanego ku czci Tadeusza Kościuszki. Na kopcu był umieszczony krzyż Chrystusa. Podczas tego nabożeństwa miały być ustalone podstawy założenia i działania parafii polsko-katolickiej w Olkuszu. Władze powiatowe z Olkusza wspierające narodowców na wszystko wyraziły zgodę, ustalając datę nabożeństwa na niedzielę, 4 maja 1958 r., po południu. Proboszcz i dziekan z Olkusza ks. Andrzej Marchewka zaprotestował przeciwko tej decyzji. Posłał pismo do Prezydium PRN ze słowami: "Zebranie to spowoduje pogłębienie waśni na tle religijnym pomiędzy ludnością i może być okazją do naruszenia porządku publicznego". Pismo ks. Marchewki pozostało bez odpowiedzi. W walce z Kościołem katolickim władzom PRL zależało właśnie na wzbudzaniu waśni religijnych.
   W obronie katolickiego charakteru cmentarza grzebalnego w Olkuszu wystąpili duszpasterze z Olkusza, a więc ks. Andrzej Marchewka, ks. Kazimierz Biernacki i ks. Stanisław Połetek. Najbardziej jednak w tę sprawę zaangażował się ks. Biernacki. Już w sobotę, 3 maja, mobilizował on parafian z Olkusza do obrony swojej własności, czyli katolickiego cmentarza z krzyżem Chrystusa. Z tym samym apelem wystąpił 4 maja, głosząc kazania na Mszach św. w kościele parafialnym. Szczególnie mobilizująco wpłynął na wiernych, zwłaszcza młodzież, na Mszy o godz. 10.00. Mówił, że cmentarz od wieków stanowi własność katolików, na grobach swoich zmarłych krzyże stawiali katolicy. Na cmentarzu katolicy przywiązani do nieskażonej wiary, kochając Polskę, usypali kopiec Kościuszce i na nim umieścili krzyż. Dla katolików krzyż jest najświętszym znakiem wiary, nie mogą go znieważać ludzie, którzy odeszli od jedności wiary. Tacy ludzie nie mogą zawłaszczać mienia należącego od dawna do Kościoła katolickiego.
   4 maja 1958 r. pewny swego Tadeusz Gotówka z dwoma wikariuszami Kościoła polsko-katolickiego wyjechał z Bolesławia do Olkusza. Na całej trasie przejazdu zebrało się około 3 tys. ludzi, wiernych Kościoła katolickiego i narodowego. Kazania ks. Biernackiego odniosły skutek. Katolicy zdecydowanie zagrodzili narodowcom drogę na katolicki cmentarz w Olkuszu. Jak zwykle w takich okolicznościach doszło wśród zebranych do rękoczynów. Posypały się kamienie. Nie dziwi fakt, że rękoczyny i starcia rozpoczynali funkcjonariusze w mundurach MO. Aresztowano kilkanaście osób. Księża Kościoła narodowego nie weszli na cmentarz katolicki, nie utworzyli w Olkuszu swojej parafii, chociaż nawet upatrzyli sobie plac pod kościół. Nazajutrz polsko-katolicy wnieśli do Prokuratury Sądu Wojewódzkiego w Krakowie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.


   Proces w Krakowie

   Chociaż ks. Kazimierz Biernacki nie był obecny na miejscu zamieszek, to 8 maja 1958 r. decyzją prokuratora został uznany za głównego podejrzanego. Następnego dnia decyzją wiceprokuratora wojewódzkiego z Krakowa został aresztowany i osadzony w więzieniu na ul. Montelupich w Krakowie. W postanowieniu o aresztowaniu prokurator napisał:
   "W dniach 3 i 4 maja 1958 r. w Olkuszu podczas wygłaszanych kazań w kościele parafialnym rzymskokatolickim publicznie nawoływał do waśni na tle religijnym, a w szczególności do wystąpień wyznawców kościoła rzymskokatolickiego w związku z mającym się odbyć nabożeństwem polowym wyznania polskokatolickiego w godzinach popołudniowych dnia 4 V 1958 r., w związku z tym doszło do zajść". Prokurator nakazał aresztowanie, bo - jak zaznaczył - obawiał się matactwa ze strony księdza.
   W dniach 25-26, 29-30 września, 1-3 i 6 października 1958 r. przed sądem w Krakowie rozpatrywano sprawę ośmiu oskarżonych. Wraz z księdzem sądzono siedem osób świeckich. Oskarżał prokurator S. Bartkowski, zespołowi sędziów przewodniczył F. Bańbuła, bronili adwokaci D. Hrehorowicz i J. Wrzeszcz. Prokurator Bartkowski zarzucił księdzu, że w czasie Mszy św. o godz. 10.00 w kazaniu "publicznie nawoływał do waśni religijnych", że chociaż nie podburzał wiernych, to "wina jego nie podlega wątpliwości", że ksiądz używał nietolerancyjnych zwrotów, jak "wara od krzyża". Zeznawało 44 świadków, a 71 zeznania odczytano. Świadkowie należący do Kościoła polsko-katolickiego na rozprawie wystąpili jako oskarżyciele, na co zezwolił im sędzia. Głośno oskarżali nie tylko ks. Biernackiego i osoby świeckie zasiadające na ławie oskarżonych, ale ogólnie ludzi Kościoła katolickiego, Papieża, biskupów, kapłanów, zarzucając im zmyślone wykroczenia. Oskarżany kapłan musiał milczeć, bo sędzia nie udzielał mu głosu. Nie mieli głosu katolicy, by wystąpić w swojej obronie. Wymyślano oskarżonemu księdzu obelżywymi epitetami, zarzucano mu, że na lekcjach religii obdarowywał dzieci cukierkami, by kamieniami rzucały w narodowców. Sam prokurator nawet zagroził kapłanowi, że nigdy nie będzie proboszczem. W odpowiedzi usłyszał, że choćby pozbawiono go stanowisk kościelnych, to w sutannie będzie zamiatał ulicę, ale "księdzem pozostanie do końca życia".
   Ksiądz Kazimierz Biernacki do żadnej winy się nie przyznał. Skazany został za naruszenie dekretu o wolności sumienia i wyznania na jeden rok więzienia, w zawieszeniu na dwa lata. Pozostali oskarżeni otrzymali wyroki kilku miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Zajścia w Olkuszu związane z obroną cmentarza i krzyża katolickiego i sam proces były opisywane w partyjnej prasie. Chociaż minęło parę lat od okresu stalinowskiego, reżimowa prasa krakowska w propagandowym stylu komentowała proces ks. Biernackiego, w fałszywym świetle przedstawiano obronę cmentarza, który od wieków był własnością katolików. Z upodobaniem cytowane były wypowiedzi osób wyznania polsko-katolickiego, ale na wypowiedzi katolików nie było miejsca na łamach komunistycznych gazet. Również "Słowo Ludu", organ KW PZPR w Kielcach, komentowało przebieg procesu w duchu komunistycznego zakłamania.
   6 października 1958 r. ks. Biernacki opuścił więzienie. Całą parodię procesu rok później przypieczętował Sąd Najwyższy, który 28 października 1959 r. utrzymał w mocy wyrok sądu krakowskiego.


   Posłuszeństwo biskupowi

   Nie ominęły ks. Biernackiego szykany komunistyczne w następnych latach jego kapłaństwa. Władze wojewódzkie w Krakowie w maju 1959 r. nie wyraziły zgody na objęcie przez niego probostwa w Wysocicach k. Miechowa. W tej sytuacji powtórnie został mianowany wikariuszem w parafii św. Wojciecha w Kielcach. Po śmierci w 1967 r. proboszcza tej parafii ks. infułata Bogdana Kiełba, parafianie chcieli, by jego następcą na probostwie był ks. Biernacki. Gdy ich zabiegi w tej sprawie u ks. bp. Jana Jaroszewicza w Kielcach okazały się nieskuteczne, zebrali podpisy bardzo wielu parafian pod petycją do ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wyliczali liczne prace duszpasterskie i gospodarcze dokonane przez wikariusza w parafii św. Wojciecha. Jednak ks. Biernacki zdecydowanie odciął się od sugestii parafian, potwierdził wobec nich swoje posłuszeństwo biskupowi.
   20 października 1967 r. ks. Kazimierz Biernacki został proboszczem i dziekanem w Stopnicy. Jako proboszcz przykładał wielką wagę do organizacji nabożeństw w kościele. Parafia była rozległa, stąd zaistniała konieczność uprzystępnienia nabożeństw wiernym mieszkającym z daleka od kościoła parafialnego. Prowadził też konieczne remonty zabudowań parafialnych. Na wyraźne polecenie ordynariusza, ks. Biernacki ustalił z duchownymi dekanatu, że będą zajmować jednolite stanowisko wobec ówczesnej polityki kościelnej władz PRL. Chodziło głównie o nierejestrowanie punktów katechetycznych. 2 czerwca 1972 r. władze wyznaniowe w Kielcach nie zgodziły się na objęcie przez ks. Biernackiego probostwa i dziekaństwa w Zagnańsku. Rok później, 10 lutego 1972 r., został przeniesiony ze Stopnicy do Włoszczowy na stanowisko proboszcza i dziekana. Zanim to się stało, ks. Biernacki musiał pokonać przeszkody stawiane mu w województwie za nierejestrowanie punktów katechetycznych i odmowę prowadzenia księgi finansowej w parafii.


   Proboszcz we Włoszczowie

Włoszczowa, Msza św. polowa w obronie krzyża, wrzesień lub październik 1985 r. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 293 (3006) z dnia 15-16 grudnia 2007 r.    We Włoszczowie ks. proboszcz Biernacki kontynuował prace gospodarcze w parafii, tak przy kościele parafialnym, jak i przy plebanii. Główną uwagę w pracy duszpasterskiej zwrócił na rozwój kultu Matki Bożej, czczonej w cudownym obrazie z Dzieciątkiem Jezus w otoczeniu czterech aniołów. Wielkim pragnieniem ks. Kazimierza Biernackiego była koronacja cudownego obrazu Matki Bożej Włoszczowskiej. Nastąpiła ona jednak dopiero w 2007 r., a więc wiele lat po jego śmierci.
   Nowego wyrazu nabrało sanktuarium w dniach stanu wojennego. Przy kościele włoszczowskim zawsze było miejsce dla kombatantów z lat okupacji niemieckiej i doświadczanych przez władzę ludową, ale w stanie wojennym miejscowy patriotyzm przyjął nowe wyzwanie. 13 dnia każdego miesiąca kościół napełniał się rzeszą wiernych, parafian i przyjezdnych, by uczestniczyć w Liturgii Mszalnej i modlić się w intencjach Ojczyzny, za osoby internowane i ich rodziny, za ludzi okrutnie skrzywdzonych przez dogorywający reżim komunistyczny. Ksiądz Kazimierz Biernacki często osobiście przewodniczył modlitwom, głosił kazania, krzepił ducha Polaków. Był otwarty dla tych, którzy wtedy przybywali do Włoszczowy z różnych stron Polski. Szczodrze dzielił wśród wszystkich potrzebujących napływające z zagranicy dary. Modlitewne trwanie o wolność Ojczyzny przed cudownym obrazem stało się tradycją. Sprawa wolności Ojczyzny, a więc i modlitwy, nabrały jeszcze silniejszej mocy w związku z zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki dokonanym przez funkcjonariuszy reżimu komunistycznego.
   Na fali Sierpnia, 11 października 1981 r. podczas Mszy św. za zgodą władz szkolnych zostały uroczyście poświęcone krzyże dla wszystkich szkół włoszczowskich. W obecności nauczycieli zawiesili je w szkołach uczniowie lub ich rodzice. W stanie wojennym w tajemnicy przed młodzieżą szkolną krzyże zaczęto ukradkiem zdejmować. Chociaż pozostały w innych szkołach włoszczowskich, w Zespole Szkół Zawodowych ostatecznie zostały zdjęte w czerwcu 1984 r., gdy znacząca część uczniów przebywała na praktykach poza szkołą.


   Zaangażowanie w strajk szkolny

   Do ponownego zawieszenia krzyży w szkole młodzież przygotowywała się od początku roku szkolnego 1984/1985. Dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych Julian Lis był powiadomiony o powrocie krzyży do szkoły. Również wcześniej ks. Biernacki prowadził w tej sprawie rozmowy z naczelnikiem gminy Małkiem, podkreślając, że młodzież ma prawo do tego, aby w sali, gdzie się uczy, wisiał krzyż. Proboszcz odbył też drugą rozmowę z naczelnikiem, tym razem w obecności dyrektora szkoły. Wyraźnie zaznaczył, iż skoro krzyże wisiały, to powinny wisieć, wtedy nie byłoby problemu. Skoro je usunięto, to młodzież ma prawo pytać, gdzie są zdjęte krzyże, a ostatecznie zastąpić je innymi. Trzecią rozmowę przed rozpoczęciem strajku szkolnego ks. Biernacki przeprowadził z kierownikiem Wydziału ds. Wyznań w Kielcach Henrykiem Arnoldem. Ponownie podkreślił, że młodzież ma prawo do krzyża na sali, gdzie się uczy. Zapowiedział, iż krzyże poświęci na prośbę uczniów. Nastanie spokój w szkole, jeśli tych krzyży nikt nie będzie usuwał.
   27 listopada 1984 r. delegacja młodzieży szkolnej przybyła do ks. proboszcza Biernackiego z prośbą o poświęcenie krzyży zakupionych przez nią dla szkoły. Datę uroczystości ustalono na 30 listopada, święto św. Andrzeja Apostoła. O godz. 18.00 ks. Biernacki odprawił Mszę św. i wygłosił kazanie. Następnie poświęcił przyniesione krzyże. Msza św., a zwłaszcza kazanie wywarły wielkie wrażenie na zebranej w kościele młodzieży szkolnej.
   W ten sposób ks. Biernacki włączony został po raz drugi w obronę Chrystusowego krzyża, tym razem tych zdejmowanych potajemnie ze ścian szkolnych i ukrywanych przed uczniami, którzy je zakupili. W ich obronie uczniowie rozpoczęli strajk. Chociaż zawieszono nauczanie, młodzież nie opuściła szkoły.
   W pierwszych dniach strajku puszczono plotkę, jakoby ks. Biernackiemu były obojętne krzyże w szkołach, wystarczy jeden. Reakcja była natychmiastowa. By plotkę od zaraz zdementować, 3 grudnia ksiądz proboszcz z dwoma wikariuszami przyszedł do szkoły. Kilka minut rozmawiał w tej sprawie w gabinecie z dyrektorem szkoły Julianem Lisem. Z księżmi opuścił szkołę, nie spotkając się z uczniami. Tego samego dnia, w drodze do Częstochowy, w parafii Włoszczowa zatrzymali się biskupi z Kielc: ks. bp Stanisław Szymecki, ks. bp Jan Gurda i ks. bp Mieczysław Jaworski, wcześniej poinformowani przez proboszcza o zaistniałej w szkolesytuacji. Za pośrednictwem wikariuszy księża biskupi wyrazili poparcie dla młodzieży pragnącej przywrócenia krzyży w szkole.
   4 grudnia ks. Kazimierz Biernacki wysłał telegramy do Prymasa Józefa Glempa, do ministrów Czesława Kiszczaka i Adama Łopatki. Informował o zaistniałych wydarzeniach i prosił o pomoc w poszanowaniu woli młodzieży szkolnej. W odpowiedzi nadeszły dwa pisma z urzędów. Jedno od dyrektora wyznaniowego z Kielc Henryka Arnolda na adres kieleckiej kurii diecezjalnej. Drugie adresowane na ks. Biernackiego od Zdzisława Pijewskiego, doradcy ministra ds. wyznań Adama Łopatki. Obydwie odpowiedzi stwierdzały naruszenie przez księży porządku prawnego PRL i wzywały strajkujących uczniów do opuszczenia szkoły. 7 grudnia ks. proboszcz Kazimierz Biernacki i radca prawny kurii Jerzy Stępień zostali przesłuchani w charakterze świadków w Prokuraturze Rejonowej w Jędrzejowie w sprawie wdarcia się księży "do cudzego domu, mieszkania, lokalu. (...) wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca tego nie opuszczają". Wypływa z tego jasny wniosek; według prokuratury szkoła w PRL była cudzym domem, lokalem, a uprawnionym do zarządzania nią był dyrektor szkoły, czyli funkcjonariusz partyjny. Ostatniego dnia strajku, 16 grudnia 1984 r., strajkująca młodzież uroczyście przeszła ze szkoły do kościoła parafialnego, gdzie powitali ją parafianie.
   Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że w dniach strajku szkolnego włoszczowski kościół parafialny był cały zapełniony wiernymi. Chociaż okazja do takich zgromadzeń religijnych była wyjątkowa, to jednak ks. proboszcz zbierał owoce religijności najpierw uczniów strajkujących w szkole, dalej ich rodziców, wiernych gromadzących się w kościele i wielu osób z całej Polski przyjeżdżających na wspólną modlitwę do Włoszczowy. Na Mszę św. popołudniową ze słowami otuchy i nadziei przyjeżdżał ks. bp Mieczysław Jaworski. Przychodziły ze szkoły delegacje strajkującej młodzieży. Przyjeżdżali ludzie z całej Polski. Do późnych godzin nocnych trwały modlitwy za strajkujących uczniów i za Ojczyznę. Cały świat słuchał wiadomości nadchodzących z Włoszczowy.
   Na uwagę zasługuje list ks. Kazimierza Biernackiego do ministra ds. wyznań Adama Łopatki, stanowiący odpowiedź na pismo wspomnianego wyżej Zdzisława Pijewskiego. Ksiądz Biernacki wylicza wszystkie nieprawości władzy wobec ludzi wierzących, kłamstwa o przestrzeganiu w PRL praw ludzi wierzących, mówi o dyskryminacji religii w szkole. Szkoła wyrzucająca krzyż ze swoich murów bez żadnych ograniczeń narzuca uczniom program ateizacji. Protest strajkującej młodzieży z Zespołu Szkół Zawodowych we Włoszczowie jest najbardziej uzasadniony - konkludował ks. Biernacki.
   Znana mieszkańcom Włoszczowy, i nie tylko, Wacława Zimoląg-Szczepańska wspomina, że ks. Kazimierz Biernacki kochał to miasto, jego przeszłość, cały dorobek historyczny jego mieszkańców. Interesował się wszystkimi przejawami życia. Pragnął to dziedzictwo zachować dla dobra przyszłych pokoleń. Zawsze był człowiekiem czynu i dobroci.
   Nie spełnił wszystkich swoich zamierzeń. Pełne doświadczeń ziemskie życie zakończył 28 września 1986 roku. Spoczął na cmentarzu włoszczowskim we wspólnym grobowcu miejscowych duszpasterzy.

Ks. Daniel Wojciechowski     

 

 

Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 293 (3006) z dnia 15-16 grudnia 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej