. |
Wojna totalna, jaką komuniści wypowiedzieli Kościołowi w Polsce, charakteryzowała się niezwykłą brutalnością. W latach 50. bezpieka ze szczególną zaciekłością tropiła "szpiegów w sutannach" - tak nazywano duchownych oskarżanych o kontakty z wolnym światem zza "żelaznej kurtyny". Ofiarą tej nagonki padł ksiądz Józef Fudali, doprowadzony do śmierci w komunistycznym więzieniu.
Późną jesienią 1952 roku nic nie wskazywało na to, że komuniści szykują się do decydującej rozprawy z Kościołem w Polsce. Jednak w tym czasie trwały już ukryte przed opinią publiczną przygotowania do uderzenia w cieszącą się powszechnym szacunkiem krakowską kurię. Poprzez ten atak komuniści planowali także oczernić zmarłego niewiele wcześniej Księcia Niezłomnego - kardynała Adama Stefana Sapiehę.
W sam środek tych planów, których znaczenie wykraczało daleko poza stolicę Małopolski i których echo rozeszło się w całym bloku wschodnim i dotarło do wolnego świata, wplątany został ksiądz Józef Fudali, katecheta z podkrakowskich Liszek.
"Kocioł" u Rospondów
W piątek, 19 września 1952 roku, ksiądz Fudali załatwiał sprawy urzędowe w Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Do Liszek wrócił podmiejskim autobusem dopiero następnego dnia około godz. 15.00. Już na przystanku od miejscowego krawca Jana Kusia dowiedział się, że nie powinien wracać do domu. Mieszkał wówczas na piętrze kamieniczki na lisieckim rynku, której parter zajmowała rodzina Rospondów. Jak dowiedział się ksiądz Fudali, u Rospondów bezpieka założyła "kocioł". Aresztowano także młodą Rospondównę - Stefanię. Kapłan postanowił schronić się na plebanii. Po drodze wstąpił do wikarego ks. Józefa Pędzimęża, aby dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach z poprzedniego dnia, kiedy na lisieckim rynku stało auto ciężarowe pełne żołnierzy, a mieszkanie Rospondów przetrząsało około 10 funkcjonariuszy UB. Gdyby zdążył porozmawiać z ks. Pędzimężem, usłyszałby zapewne także o innych aresztowaniach - o najściu na dom Stanisławy i Adama Kowalików czy Michała Kowalika, o ujęciu Edwarda Chachlicy. Jednak gdy tylko przekroczył próg mieszkania wikarego, został aresztowany przez funkcjonariuszy Sekcji V Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) w Krakowie - który w tym czasie zajmował się rozpracowaniem Kościoła w województwie krakowskim i represjami wobec niego.
Od maja 1952 roku funkcjonariusze WUBP w Krakowie prowadzili rozpracowanie "kontaktów organizacyjnych Szponder Jana ps. 'Andrzej' przebywającego za granicą".
Jan Szponder w czasie okupacji hitlerowskiej był żołnierzem Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW) - zastępcą szefa Okręgowego Kierownictwa Młodzieży, nadzorował tworzenie struktur NOW w rodzinnych Liszkach. Po wojnie nie przerwał działalności konspiracyjnej. Objął funkcję szefa Wydziału Organizacyjnego Okręgu Krakowskiego NOW i nadzorował jednocześnie tworzenie struktur NOW w Skawinie. Podjął na tym terenie współpracę z kapelanem NOW, znanym mu jeszcze z Liszek ks. Józefem Lelitą ps. "Szymon".
W 1949 roku Szponder zbiegł do Niemiec Zachodnich, gdzie nawiązał kontakt z działającym na uchodźstwie Stronnictwem Narodowym. Jego politycy nie pogodzili się z przejęciem w Polsce władzy przez komunistyczną dyktaturę i nadal prowadzili walkę o odzyskanie przez kraj niepodległości. Wkrótce Szponderowi jako osobie dopiero co przybyłej z Polski, zatem znającej tamtejsze realia i zarazem posiadającej szerokie kontakty w dogorywającym pod naporem komunistycznego terroru podziemiu - zaproponowano pracę w placówce "Południe" Wydziału Krajowego emigracyjnej Rady Politycznej. Wydział prowadził tzw. Akcję na Kraj, która między innymi służyć miała pozyskiwaniu informacji z Polski.
