Księża Niezłomni

 

.

 

ks. Daniel Wojciechowski

 

Prześladowany za obronę swego biskupa
Ks. Henryk Peszko (1910-1988)

 

Ksiadz Henryk Peszko nie tylko nie dał się wmanewrować w pokazowy proces "ośrodka antypaństwowego i antyludowego", na którego czele stanął biskup Kaczmarek", ale zdecydowanie bronił swojego ordynariusza przed oskarżeniami komunistów o współpracę z okupantem niemieckim.

   14 stycznia 1952 r. ks. Prymas Stefan Wyszyński zapisał w "Pro memoria": "Na tym będzie bazowała taktyka walki z Kościołem. Wszystkie urzędy dostały rozkaz, aby w niczym nie prowokować duchowieństwa niższego. Natomiast jest rzeczą pożądaną, aby konflikt na odcinku Episkopatu narastał. Miałby być wykorzystany proces biskupa Kaczmarka; aresztowania kieleckie idą po linii procesu. Kielce mogą być poligonem w sprawach kościelnych... Nowe aresztowania (ks. Zelek, ks. Peszko) wskazują na to, że przygotowywany jest proces bpa Kaczmarka. Aresztowania są kompletowaniem przyszłych świadków. (...) Koła rządowe nie przyjmują sugestii jakoby chciały rozbić diecezję kielecką. Jednakże pomimo tej sugestii Komisja Główna dochodzi do wniosku, że taktyka tu wprowadzona jest polem doświadczalnym dla rozkładu od wewnątrz Kościoła".
   Prorocze były te słowa Prymasa Tysiąclecia. On sam półtora roku później został pozbawiony wolności. Podobnie innych biskupów polskich pozbawiono kierowania diecezjami. Wielu pracowników kurii diecezjalnych, seminariów duchownych i innych urzędów kościelnych odsunięto od zleconych obowiązków. Aby zniszczyć religijność w społeczeństwie polskim, komuniści najpierw uderzyli w gremia kierownicze Kościoła. Ksiądz Henryk Peszko w chwili aresztowania był pracownikiem Kurii Diecezjalnej w Kielcach, był więc na co dzień blisko ks. bp. Czesława Kaczmarka.


