. |
Z ks. bp. Czesławem Kaczmarkiem więzienie komunistyczne dzieliło ponad 20 księży z diecezji kieleckiej. Wśród nich był ks. prałat Jan Jaroszewicz, jego najbliższy współpracownik i następca w posłudze pasterskiej w Kielcach. Niezmącony spokój, rozumne decyzje, stanowczość, a jednocześnie głęboka wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka, zwłaszcza dzieci, to cechy, które bodaj najlepiej charakteryzują tego niezłomnego kapłana.
W niezbyt długiej historii istnienia diecezji kieleckiej kilka razy jej kapłani byli poddawani bolesnym doświadczeniom. Wystarczy wspomnieć 1893 r., kiedy to zaborcze władze carskie zamknęły kieleckie seminarium duchowne. Ówczesny ordynariusz ks. bp Tomasz Kuliński nie dopuścił urzędników rządowych do wizytacji kościelnej uczelni. Ci umieścili w seminarium swojego agenta, który wzniecił w budynku seminaryjnym kilka pożarów. Winą za brak nadzoru nad "prawomyślnym" wychowaniem kleryków obarczono ks. bp. Kulińskiego. Kilku profesorów zesłano na Syberię, skąd po latach katorgi nie wszyscy wrócili. Po zakończeniu okupacji niemieckiej diecezja kielecka stała się poligonem doświadczalnym rozprawy komunistów sowieckich i polskich z Kościołem katolickim. Kozłem ofiarnym tej rozprawy był ordynariusz kielecki ks. bp Czesław Kaczmarek. Jako jedyny w PRL polski biskup po okrutnym śledztwie i haniebnej rozprawie sądowej otrzymał wyrok 12 lat więzienia. W 1959 r. biskupa i diecezję kielecką ukarano poborem kleryków do odbycia zasadniczej służby wojskowej, nieco później do wojska rozpoczęto wcielać kleryków z innych seminariów duchownych. Z ordynariuszem więzienie komunistyczne dzieliło ponad 20 księży z diecezji kieleckiej. Wśród nich był ks. prałat Jan Jaroszewicz, jego najbliższy współpracownik i następca w posłudze pasterskiej w Kielcach.
Jan Jaroszewicz, syn Mateusza i Barbary z Plechowiczów, urodził się 27 maja 1903 r. w Mitawie, w dawnych Inflantach polskich, na terenie przedwojennej Łotwy. W rodzinnej miejscowości ukończył szkołę podstawową i rozpoczął naukę w gimnazjum. W wyniku działań wojennych, w 1915 r. gimnazjum zostało przeniesione w głąb Rosji do Tuły. Później do tego miasta przeniosła się rodzina Jana, ojciec rozpoczął pracę w urzędzie skarbowym. W Tule gimnazjalista zżył się z ks. Szymonem Żółtowskim, prefektem gimnazjum i kuratorem całej guberni.
Z rozpoczęciem rewolucyjnej wojny domowej w Rosji aresztowano ojca Jana i ks. Żółtowskiego. Ojca skierowano do pracy przy wyrębie lasu, a księdza prefekta zwolniono z aresztu i nakazano mu opuścić Rosję. Matka oddała syna Jana pod opiekę księdza. Na granicy z odrodzoną Polską władza sowiecka przekazała Polsce prefekta i młodego Jana w zamian za dwóch komunistów sowieckich. Jana umieszczono w obozie jenieckim w Mińsku, a kapłan próbował podjąć pracę duszpasterską w diecezji pińskiej, odmówiono mu miejsca w diecezji warszawskiej, wreszcie zatrzymał się w diecezji podlaskiej. W 1920 r. ks. Żółtowski z wyciągniętym z obozu Janem przybył do Kielc. Biskup kielecki Augustyn Łosiński przyjął Jana Jaroszewicza do seminarium duchownego, gdzie był on pilnym i zdolnym studentem. Studia ukończył w 1925 roku. Jako diakon posłany został do parafii Staromieście. Po osiągnięciu odpowiedniego wieku, 11 października 1925 r., otrzymał święcenia kapłańskie i jako wikariusz przez dwa lata pracował w tej parafii.
W październiku 1927 r. ks. bp Łosiński posłał ks. Jaroszewicza na dalsze studia teologiczne na KUL. Po roku wyjechał na studia do Fryburga szwajcarskiego. Studiując, oddawał się pracy duszpasterskiej, szczególnie wśród szwajcarskiej Polonii. Wystarał się o jurysdykcję do spowiadania, działał w Związku Misyjnym Kleru. Już po powrocie do Kielc od Towarzystwa Akademickiego Polonia we Fryburgu w 1932 r. otrzymał dyplom członkostwa honorowego w dowód uznania za pracę duszpasterską wśród Polaków w Szwajcarii. 17 lipca 1931 r. ks. Jan Jaroszewicz obronił pracę doktorską napisaną w języku łacińskim pt. "De dono perseverarantiae finalis secundum doctrinam S. Thome Aquinati".
Po powrocie ze studiów od 1931 r. ks. dr Jan Jaroszewicz pełnił funkcję ojca duchownego i wykładowcy teologii dogmatycznej w kieleckim seminarium duchownym. W następnych latach wykładał również teodyceę, apologetykę i patrologię. Był dyrektorem Apostolstwa Modlitwy i Krucjaty Eucharystycznej, moderatorem Sodalicji Mariańskiej, wykładowcą apologetyki w Instytucie Wyższej Kultury Religijnej, działał w Związku Zakładów Teologicznych. 26 czerwca 1939 r. ks. Jan Jaroszewicz został mianowany rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. Jako duszpasterz kościoła Świętej Trójcy przez lata okupacji wraz z kuratorem mieszkał w gmachu seminaryjnym. Ksiądz biskup Kaczmarek przekazał znaczną część budynku seminarium szpitalowi wojewódzkiemu, zajętemu wtedy przez Niemców.
W trudnych latach okupacji ks. Jaroszewicz pełnił urząd rektorski. Niezmącony spokój, rozumne decyzje, stanowczość i odwaga stwarzały jakby naturalne warunki kształcenia seminarzystów, bo rektor wszystkie trudne sprawy brał na siebie. Narastały wojenne problemy, seminarzyści byli lokowani w różnych miejscach w mieście w prymitywnych warunkach bytowania i nauki. Seminarium ciągle groziło zamknięcie, zdarzały się długie przerwy w nauczaniu. Ksiądz rektor mimo zakazu niemieckiego przyjmował do seminarium zgłaszających się kandydatów do kapłaństwa. Otworzył drzwi dla kleryków z innych diecezji, gdzie okupant zamknął seminaria. Wśród przygotowujących się do kapłaństwa nie lękał się ukrywać alumna, z pochodzenia Żyda, który z tego powodu został usunięty z innego seminarium. Atmosferę spokoju i opanowania, jaką stwarzał ks. Jaroszewicz w seminarium, ilustruje zdarzenie z ostatniej nocy wojennej, z 16 na 17 stycznia 1945 r., kiedy do Kielc wkraczali Rosjanie. "Wyzwolenie" sowieckie poprzedzone zostało silnym ogniem artylerii, w gmachu seminaryjnym wyleciały szyby z okien, ogródek był zryty pociskami. Jakby nic się nie działo, do piwnic, gdzie schronili się klerycy, przyszedł punktualnie ks. rektor, by odprawić Mszę św. za kleryka wcześniej zamordowanego przez Niemców w Warszawie.
Z zakończeniem wojny ks. Jaroszewicz ustąpił z urzędu rektora seminarium. Nadal wykładał teologię dogmatyczną, ponadto poświęcił się redagowaniu "Współczesnej Ambony", by dać duchowieństwu konkretną pomoc w posłudze kaznodziejskiej.
Oprócz pracy w seminarium duchownym, kierownictwa diecezjalnymi stowarzyszeniami, w latach 1931-1945 wiele serca i czasu ks. dr Jan Jaroszewicz poświęcał jako opiekun sierocym dzieciom z Domu Dziecka św. Tomasza, który prowadziły siostry niepokalanki. Jego czułe serce dla sierot najwierniej przedstawiają przykłady: jeszcze przed nastaniem okupacji niemieckiej ksiądz opiekun posyła zakonnice do zwykłej nory na przedmieściu Kielc. Do sierocińca siostry przynoszą na plecach troje małych, prawie nagich dzieci. Innym razem sam opiekun przyprowadza małą Marysię, sponiewieraną przez ciotkę sierotę. Pouczone przez kogoś dziecko zaczepiło księdza w księgarni "Jedność", prosząc: "Księże, weź mnie do chronki". Przyprowadził ją, zamieszkała w ochronce. Dziewczynkę tę nazywano "gwiazdką". W sierocińcu mieszkał chłopiec Witek, który jeszcze w czasie wojny w domu rodzinnym stracił oko. Nieoczyszczony w porę oczodół spowodował konieczność usunięcia drugiego oka. Przed oślepieniem ks. Jaroszewicz zabrał chłopca w podróż po Polsce, był z nim w górach, nad morzem, w Krakowie, w Częstochowie. Po operacji ociemniały pozostał w przytułku stołecznym, ukończył studia, po latach dziękował Bogu i opiekunowi za ocalone życie. Siostra Benigna Polak w 1942 r. znalazła schronienie przed gestapo w kieleckim sierocińcu. Na wstępie ksiądz opiekun powiedział do niej: "Nie bój się, będziemy cię chronić... Dla bezpieczeństwa umieścimy cię na jakiś czas na plebanii w Świętomarzy, bo z pewnością gestapo będzie cię szukało". Poszukiwało, ale ona ukryta w furze siana przewieziona została na wskazaną plebanię. Przez lata okupacji na dłuższy lub krótszy czas opiekę w sierocińcu znajdowały dzieci żydowskie. Takich przypadków było kilkanaście. Ich pobyt w zakładzie był objęty tajemnicą. Sam opiekun umieścił niektóre z nich w bezpiecznych miejscach, u pewnych rodzin.
Sierociniec zawsze dawał dzieciom utrzymanie, przyuczenie do zawodu. Ksiądz Jaroszewicz finansował sierotom wycieczki, do zakładu często przynosił teczkę ze słodyczami i drobnymi prezentami. Był niewyczerpany w improwizowaniu bajek, przerywał je w najciekawszych momentach, dzieci czekały na jego następne przyjście. Tworzył im namiastkę rodzinnego ciepła. To piękne dzieło służby dzieciom w Domu św. Tomasza zostało brutalnie zniszczone w PRL przez rządy komunistów. Dom najpierw przekazano pod zarząd państwowej Caritas, a całkiem upaństwowiono w 1962 roku.
W przeddzień tzw. sowieckiego wyzwolenia sowiecki "kukuruźnik" rzucił bomby na dom przy ul. Mickiewicza naprzeciw byłej prokuratury. W tym domu mieścił się szpital i przytułek dla wysiedlonych warszawiaków. Ksiądz Jaroszewicz przez całą noc z kilkoma osobami wyciągał zabitych z gruzów i spod płonących belek, modlił się nad nimi. Rannych przenoszono do budynku seminaryjnego i tam ich opatrywano. Rankiem ks. Jan szedł do seminarium sprawować Mszę Świętą. Po wkroczeniu Sowietów do Kielc chronił przed kradzieżą i niszczeniem zasoby biblioteczne. Sowieckim żołnierzom dawał bibułkę do skręcania papierosów - "zakurki", a siostry zakonne obdarowywały ich jedzeniem.
Oprócz pracy profesorskiej w seminarium duchownym, redakcyjnej we "Współczesnej Ambonie" ks. Jan Jaroszewicz wiele czasu poświęcał posłudze rekolekcyjnej i konferencjom dla sióstr zakonnych. Towarzyszył ordynariuszowi w wizytacjach pasterskich w parafiach na terenie diecezji. Tymczasem nad pasterzem kieleckim i diecezją zbierały się chmury komunistycznych prześladowań Kościoła katolickiego. Ksiądz biskup Kaczmarek prezentował najbardziej bezkompromisową postawę wobec komunistów polskich, którzy w walce z Kościołem realizowali linię Moskwy.
27 września 1949 r. ks. Jan Jaroszewicz otrzymał nominację na wikariusza generalnego diecezji kieleckiej. W wyniku ustaleń podjętych w Episkopacie Polskim, podczas rozprawy sądowej 15 września 1953 r. ks. bp Czesław Kaczmarek zeznawał, że wyznaczył ks. Jaroszewicza na swojego następcę w Kielcach jeszcze w 1949 r., gdyby sam miał przeszkodę w zarządzaniu diecezją. Tymczasem pod koniec lat czterdziestych XX w. w Kielcach wśród księży rosło napięcie, spodziewano się aresztowania ordynariusza.
20 stycznia 1951 r. ks. prałat Jan Jaroszewicz został aresztowany wraz z ks. bp. Czesławem Kaczmarkiem i osadzony w warszawskim więzieniu na Mokotowie. Tego dnia około godziny 9.00 do kurii kieleckiej wtargnęło kilku pracowników UB pod dowództwem Józefa Światły i "krwawej" Julii Brystygierowej. Inni ubowcy otoczyli zabudowania kurialne, stali na ulicach obok kurii i katedry. Przez cały dzień przeszukiwano pomieszczenia kurialne i mieszkanie ordynariusza. Wszystkich przychodzących tego dnia do kurii rewidowano i zatrzymywano w jednym pomieszczeniu. Wieczorem do ciężarowego samochodu załadowano kilka walizek i paczek z dokumentami ks. bp. Kaczmarka i kurialnymi. Do tego samochodu przyprowadzono także ks. Jana Jaroszewicza, który jak zwykle tego dnia przyszedł do pracy w kurii. W innym samochodzie - osobowym, umieszczono ks. bp. Czesława Kaczmarka.
Nie mogli mieć żadnego kontaktu w ciągu dnia i teraz im to uniemożliwiono. Było już zupełnie ciemno, gdy oba samochody odjechały w kierunku Warszawy. O zagrożeniu biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka całe społeczeństwo i wierni diecezji kieleckiej dowiedzieli się 24 stycznia z komunikatu prasowego: "W związku z okolicznościami, które wypłynęły w toku rozprawy sądowej przeciwko bandzie "AP" w Wolbromiu, jak również w związku z całokształtem działalności biskupa Kaczmarka, prokurator wojewódzki w Kielcach wszczął śledztwo i zarządził zastosowanie koniecznych środków zapobiegawczych". Teraz nikt nie miał wątpliwości, że chodzi o aresztowanie biskupa. W komunikacie nie było żadnej wzmianki o ks. Janie Jaroszewiczu.
W kartotece ks. Jaroszewicza opracowanej przez wojewódzki Urząd do Spraw Wyznań (UdSW) sporządzono notatkę: "W życiu społecznym udziału nie brał, do organizacji społecznych nie należał, stosunek jego był wrogi. Za niereagowanie na wrogie wystąpienia księży do Polski Ludowej, co uwypukliło się w procesie wolbromskim (16-18 i 20 I 1951), wraz z biskupem Kaczmarkiem został zatrzymany przez władze bezpieczeństwa". Władze PRL zarzucały zarówno ks. Jaroszewiczowi, jak i ks. bp. Kaczmarkowi, iż byli wtajemniczeni w działalność powstałej po wojnie w Wolbromiu organizacji młodzieżowej o nazwie "Armia Podziemia" i że działalnością "AP" kierują księża z Wolbromia: Piotr Oborski i Zbigniew Gadomski. Domagały się tak od ordynariusza, jak i od jego wikariusza generalnego zarówno ks. Jaroszewicza, by potępili antypaństwową działalność księży. Tego władza diecezjalna nie chciała dokonać bez własnego rozpoznania sprawy, nawet mimo nalegań księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego. 6 czerwca 1951 r. sufragan kielecki ks. bp Franciszek Sonik interweniował u samego prezydenta Bolesława Bieruta o ustalenie przyczyn aresztowania ks. Jana Jaroszewicza, o wskazanie miejsca jego pobytu oraz w sprawie innych księży kieleckich, także aresztowanych. Interwencja pozostała bez odpowiedzi.
W aktach personalnych ks. bp. Jana Jaroszewicza znaleźć można informację, że "Na posiedzeniu niejawnym sądzony przez Wydział Sądu Wojewódzkiego dla miasta st. Warszawy dnia 17.12.1951 r. na zasadzie art. 50 KK - posiadania dwumiesięcznika "Riens", dwóch broszur i in. dokumentów, gdyż posiadanie ich jest niedozwolone". Łatwo zauważyć, że ks. dr Jaroszewicz, wykładowca teologii w seminarium duchownym, był skazany za posiadanie materiałów naukowych. Skazano go na cztery lata więzienia. Więziony był w Warszawie i w Goleniowie. Podczas śledztwa przygotowywano go na świadka w procesie ks. bp. Kaczmarka. Nie przyznał się do popełnienia jakichkolwiek przestępstw. Na zadawane pytania odpowiadał: "Nie wiem", "Nie pamiętam". Metoda milczenia okazała się na tyle skuteczna, że nie wystąpił w procesie ks. bp. Kaczmarka. Przez pełne cztery lata więzienia ks. Jaroszewicz nie kontaktował się z kurią kielecką. Rzadką korespondencję listowną utrzymywał z dwoma swoimi siostrami mieszkającymi w Kielcach i z ks. Piotrem Styczniem z Jędrzejowa.
24 czerwca 1966 r. na plebanii w Miechowie ks. bp Jan Jaroszewicz tak wspominał swój pobyt w mokotowskim więzieniu: "Cóż, gdy mnie posadzono w celi z dwoma innymi więźniami, pomyślałem, że taka jest wola Boża. Tutaj trzeba żyć i przeżyć - jeśli Bóg pozwoli - i tu się uświęcać. (...) Ale nie było to znów takie łatwe... Najuciążliwsze były przesłuchania. Często trwały po bardzo wiele godzin... Stosowali różne metody: pochwał, łagodności i niemal słodyczy serca, żeby się przyznać do tego, co im było potrzebne do reżyserii tego procesu, a skoro usłyszeli: nie!, Tak nie było!, Nie wiem! - wtedy zaczynały się groźby, wyzwiska... i zmiana oficera śledczego. Szczególnie zapamiętałem jednego, który może miał dwadzieścia lat. Bardzo młody. Arogancki. Nieprzyjemny. Pochodził gdzieś pewnie z krakowskiej diecezji, bo chwalił się, że ksiądz biskup Rospond go bierzmował. Wtedy mu powiedziałem - szkoda tych świętych olei, które biskup włożył. On mnie najczęściej przesłuchiwał... a wyzywał od nieuków, tumanów, idiotów... Często wytrząsał pięściami nade mną i wołał - Jaroszewicz - tumanie jeden! za co wam ten doktorat dali? gdzieście te studia odbyli, skoro wy nic nie wiecie? Ciągle tylko jedno: - nie wiem! Czemu was Kaczmarek przy sobie trzymał, jak jesteście bez pamięci: - nie pamiętam!, nie pamiętam! Wy tylko tyle wiecie! Naturalnie, że bez przekleństw, niecenzuralnych słów się nie obeszło. A w celi? cóż... najbardziej dokuczały: stanie przez cały dzień i smród. (...) nogi drętwiały i puchły. (...) robiliśmy "marsze" w celi... krok do przodu i krok do tyłu... I ten smród... to bardzo dokuczało". Ksiądz Jaroszewicz konkluduje, że czteroletnie więzienie "to była lekcja pokory, trudna szkoła życia".
Księdzu Jaroszewiczowi nie udowodniono żadnej winy, a jednak w więzieniu przesiedział wszystkie lata z zasądzonego wyroku. Opuścił więzienie 14 stycznia 1955 roku. Pierwsze kroki w towarzystwie sióstr zakonnych skierował na Jasną Górę.
W tydzień po opuszczeniu murów więziennych ks. dr Jan Jaroszewicz rozpoczął wykłady w seminarium duchownym i podjął pracę w kurii na stanowisku drugiego wikariusza generalnego. 8 lutego 1955 r. "zdrowotny urlop" roczny z więzienia otrzymał ks. bp Czesław Kaczmarek. Tylko pięć dni był w Kielcach. Nie podobało się miejscowym władzom, gdy zobowiązywał kurialnych księży, by walczyli o prawa Kościoła. Musiał opuścić Kielce, zamieszkał w Warszawie. Z diecezją miał kontakt przez ks. Edwarda Materskiego. Ksiądz Jan Jaroszewicz stał się nieoficjalnym kierownikiem diecezji kieleckiej. 4 sierpnia 1955 r. z inspiracji ks. bp. Kaczmarka kapituła katedralna powierzyła mu władzę w diecezji. Z obawy przed interwencją władz państwowych nie objął oficjalnie urzędu wikariusza generalnego, ale pełnił tę funkcję. Miał poparcie kilku księży z Kielc i dziekanów w terenie. Odpowiedni referat kieleckiego KW PZPR stwierdza, iż w 1955 r. znacząco wzrosła aktywność kieleckiej kurii tak na polu duszpasterskim, jak i administracyjnym. W tym czasie wzmogła się troska o katechizację dzieci i młodzieży, podjęto przygotowania do obchodów 1000-lecia chrześcijaństwa w Polsce. Władze twierdziły, że wzrosła reakcyjna działalność kleru, gdyż przyhamowano różne inicjatywy księży patriotów. Na wsiach księża odważnie występowali przeciw spółdzielniom produkcyjnym. Wobec takiej aktywności kieleckiej kurii władze wojewódzkie wywierały nacisk na ks. bp. Sonika, by odsunął między innymi ks. Jaroszewicza od pełnienia jakichkolwiek funkcji w Kielcach. Po ustnych żądaniach Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej skierowało 24 sierpnia 1956 r. pismo do ks. bp. Sonika z oświadczeniem, że się "nie zgadza, by ks. Jan Jaroszewicz zajmował jakiekolwiek stanowisko w Kurii Diecezjalnej, Seminarium Duchownym lub na terenie miasta Kielc. Uważa się za wskazane, by wymieniony w terminie do dnia 15.09.1956 r. został skierowany na placówkę parafialną poza Kielcami... Ks. Jaroszewicz swoimi rozmowami z księżmi i wykładami w Seminarium ustawia ich przeciw Polskiej Republice Ludowej". Ksiądz biskup Sonik apelował w urzędzie wojewódzkim, a z braku odpowiedzi zwrócił się do Mariana Zygmanowskiego, ministra do spraw wyznań. Zmieniająca się sytuacja polityczna w Polsce wyciszyła tę sprawę.
Ostatecznie 14 grudnia 1956 r. ks. dr Jan Jaroszewicz został mianowany przez ordynariusza diecezji wikariuszem generalnym diecezji kieleckiej. 10 grudnia 1957 r. z rąk Piusa XII otrzymał nominację biskupią. Sakrę biskupią przyjął 11 lutego 1958 r. wraz z ks. Szczepanem Sobalkowskim. Konsekrowany na biskupa ks. Jan Jaroszewicz pozostawał jakby na uboczu zainteresowań komunistycznej władzy. Dotyczy to 1959 r. i następnych lat, kiedy rozpętano bezpardonową walkę z ks. bp. Kaczmarkiem po słynnym kazaniu o prześladowaniu katolików w zaprzyjaźnionej Chińskiej Republice Ludowej. Komuniści zdawali sobie sprawę, że po ks. bp. Kaczmarku rządy diecezją przejmie ks. bp Jaroszewicz. Znali jego lojalność wobec kard. Wyszyńskiego, z którego polityką nie zawsze się zgadzał. Tymczasem ks. bp Jaroszewicz podjął intensywną pracę pasterską w parafiach diecezji kieleckiej, ponadto głosił wiele konferencji i rekolekcji dla sióstr zakonnych. Po męczeńskiej śmierci ks. bp. Czesława Kaczmarka został mianowany administratorem diecezji kieleckiej przez Prymasa Polski ks. kard. Stefana Wyszyńskiego 13 września 1963 roku. Ordynariuszem diecezji został na mocy bulli Pawła VI z 20 marca 1967 roku.
Władze PRL były przekonane, że ich postępowanie wyniszczające ks. bp. Kaczmarka w ostatnich latach jego życia dało pozytywne rezultaty w postaci "wyciszenia" jego następcy ks. bp. Jaroszewicza. W zachowanym streszczeniu rozmowy przedstawicieli władzy z biskupem w październiku 1971 r. zapisano taką opinię: "Wiadomym jest, że władzom dawał już niejednokrotnie dowody właściwego stosunku, pozostawia swobodę działania księżom zaangażowanym w "Caritas", a treść listów wydawanych przez niego nie zawiera akcentów politycznych". Czy rzeczywiście pasterz kielecki został wyciszony, a tym samym zastraszony? Nie wyciszyło go czteroletnie więzienie ani męczące śledztwo w wykonaniu tępych funkcjonariuszy UB. Temperament księdza biskupa i doświadczenia z lat stalinowskich nie pozwalały mu na kierowanie diecezją w warunkach ciągłej walki z komunistyczną władzą. A ówczesna władza często słała do biskupów sygnały głaskania bądź grożącej kary. Nie było zgody na wznoszenie nowych kościołów, karano biskupa poborem kleryków do wojska, za różne "przewinienia" karano księży w diecezji. Charakterystyczna była wypowiedź ks. bp. Jaroszewicza w związku z głośnym listem biskupów polskich do biskupów niemieckich, przebaczających i proszących o przebaczenie. Ksiądz biskup powiedział: "że uaktywnienie wrogiej działalności przeciw Polsce ze strony niemieckich rewizjonistów nastąpiło nie z powodu treści "Orędzia", ale dlatego, że "prasa polska" podsunęła im taki "piękny kwiatek", czyli atak na Episkopat Polski". Biskup kielecki był oddany całkowicie pracy duszpasterskiej w diecezji, a ta wymagała wielu nowych inicjatyw w związku z uchwałami Soboru Watykańskiego II. Nadal wiele czasu poświęcał formacji zakonnej.
Ksiądz biskup Jan Jaroszewicz zmarł 17 kwietnia 1980 roku. Pochowany został w podziemiach bazyliki katedralnej w Kielcach.
Ks. Daniel Wojciechowski
Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 163 (2876) z dnia 14-15 lipca 2007 r.