Polska na uchodźstwie
Informacje z kraju pozyskiwano dzięki tzw. punktom informacyjnym - PI, czyli zaufanym osobom w Polsce, które drogą korespondencyjną utrzymywały kontakt z uchodźstwem politycznym. W naturalny sposób funkcję PI pełniły osoby, z którymi związani byli przed wyjazdem z kraju pracownicy placówek Wydziału Krajowego. Dopiero z czasem zaczęto rozszerzać tę grupę o kolejnych uznanych za godnych zaufania ludzi. Dla bezpieczeństwa korespondencji i odwrócenia uwagi od PI przesyłki dla nich przychodziły na wskazane przez nie "skrzynki adresowe", czyli zaufanych ludzi, którzy jedynie przyjmowali korespondencję z zagranicy, najczęściej nie wiedząc, czego ona dotyczy.
Jan Szponder swoją siatkę informacyjną zorganizował w oparciu o rodzinę oraz współpracowników z NOW. Utrzymywał kontakt między innymi ze swą kuzynką Heleną Budziaszek, a także z kapelanem NOW księdzem Józefem Lelitą i byłymi żołnierzami NOW Edwardem Chachlicą i Michałem Kowalikiem.
Siatkę PI zorganizowaną przez Jana Szpondera rozbito między wrześniem a listopadem 1952 roku. Pierwsza fala aresztowań związana była z przejęciem przez UB paczki z materiałami konspiracyjnymi wysłanymi przez Szpondera dla ks. Józefa Fudalego na adres Stefanii Rospond.
Duszpasterz Żywego Różańca
Ksiądz Józef Fudali urodził się 16 stycznia 1915 roku w Rabce, tam w 1929 roku ukończył siedmioklasową szkołę powszechną. W latach 1930-1935 uczęszczał do Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Nowym Targu, gdzie złożył egzamin dojrzałości. W tym samym roku wyjechał do Krakowa, by przez kolejne pięć lat pobierać nauki w seminarium duchownym i prowadzić studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po święceniach kapłańskich w 1940 roku objął funkcję wikarego i katechety w Raciborowicach. W 1943 roku został przeniesiony do Wieliczki, a w 1946 do Liszek. Oprócz prowadzenia katechez zorganizował i prowadził w podkrakowskiej wsi Kongregację Żywego Różańca Dziewcząt. Poznał w tym czasie Jana Szpondera, z którym połączyła go przyjaźń. Mieszkał na pierwszym piętrze kamienicy przy Rynku, w której parter zajmowała rodzina Szpondera - matka i przyrodnia siostra - Stefania Rospond. Sam Szponder mieszkał w tym czasie w Krakowie i studiował na AGH, często wszakże bywał w rodzinnej wsi.
Po ucieczce Szpondera ks. Fudali od jego rodziny dowiadywał się o losach przyjaciela. W 1950 roku kuzynka Szpondera - Helena Budziaszek, mieszkająca przez jakiś czas u Rospondów i działająca w Kongregacji Żywego Różańca, przeprowadziła się do Rabki. Wprowadziła się do matki ks. Fudalego, której pomagała prowadzić dom.
W tym czasie lisiecki katecheta, związany bliską znajomością z rodziną Szpondera i jego byłymi podwładnymi z NOW, osobami, które później rozpoczęły współpracę z Radą Emigracyjną, znalazł się w kręgu zainteresowania UB.
Paczka od przyjaciela
Ksiądz Fudali nawiązał kontakt korespondencyjny ze Szponderem za pośrednictwem Rospondów w Święta Bożego Narodzenia 1951 roku. Latem kolejnego roku odwiedzał matkę w Rabce. Rozmawiał wówczas z Heleną Budziaszek, która miała mu wyjawić, że współpracuje ze Szponderem. Pokazać też miała duchownemu nadesłane materiały konspiracyjne - instrukcje dotyczące pisania raportów i tematyki istotnej dla Rady Politycznej. Z kolei ks. Fudali opowiedział jej o utrudnieniach w pracy duszpasterskiej czynionych przez władze komunistyczne, a ona przesłała te informacje do Szpondera. Taki przebieg wypadków można odtworzyć na podstawie zachowanej dokumentacji, w tym korespondencji do Szpondera przejętej przez funkcjonariuszy UB. Jednak Helena Budziaszek stanowczo zaprzecza, jakoby miała zdradzić ks. Fudalemu fakt utrzymywania kontaktu z kuzynem.
W lipcu, już z Liszek, kapłan napisał do Szpondera list, prosząc o przesłanie niezbędnych mu leków. Miesiąc później Szponder nadesłał lekarstwa, a kilka dni potem list, w którym informował, że na adres swej przyrodniej siostry Stefanii prześle paczkę przeznaczoną dla kapłana. W tym czasie podczas kolejnej wizyty u matki duchowny dowiedział się, że Helena Budziaszek była wezwana na komisariat MO i przesłuchiwana przez funkcjonariuszy UB, którzy wypytywali ją o paczki z zagranicy. Po powrocie do Liszek ostrzegł swego parafianina Michała Kowalika, przyjaciela Szpondera, że UB interesuje się zagraniczną korespondencją.
W tym czasie Stefania Rospond otrzymała list od brata, w którym zapowiadał, że przyśle paczkę przeznaczoną dla "Przyjaciela z góry" - jak określił ks. Fudalego. Katecheta kilkakrotnie dopytywał się Rospondów, czy przesyłka już nadeszła - nie wiemy do dziś, czy wiedział, co będzie się w niej znajdować. W czasie rewizji w mieszkaniu ks. Fudalego odnaleziono szereg nadesłanych do niego listów, które pieczołowicie przechowywał, nie było wszakże listu od Szpondera informującego o paczce. Jak wyjaśniał później: "otrzymany list od Szpondera około 15-go bm. [września - F.M.] zaraz zniszczyłem, by nie było niepotrzebnej korespondencji". Być może nie odnaleziono listu, ponieważ zawierał propozycję współpracy z Radą Polityczną, a ks. Fudali pozbył się go dla własnego bezpieczeństwa.
Puszka "kompotowa"
19 września 1952 roku funkcjonariusze WUBP w Krakowie, kierowani przez Władysława Olszewskiego z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, przeprowadzili w Liszkach aresztowania osób utrzymujących kontakty ze Szponderem. Plan akcji był szczegółowo przemyślany. Jak zapisano: "Wobec posiadania paczki przeznaczonej - jako przesyłka od Szpondera - dla wym[ienionej Stefanii Rospond] kpt. [Władysław] Olszewski [z MBP] ustali czas pobytu w mieszkaniu wym[ienionej] oraz zamieszkałego tam jako sublokatora ks. Fudali Józefa. Po stwierdzeniu ich obecności spowoduje (...) dostarczenie paczki przez listonosza o odpowiedniej godzinie od pół godziny do 1 godziny, po dostarczeniu paczki kpt. Olszewski uda się wraz z pracownikami dla przeprowadzenia rewizji i aresztu. Szczegółowa rewizja będzie przeprowadzona w całym domu, tak u Rospond, jak i ks. Fudali oraz u pozostałych sublokatorów, w celu znalezienia zawartości paczki 'puszki kompotowej'. W każdym wypadku Fudala podlega zatrzymaniu na zasadzce. W związku z tym Wydz[iał] V WUBP Kraków zabezpieczy teren od ewentualnej prowokacji ze "strony wiernych"". Prowokacją, której się obawiano, miała być próba obrony duchownego przez parafian.
Plan nie został w pełni zrealizowany, ponieważ ks. Fudalego nie było 19 września w mieszkaniu. Załatwiał wówczas sprawy służbowe w kurii krakowskiej. Jednak w czasie rewizji znaleziono paczkę z przeznaczoną dla niego "puszką kompotową". Jak zapisali funkcjonariusze UB Bolesław Kiełbowicz i Jan Jaskulski, puszka "zawiera zamiast przewidzianej wg etykiety [zawartości] (płynu): 1. 10.000 zł (...) 2. Dwutygodnik 'Myśl Polska' (...) 3. Dziennik 'Wolnych Polaków' - 'Słowo Polskie' wydawane w Paryżu (...) 4. Tygodnik katolicki 'Życie' wydawane w Londynie (...) 5. List pisany maszyną w sierpniu 1952 r. rozpoczynający się od słów Drogi Mój Przyjacielu podpisany Twój oddany Jan 6. Kartka maszynopisu o tytule 'Ustalenia' 7. Maszynopis treść rozpoczynająca się [od słów] 'Reżim komunistyczny' (...) 8. Maszynopis 'Polskie Stronnictwa Polityczne' (...) 9. Pięć ampułek w celulozie zawierających czarny proszek. Dodajemy jednocześnie, że wewnątrz znajdowała się maleńka puszka zawierająca sok owocowy, która przy wstrząsie wydawała dźwięk płynu". Zawartość puszki była dość typowa dla przesyłek przychodzących od pracowników placówek Rady Politycznej. Pieniądze miały ułatwić zbieranie informacji (ewentualne łapówki, zwrot kosztów podróży itp.), prasa lub jej wycinki oraz maszynopisy o stronnictwach politycznych miały informować osoby w kraju o sytuacji na uchodźstwie oraz o wiedzy państw zachodnich na temat reżimu komunistycznego w Polsce. "Ampułki w celulozie" - po rozpuszczeniu w odpowiednich proporcjach w wodzie stawały się "atramentem sympatycznym". Zdobyto tym samym dowody konspiracyjnej działalności ks. Fudalego. Przewidując jego ewentualne postępowanie, zastawiono zasadzki, tzw. kotły w jego własnym mieszkaniu oraz u osób, u których mógłby chcieć się schronić - przede wszystkim więc u innych duchownych z Liszek. Aresztowano go 20 września 1952 roku między godziną 15.00 a 16.00, po czym przewieziono do WUBP w Krakowie i oddano w ręce funkcjonariuszy Wydziału Śledczego.
Ubecki pytajnik
Ksiądz Fudali konsekwentnie nie przyznawał się do jakichkolwiek kontaktów ze Szponderem, które miałyby mieć inny charakter niż tylko prywatny. W napisanym 21 września 1952 r. zeznaniu własnym potwierdził, że miał otrzymać przesyłkę, ale - jak napisał - "teraz dopiero dowiedziałem się tutaj z ust jednego z Panów interlokutorów, że była tam puszka z materiałami do działania konspiracyjnego". Konsekwentnie w całym dokumencie pisał o Szponderze "Pan Jan" - dystansując się od swego przyjaciela i próbując tym samym zmylić funkcjonariuszy UB. Na zakończenie podkreślał, że zawsze trzymał się z daleka od działalności konspiracyjnej, i dodał, że dobrze się stało, iż UB przejął paczkę, gdyż tym samym "władze bezpieczeństwa zażegnały na przyszłość jakieś ewentualne niebezpieczeństwo". Jednak oficerowie śledczy wiedzieli zbyt wiele, aby dać się zmylić duchownemu. W pytajniku (czyli planie pytań) do przesłuchania z 23 września zapisano: "1. Kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach przeszliście przeszkolenie wywiadowcze? (...) 3. Kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach zostaliście zawerbowani do współpracy z wywiadem zagranicznym? (...) 11. Jakie materiały wywiadowcze przekazaliście Budziaszek Helenie? (...) 13. Wyjaśnijcie dlaczego uprzedziliście Kowalika Michała, że organa BP interesują się korespondencją i paczkami nadsyłanymi na jego adres z zagranicy? 14. Kiedy, gdzie i jaką kwotę pieniężną otrzymaliście od Budziaszek Heleny?". Na te pytania starano się uzyskać odpowiedź przez kolejne miesiące. Przesłuchania prowadzili głównie Stanisław Dzikowski, Stanisław Józefiak i Jan Łukaszewski.
Ksiądz Fudali wszakże do końca nie przyznał się do współpracy ze Szponderem - za co zapłacił szczególnie bestialskim śledztwem. Zarzucane mu odbycie "przeszkolenia wywiadowczego" wiązało się ze specyficznym momentem historycznym, w którym studiował. Jak zeznał ks. Fudali: "w 1938 lub 1939 roku na Wydz[iale] Teol[ogicznym] UJ wśród wykładów normalnych prowadzono wykłady o charakterze wojskowym, mianowicie: 1. ogólnie o wojsku 2. o prowadzeniu wywiadu w Polsce przez nieprzyjaciela 3. o lotniskach itp. Zapiski z tych dziedzin zostały zakwestionowane w moim domu w czasie rewizji tj. w dniu 20 go września 1952". Księdzu Fudalemu nie udowodniono winy, 20 lutego 1953 r. przedstawiono mu postanowienie o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej, widnieje na nim adnotacja: "odmówił podpisu".
Modlitwa w celi
W charakterystyce ks. Fudalego sporządzonej przez jednego ze śledczych zapisano: "Fudali Józef w pierwszym okresie prowadzonego śledztwa nie przyznawał się do prowadzenia działalności szpiegowskiej (...) również w czasie śledztwa zaprzeczał, aby kiedykolwiek przekazywał wiadomości szpiegowskie za granicę i aby utrzymywał kontakt ze Szponderem Janem agentem wywiadu amerykańskiego. Fudali Józef przyznał się do zarzuconych mu czynów dopiero po upływie dłuższego okresu czasu i to na skutek przeprowadzonej konfrontacji między nim a Budziaszek Heleną i innymi członkami siatki szpiegowskiej. W niedługi czas po przyznaniu się do winy zeznania swoje zaczął odwoływać, przy czym w czasie dalszego śledztwa usiłował przesłuchującego wprowadzić w błąd przez składanie fałszywych zeznań, nie chciał podpisywać protokołów, zachowywał się w sposób prowokacyjny w stosunku do Oficera śledczego. Wina podejrzanemu Fudali Józefowi została udowodniona na podstawie zeznań świadków. Fudali natomiast usiłował zataić swoją działalność szpiegowską, aby uniknąć odpowiedzialności karnej i działalność tą dalej prowadzić".
Pomimo stosowania bestialskich metod śledczych ks. Fudali się nie poddawał. Jak donosił 20 listopada 1952 roku "agent celny" - czyli współwięzień z celi kapłana współpracujący z UB: "Na celi dyskutuje bardzo dużo na tematy religijne. Udowadnia dogmaty religijne i rozstrzyga różne kwestie społeczne (...) Prócz tego organizuje zbiorową modlitwę na celi". W sześć dni później dodawał: "Fudali o swej sprawie prawie na celi nie mówi. Natomiast przygotowuje się na dłuższe siedzenie i na otrzymanie wyroku".
Odwołał zeznania
Nie włączono go do tzw. procesu Kurii krakowskiej - zresztą w chwili, gdy się on odbywał, ks. Fudali przebywał w szpitalu więziennym - sądzono go samotnie. W akcie oskarżenia zapisano m.in.: "W toku śledztwa wina osk. Fudali na podstawie zeznań świadków Budziaszek Heleny, Kowalika Michała, Rospond Stefanii i dowodów rzeczowych znajdujących się w aktach sprawy oraz częściowych wyjaśnień oskarżonego została udowodniona w całej rozciągłości". Wyrok w jego sprawie ogłoszono 20 maja 1953 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie w składzie: przewodniczący Mikołaj Tołkan i ławnicy: Jerzy Przybylak, Paweł Weber, w obecności prokuratora Władysława Huka, skazał ks. Fudalego na "łączną karę 13 lat więzienia z utratą praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na przeciąg lat 5 i przepadkiem całego mienia na rzecz Skarbu Państwa". W czasie rozprawy kapłan odwoływał swoje zeznania ze śledztwa, podkreślając, że jest niewinny. Stefania Rospond, doprowadzona na jego rozprawę jako świadek, wspomina, iż "zeznawał, trzęsąc się, ledwie stojąc na nogach. Mówił niewyraźnie, bo wybili mu zęby. Nagle zaczął odwoływać swoje zeznania. Sędzia zwrócił mu uwagę, że przecież podczas śledztwa przyznał się do winy. Wtedy on zaczął tak strasznie krzyczeć, że go w śledztwie bili żelaznym drągiem, że miażdżyli mu przyrodzenie". Jednak "obronę oskarżonego uznał Sąd za wykrętną i kłamliwą". Jak podkreślono, "oskarżony w śledztwie przyznał się do winy w całej rozciągłości, słuchany kilkakrotnie, przy czym miał pełną możliwość prostowania i odwoływania swoich wyjaśnień, o czym świadczy fakt, że oskarżony w poszczególnych stadiach śledztwa również zaprzeczał swojej winie (...) Świadkowie na rozprawie w wielu istotnych szczegółach odwołali swoje zeznania złożone ze śledztwa, jednakże odwołanie to tłumaczy się ich zainteresowaniem w wyniku sprawy z uwagi na solidarność przestępczą i wpływ 'ideologiczny' oskarżonego jako osoby duchownej na jego 'współparafian', z których kilku okazało się szpiegami".
Ideologia kościelna
Od sierpnia 1953 roku ks. Fudali więcej czasu niż w celi spędzał w szpitalu więziennym. Jak odnotowywano: "jest obłożnie chory, gdyż nie wstaje z łóżka". W tym czasie często odwiedzał go jego brat Michał, ksiądz z Nowej Góry koło Krzeszowic, zapewniając mu w miarę możliwości odzież i lekarstwa. W grudniu 1953 roku w charakterystyce "więźnia Fudali Józefa" podkreślano: "W czasie obserwacji stwierdzono, że tenże jako ksiądz silnie ma zaszczepioną ideologię kościelną i tkwi w swych przekonaniach nie ustępliwie i zawzięcie. Wrogich wypowiedzi z jego strony nie stwierdzono przeciw Polsce Ludowej i ZSRR. Skruchy za popełnione przestępstwo w ogóle nie okazuje co świadczy o jego potencjalnie wrogim stosunku do Polski Ludowej". W marcu 1954 roku funkcjonariusze WUBP w Krakowie Stanisław Florek i Adam Błażejczyk próbowali zwerbować ks. Józefa Fudalego do współpracy z UB. Jak zapisali w raporcie: "W dniu 20 III 1954 przeprowadzona została rozmowa (...) w więzieniu Montelupich w Krakowie. W czasie rozmowy ksiądz Fudali oświadczył, że on nie poczuwa się do żadnej winy (...) W dalszej rozmowie na temat jego przestępstwa, oświadczył on że nic nie pamięta, gdyż ostatnio czuje się chory na głowę i ma zanik pamięci w takim dużym stopniu, że nawet nie pamięta o czym rozmawia z więźniami z którymi przebywa w celi. Zachowanie się w/w w czasie przeprowadzania z nim rozmowy było nieufne, ograniczał się do lakonicznych odpowiedzi. Wobec powyższego rozmowę zakończono. Uważamy ze swej strony, że ksiądz Fudali nie zasługuje na warunkowe zwolnienie, gdyż według niego byłoby to potwierdzeniem niesłuszności wyroku, o czym niedwuznacznie wspomniał mówiąc, że przecież część zeznań obciążających go świadkowie odwołali i dziwi się, dlaczego Sąd nie wziął tego pod uwagę".
Błogo umierać
Ksiądz Fudali nie wyszedł na wolność. Zmarł 30 stycznia 1954 roku w Państwowym Szpitalu Klinicznym św. Łazarza przy ul. Wesołej w Krakowie. Według dokumentów bezpieki - został tam wysłany z więzienia Montelupich w Krakowie w celu przeprowadzenia operacji woreczka żółciowego. Jednak według wspomnień pielęgniarki tego szpitala Władysławy Kapłon, został tam przywieziony już po operacji: "28 I 1954 r. przywieziony został z więzienia Montelupich do szpitala św. Łazarza na oddział Czerwonej Chirurgii ks. Józef Fudali, ze strażnikiem więziennym, który ani na chwilę nie zostawiał go samego. Przywiózł go dr Czyżewski za zgodą ordynatora przyjęty na oddział s. Marii, powiedział do niej: 'Wy wiecie, co z nim zrobić' (chodziło o zaopatrzenie go na śmierć). Chory był już 8. dzień po operacji woreczka żółciowego, był bardzo wyniszczony, z gorączką, rana pooperacyjna duża z ropą i krwią (...) 29 I zaraz z rana poszłam odwiedzić ks. Józefa. Miał założoną kroplówkę, był przytomny, ale bardzo słaby. Prosił, abym odjęła kroplówkę, a na moje zapewnienia, że go ona wzmocni, odpowiedział: 'Moje wzmocnienie już tylko u Chrystusa'. Na moje zapytanie, czy dać o nim znać ks. Michałowi - bratu, odpowiedział, że trzeba mu oszczędzić tego cierpienia. W ciągu dnia chwilami zapadał w sen, to znów modlił się i łączył z Drogą Krzyżową Pana Jezusa, przywoływał Weronikę, a na zapytanie, o którą Weronikę chodzi, odpowiedział, że tę, która otarła twarz Panu Jezusowi. To znów mówił: 'Chryste, ofiaruję Ci moją krew kapłańską z Twoją. Ty miałeś bok przebity, lała się krew i woda, i z mojej rany w boku leje się krew i ropa'. (...) Ostatnie słowa, jakie ks. Józef wypowiedział: 'Jak błogo umierać, gdy się z Chrystusem żyło'".
Filip Musiał
Autor jest pracownikiem Oddziału IPN w Krakowie.
Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 53 (2766) z dnia 3-4 marca 2007 r.