   Droga do kapłaństwa

Ksiądz Henryk Peszko stoi w drugim rzędzie drugi od prawej. Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 210 (2923) z dnia 8-9 września 2007 r.    Henryk Peszko, syn Walentego i Anieli ze Skomrów, urodził się 29 listopada 1910 r. we wsi Kraczkowa koło Łańcuta. Do szkoły podstawowej uczęszczał w rodzinnej miejscowości. Tu pozostawał pod urokiem proboszcza ks. Kachla. Ukończył państwowe gimnazjum, świadectwo maturalne otrzymał w Łańcucie. W kapłańskim pamiętniku ks. Peszko wyraża wdzięczność swoim rodzicom za głęboko religijne i patriotyczne wychowanie. Dziękuje nauczycielom i wychowawcom za przykład postawy religijnej i miłość do Ojczyzny. Ojciec Henryka, wielki autorytet dla syna, przez cztery lata był więziony przez carat tylko za to, że nie bał się być Polakiem. Brał udział w wojnie 1914 r., walczył o wolność Polski.
   Od 1932 r. Henryk Peszko studiował w kieleckim seminarium duchownym. Jego drogę do kapłaństwa kształtował wtedy ks. Jan Jaroszewicz, wykładowca teologii dogmatycznej i ojciec duchowny. Sakrament kapłaństwa otrzymał 20 czerwca 1937 r. z rąk sufragana diecezji ks. bp. Franciszka Sonika. Po święceniach skierowany został na wikariat do parafii bł. Wincentego Kadłubka w Jędrzejowie, gdzie proboszczem był ks. Stanisław Marchewka. Kapłan ten, chociaż w kontaktach osobistych nie był łatwy, jako gorliwy duszpasterz był wzorem dla wikariusza i prefekta. Wiele działał dla upowszechnienia kultu bł. Wincentego Kadłubka.
   W Jędrzejowie, już w pierwszych miesiącach okupacji niemieckiej, ks. Henryk Peszko zaangażował się w powstające podziemie niepodległościowe, które aktywizowało się w Skarżysku Kamiennej, Kielcach, Jędrzejowie. Podjął też pracę charytatywną. W te wszystkie działania ks. Peszko zaangażował się za zgodą ordynariusza bp. Czesława Kaczmarka, któremu leżała na sercu ochrona życia młodzieży polskiej, cynicznie wykorzystywanej przez Zachód do nieprzemyślanych działań. W trzech listach z tego okresu ordynariusz kielecki wzywał diecezjan do roztropnego postępowania, za co przez komunistów został oskarżony o współpracę z Niemcami.
   Wikariusza z Jędrzejowa poszukiwali Niemcy, dlatego 1 lutego 1940 r. ks. Peszko został przeniesiony na wikariat do Buska Zdroju. Tu nawiązał kontakt z Bednarzem, oficerem z armii gen. Klebeerga. W czerwcu 1940 r. został zaprzysiężony w Związku Walki Zbrojnej, przekształconej następnie w Armię Krajową. Ordynariusz akceptujący posługę ks. Peszki w AK powiedział: "Idź i wracaj zwycięsko". Kapelan uczestniczył w odprawach, w zbieraniu meldunków o ruchach niemieckich, w organizowaniu pomocy ofiarom wojny. Od 23 listopada 1943 r. ksiądz kapitan Peszko jako wikariusz katedralny organizował duszpasterstwo w ośrodkach konspiracji w Kielcach i w okolicy. Pełnił funkcję łącznika biskupa z oddziałami AK. Latem i jesienią 1944 r., jako kapelan 4. Pułku Piechoty Legionów AK przeszedł szlak bojowy od bitwy pod Antoniowem, Radkowem, Lipnem, Radoszycami i Mniowem. Pułkownik Wojciech Borzobohaty, szef sztabu Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, wystąpił z wnioskiem o odznaczenie bohaterskiego kapelana Krzyżem Walecznych i Krzyżem Virtuti Militari V kl., a także o awans na stopień majora.
   Pod koniec 1944 r. ks. Peszko krótko duszpasterzował w Chęcinach. Tak zwane wyzwolenie sowieckie zastało go na plebanii w Dębnie. Wspominał to spotkanie z "krasnoarmijcami". Wkroczyli do Dębna w połowie stycznia. Ich oficerowie przez parę dni znosili samogon na plebanię i "rządzili". Spijali wszystko, co szczypało ich podniebienie. Zmuszali księdza do ucztowania z nimi. Gdy odmawiał, zanurzali mu twarz w misce z samogonem. Jeden z oficerów na trzeźwo opowiadał, że do zdobycia wzgórza Święty Krzyż użyto kilkudziesięciu dezerterów z wyrokiem śmierci. Obiecano im, że po zdobyciu wzgórza będą mieli darowaną karę śmierci. Wzgórze zdobyli, bardzo wielu zginęło, a innych zaraz rozstrzelano. Po czerwonym wojsku na plebanii osiedli ci od "tworzenia" nowej władzy. W "ucztowaniu" górowali nad frontowcami. Ksiądz Peszko konkludował, że dla niego i żołnierzy AK komuniści u władzy nie wróżyli nic dobrego - i to nie tylko dla nich, ale i dla Polski.


   Uderzenie w diecezję kielecką

   Po zakończeniu okupacji niemieckiej ks. Henryk Peszko pełnił obowiązki wikariusza przy katedrze, moderatora Sodalicji Mariańskiej Pań, Panów, asystenta Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej, sędziego prosynodalnego Sądu Biskupiego. Na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie uzyskał stopień magistra teologii. Wraz z innymi księżmi kieleckimi podczas procesji na cmentarz grzebalny 1 listopada 1945 r. nie pozwolił, by razem z wiernymi kroczyli politycy z czerwonymi sztandarami. Od początków tzw. wyzwolenia był śledzony przez UB z powodu wojennej służby w szeregach AK, po wojnie miał kontakt z WiN. Pośredniczył w przekazywaniu pomocy pieniężnej od ks. bp. Kaczmarka dla ks. Stanisława Ryńcy, uciekającego przed aresztowaniem za działalność w WiN.
   W połowie 1946 r. ordynariusz kielecki porozumiał się z ks. Karolem Milikiem, zarządcą diecezji wrocławskiej, w sprawie przejęcia parafii Polanica Zdrój. Ksiądz biskup Kaczmarek chciał utworzyć w Polanicy ośrodek wypoczynkowy dla kapłanów i kleryków z Kielc. Na duszpasterza tworzonego ośrodka wyznaczony został ks. Henryk Peszko. Była to dla niego ucieczka od inwigilacji prowadzonej przez kielecki UB. Niestety, sprawa utworzenia ośrodka w Polanicy dla kieleckich kapłanów szybko upadła i z początkiem stycznia 1947 r. ks. Peszko wrócił do pracy w kurii. Na co dzień przeżywał narastające ataki komunistów polskich na ks. bp. Kaczmarka.
   Po aresztowaniu ordynariusza złowrogie chmury zebrały się nad diecezją kielecką. Tak o tym pisze ks. Peszko w swoim "Pamiętniku": "Atmosfera 1951 roku była w Kielcach nie do wytrzymania. Czuło się na każdym kroku, że jest się śledzonym przez szpiegów. Od czasu do czasu wzywano któregoś z księży na przesłuchanie. Od aresztowanych nie docierały żadne wiadomości i nie było wiadomym, w jakim zakresie było prowadzone śledztwo. Wyjeżdżając tego roku na wypoczynek w miesiącu lipcu - cieszyłem się, że będę mógł trochę odetchnąć od tego stanu napięcia, jaki stworzono wokół wszystkich księży pracujących w Kurii, choć z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że czekają nas dalsze ciężkie dni, które decydować będą o wolności albo o więzieniu". W tym roku aresztowano następnych księży kieleckich.
   Ksiądz Henryk Peszko został aresztowany 12 stycznia 1952 roku. Tak to wspomina w "Pamiętniku": "Po kolacji tego dnia spożytej w Seminarium Duchownym, po odśpiewaniu kilku kolęd, powróciłem do mieszkania przy ul. Czerwonego Krzyża 7a. Byłem zmęczony i o godz. 21 położyłem się do łóżka, naraz usłyszałem ostre pukanie do drzwi i na zapytanie: kto tam?, odpowiedziano mi: przedstawiciele władz bezpieczeństwa. Otworzyłem, do mieszkania weszło czterech mężczyzn. Jeden z nich wyjął legitymację tajnej policji - kpt. Kędziora, z grupy operacyjnej Ministerstwa Bezpieczeństwa z Warszawy. Oświadczono mi, że jestem zatrzymany i polecono, bym się ubrał. Jeden z ubowców pilnował mnie na każdym kroku. Kiedy się ubrałem, polecono mi, abym się udał z nimi". Wraz z kpt. Kędziorą w aresztowaniu księdza brali udział wysoko postawieni funkcjonariusze UB z Warszawy: ppłk Adam Humer, ppłk Karol Więckowski, kpt. Stanisław Morawski. Wspomagali ich kieleccy ubowcy. Operacyjny plan aresztowania przygotowali urzędnicy z ministerstwa: płk Józef Różański, dyrektor Departamentu Śledczego i płk Julia Brystygierowa, dyrektor Departamentu V. Tego samego dnia aresztowany został ks. Roman Zelek, proboszcz z katedry, przeprowadzono też rewizję w katedrze.


   Nie dał się złamać

   Aresztowanego ks. Henryka Peszkę osadzono w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Pisał o tym tak: "Więzienia ery stalinowskiej nie da się porównać do więzień przedwojennych czy nawet wojennych. Tamte dawały więźniowi jakąś możliwość zachowania osobowości, te natomiast odbierały więźniowi wszystko... (b. częste) rewizje, które były jednym ze sposobów terroryzowania więźniów. (...) Żyło się cały czas w niepewności, czy będę wezwany na śledztwo, czy nie i o co będę pytany. Tak upływały dni i lata w stałej udręce. Osoby słabsze psychicznie ulegały załamaniom i chorobom psychicznym". Na ironię losu ks. Peszkę umieszczono w celi razem z dwoma oficerami niemieckimi i jednym Żydem. Jeden z Niemców był oficerem warszawskiego gestapo. Dożywiany był dietą mięsną, na drugie śniadanie mlekiem i białym chlebem. Był kapusiem UB. Więzień, którego wskazał, od razu otrzymywał wyrok 15 lat więzienia. Ostrzegał przed nim księdza drugi Niemiec, porucznik Wehrmachtu. Żyda oskarżono o handel dolarami. Nawet jako więzień pozostał wierny przepisom religijnym.
   Księdza Henryka Peszkę umieszczono w celi 19 w X pawilonie i poddano intensywnemu śledztwu. Urządzono mu pięciodniowy "kołowrotek", czyli śledztwo bez przerwy, dzień i noc. Wychodził tylko na posiłek i do mycia. Zmieniali się "śledzie", a on bez przerwy na stołku. W kółko był pytany o szpiegostwo, o dolary, o broń, o organizacje podziemne, o kontakty z aresztowanymi księżmi. Wreszcie po półtorarocznym pobycie w więzieniu doprowadzono do prowokacyjnej konfrontacji ks. Peszki z ks. Władysławem Widłakiem.
   Ani konfrontacja, ani donosy szpicla z celi nie złamały kapłana. Śledztwo nie dało oczekiwanych rezultatów, co stwierdził sam płk Różański, a przyczyną według niego mieli być sami funkcjonariusze UB i złe metody śledztwa. Oskarżonego więc nie wykorzystano w procesie bp. Kaczmarka. Z lat pobytu w więzieniu światło dzienne ujrzało jedno pismo - prośba ks. Peszki do Kurii z sierpnia 1954 roku o dostarczenie mu brewiarza. Brewiarz przekazał mu i ks. Szczepanowi Sobalkowskiemu ks. Tadeusz Grabek, dojeżdżający wtedy na studia na ATK w Warszawie.
   Dopiero 7 lutego 1955 r. sprawę ks. Peszki rozpatrzył Najwyższy Sąd Wojskowy w składzie: płk M. Widaj, kpt. M. Bieniaszewski i kpt. A. Cieślak. Oskarżał wiceprokurator kpt. M. Nowak: "Podejrzany Peszko, jako nie ujawniony członek AK w okresie od 1945 do stycznia 1952: a) utrzymywał kontakty z osobami prowadzącymi kontrrewolucyjną działalność w ramach związku WiN, np. Ryńcą Stanisławem synem Karola, Połetką Stanisławem synem Piotra, b) posługując się broszurami o treści antypaństwowej i oszczerczymi wiadomościami z imperialistycznych rozgłośni radiowych, prowadził propagandę antypaństwową skierowaną przeciw ludowo-demokratycznemu ustrojowi PRL, c) współdziałał w nabywaniu przez antypaństwowy ośrodek kierowany przez Kaczmarka Czesława dolarów amerykańskich". Przytoczony celowo fragment oskarżenia wykazuje, jak prostacką frazeologią posługiwały się ówczesne sądy w PRL. Kara za wymienione czyny z art. 87 i 86 k.k. nie przekraczałaby 5 lat więzienia, dlatego na mocy amnestii z 1952 r. sąd umorzył postępowanie karne i postanowił o natychmiastowym zwolnieniu ks. Henryka Peszki z więzienia.
   Więzień wrócił do Kielc na stanowisko notariusza Kurii Diecezjalnej, w 1961 r. mianowany został kanclerzem w kurii. Te lata pracy ks. Peszki w kurii były naznaczone nieustannymi represjami administracyjnymi i finansowymi, którymi rząd Władysława Gomułki prześladował głównie bp. Czesława Kaczmarka, a z nim cały Kościół kielecki. Ksiądz infułat Henryk Peszko już jako emeryt zmarł 9 czerwca 1988 roku.


   W obronie ks. bp. Kaczmarka

Po wyjściu z więzienia ks. Henryk Peszko pracował jako kanclerz w kurii kieleckiej. Fot. T. Krzysztofik. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 210 (2923) z dnia 8-9 września 2007 r.    Ksiądz Henryk Peszko nie tylko nie dał się wmanewrować w pokazowy proces "ośrodka antypaństwowego i antyludowego, na którego czele stanął biskup Kaczmarek", ale także zdecydowanie bronił swojego ordynariusza przed oskarżeniami komunistów o współpracę z okupantem niemieckim. Już samo przystąpienie ks. Peszki do podziemia niepodległościowego, a następnie funkcja kapelana w ZWZ/AK, i to za wyraźną aprobatą ordynariusza, jest zaprzeczeniem kolaboracji bp. Czesława Kaczmarka z Niemcami. Warto pamiętać, że Stanisław Zarako-Zarakowski, ober-prokurator stalinowski, komunista działający z polecenia Moskwy, w czasie wyreżyserowanego procesu, rozpoczętego 14 września 1953 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, zarzucał bp. Kaczmarkowi między innymi zdradę interesów Polski: "Jako wróg ludu polskiego, reakcjonista i zdecydowany zwolennik faszyzmu, działając zgodnie z wytycznymi polityki Watykanu, w okresie międzywojennym popierał prowadzoną przez faszystowskie ugrupowania w Polsce (...) akcję skierowaną przeciwko ruchowi robotniczemu i ideologii komunistycznej, czym przyczynił się do osłabienia ducha obronnego społeczeństwa polskiego w obliczu grożącej agresji hitlerowskiej" oraz "w okresie od 1939 r. do 1945 r. idąc na rękę władzy okupacyjnej popierał ją i współdziałał z nią, (...) w swych listach pasterskich do wiernych nawoływał do uległości i współpracy z okupantem". Narzuca się pytanie, czy wiarygodny jest prokurator stawiający takie zarzuty biskupowi, a który z identycznych oskarżeń wielu niewinnych ludzi posłał w PRL do ziemi? Przed zarzutami o zdradę bp Czesław Kaczmarek bronił siebie w liście do Generalnego Prokuratora PRL zatytułowanym "Wniosek o rehabilitację ew. rewizję nadzwyczajną" z 28 czerwca 1956 r., pisanym podczas powtórnego uwięzienia w Rywałdzie Królewskim. W obronie biskupa, bez dowodów oskarżonego o zdradę, wystąpiło wielu ludzi, między innymi mecenas dr Wacław Bitner, który 28 grudnia 1956 r. napisał "Mowę obrończą adwokata Wacława Bitnera w sprawie Ks. Biskupa Czesława Kaczmarka". Podobnie przeciw oskarżaniu biskupa o współpracę z Niemcami wystąpili przedstawiciele katolickiej palestry miasta Warszawy w "Opinii" wydanej 20 marca 1957 roku. Przeciwko nazywaniu bp. Kaczmarka zdrajcą wypowiedział się również ks. Peszko. Oto wyjątki z jego "Oświadczenia": "W imię prawdy obiektywnej stwierdzam jako członek b. Armii Krajowej, że z wiedzą i zgodą księdza Biskupa Kaczmarka organizowałem opiekę duszpasterską w czasie okupacji nad czynnymi ośrodkami ruchu oporu na terenie miasta Kielc i okolicy oraz na terenie powiatów: jędrzejowskiego, buskiego, pińczowskiego i włoszczowskiego. Ksiądz biskup Czesław Kaczmarek nie tylko nie przeszkadzał w tej akcji, ale ją popierał i wyrażał na nią zgodę. (...) Po tułaczce lat konspiracji pełnej niepokoju i walki o prawa Narodu Polskiego, po przeszło trzyletnim więzieniu po wojnie, jako więzień śledczy w więzieniu mokotowskim, fałszywie oskarżony o przestępstwa, których nigdy nie popełniłem, mogę dziś z całym spokojem swego sumienia jako Polak i Kapłan stwierdzić, że zarzut kolaboracji wysunięty pod adresem księdza biskupa Czesława Kaczmarka jest wierutnym fałszem, gdyż fakty lat okupacji co innego mówią: że nie tylko nie współpracował z okupantem, ale popierał akcję podziemną swoją pomocą materialną i moralną, jako zwierzchnik diecezji kieleckiej". Warto wiedzieć, że w 1981 r. ks. kard. Stefan Wyszyński, dziś kandydat na ołtarze, świadomy niewinności biskupa, dwukrotnie zlecał księdzu prałatowi Stanisławowi Szymeckiemu, mianowanemu biskupem kieleckim, przeprowadzenie pełnej rehabilitacji więzionego w PRL ordynariusza kieleckiego. Czyż podane świadectwa nie są wystarczające, by widzieć w ks. bp. Kaczmarku wielkiego biskupa i Polaka, a nie zdrajcę? Niestety w październiku 1985 r. prasa komunistyczna na nowo odgrzała oskarżenie bp. Kaczmarka o wojenną kolaborację z Niemcami. I tym razem nie przemilczał tego oskarżenia, wtedy już honorowy kanclerz kurii ks. Henryk Peszko.
   Pełna rehabilitacja, uniewinnienie ks. bp. Czesława Kaczmarka nastąpiło 8 grudnia 1990 r. mocą postanowienia Prokuratora Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej. A jednak, mimo przytoczonych faktów, w myśl powiedzenia "zło nie śpi", także obecnie zarzut kolaboracji został powtórzony. W nocie biograficznej poświęconej ks. bp. Czesławowi Kaczmarkowi, umieszczonej w niezmiernie cennej pozycji "Pro memoria. Zapiski z lat 1948-1949 i 1952-1953" ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego (Wydawnictwo im. Stefana Kardynała Wyszyńskiego Soli Deo, Wydawnictwo Księży Pallotynów Apostolicum), na stronie 650 czytamy: "Zwolennik współpracy z władzami sanacyjnymi. W latach 1939-1940 ogłosił trzy listy duszpasterskie, w których nawoływał do posłuszeństwa względem okupacyjnych władz administracyjnych. Nie informował jednak władz niemieckich o sabotowaniu ich zarządzeń". Czyż miałby jeszcze być - "współpracownikiem, informatorem czy TW"? Jak mogą zostać odebrane tak sformułowane zdania, napisane bez żadnego kontekstu, na dodatek podane w wydawnictwie kościelnym? Na nowo sugerują "wierutne kłamstwo" o Czesławie Kaczmarku, który był dobrym biskupem i Polakiem, najbardziej bezkompromisowym wobec komunistycznej władzy i dlatego tak okrutnie przez nią sponiewieranym.

ks. Daniel Wojciechowski     

 

 

Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 210 (2923) z dnia 8-9 września 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej