Księża Niezłomni

 

.

 

Piotr Szubarczyk

 

Ksiądz Hilary Jastak (ur. 10 IV 1914 r., zm. 17 I 2000 r.) był kapelanem AK, nauczycielem na tajnych kompletach, więźniem w okresie stalinowskim, obrońcą robotników Grudnia '70, kapelanem gdyńskiego Sierpnia '80, honorowym obywatelem miasta Gdyni. Niektórzy mówili jednak o nim po prostu

 

Król Kaszubów

 

Jest wśród Kaszubów stary zwyczaj nazywania królami ludzi, którzy innym Kaszubom dali powód do dumy, którzy poprzez swe czyny zasłużyli na powszechny szacunek. "Elekcje" poszczególnych królów odbywały się zwyczajowo, poprzez wieloletnie, wielokrotne potwierdzanie w powszechnej opinii kaszubskiej, że ten człowiek rzeczywiście ma szlachetne cechy królewskie i może służyć innym ludziom dobrym przykładem. Kaszubskimi królami bywali zarówno ludzie żyjący z dala od wielkiej polityki, jak i wybitni działacze na rzecz polskości Kaszub, wśród nich legendarny już dziś Antoni Abraham (zm. 1923), który pojechał do Paryża w okresie prac nad traktatem wersalskim, domagając się, by całe Kaszuby znalazły się w granicach Polski. Za ostatniego króla kaszubskiego z "wolnej elekcji" uważa się księdza prałata Hilarego Jastaka. Nie może być wątpliwości, że ten Kaszub rodem z Kościerzyny w pełni sobie zasłużył na królewski tytuł. Zasłużył także w oczach wszystkich pomorskich Polaków, zwłaszcza mieszkańców Gdyni, na miano kapłana niezłomnego, który w trudnych dla Narodu chwilach wykazał się siłą i wolą przezwyciężenia zła.


   Sztubak

Ksiądz Hilary Jastak jako kapelan Marynarki Wojennej w stopniu komandora. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 17 (2730) z dnia 20-21 stycznia 2007 r.    Przyszedł na świat w rodzinie Jakuba i Marii Jastaków jako jedno z szesnaściorga dzieci! To nie była zwyczajna rodzina także dlatego, że Jastakowie znani byli z pełnej poświęcenia działalności na rzecz zachowania polskości Pomorza. Jakub, ojciec przyszłego kapłana, działał w rodzinnym Gostycynie koło Tucholi zgodnie z najlepszymi wzorami pracy organicznej. W czasach antypolskiej polityki wywłaszczania niepokornych i rugowania języka polskiego nawet z lekcji religii zakładał kółko rolnicze i Bank Ludowy, które broniły miejscowych gospodarzy przed polityką hakaty i jej pogrobowców. Przyjacielem rodziny był wybitny poeta kaszubski i patriota ks. Leon Heyke. Miał on po rodzicach największy wpływ na ukształtowanie świadomości i dumy kaszubskiej, a zarazem polskiego patriotyzmu Hilarego.
   Chłopiec urodził się w Kościerzynie, dokąd rodzice przeprowadzili się w roku 1912 z Gostycyna. Na przedmieściach Kościerzyny, Szydlicach, kupili niewielki majątek, który z czasem został rozparcelowany i rozsprzedany miejscowym Polakom. Za uzyskane w ten sposób pieniądze Jakub Jastak kształcił swoje dzieci, uważając to za jedną z najważniejszych powinności rodziców. Z szesnaściorga dzieci sześcioro umarło we wczesnym dzieciństwie. Pozostałe otrzymały gruntowne wykształcenie. Najstarszy brat Hilarego, Józef Jastak, był profesorem psychologii i psychiatrii w Stanach Zjednoczonych.
   Hilary miał 7 lat, gdy umarła mu matka. To dramatyczne wydarzenie przyczyniło się do ukształtowania w chłopcu szczególnej wrażliwości na sieroctwo dzieci. Po wojnie z pełnym poświęceniem oddał się pracy na rzecz osieroconych chłopców. Nic nie zapowiadało jednak późniejszego powołania. Hilary jako gimnazjalista był niepokorny i czupurny. Z gimnazjum klasycznego w Kościerzynie został relegowany do Chełmna na skutek "sztubackiej niesubordynacji i negatywnego liderowania w grupie rówieśników"... Po latach przyjmował niejeden raz rolę lidera tam, gdzie trzeba było odwagi, by bronić zasad, które mu wpojono w dzieciństwie.


   Wojna i święcenia

   Gimnazjum w Chełmnie ukończył w roku 1934 i od razu trafił do Seminarium Duchownego w Pelplinie, które kształciło kapłanów diecezji chełmińskiej. Wybuch wojny na Pomorzu był jednocześnie początkiem okrutnej niemieckiej akcji "czyszczenia gruntu", która polegała na zabijaniu przedstawicieli polskiej inteligencji. Mordowano nauczycieli, adwokatów, księży, działaczy społecznych - wszystkich, których uważano za "polski element przywódczy". Nie oszczędzono nawet wybitnych kapłanów z kurii pelplińskiej, zamordowanych w październiku 1939 r. w koszarach tczewskich. Akcja była tak okrutna i bezwzględna, że zdarzały się przypadki, iż księża niemieccy pod wrażeniem tego, co zobaczyli, na znak braterstwa w Chrystusie szli dobrowolnie na śmierć z polskimi kapłanami. Tak uczynił m.in. kanclerz kurii pelplińskiej ks. Walter Schütz. W czasie wojny diecezja chełmińska straciła połowę wszystkich księży diecezjalnych. Wraz z diecezją włocławską zaliczana jest do "diecezji męczenników", najbardziej poszkodowanych przez wojnę na obszarze Polski. "Diecezja chełmińska wiele wycierpiała w czasie wojny i poniosła wiele ofiar" - mówił Jan Paweł II 11 czerwca 1987 r. w Gdyni. "Straciła ponad trzystu pięćdziesięciu kapłanów. Tysiące jej synów i córek spoczywa w zbiorowych mogiłach w Piaśnicy koło Wejherowa, w Lesie Szpęgawskim koło Starogardu, w Mniszku pod Świeciem, w Dolinie Śmierci koło Chojnic. Iluż mieszkańców tych ziem zginęło w obozie śmierci w Stutthofie. Wspominamy wszystkich i wszystkich ogarniamy modlitwą o wieczne odpocznienie i światłość w Bogu".
   Wśród zamordowanych kapłanów był także ks. Leon Heyke, przyjaciel rodziny Jastaków. Zginął w Lesie Szpęgawskim w zbiorowej egzekucji 16 X 1939 roku.
   Równie bezwzględna była akcja wysiedlania, a raczej wypędzania z domów i pozbawiania majątków tych, których uznano za "element polski", zbędny na terenie Rzeszy, do której już w październiku 1939 r. wcielono Pomorze. Znane są masowe wysiedlenia mieszkańców Gdyni. Kościerzyna należała również do miast szczególnie dotkniętych akcją wypędzeń. Lista "elementu polskiego" w mieście znanym z działalności na rzecz umacniania polskości była szczególnie długa. Dotknęła także rodzinę Jakuba Jastaka, który w latach 30. był burmistrzem miasta. Hilary z częścią rodziny został wypędzony do tzw. Generalnej Guberni, gdzie warunki życia były coraz trudniejsze - także dlatego że przybywało wypędzonych z Pomorza i z innych ziem wcielonych do Rzeszy. Trafili w okolice Piaseczna. Dzięki wstawiennictwu sufragana chełmińskiego, ks. bp. Konstantego Dominika, Hilary Jastak ukończył konspiracyjnie ostatni rok studiów w Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie i 7 czerwca 1941 r. został wyświęcony na kapłana przez ks. abp. Stanisława Galla.


   Kapelan AK

   Hilary Jastak był wikarym w Józefowie koło Otwocka, potem w Kamieńczyku nad Bugiem, w Goszczynie koło Grójca, w Sulejowie i w Strachówce. W Kamieńczyku nawiązał kontakt z konspiracyjną organizacją Krzyż i Miecz, której kapelanem był ks. Jan Zieja, zaangażowany w latach 70. w opozycję antykomunistyczną. Ksiądz Hilary organizował tajne nauczanie, stał się też kapelanem w tamtejszej AK, opiekował się młodzieżą zaangażowaną w konspiracyjnych Szarych Szeregach.
   Doświadczenia wojenne i te tuż po wojnie nauczyły ks. Jastaka, że obaj okupanci - z punktu widzenia narodowych interesów polskich, a także interesów Kościoła - są siebie warci. Zapamiętał esesmana, który w 1939 r. z wściekłością zrywał mu koloratkę, miał w oczach szlachetną postać ks. Leona Heykego i innych zamordowanych kapłanów. A przebieg pierwszej rozmowy z przedstawicielami NKWD odtwarzał następująco: "Kosoocy. Polityczni, mundurowi. Chodzili głównie nocą. Wódka. Wódka. Plebania była zrujnowana, kościół spalony przez uciekających Niemców. Więc nachodzili mnie. Głównie politrucy. 'AK znajesz? Znajesz, ili nie znajesz?' Kładli pistolet i wyciągali butelkę z wódką. Wódką dodawali sobie animuszu".


   Caritas

   Po zakończeniu wojny wrócił na Pomorze i został wikarym w Pogódkach, w rodzimym powiecie kościerskim. Później był jeszcze wikarym w toruńskiej parafii NMP. W lutym 1949 r. został skierowany do Gdyni, która okazała się przystanią dla kapłana, miejscem jego pracy do końca życia. Został proboszczem parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i dyrektorem diecezjalnej Caritas. Tę zasłużoną organizację kościelną ksiądz Hilary poznał już w czasie wojny, kiedy to wiele lokalnych Caritas udzielało pomocy takim jak on wysiedleńcom, więźniom, konspiratorom czy ukrywającym się Żydom. Po wojnie powstała Krajowa Centrala Caritas z siedzibą w Krakowie. Pomagała ludziom dotkniętym przez wojnę, współpracując z podobnymi organizacjami w USA, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii, Danii. Caritas prowadziła kuchnie dla ubogich, organizowała pomoc dla powodzian, zakładała przedszkola, świetlice, placówki opiekuńcze. Komuniści zlikwidowali Caritas w roku 1950 i przywłaszczyli cały jej majątek, który przekazali podporządkowanej partii komunistycznej, specjalnie wówczas powołanej organizacji Zrzeszenie Katolików "Caritas". (Obecna Caritas Polska działa od roku 1992; została powołana z inicjatywy Episkopatu Polski.)
   Dyrektor gdyńskiego okręgu Caritas ks. Hilary Jastak dał się szybko poznać gdynianom jako kapłan mądry i ofiarny, poświęcający się ludziom pokrzywdzonym przez wojnę, zwłaszcza dzieciom. Niósł pomoc niezliczonym wówczas rzeszom biednych ludzi, także prześladowanym z powodów politycznych, uczestnikom konspiracji antykomunistycznej. Pod koniec lat 40. organizował pamiętane do dziś w tamtym pokoleniu "Wakacje z Bogiem" w Białogórze nad morzem, gdzie prowadził sierociniec zwany Domem Chłopców. W Białogórze chłopcy wykonywali pożyteczne prace, uprawiali ziemię, uczyli się rzemiosła, wyrabiając m.in. pokupne kaszubskie rzeźby drewniane. Przede wszystkim uczyli się normalnego życia, które odebrała im wojna.
   W dramatycznym dla Caritas okresie ks. Jastak trafił po raz pierwszy na UB i został więźniem komunistycznym. Aresztowano go 15 II 1950 r. pod zarzutem "rozpowszechniania fałszywych wiadomości". W rzeczywistości za to tylko, że miał odwagę odczytać komunikat - protest Episkopatu Polski w sprawie likwidacji Caritas. Po dwóch miesiącach pobytu w więzieniu został zwolniony 19 IV 1950 r., po podpisaniu porozumienia między państwem a Kościołem. Od tej chwili był pod nieustanną kuratelą UB, potem SB, przez prawie 40 lat.
   Aresztowanie w roku 1950 przerwało jego studia na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Gdańskiego. Ukończył je w roku 1953 jako doktor teologii; był autorem m.in. takich prac, jak: "Dorobek homiletyczny ks. prałata dr. Kazimierza Bieszke", "Polskość Pomorza na tle działalności kaznodziejskiej księdza biskupa Stanisława Wojciecha Okoniewskiego", "Ksiądz biskup Kazimierz Jerzy Kowalski a apostolstwo świeckich", i innych.


   Boże, błogosław...

   W latach 1957-1961, mimo niezliczonych przeszkód, które piętrzyły przed nim władze, ksiądz proboszcz Jastak zbudował nowy kościół parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni, jakże ważny dla miasta. Na trzytonowym dzwonie dał napis: "Boże, błogosław marynarzom, rybakom, portowcom, stoczniowcom i wiernym w Gdyni". To była i jest do dziś wyjątkowa świątynia. W jakiejś mierze była ona realizacją przedwojennej idei wicepremiera Kwiatkowskiego budowy na Kamiennej Górze w Gdyni bazyliki Morskiej. Konsekracja kościoła nastąpiła w milenijnym, 1966 roku.


   Grudzień 1970 r.

   To był szczególnie tragiczny czas dla Gdyni. W czarny czwartek, 17 grudnia, zginęło tu na ulicach wielu młodych ludzi. Pamiętny pochód młodzieży z ciałem zabitego pod stocznią Janka Wiśniewskiego, czyli Zbyszka Godlewskiego, przemaszerował w pobliżu kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ksiądz Jastak obserwował wszystko ze ściśniętym sercem. Tego samego dnia odprawił pierwszą w Polsce Mszę św. w intencji zamordowanych na ulicach Gdyni.
   W styczniu 1971 r. napisał list do księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, w którym zdał relację o sytuacji w Gdyni i na Wybrzeżu po krwawej pacyfikacji protestów. Sprawa ta leżała na sercu księdzu Prymasowi. Kościół poszukiwał osób poszkodowanych, potrzebujących pomocy. Pomagał też duchowo. "Wiadomo, że niejeden z poturbowanych szczyci się wobec osób trzecich i swoich najbliższych obrazkiem otrzymanym od Waszej Eminencji" - pisał ksiądz Jastak.
   Po grudniowej tragedii ks. Jastak zbierał informacje o zabitych i poszkodowanych, w miarę możliwości starał się pomagać poszkodowanym. Był też wielkim orędownikiem budowy pomnika Ofiar Grudnia '70 w Gdyni.
   Pod koniec lat 70. interesował się powstającą opozycją wobec władzy komunistycznej, kontaktował się z jej przedstawicielami. Wielokrotnie dawał wyraz swej odwadze, pomagając ludziom z tych kręgów i narażając się na kolejne szykany SB. Piękne świadectwo o ks. Jastaku dał znany działacz Studenckich Komitetów "Solidarności" i Ruchu Młodej Polski w Gdańsku Arkadiusz Rybicki: "W 1978 r. zaczęliśmy wydawać podziemne czasopismo 'Bratniak'. Podawałem tam swój adres oraz informowałem, że na skutek szykan nie mogę znaleźć pracy. Zgłosił się wtedy do mnie wysłannik ks. Jastaka z propozycją pracy na stanowisku archiwisty w jego parafii. To przy księdzu uczyliśmy się konspiracji i poligrafii! (...) Z wielkim zainteresowaniem poznawaliśmy dokumenty parafialne. Ukazywały one między innymi rozmiar represji administracyjnych, których ofiarą był Kościół w przeszłości, a także potwierdzały obiegową opinię, że ks. Jastak to bohater i prawdziwy obrońca Kościoła".


   Kapelan "Solidarności"

   W niedzielę, 17 sierpnia 1980 r., o godzinie 9.00 ks. Hilary Jastak przybył na prośbę strajkujących w Stoczni Gdyńskiej i odprawił tu Mszę Świętą. Gdynianie uważają, że była to pierwsza w Polsce Msza św. polowa na terenie zakładu administrowanego przez komunistów.
   SB odnotowała, że w kazaniu ks. Jastaka występowały "wrogie treści". Kapłan mówił robotnikom o prawach człowieka, o prawie do samorządu pracowniczego, co wynika zarówno z naturalnego prawa Bożego, jak i z międzynarodowych paktów w Helsinkach, również z konstytucji PRL. Podczas Mszy św. z helikopterów rozrzucano ulotki wzywające do zaniechania strajku, lecz nikt ich nie podnosił. "Wtedy poczułem, co znaczy jedność" - pisał później ks. Jastak. "Nikt nie miał pewności, czy Ofiara Eucharystyczna nie zostanie przerwana atakiem wrogich sił. Do stołu Pańskiego przystąpiły niezliczone rzesze ludzi, a mieliśmy tylko dwa tysiące komunikantów, więc trzeba było je dzielić na pół, na ćwierć, na odrobinki i okruszki, by starczyło dla wszystkich". Ksiądz podjął decyzję jak w warunkach wojny. Helikoptery, kojarzące się z masakrą grudniową w Gdyni, przypomniały mu, że nie ma pewności co do szczęśliwego zakończenia strajku. Udzielił więc robotnikom odpustu zupełnego. Tak to uzasadnił: "Absolucja generalna, jakiej udzieliłem wiernym na początku Mszy św., była ze wszech miar słuszna. Nikt nie miał pewności, czy Ofiara Eucharystyczna nie zostanie przerwana atakiem (...). Wychodziłem z założenia, że absolucja jest w pełni uzasadniona ze względu na bezpośrednie zagrożenie życia. Wiadomo, że zdeterminowani robotnicy ryzykowali, że przygotowywany był desant w stoczni i że jednostki floty sowieckiej stały w pogotowiu na redzie".
   Kazanie księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, wygłoszone podczas uroczystości Matki Bożej Częstochowskiej na Jasnej Górze, 26 sierpnia 1980 r., gdy nieznane były jeszcze dalsze losy wielkiego strajku, nie zadowoliło księdza Jastaka. Z pewnym zawodem pisał do księdza Prymasa: "Dziwi wszystkich wiernych i mnie osobiście bierna postawa Episkopatu Polski wobec istotnych spraw Narodu Polskiego. Społeczeństwo Wybrzeża i my wszyscy oczekiwaliśmy zarządzenia przez Episkopat Polski modlitw, specjalnych suplikacji o pokój wewnętrzny i sprawiedliwe rozstrzygnięcie postulatów zgłoszonych przez robotników władzom PRL". Widać w tych słowach gorączkę wojownika, który patrząc na Sierpień z najbliższej perspektywy, widział w nim wielką szansę na przełom prowadzący do niepodległości Polski. Gorycz wypływająca z cytowanych słów wynika zarówno z tej gorączki, jak i z przyczyny bardzo prozaicznej: ksiądz prałat Jastak nie wiedział jeszcze, że najważniejsze słowa z prymasowskiej homilii zostały w telewizji ocenzurowane...


   "Solidarność" żyje

   W pierwszych dniach stanu wojennego do Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku wzywano znanych kapłanów, by przekonać ich do konieczności wprowadzenia stanu wojennego: ks. Stanisława Bogdanowicza z bazyliki NMP w Gdańsku, ks. Henryka Jankowskiego od św. Brygidy i ks. Hilarego Jastaka. Trudno powiedzieć, czy miała to być perswazja, czy raczej groźba. Chyba SB nie łudziła się co do tego, że tych ludzi można skłonić do podpisania lojalki... W stanie wojennym ksiądz prałat podtrzymywał ducha "Solidarności". Po jego kazaniach z kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa wyruszały pochody protestacyjne. Na terenie parafii znajdowało się centrum pomocy osobom poszkodowanym przez stan wojenny w Gdyni. Kościół ten pełnił podobną rolę do tej, którą w Gdańsku pełniła bazylika św. Brygidy ks. Jankowskiego.


   Obywatel honorowy

Ksiądz Jastak w towarzystwie śp. Franciszki Cegielskiej, pierwszej prezydent Gdyni po roku 1990. Uroczystość z okazji 80. urodzin księdza prałata. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 17 (2730) z dnia 20-21 stycznia 2007 r.    16 czerwca 1991 r. w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa odbyła się uroczystość nadania ks. Jastakowi tytułu honorowego obywatela miasta Gdyni, przyznanego mu przez Radę Miasta Gdyni. Zbiegło się to z jubileuszem 50-lecia kapłaństwa, zainicjowanego w dramatycznym okresie wojny, kiedy tak bardzo potrzebowaliśmy nadziei. Ksiądz Jastak przez całe życie dawał tę nadzieję ludziom. Contra spes, spero...
   Liczba nagród, stopni i tytułów honorowych, jakimi obdarzono zasłużonego kapłana po roku 1990, zdaje się nie mieć końca, co świadczy o miłości, jaką go otaczano i o wielkim autorytecie, który zbudował przez długie życie. Był więc prałatem honorowym Jego Świątobliwości, kanonikiem honorowym Kapituły Archidiecezjalnej Gdańskiej, honorowym obywatelem miast Gdynia i Kościerzyna, honorowym kapelanem Stoczni Gdynia SA, kapelanem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, komandorem Marynarki Wojennej, majorem Wojska Polskiego, kawalerem Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, który otrzymał od prezydenta RP w Święto Niepodległości 1995 roku.


   Jak ksiądz Wrycza...

   10 lutego 1993 r. Gdynia organizowała swój jubileusz 70-lecia miasta. Z tej okazji, na pamiątkę zaślubin Polski z morzem w roku 1920, zorganizowano wzruszające widowisko przypominające tamten dzień. Na widowisko ściągnęły tłumy. Kiedy generał Józef Haller (Daniel Olbrychski) w asyście szwoleżerów rokitniańskich (konna straż miejska) wjechał na plażę, orkiestra zagrała "Pierwszą Brygadę". Oryginalny tekst przemówienia wygłoszonego 10 lutego 1920 r. w Pucku przez legendarnego na Pomorzu i Kaszubach księdza kapelana ppłk. Józefa Wryczę odtworzył ksiądz prałat Hilary Jastak. Gdynianie pragnęli, by słowa uczestnika wojny z bolszewikami, w czasie wojny założyciela i kapelana Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Kaszubski", wypowiedział kapłan, w którego postawie odnaleźli rysy bohaterskie, charakterystyczne dla życia ks. ppłk. Wryczy.


   Cukierki i tabakiera...

   Nigdy nie pozował na postać pomnikową. Lubił żart i lubił dzieci. Nie rozstawał się z nieodłącznym atrybutem kaszubskości - tabakierą. Mawiał: "Jeżeli jesteś Polakiem i wierzysz w Boga, to zażywaj z tego roga!". A był to rożek niezwykły, należący niegdyś do Antoniego Abrahama. Jednym z gości, którzy zażyli tabaki z tej niezwykłej tabakiery, był sam Prymas Stefan kardynał Wyszyński...
   Często widziano go z dużą książką pod pachą, z którą wychodził nawet wtedy, gdy o spokojnym czytaniu nie było mowy. Nic dziwnego, to była atrapa książki, zawierająca w swym wnętrzu łakocie dla dzieci, które ksiądz prałat, sam obdarzony w dzieciństwie tak licznym rodzeństwem, obdarzał szczególną miłością.


   Nadzieja

   14 sierpnia 1985 r. podczas Mszy św. w kościele Chrystusa Króla w Gdyni Małym Kacku ks. Hilary Jastak wypowiedział słowa, które można traktować jako światło na drodze życia dzielnego kapłana: "Gdybym miał wam powiedzieć, na czym polegało codzienne moje posługiwanie kapłańskie od konfesjonału po ołtarz (...), to odpowiedziałbym bardzo jasno - czułem się szczególnie odpowiedzialnym za ludzką nadzieję w świecie, wśród braci i sióstr Polaków. Nadzieja bowiem jest w człowieku siłą ukrytą i najmocniejszą. Człowiek żyje przede wszystkim dzięki swej nadziei, gdyż ona wzmacnia miłość i ożywia wiarę"...


   My trzymamy z Bogiem!

   Takie było właśnie zawołanie niezłomnego kapłana, które często z upodobaniem przytaczał. To słowa z hymnu kaszubskiego, napisanego przez Hieronima Jarosza Derdowskiego (tego, który powiedział: "Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski"), śpiewanego do muzyki Feliksa Nowowiejskiego, kompozytora "Roty": "Tam gdzie Wisła od Krakowa/ w polskie morze płynie./ Polska wiara, polska mowa/ nigdy nie zaginie./ Nigdy do zguby/ nie przyjdą Kaszuby./ Marsz, marsz, marsz za wrogiem!/ My trzymamy z Bogiem"...
   Ksiądz prałat Hilary Jastak zmarł 17 stycznia 2000 roku. W sobotę, 28 stycznia, odbył się pogrzeb. Tłumy gdynian, biskupi i kapłani, władze miejskie - wszyscy żegnali niezłomnego kapłana. W homilii metropolita warmiński ks. abp Edmund Piszcz nazwał zmarłego nieustraszonym bojownikiem o suwerenność Polski. "Ten kościół, ta plebania i ten człowiek to były punkty odniesienia dla wszystkich gdynian". Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek powiedział: "W mrocznych czasach stalinizmu, gdy strach niwelował umysły, był w Gdyni ks. Hilary Jastak, który nie bał się mówić i czynić dobro". Taki był przez całe życie.

Piotr Szubarczyk     

 

Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 17 (2730) z dnia 20-21 stycznia 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej