. |
Wmawiano mu pochodzenie szlacheckie, lubował się w wymyślnych praktykach ascetycznych wobec siebie i podwładnych; puszysty na ciele, ale żyjący dzięki lekarzom i lekom, które sprawiły, że sam siebie określał samotnikiem i odludkiem; mało przedsiębiorczy i cierpki dla bliźnich. Szlacheckich antenatów nie udało się ustalić, a wszystkie inne zalety i nawyki są prawdziwe.
Ojciec Kajetan Raczyński urodził się 4 listopada 1893 r. w Częstochowie w wielodzietnej mieszczańskiej rodzinie, z rodziców Michała i Teofilii z Błasikiewiczów. Pierwsze nauki pobierał w Częstochowie, a dalsze we Włocławku, gdzie również wstąpił do seminarium duchownego i 21 maja 1916 r. przyjął święcenia kapłańskie. Pracował najpierw jako wikariusz w Burzeninie, a następnie jako kapelan Sióstr Nazaretanek w Częstochowie. Do Zakonu Paulinów wstąpił w 1920 roku. Profesję złożył 25 września 1921 r., podejmując wkrótce kilka pilnych obowiązków, między innymi ekonoma konwentu paulinów w Krakowie i prefekta kleryków, później mistrza nowicjuszy i moderatora Bractwa św. Julii. W grudniu 1926 r. ojciec Kajetan został przeniesiony na Jasną Górę, gdzie objął obowiązki bibliotekarza i opiekuna braci. W sierpniu 1928 r. mianowano go mistrzem nowicjatu w Leśnej Podlaskiej, gdzie przygotował pierwszą grupę węgierskich nowicjuszy - w nadziei odrodzenia na Węgrzech skasowanego przed laty Zakonu Paulinów. Do Budapesztu wyjechał w 1933 r., by przygotować stosowne warunki do przyjęcia nowicjuszy, którzy przekroczyli polską granicę 12 maja 1934 roku. Przez pięć miesięcy przebywał z nimi w domu przy grotach skalnych, obok Góry Gellerta nad Dunajem. Po wykonaniu stosownych remontów, w kolejnym konwencie w Pécs objął stanowisko przeora i mistrza nowicjuszy. Tu po raz pierwszy spotkał się z pewną kontestacją braci Madziarów, którzy nie tylko nie chcieli widzieć na tym stanowisku Polaka, ale i skrajnie surowego mistrza, od którego nie mieli możliwości odwołać się do kogoś innego ze swoimi młodzieńczymi problemami.
Wobec jawnego niezadowolenia podwładnych w styczniu 1935 r. ojciec Kajetan opuścił Budapeszt i wyjechał do Rzymu, gdzie podjął obowiązki rektorskie przy kościele św. Katarzyny della Rota, a następnie Matki Bożej przy via Calderari oraz Il Gesu Nazareno. Ta ostatnia placówka dzięki jego zapobiegliwości stała się nowym konwentem zakonu i siedzibą prokuratora generalnego przy Stolicy Apostolskiej, którą powierzono jego trosce. Na tym stanowisku zastał go wybuch II wojny światowej. Dość szybko o. Kajetan nawiązał kontakt z miejscową Polonią, która przy jego współpracy organizowała różnoraką działalność charytatywną i duszpasterską. Podjął wówczas obowiązki ojca duchownego w Polskim Instytucie Papieskim, a od 30 lipca 1943 r. do 17 grudnia 1945 r. jego rektora z ramienia Kongregacji Studiów. Prowadził wówczas z polecenia Kongregacji Rytów badania pism przyszłej błogosławionej matki Franciszki Siedliskiej, a nadto opracował kilka drobnych studiów z dziejów paulińskiego zakonu, liturgii i ascezy. Wiele czasu poświęcił studium teologicznemu na temat duszy Chrystusa, które stało się dość głośne z powodu dezaprobaty kościelnej cenzury i konieczności wycofania publikacji z obiegu.
Represje i zemsta komunistów
Po powrocie do kraju w styczniu 1946 r. o. Raczyński wybrany został na wikariusza generalnego zakonu, a w maju 1949 r. na przeora Jasnej Góry. Urzędowanie to przypadło na szczyt największych represji komunistycznych w Polsce. Władze partyjno-rządowe od dłuższego już czasu szykanowały klasztor różnymi restrykcjami, przeciwko którym protestował przeor Stanisław Nowak (1943-1946) i o. Raczyński. Protesty dotyczyły m.in. opodatkowania pielgrzymów na rzecz skarbu miasta, utarczek z powodu niechęci wywieszania flag narodowych w dniu 1 maja i naodwrót - wywieszania flag papieskich w święta kościelne. Szczególnie złe stosunki z klasztorem miały miejsce za czasów komendanta częstochowskiego Nowickiego, który dwoił się i troił w czynnościach śledczych; także dwaj prezydenci miasta Stanisław Wieczorek i Marian Kucharzewski oraz ich sekretarz Wysokiński lekceważyli apele klasztoru o nieutrudnianie pielgrzymowania wiernych do sanktuarium i niezakłócanie nabożeństw.
Do dużego wrzenia doszło 15 sierpnia 1949 r., gdy wierni śpiewali pieśń "Boże coś Polskę" z wersetem "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Wprawdzie ordynariusz częstochowski ks. bp Teodor Kubina zareagował natychmiast, polecając śpiewać "Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie", ale nie odniosło to skutku. Reakcja władz miasta była natychmiastowa - następnego dnia przesłano do klasztoru orzeczenie sądu z nakazem płatniczym na sumę 50 tys. zł za wywieszenie flag papieskich na wieży w roku ubiegłym.
Szczególnie ostry atak przeciw klasztorowi na Jasnej Górze nastąpił w 1950 roku. Represje rozpoczęły się od konfiskaty 18,85 ha ziemi i dwóch ogrodów (jeden z nich to blisko 7-hektarowy teren u podnóża klasztoru, darowany kilkanaście lat później diecezji częstochowskiej za urzędowania ojca J. Płatka dla diecezjalnego seminarium duchownego). 15 kwietnia 1950 r. urzędnicy powiatowi, powołując się na ustawę o sekwestrze dóbr martwej ręki, spisali drobiazgowy rejestr ogrodowej cieplarni z liczbą doniczek kwiatów i żywym inwentarzem, po czym tego samego dnia przekazali klasztorowi akt konfiskaty. W niedzielę, 16 kwietnia, przeor Raczyński złożył przeciw tej grabieży publiczny protest, a ponadto w kazaniu ogłosił wiernym akt konfiskaty, prosząc, aby odtąd pielgrzymi zechcieli przysyłać kwiaty w ofierze. Odzew był tak niespodziewany, że władze miasta nie były w stanie zorganizować obsługi licznych transportów kwiatów z setek cieplarni, przysłanych drogą pocztową i kolejową. Dziwnymi kanałami wieści te dotarły do szerokich rzesz ludzi, którzy wyrażali na różny sposób oburzenie rabunkiem ważnych dla klasztoru środków utrzymania domu i sanktuarium.
Po kilku dniach zarząd miasta wycofał się z konfiskaty, ale Urząd Bezpieczeństwa nie dał za wygraną. Za wszelką cenę ubowcy szukali zemsty na o. Raczyńskim. Najpierw 22 maja próbowano podpalić sanktuarium, a następnego dnia ktoś, rzekomo mieszkaniec Częstochowy, usiłował dokonać zuchwałej kradzieży w Skarbcu jasnogórskim. Chociaż obie próby udaremniono i winowajców wykryto, to jednak nigdy nie stanęli przed sądem, za to pod fikcyjnym pretekstem dochodzenia obu czynów wezwano o. Kajetana Raczyńskiego i administratora domu o. Celestyna Tarkę do komisariatu milicji. Przesłuchujący ich funkcjonariusz nie pytał o ostatnie wydarzenia, ale o. Raczyńskiemu postawił zarzut "szkalowania władzy socjalistycznej" i na tej podstawie obu zatrzymano do czasu zamknięcia śledztwa. Tego samego dnia w pokoju aresztowanych oraz w jasnogórskim skarbczyku przy zakrystii dokonano rewizji, zabierając pokaźną liczbę argenteriów (srebrnych przedmiotów) i kilka sztabek złota - w rewanżu za poszukiwane dolary, których jednak nie znaleziono.
W więzieniu
Po kilku dniach pobytu o. Raczyńskiego w areszcie śledczym w Częstochowie przewieziono go do Kielc, a potem do Siedlec i Warszawy. Przez ponad miesiąc nie miał prawa widzenia się ze współbraćmi. Ponadto władze śledcze nie chciały zdradzić miejsca jego pobytu, nie zgodziły się na podanie lekarstw, które o. Raczyński codziennie zażywał. Generał zakonu o. Alojzy Wrzalik złożył w Ministerstwie Sprawiedliwości protest przeciw takiemu postępowaniu. Kilka dni później ponowił go za pośrednictwem sekretarza Episkopatu ks. bp. Zygmunta Choromańskiego. W wyniku tych interwencji dopiero po czterech miesiącach powiadomiono klasztor jasnogórski, że o. Raczyński przebywa w warszawskim areszcie.
Procesem kierowała znana z okrucieństwa Żydówka Luna Brystigerowa, a bezpośrednie śledztwo prowadzili rosyjscy Żydzi. Klasztor nie miał prawa skierować do niego adwokata, nic też dziwnego, że po dwóch latach śledztwa Sąd Wojewódzki w Warszawie w tajnym procesie 30 marca 1952 r. skazał o. Raczyńskiego na trzy lata więzienia z zaliczeniem aresztu. Po wyroku o. Kajetan przebywał w celi piwnicznej nr 11 przy ul. Koszykowej, gdzie współwięźniem był m.in. Władysław Bartoszewski, który kilka lat później opisał z uznaniem zachowanie o. Raczyńskiego.
"Wkrótce po zabraniu od nas o. Stanisława Forysia [misjonarza Ducha Świętego] przyprowadzono do naszej celi następnego kapłana, tym razem w białym habicie paulina, mocno już podniszczonym i przybrudzonym. Nic dziwnego, bo ojciec Karol Kajetan Raczyński, od 1949 r. przeor Jasnej Góry, przeszedł już aresztancką drogę przez Częstochowę, Kielce i Siedlce. Obwiniano go o rzekome przestępstwa dewizowe, a nawet - co dziś brzmi absurdalnie - o szpiegostwo na rzecz gen. Franco (choć zakon ojców paulinów nie miał w ogóle domów w Hiszpanii)! Usiłowano z niego wydobyć groźbą i prośbą wiadomości i plotki z Watykanu, gdyż w latach 1934-1946 pełnił swe zakonne obowiązki w Rzymie i Stolicy Apostolskiej. Cichy i skromny, ale doświadczony i nieugięty w obronie swych zasad paulin nie uczynił żadnych ustępstw czy koncesji wobec oficerów bezpieki. Nie mieli najwyraźniej dyrektywy bezpośredniego maltretowania go, a ponieważ zwykłe zastraszenie nie działało, okazali się bezradni.
Bardziej problemowym kolegą okazał się pod pewnymi względami kaznodzieja okręgowy Świadków Jehowy z Lubelszczyzny - Eugeniusz Pokuciński. Uważał bowiem za swój obowiązek łagodne, lecz uporczywe nawracanie nas, z o. Raczyńskim włącznie, w zacnej trosce o nasze dusze wobec nadchodzącego końca świata. Rozdzielono mnie z o. Raczyńskim w maju 1951 roku. Już w więzieniu mokotowskim usłyszałem, że został skazany na stosunkowo niewielki wyrok i rychło zwolniony, ale - jak się dowiedziałem po kilku latach od adwokata Mirona Kołakowskiego - został ponownie obwiniony, osądzony i skazany. W sumie zmarnowano mu zdrowie...".
W międzyczasie w Częstochowie wezwano na śledztwo ponad dwudziestu ojców i braci, dwukrotnie dokonano spisu inwentarza domu, a 29 grudnia 1950 r. przeprowadzono kolejną rewizję w pokoju o. Raczyńskiego oraz w skarbczyku w poszukiwaniu dolarów. Po ogłoszeniu wyroku klasztor jasnogórski wniósł apelację, w wyniku której 5 września 1952 r. ojciec Raczyński został uniewinniony, a 9 września mógł powrócić do klasztoru.
Odważne kazanie
Po krótkim pobycie w konwencie jasnogórskim o. Kajetan zamieszkał w zacisznym domu nowicjatu w Leśniowie k. Częstochowy, gdzie miałem okazję bliżej go poznać. Więzienie poczyniło w nim straszne spustoszenie. Cierpiał na bezsenność i bóle żołądka, co nie pozostało bez wpływu na jego usposobienie i zachowanie. Surowo traktował porządek dnia i pedantycznie przestrzegał milczenia, dlatego jako nowicjusze lękaliśmy się spotkań z nim, tym bardziej że od powrotu z więzienia posiadał godność wikariusza generalnego. Na szczęście udało się nakłonić ówczesnego generała Alojzego Wrzalika, by pozwolił o. Raczyńskiemu zamieszkać w innym domu. Trafiła się akurat dobra okazja objęcia maleńkiej willi na Bachledówce koło Zakopanego, dokąd skierowano o. Kajetana w charakterze rekonwalescenta. Po dwóch latach pobytu w górskiej samotni niespodziewanie został wezwany na Jasną Górę, by zająć się przygotowaniem kapituły generalnej po śmierci generała zakonu o. Alojzego Wrzalika (zm. 24 IV 1957 r.). Nowym generałem został o. Ludwik Nowak, który zaproponował o. Kajetanowi obowiązki prokuratora generalnego przy Stolicy Apostolskiej w Rzymie. Złożył stosowne dokumenty o wydanie paszportu, choć nie liczył na jego otrzymanie. Lecz los sprawił, że w przeddzień uroczystości Matki Bożej Jasnogórskiej, 25 sierpnia 1957 r., o. Raczyński wygłosił przed szczytem jasnogórskim długie kazanie. Omówił w nim problemy przerostu kultu jednostki na przykładzie wielu prądów społecznych, od humanizmu począwszy, poprzez protestantyzm, racjonalizm, pozytywizm, materializm i komunizm, a przeciwstawił im wolność, ku której wyswobodził nas Chrystus. Kazanie było swoistą syntezą obserwacji ówczesnej sytuacji w Polsce i Europie. Niewątpliwie zawierało krytykę ustroju socjalistycznego, któremu o. Raczyński zapowiadał krótki już żywot.
Kazanie zrobiło na słuchaczach ogromne wrażenie. Podziwiali odwagę i rzeczową analizę ludobójczego systemu, spodziewając się z tego powodu groźnych konsekwencji dla o. Kajetana. Tak też się stało. Śledztwo wszczęto niemal natychmiast. Zarząd generalny zakonu wysłał o. Raczyńskiego poza Częstochowę, co miało wyciszyć nastroje, ale nie uspokoiło to bynajmniej Służby Bezpieczeństwa. Ojca Kajetana wzywano kilka razy na śledztwo do Częstochowy, na które stawił się 8 stycznia 1958 roku. Podczas przesłuchania wskazywał na wartości duchowe i moralne płynące z przyjęcia nauki Chrystusowej w życiu człowieka i negował wszelki przymus ideologiczny. Wydział ds. Wyznań w Katowicach skłonny był sprawę wycofać, ale skoro wzięła ją w swe ręce życzliwa z zachowania podprokurator wojewódzki w Katowicach U. Kościanka, należało ją zamknąć oficjalnym wyrokiem. Rozprawie w dniu 4 września 1958 r. przewodniczył B. Gornowicz wraz z ławnikami W. Kryszczukajtisem i Cz. Liberą, a oskarżycielem o. Raczyńskiego był prokurator wojewódzki Hubert. Ojcu Kajetanowi postawiono zarzut, że wobec 150 tys. wiernych przedstawił ustrój socjalistyczny jako system ucisku pozbawiający obywateli wolności osobistej i własności prywatnej oraz hołdujący idei wojny, co według art. 8 § 1 dekretu z 5 lipca 1949 r. dało sądowi podstawę do wymierzenia o. Raczyńskiemu 2 lat więzienia z zawieszeniem na 5 lat i zapłatę 400 złotych. Przeciw wyrokowi wystąpił znany adwokat Miron Kołakowski. Wykazał on wadliwą interpretację zarzutów pod adresem kaznodziei, który jako duchowny przestrzegał przed narzucaniem ideologii nienawiści reprezentowanej przez system socjalistyczny, jakkolwiek tego systemu jednoznacznie nie określił.
O rewizji wyroku akta milczą (prawdopodobnie zostały zniszczone), z czego można wnosić, że o. Raczyński, nie czekając na anulowanie kary, wszczął na nowo prośbę o przyznanie mu paszportu do Rzymu. Niestety, zgoda na jego wydanie zależała od dalszego rozwoju sytuacji i ciążącej na o. Kajetanie kary więzienia w zawieszeniu, co determinowało niemożliwość wyjazdu. Fakt ten sprawił, że o. Raczyński mógł powrócić do zacisznego domu na Bachledówce. Tymczasem 21 lipca 1958 r. Służba Bezpieczeństwa dokonała awanturniczego napadu na Instytut Prymasowski w klasztorze jasnogórskim, w wyniku którego aresztowano kilku członków konwentu. Ojciec przeor Korneliusz Jemioł doznał szoku nerwowego, co doprowadziło do odwołania go z tej funkcji, a na jego miejsce mianowano tymczasowo o. Raczyńskiego.
Niestety, zniszczone więzieniem zdrowie patriotycznie nastawionego o. Kajetana było na tyle kruche, że 16 lipca 1960 r. został zwolniony z urzędu. Przez wiele miesięcy leżał pogrążony w malignie i lękach spowodowanych ubeckimi przesłuchaniami. Zmarł na Jasnej Górze 19 września 1961 roku. Pochowany został pod kaplicą Cudownego Obrazu. Wspólnota paulińska wspomina go z wdzięcznością za niezłomną postawę wobec wielu szantaży i prowokacji, które podejmowano wobec klasztoru jasnogórskiego. Nie dał się złamać żadnym naciskom i do końca bronił swego stanowiska, protestował przeciw fałszywym zapisom notariuszy w czasie śledztw. Nie pozwolił unosić się jak płatek na wietrze, ale bronił głoszonych przekonań. Dał się poznać również jako zapalony badacz historii. Pozostawił w swojej spuściźnie kilka pozycji na temat dziejów zakonu, Cudownego Obrazu Jasnogórskiego, żywoty św. Stanisława Biskupa, Pawła Pustelnika i kilka dzieł ascetycznych, z których przebija jego osobowość i godna podziwu determinacja na rzecz obrony wartości płynących z wiary.
ks. prof. Janusz Zbudniewek ZP
Autor jest kierownikiem Katedry Historii Średniowiecznej Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 29 (2742) z dnia 3-4 lutego 2007 r.