Księża Niezłomni

 

.

 

Grzegorz Sado

 

Nieznany męczennik PRL
Ks. Jan Trojnar (1907-1946)

 


   W marcu 1946 roku na terenie diecezji sandomierskiej w odstępie zaledwie czterech dni zostało zamordowanych dwóch młodych księży. Pełnili oni posługę kapłańską w sąsiadujących ze sobą parafiach ówczesnego dekanatu soleckiego. Dokumenty pochodzące z Archiwum Diecezjalnego w Sandomierzu oraz Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej nie pozostawiają cienia wątpliwości, kto odpowiada za powyższe zbrodnie. Dodatkowo są one poparte relacjami naocznych świadków oraz kronikami parafialnymi.

Zabójstwo pierwszego kapłana - księdza Stanisława Domańskiego - wikarego parafii Sienno, który w okresie okupacji niemieckiej działał w strukturach ZWZ oraz AK pod pseudonimem "Cezary", a po zakończeniu II wojny światowej kierował organizacją antykomunistyczną, miało podłoże polityczne. Wszyscy bowiem kapelani związani z Polskim Państwem Podziemnym byli już od 1945 roku zwalczani w sposób bezwzględny przez komunistyczne władze. Natomiast okrutny mord popełniony na księdzu Janie Trojnarze - proboszczu parafii Pętkowice - przez długie lata tłumaczono napadem rabunkowym. Wynikało to z tego, iż duchowny zarówno w czasie II wojny światowej, jak i po jej zakończeniu nie był związany w żaden sposób z żadną organizacją podziemną oraz nie angażował się w jakąkolwiek działalność polityczną.


   Zapomniana zbrodnia

   Po upływie prawie 64 lat od tamtych tragicznych wydarzeń można odsłonić niektóre kulisy tajemniczej śmierci ks. Trojnara. Należy to zrobić z kilku bardzo ważnych powodów. Mianowicie, do tej pory żaden z historyków zajmujących się duchowieństwem katolickim po zakończeniu II wojny światowej nie wykazywał zainteresowania tą postacią. 22 września 1996 roku na łamach "Gościa Niedzielnego" ukazał się artykuł autorstwa ks. Janusza Bachurskiego "Męczennik PRL ks. Jan Trojnar (1907-1946)". Jest on, jak na razie, jedynym opublikowanym materiałem faktograficznym traktującym o losach ks. Trojnara. Ksiądz Janusz Bachurski w latach 1989-1996 był proboszczem parafii Pętkowice. Przez cały okres swojej posługi duszpasterskiej gromadził materiały i zbierał relacje od okolicznej ludności na temat ks. Trojnara. To on jako pierwszy podjął próbę dotarcia do materiałów wytworzonych przez bezpiekę. Niestety, bezskuteczną. W 1996 roku uzyskał informację od prokuratury w Ostrowcu Świętokrzyskim, że dokumenty związane ze śledztwem prowadzonym przez bezpiekę nie dotrwały do naszych czasów. Dziś możemy stwierdzić, że tak nie jest. Powstanie IPN i przejęcie przez niego wszystkich zachowanych archiwaliów komunistycznych organów represji z czasów PRL dało historykom możliwość gruntownych badań naukowych związanych z tamtym okresem. Autorowi niniejszego artykułu - w wyniku przeprowadzonej przez niego kwerendy - udało się dotrzeć do informacji, iż w 1947 roku Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Kielcach wszczęła śledztwo w sprawie śmierci ks. Jana Trojnara. Wśród osób podejrzanych o zabójstwo duchownego znalazło się czterech funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Starachowicach.
   Jednak śledztwo zostało umorzone po kilku miesiącach, a całej sprawie nadano charakter rabunkowy. Obecnie IPN prowadzi kwerendę, dzięki której być może uda się odnaleźć wszystkie dokumenty związane z osobą ks. Jana Trojnara. Jednak już dziś możemy mieć pewność, iż wiosną 1946 roku władze komunistyczne dążyły do wyrugowania Kościoła katolickiego z terenów podlegających ówczesnej parafii w Pętkowicach. Jednym z kluczowych sposobów miało być zastraszenie duchowieństwa oraz wiernych. Polegało ono na słownych groźbach, szykanach, a gdy i takie metody nie pomogły, komuniści sięgnęli po radykalniejsze środki, ostatecznie mordując w bestialski sposób ks. Trojnara.
   Autor niniejszego artykułu chciałby złożyć serdeczne podziękowania ks. Januszowi Bachurskiemu. Posiadane przez niego materiały przyczyniły się do wyjaśnienia wielu wątków związanych z życiem i działalnością proboszcza parafii Pętkowice.


   Zwyczajny ksiądz

   17 sierpnia 1907 roku we wsi Smolarzyny (pow. łańcucki) na Rzeszowszczyźnie w domu Józefa Trojnara i Marii z domu Kloc przyszedł na świat syn, któremu na chrzcie świętym nadano imię Jan. Trojnarowie zajmowali się uprawą roli w swym małym, kilkuhektarowym gospodarstwie. Warunki, w których wychowywał się przyszły kapłan, były bardzo ciężkie. Gospodarstwo rodziców nie przynosiło odpowiednich dochodów, a ponadto bardzo często wylewał San, powodując zniszczenia.
   W drugiej połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku - po ukończeniu szkoły powszechnej - Jan Trojnar wyemigrował na teren województwa kieleckiego. We wrześniu 1928 roku rozpoczął naukę w męskim gimnazjum kurii diecezjalnej w Sandomierzu. W maju 1930 roku - już jako alumn Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu - zdał z wynikiem pozytywnym egzamin dojrzałości. Na podstawie ocen widniejących na jego świadectwie maturalnym można stwierdzić, iż był uczniem dość solidnym. Do zainteresowań młodego kleryka należały przedmioty humanistyczne, takie jak: historia, język polski oraz łacina.
   2 czerwca 1935 roku w katedrze sandomierskiej Jan Trojnar przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa Pawła Kubickiego. W latach 1935-1945 zajmował następujące stanowiska kościelne: wikariusz parafii Brzóza (1935-1936), wikariusz parafii Wysokie (1936-1937), wikariusz parafii Pawłowice (1937-1938), wikariusz parafii Gowarczów (1939-1940), wikariusz parafii Momina (1941-1943), wikariusz parafii Waśniów (1942-1945). 14 sierpnia 1945 roku ks. Trojnar został oddelegowany przez biskupa sandomierskiego Jana Kantego Lorka na swe pierwsze, a zarazem ostatnie probostwo w Pętkowicach (wówczas pow. iłżecki, woj. kieleckie).
   Biskup Lorek zlecił ks. Trojnarowi bardzo ciężkie zadanie. W miejscowości Okół sąsiadującej z Pętkowicami funkcjonowała wówczas parafia polskokatolicka. Była ona wspierana przez powiatowe i lokalne władze komunistyczne. Bezpieka celowo podsycała animozje i nieporozumienia między wyznawcami obu Kościołów. Ponadto Pętkowice oraz okoliczne miejscowości w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej były silnie skomunizowane. Wielu mieszkańców pracowało w wojewódzkich i powiatowych Urzędach Bezpieczeństwa oraz było funkcjonariuszami milicji lub ORMO. Biskup sandomierski w jednym z listów do ks. Trojnara wskazywał, iż wierni z podległej mu parafii wymagają szczególnej troski i opieki.
   Mimo tych przeciwności w dość krótkim czasie ks. Trojnarowi udało się zdobyć sympatię i szacunek części parafian. Dokonał tego dzięki ciężkiej pracy w gospodarstwie. Własnoręcznie wybudował kamienną obórkę oraz stodołę z drewnianych bali. Jego ulubionym zajęciem było wędkarstwo. A oto, w jaki sposób zapamiętał osobę ks. Trojnara wikariusz sąsiedniej parafii Bałtów ks. Julian Banaś, który spisał swoją relację w dwa lata po jego śmierci: "Dla parafian był przystępny i chętnie się do nich zbliżał. W rozmowie być może był w tych warunkach za szczery i posługiwał się często gwarą chłopską nawet w kazaniach, a to zdaje się mogło niektórych razić. W załatwianiu spraw z parafianami kierował się wyrozumiałością i dobrocią. Nic więc dziwnego, że parafianie wspominają go jak najlepiej". W innym fragmencie wspomnień ks. Banaś pisze, że w swej pracy ks. Trojnar napotykał wiele trudności i przykrości. Między innymi wyznawcy Kościoła polskokatolickiego mieli wielokrotnie obrzucać go kamieniami, dochodziło także do okradania plebanii.


   Oprawcy w mundurach

   14 marca 1946 roku w budynku plebanii w Pętkowicach rozegrały się dramatyczne i wstrząsające wydarzenia, które utkwiły na zawsze w pamięci mieszkańców tamtejszej wioski oraz księży z sąsiednich parafii (Tarłów - ks. Jan Suwara, Pawłowice - ks. Jan Madejski, i Bałtów - ks. Julian Banaś), którzy na drugi dzień pojawili się na miejscu tragedii. Oto relacje, jakie zostały przez nich złożone w kurii diecezji sandomierskiej:
   "(...) Uprzejmie komunikuję, iż dnia 14 marca 1946 r., między godziną 18.00 a 20.00 został zamordowany ks. Jan Trojnar w Pętkowicach przez czterech uzbrojonych złoczyńców w mundurach wojskowych. Około godziny 18.00, gdy proboszcz ks. Trojnar miał 3 parafian i pisał z nimi umowę, weszło czterech uzbrojonych do mieszkania. Dwóch z karabinami, a dwóch z rewolwerami. Odwołali księdza do kuchni i zażądali 20 tysięcy złotych. A gdy ten nie mógł im tego dać, lecz dał co posiadał. Usunęli tych trzech interesantów do drugiego pokoju. Kazali im się położyć na podłodze, przykryli różnymi nakryciami i kazali leżeć (...), pytali się księdza, do jakiej partii należy i jednocześnie zaczęli bić księdza. (...) zbitego księdza krzesełkami i zakrwawionego wyprowadzili do zabudowań gospodarczych, gdzie miał widocznie część pieniędzy. A później znów bili i kazali się myć z krwi i owijać głowę ręcznikiem. Słychać było często słowa księdza: 'nigdy' (...) Zbitego i prawdopodobnie omdlałego księdza na podłodze zastrzelono 2 strzałami w tył głowy. Jeden strzał z karabinu rosyjskiego, drugi z rewolweru. Zwłoki z wyrwanym mózgiem i rozbitą czaszką leżą na podłodze, bo milicja nie kazała ruszać do przyjazdu komisji. (...) Do wczoraj 17 marca wieczorem nie było jeszcze komisji i zwłoki leżą. Terminu pogrzebu ks. Dziekan nie określił (...)".
   "(...) Podaję przewielebnej Kurii trochę wiadomości z naszych terenów. Jak już wiadomo Przewielebnej Kurii ks. Trojnar został zamordowany w okropny sposób w dniu 14 marzec 1946 r., znęcali się nad ofiarą od godz. 6.00 do 8.00 wieczorem. Morderców było czterech, ubrani po wojskowemu. Twarz ks. Trojnara ogromnie zbita, zęby dolne wybite, czaszka nad oczami i tyłem głowy rozbita. W końcu prawdopodobnie już nieprzytomnego zastrzelono. Strzelano w głowę z tyłu, czaszka rozleciała się na cztery kawałki, drugi strzał w bok, mózg całkowicie wypłynął. Krwi pełno w pokoju, na podłodze, ścianach, piecu i biurku (...)".
   "(...) Było to 15 marca 1946 roku. Wcześnie rano przybywa posłaniec z Pętkowic i donosi, że wczoraj wieczorem tj. 15 marca 1946 roku w okrutny sposób został zamordowany ks. Jan Trojnar (...) Jako najbliższy sąsiad miałem obowiązek przyjechać czym prędzej na miejsce nieszczęśliwego wypadku. Po niecałej godzinie jazdy byłem na miejscu. Tego, co ujrzały oczy moje, nigdy nie zapomnę. Na podłodze przy oknie od podwórka leżały zwłoki śp. Ks. Jana Trojnara. Leżał twarzą zwrócony do podłogi. Rozbita czaszka i rozlany na podłodze mózg przedstawiał widok wstrząsający. Zbryzgane krwią ściany, podłoga i książki zdawały się aż nadto potwierdzać opowiadania świadków o okropnych torturach, jakie zadawali mordercy przed śmiercią śp. Ks. J. Trojnarowi. Śp. Ks. Trojnar zginął śmiercią męczeńską, za to, że się odważył tu pracować dla zagrożonej herezją hoduryzmu placówki rzymsko-katolickiej. Każdy to aż nadto rozumiał. Nie był to przecież zwykły bandycki napad rabunkowy - bo cóż tu można było zrabować, przecież to najbiedniejsza parafia, zresztą już był okradany. Świadkowie opowiadają, iż mordercom śp. Ks. Trojnar oddawał wszystko co miał, ale oni nie po to przyszli, przyszli po to, aby go umęczyć, aby przez dokonane okrucieństwo zlikwidować tu rzymsko-katolicką placówkę (...)".
   Zastanawiający jest bez wątpienia fakt, iż z plebanii w Pętkowicach skradziono wówczas list pasterski Episkopatu Polski czytany w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu we wszystkich kościołach w Polsce. Jego treść była niewygodna dla komunistycznych władz, krytykowała ją bowiem w bezpośredni sposób. W liście była między innymi mowa o tym, iż: "(...) Polska nie może się wyprzeć swej przynależności do świata chrześcijańskiego. Polska nie może zdradzać chrześcijańskiego ducha swych dziejów. Polska nie może być komunistyczna, Polska musi pozostać katolicka (...)". Nasuwa się pytanie, czy dla zwykłych rabusiów list ten przedstawiałby jakąkolwiek wartość.
   Ciało ks. Trojnara leżało w budynku plebanii równy tydzień. Bezpieka i prokuratura najprawdopodobniej nie przeprowadziły nawet ich oględzin. Natomiast protokół dotyczący morderstwa został spisany w dzień pogrzebu duchownego, tj. 21 marca 1946 roku!


   Uszli sprawiedliwości

   Według relacji nieżyjących już świadków, z którymi rozmawiał ks. Janusz Bachurski, mordercami ks. Jana Trojnara byli dawni partyzanci Armii Ludowej działający na tamtym terenie w okresie II światowej. Po zakończeniu działań wojennych pracowali jako funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Starachowicach. Impulsem, który zdecydował o tym, iż miejscowi ubecy zdecydowali się zgładzić ks. Trojnara, miały być wydarzenia, jakie rozegrały się cztery dni wcześniej w Siennie, gdzie śmierć z rąk bezpieki poniósł wspomniany już wcześniej ks. Stanisław Domański, kapelan AK. Tezę tę potwierdzałyby wydarzenia, które nastąpiły po pogrzebie proboszcza parafii Pętkowice. W materiałach archiwalnych pochodzących ze zbiorów Archiwum Diecezjalnego zachowały się listy księży z dekanatu soleckiego. Ich treść musiała wówczas głęboko zaniepokoić biskupa Lorka. Duchowieństwo z tamtego terenu dostawało w 1946 roku przez wiele miesięcy pogróżki ze strony UB, MO oraz działaczy PPR. Kapłani alarmowali, że dochodzi do przypadków zmuszania ich, aby podczas kazań głosili, że Kościół katolicki wspiera finansowo tzw. podziemie reakcyjne oraz że ks. Stanisław Domański był zwykłym bandytą współpracującym z ks. Trojnarem. Kilku księżom grożono wówczas, iż utracą życie.
   Pogrzeb ks. Trojnara odbył się 21 marca 1946 roku. Jednak jego ciało nie spoczęło na miejscowym cmentarzu. Mordercy duchownego czuli się na tyle bezkarni i bezczelni, że zagrozili wysadzeniem w powietrze jego grobu. W obawie przed profanacją ciała dziekan dekanatu soleckiego ks. Teofil Ździebłowski zdecydował, że zostanie ono pochowane w odległym o prawie 10 km od Pętkowic Ostrowcu Świętokrzyskim. Ceremonia pogrzebowa rozpoczęła się mimo wszystko w Pętkowicach, gdzie parafianie pożegnali swego nieodżałowanego proboszcza: "Przed plebanią w Pętkowicach zebrały się tłumy ludzi. Kapłanów było zaledwie kilku, bo wszyscy mieli zebrać się w Ostrowcu. Zwłoki zostały przeniesione do kościoła, złożono trumnę na katafalku, a wkoło stali zwarci parafianie (...). W czasie Mszy Świętej widziałem zamyślone i stroskane twarze, w czasie ofiary Mszy św. i modlitwy wśród ogólnej ciszy smutek zdawał się potężnieć, aż wreszcie wybuchnął ogromnym płaczem. Podobnie jak pierwsi chrześcijanie uczynili ogromny płacz na pogrzebie pierwszego męczennika Szczepana, tak teraz cały kościół zanosił się od płaczu. Ja również nie mogłem powstrzymać łez, płakali też i inni kapłani. Wszyscyśmy czuli ogrom nieszczęścia i krzywdę, jaką wyrządzono parafii. (...) Zwłoki zostały odprowadzone do Ostrowca, gdzie niezwykle uroczyście odprowadzono na miejsce wiecznego spoczynku. W pogrzebie wzięło udział wielu kapłanów i mnóstwo ludzi (...)".
   W 1947 roku Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Kielcach umorzyła postępowanie przeciwko osobom podejrzanym o zabójstwo ks. Jana Trojnara. Jego oprawcy nigdy nie odpowiedzieli za ten bestialski i niczym nieusprawiedliwiony mord.
   O osobie ks. Jana Trojnara zapomniano na ponad pół wieku. Jedynie jego rodzina, przyjaciele i najwierniejsi parafianie pielęgnowali pamięć o nim. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w miejscu spoczynku ks. Trojnara stanął skromny nagrobek. Czyjaś ręka wyryła na nim napis: "Oddał życie za Wiarę i Kościół". Czas najwyższy, aby o ks. Trojnarze, nieznanym męczenniku PRL, usłyszało zdecydowanie większe grono ludzi niż do tej pory.

Grzegorz Sado     

Autor jest doktorantem historii, prowadzi badania na temat księży represjonowanych w okresie PRL,
w 2009 r. opublikował książkę o ks. Stanisławie Domańskim "O Polskę biało-czerwoną" (Wydawnictwo Jedność).

 

 

Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 19 (3645) z dnia 23-24 stycznia 2010 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej