Księża Niezłomni

 

.

 

Lucyna Żbikowska

 

Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi
Lata udręki i historyczne zwycięstwo księdza arcybiskupa Ignacego Tokarczuka

 

Dnia 12 sierpnia 1963 r. na naradzie naczelników wojewódzkich Wydziałów IV MSW płk Stanisław Morawski wygłosił referat, w którym m.in. przedstawił swoim podwładnym następujące wytyczne: "Sieć tajnych współpracowników w parafiach należy wykorzystać do: hamowania i osłabiania zaleceń kurii; pełnego podporządkowania podległego personelu (np. wikariuszy, aktywu) władzom państwowym i ich zarządzeniom; rozeznawania aktywu w parafii, form pracy i działalności sąsiednich parafii, nastawień w tym kierunku dekanatów itp. Należy przystąpić do organizowania w parafiach sieci kontaktów obywatelskich (jako sieć tzw. tajnych współpracowników), (...) pogłębiania konfliktów w parafiach (...) itp.".

Jak wynika z przytoczonego fragmentu referatu, aparat represyjny wobec Kościoła i wiernych był szkolony i przygotowywany bardzo metodycznie. Nic więc dziwnego, że nie zawsze napotykał na równie przygotowany odpór. Bardzo dużo zależało tu od osobowości, doświadczenia, wiedzy i hartu moralnego duszpasterza diecezji, jak to się sprawdziło w przypadku ordynariusza diecezji przemyskiej ks. abp. Ignacego Tokarczuka..


   Odważnie, bez lęku

   Od samego początku swojego biskupiego posługiwania arcypasterz przemyski przyjął postawę pełnej niezależności od władz świeckich, co w owym czasie było dowodem nie lada odwagi, m.in. wbrew wymaganiom Urzędu ds. Wyznań nie zgłaszał do zatwierdzenia proboszczów nowych parafii ani też zmian terytorialnych na terenie swojej diecezji. Przede wszystkim jednak już swoim pierwszym kazaniem tchnął ogromnego ducha wiary w zwycięstwo ewangelizacji w duchowieństwo i wiernych, którzy podnieśli głowy w tym czasie powszechnego zastraszenia i poniżenia. Oczywiście zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw i zagrożeń ze strony Służby Bezpieczeństwa, ale naczelną zasadą wyznawaną głośno przez biskupa przemyskiego było właśnie przełamywanie na co dzień bariery strachu. Sam wielokrotnie dawał przykład takiej postawy. Jak wspomina jego wieloletni kanclerz: "Ksiądz Biskup Tokarczuk (...) robił, co uważał, a był zdania, że wobec wrogów Boga i Kościoła nie musi nic robić dla jakiejś tam przyzwoitości, wręcz nie miał zamiaru niczego takiego robić! Jedną z pierwszych rozmów z panem Przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej przerwał słowami: 'trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi' i na tym wszelkie kontakty z władzami się skończyły".
   Świętej pamięci ksiądz prałat Walenty Bal również mocno podkreślił w udzielonym mi onegdaj wywiadzie: "W tych ciężkich czasach wojującego ateizmu i komunizmu otrzymaliśmy biskupa, który był swoistą zaporą między systemem a Kościołem. (...) zawsze okazywał się ostoją dla duchownych (...). Rycerzy Chrystusa nigdy nie zostawiał w osamotnieniu w chwilach walki o Kościół. (...) tam, gdzie byli szeregowi, był i wódz". Dlatego też w razie potrzeby służył pomocą o każdej porze. "Pamiętam taki wypadek: o drugiej w nocy przyjechał do Biskupa ksiądz z jasielskiego, ponieważ był w wielkiej potrzebie materialnej i duchowej. Władze ówczesne, pamiętajmy, nękały i atakowały bezpardonowo. Ksiądz Biskup o drugiej w nocy przyjął księdza, wysłuchał go i udzielił pomocy. Proszę mi powiedzieć, jak wielu biskupów przyjęłoby księdza w środku nocy z jego problemami. A Biskup Ignacy się na to zdobywał, ponieważ wiedział, iż łączność i ofiarność obydwu stron, które jednako pojmują zadania Kościoła może stawić czoła istniejącym uwarunkowaniom, umacniać wiarę i Kościół" - wspomina ks. Zdzisław Majcher.
W dowód uznania i wdzięczności za bezkompromisową postawę i wielkie zasługi dla Kościoła i Narodu ks. abp Ignacy Tokarczuk został uhonorowany w maju 2006 r. Orderem Orła Białego.
Fot. M. Borawski. Opublikowano w Naszym Dzienniku, w numerze 263 (2673) z dnia 10-12 listopada 2006 r.
   Ksiądz arcybiskup Ignacy Tokarczuk wielokrotnie dawał jawne świadectwo duszpasterskiej odwagi i determinacji, jednocząc duchownych i lud Boży przy ołtarzu Chrystusa, nawet wówczas, gdy totalitarna władza coraz bardziej wzmacniała cały system represji. Trzeba pamiętać, że właśnie wtedy, w epoce komunistycznego zniewolenia, wzniósł na Bożą chwałę około czterystu świątyń. Dodajmy, że zdecydowaną większość bez zezwolenia władz! Wielki trud i poświęcenie przy każdej okazji do dziś wynagradzały i wynagradzają księdzu arcybiskupowi ogromne rzesze wiernych rzęsistymi oklaskami, wdzięcznością serca, pamięcią nie tylko w modlitwie. O uznaniu i wdzięczności świadczą również odznaczenia i medale, honorowe obywatelstwo wielu miast województwa podkarpackiego, a także Order Orła Białego wręczony przez prezydenta IV Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego w maju 2006 roku.
   Wszystkie te honory i zaszczyty, których lista jest bardzo długa, jedynie w niewielkim stopniu mogą oddać ogromną rolę w życiu Kościoła i Narodu, jaką pełni od wielu dziesiątków lat posługa tego niewątpliwie wybitnego dostojnika Kościoła polskiego, żarliwego patrioty i - jak nazwał księdza arcybiskupa ks. Piotr Ilwicki - wiernego żołnierza Chrystusa.
   Równocześnie wciąż budzą grozę i oburzenie odtajniane dokumenty - świadectwo jakże długiego okresu inwigilacji ks. abp. Tokarczuka oraz ludzi świeckich żywo włączonych w życie Kościoła. Patrząc jednak z pewnej perspektywy, uświadamiamy sobie, że te same dokumenty potwierdzają zarazem niewiarygodne wprost wysiłki i ofiarną pracę pasterza przemyskiego na rzecz Kościoła. Potwierdzają prawdę znaną od czasów Chrystusa: "Tam, gdzie troskliwy i oddany pasterz, tam też wierny i oddany lud".


   Podsłuch w kurii

   Spróbujmy zilustrować przykładami wszystkie te niebezpieczeństwa i przeciwności, całą tę bezpardonową walkę z Bogiem i Kościołem. Raporty i stenogramy kazań, informacje tajne i oficjalne pracowników specjalnych o rzekomo wrogiej działalności ks. abp. Ignacego Tokarczuka wobec państwa nadsyłane były z różnych stron Polski. Gdziekolwiek się pojawił, miał wokół siebie całą armię "stróżów bezpieczeństwa", którzy z ogromną gorliwością odnotowywali wszystko, co oko i ucho ludzkie zdoła uchwycić. Tak na przykład tylko od sierpnia 1968 roku do grudnia 1969 roku w specjalnej teczce - "Meldunki i stenogramy kazań do TEO 'B'", "poświęconej" księdzu arcybiskupowi, znajduje się 159 informacji o miejscu pobytu arcypasterza i okolicznościach towarzyszących spotkaniom z diecezjanami (Msze św., wizytacje itp.). Jest na przykład podane, że w uroczystościach odpustu Matki Bożej Różańcowej w Sokołowie o godz. 11.30 brało udział 4000 osób, w tym 70 proc. kobiet, księży - 14.
   Ksiądz arcybiskup dopiero po wielu latach swego posługiwania zdołał się dowiedzieć, w jaki sposób prowadzone przez niego rozmowy z gabinetu w kurii docierały do SB. Zanim jednak to się stało, musiały zastanawiać publikowane o nich wzmianki w dywersyjnym i antykościelnym czasopiśmie "Angora" bądź też wypowiedzi lub oświadczenia przedstawicieli władz, świadczące o tym, że doskonale wiedzieli, co dzieje się w gabinecie biskupa. Ważniejsze sprawy ksiądz biskup zaczął więc załatwiać w różnych innych miejscach: w ogrodzie lub na dziedzińcu domu biskupiego w czasie spacerów. Dotyczyły one głównie planowania i organizowania nowych kościołów czy kaplic, na które nie było pozwolenia władz budowlanych. Innych "niebezpiecznych" rozmów, jak sam wspomina, nie prowadził, ponieważ wszystkie aktualne problemy społeczne, etyczne, polityczne, a przede wszystkim duszpasterskie poruszał publicznie w kazaniach, na wykładach czy rekolekcjach.
   Przyszedł jednak czas na remont budynku kurii biskupiej i wówczas, ku zdumieniu wszystkich jej pracowników, pojawił się przedsiębiorca budowlany z Jarosławia, który w roku 1960 instalował w tym budynku centralne ogrzewanie. Zachowywał się dziwnie. Szybko jednak jeden z księży zdemaskował powody tej "wizyty". Otóż odgłosy remontowe dochodziły przez zainstalowane wcześniej aparaty podsłuchowe do centrali SB i stąd odwiedziny owego przedsiębiorcy, który mimowolnie naprowadził na ich ślad. Znalezione aparaty były nieduże, produkcji zachodniej. O tym, jak w tej sytuacji zachował się biskup przemyski, niech przypomni jego relacja: "Aparaty (...) umieszczono w podwójnej gumowej koszulce, chroniącej przed wilgocią i rdzą (...) owinięto w gazetę "Nowiny Rzeszowskie". Ku naszej satysfakcji, bo pozwalało to na ustalenie dokładnej daty tej operacji. (...) Po wydobyciu trzech (z głównej kancelarii i dwóch z gabinetów biskupów wikariuszy generalnych (...) odkryliśmy jeszcze następne pięć w Domu Biskupim. (...) Niestety nie doczekałem się na jakiś gest dobrej woli, choćby przeproszenia i dlatego przygotowałem specjalny komunikat do odczytania we wszystkich kościołach w diecezji. (...) Na drugi lub trzeci dzień Kuria otrzymała telefon z Prokuratury Przemyskiej, że przyjechał prokurator z Warszawy w celu przeprowadzenia ze mną rozmowy na ten temat.
   Odpowiedziałem, że do Prokuratury dobrowolnie nie pójdę! Miejsce przestępstwa było w Kurii, dlatego też w Kurii powinna odbyć się rozmowa". O tym i innych wydarzeniach bardzo dokładnie opowiada opracowana przeze mnie książka pt. "W służbie Kościoła i narodu".


   Niewygodny, bo niezależny

   Głośnym echem odbiły się również akcje podpalania kościołów przez "nieznanych sprawców" czy bezwzględna walka z krzyżami w szkołach. Wszystko to okupione zostało cierpieniem, ale też pozostało w pamięci z uwagi na odwagę i wytrwałość przemyskich diecezjan. Niezłomność księdza biskupa i duchownych uczyła wiernych cnoty męstwa. Do dziś wspomina się tę niezwykłą solidarność oraz wzajemną pomoc, które na trwałe zintegrowały wszystkie środowiska tego regionu Polski. Zaczęły powstawać także przeróżne wspólnoty duszpasterskie, dając wyraz dojrzałości religijnej i patriotycznej.
   Władze natomiast nie szczędziły oszczerstw i niewybrednych ataków wymierzonych w arcypasterza przemyskiego. Wystarczy kilka przykładów, by się przekonać, jakiego rodzaju argumentacją posługiwano się, gdy ks. abp Ignacy Tokarczuk zwracał się do rządzących, aby zapewnili społeczeństwu godziwe warunki życia. W odpowiedzi dr Aleksander Skarżyński, kierownik Urzędu ds. Wyznań, w piśmie nr RK-420/67 skierowanym do Konferencji Episkopatu Polski pisał: "Desygnowanie Ks. Biskupa Tokarczuka do Komisji Wspólnej świadczy, (...) że Kierownictwo Episkopatu nie jest zainteresowane w normalnej pracy tej Komisji. Władze państwowe mają wszelkie podstawy, aby negatywnie oceniać działalność oraz stanowisko polityczne zajmowane przez Księdza Ignacego Tokarczuka wobec naszego państwa i jego sojuszników".
   Z kolei w czasie jednej z rozmów ks. abp. Bronisława Dąbrowskiego ze Stanisławem Kanią, zastępcą sekretarza KC PZPR, w Sulejówku 17 listopada 1975 roku Kania stwierdził m.in.: "Bp Tokarczuk nieustannie występuje przeciwko ZSRR i jest biskupem granicznym - jest członkiem Rady Głównej Episkopatu i z tego tytułu występuje w różnych diecezjach. (...) Podejmiemy kroki do usunięcia go z diecezji". Ataki nasilały się coraz bardziej. Swój szczyt osiągnęły w latach 1977-1978, były bowiem związane z dążeniami władz PRL do nawiązania stałych stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską ponad głowami biskupów, a nawet bez oglądania się na osobę Prymasa Polski.
   W notatce z rozmów polsko-watykańskich (Tajne dokumenty, s. 404) znaleźć można dość jednoznacznie sformułowane zamiary wobec biskupa przemyskiego: "Przedstawić zarzuty co do jego [ks. bp. Tokarczuka] działalności, dając wyraźnie do zrozumienia, że stanowi on przeszkodę w osiągnięciu porozumienia w innych sprawach. (...) Wytknąć brak poprawy na tym odcinku. (...) Pożądane dla nas, możliwe do przyjęcia dla Watykanu byłoby stosowane w podobnych przypadkach powołanie Tokarczuka do jakiejś podrzędnej pracy w Watykanie. Byłoby jednak wystarczającym ostrzeżeniem dla innych członków Episkopatu przeniesienie Tokarczuka z Przemyśla na stanowisko administratora apostolskiego ad nutum Sanctae Sedes (tj. z możliwością każdoczesnego odwołania przez papieża) w wakującej diecezji chełmińskiej, a tym bardziej 'dobrowolna' dymisja w celu powrotu do pracy naukowej na KUL (...)".
   Plany takie wynikały, jak to formułowali przedstawiciele władzy, z braku cierpliwości w stosunku do "rozbójnika z Przemyśla" (tak nazywano księdza biskupa). Jasno to wynika ze sprawozdania z rozmowy ks. abp. Dąbrowskiego w Urzędzie Rady Ministrów z Piotrem Jaroszewiczem: "Możemy się mylić - oświadczył p. Jaroszewicz - ale gdy idzie o Bpa Tokarczuka, mamy wyczerpującą dokumentację. Już przebrał miarę, a cierpliwość nasza się wyczerpała. Przecież on nieustannie nas prowokuje, głosi kazania przeciwko sojuszom, atakuje przedstawicieli władzy w kazaniach, utrzymuje kontakty i popiera ośrodki dysydenckie, nie liczy się z obowiązującą praworządnością, ignoruje swoje władze terenowe. Władze terenowe już nie mogą znieść tego szarogęszenia się i stawiają sprawę: albo on, albo my. (...) Niektórzy stawiają sprawę kategorycznie: trzeba z tym skończyć. (...) Władze miejscowe chcą rozesłać MO i robotników, stodołę i nielegalne budynki rozebrać, wyprowadzić księdza z muzeum i zamknąć, i rozprawić się z biskupem (...)".
   Jak widać z przytoczonych przykładów, szykan i form prześladowania było wiele. Biskup przemyski nie otrzymywał paszportu na wyjazd do Watykanu nawet wówczas, gdy chodziło o wizytę "ad limina". Nie uważał jednak, aby był to powód, dla którego on, obrońca Kościoła, miałby zmienić swoją postawę wobec władzy, która - jak mawiał - "przebrała się w szaty prawa i udaje praworządnych", władzy, która nie umie oddzielić ateizmu od państwa i zniewala swoich obywateli do określonych postaw i przekonań światopoglądowych.


   Prowokacje i oskarżenia

   Ordynarnych prowokacji i podstępów mających na celu zdyskredytowanie ks. abp. Ignacego Tokarczuka w oczach całej Polski było bardzo dużo. Do najboleśniejszych zaliczyć należy wypadek w Budach Łańcuckich. W czasie prac remontowych przy kościele "ktoś" zniszczył szalunki, co spowodowało wypadek. Byli zabici i ranni. Tamtejszy proboszcz otrzymał wyrok pozbawienia wolności za niedopatrzenie robót. Nawet jednak w więzieniu, jak wspomina, spotkał się ze współczuciem, bo wszyscy wiedzieli, czyja to sprawka. Było jasne, że chodziło o możliwie najmocniejsze argumenty, które pomogłyby usunąć księdza arcybiskupa z diecezji.
   Najbardziej jednak haniebne i zarazem cyniczne było publiczne oskarżenie arcypasterza przemyskiego o współpracę z gestapo w latach 1942-1944 w parafii Złotniki, gdzie pełnił posługę wikariusza. Oszczerstwo to padło w czasie procesu toruńskiego po zabiciu sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki. Reakcja żyjących jeszcze złotniczan była natychmiastowa, przyjechali delegacją do Przemyśla, aby dać świadectwo prawdzie. Koledzy z seminarium duchownego, proboszcz parafii złotnickiej ks. Wilhelm Dorożyński (do śmierci w październiku 2005 roku mieszkał we Wrocławiu), wszyscy słali oświadczenia potwierdzające niewinność księdza arcybiskupa oraz wyrazy oburzenia wobec perfidnego działania SB. Ponadto z całej Polski i z zagranicy nadchodziły protesty i wyrazy prawdziwej solidarności. Archiwum Metropolitalne w Przemyślu odnotowało setki tysięcy podpisów pod tymi szczególnymi aktami zaufania do ks. abp. Ignacego Tokarczuka.
   Warto na koniec przypomnieć o jeszcze jednej formie dokuczania ks. abp. Tokarczukowi; dodajmy, że bardzo złośliwej formie, ponieważ wykorzystującej zarówno jego zainteresowanie problemami ludzi pracy, jak i wrażliwość na los polskiego robotnika i rolnika. Otóż tygodnik "Wprost" (nr 40, 1.10.1995 r.) wykorzystał homilię ks. abp. Ignacego Tokarczuka wygłoszoną na Jasnej Górze z okazji Ogólnopolskiej Pielgrzymki Ludzi Pracy w roku 1995 i znamiennie ją "skomentował", przedstawiając zdjęcie księdza arcybiskupa (notabene z uroczystości nadania doktoratu honoris causa ATK 14.10.1991 r.). Pod zdjęciem zamieścił fragment homilii, a w lewym rogu podobiznę Lenina! Takim poczuciem dowcipu wykazał się ówczesny redaktor naczelny tygodnika.
   We wspomnianej już książce pt. "W służbie Kościoła i narodu" ksiądz arcybiskup snuje następującą refleksję:
   "Dzisiaj (...) często zastanawiam się nad tym, dlaczego w większości wypadków strona kościelna nie dawała należytego odporu obraźliwym słowom, pomówieniom przytaczanym przez panów: Skarżyńskiego, Kanię, Barcikowskiego, Kąkola i innych. Wydaje mi się, że znacznie skuteczniejsze byłoby, za każdym razem, otwarte i zdecydowane demaskowanie owych półprawd i oszczerstw rzucanych pod moim i innych odważnych biskupów adresem".


   Prawda zwycięży

   Minęły lata. Coraz to nowsze publikacje demaskują mechanizmy totalitarnej władzy, coraz więcej nazwisk ofiar i ich prześladowców. Często zastanawiamy się nad sensem dociekania tej bardzo bolesnej prawdy, prowadzimy żywe dyskusje. Czy jeszcze warto?
   Zapytany o to w czasie ostatniej ze mną rozmowy w październiku br. ks. abp Ignacy Tokarczuk powiedział: - Tak. Jest to jedyna droga do oczyszczenia i pojednania. Tylko przez szczegółowe badanie dokumentów, które jeszcze są, można dać świadectwo wielkiej odwagi niektórych, często szeregowych duchownych i świeckich. Tylko tą drogą można potępić zło i dać szanse zadośćuczynienia i naprawienia wyrządzonych krzywd tym, którzy będą mieli odwagę przyznania się. Daje to równocześnie szansę nawrócenia.
   Na pytanie, co dzisiaj radziłby młodym kapłanom, ks. abp Ignacy Tokarczuk z uśmiechem odpowiedział: - Wierność Bogu, Kościołowi oraz idei sprawiedliwości, praworządności i solidarności międzyludzkiej. Nie wiązać się z nazwiskami! Wykorzystać to trudne i często dramatyczne doświadczenie Polski powojennej, bo ono nas więcej nauczyło niż wolność w świecie Zachodu. To doświadczenie umacniało w nas wiarę w Boga, ukształtowało w nas krytyczne spojrzenie na panoszący się liberalizm, który jak zawsze sieje jedynie zniszczenie.
   Ze swej strony dodałam: - Czuwać i pracować dla człowieka na chwałę Bożą. Nie inaczej niż dawniej, w myśl słów: więcej słuchajmy Boga niż ludzi.

dr Lucyna Żbikowska     

 

Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 263 (2673) z dnia 10-12 listopada 2006 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej