. |
Komunizm nie znosił ludzi, którzy mówili prawdę, a przy tym nie bali się reżimu. Jednym z niezłomnych pasterzy Kościoła gorzowskiego był ks. kanonik Benedykt Pacyga zaliczany przez władze do księży "wojujących".
Urodził się 25 października 1933 r. w Bukowinie Tatrzańskiej. Jego rodzice - Sebastian i Wiktoria z domu Korwet - mieli dziewięcioro dzieci; Benedykt był najmłodszym synem. Po ukończeniu ósmej klasy wstąpił do Małego Seminarium Duchownego Franciszkanów w Głogówku Śląskim, maturę zdał w 1952 r. w Małym Seminarium w Niepokalanowie. Odbył profesję, złożył pierwsze śluby, ale w grudniu 1955 r. z woli przełożonych opuścił seminarium Ojców Franciszkanów. Przez pół roku pracował jako nauczyciel w wiosce Grudza w powiecie Lwówek Śląski. W marcu 1956 r. napisał list do ks. abp. Bolesława Kominka z prośbą o przyjęcie do Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Po otrzymaniu zgody odbył czteroletnie studia i 14 sierpnia 1960 r. z rąk ks. bp. Andrzeja Wronki przyjął święcenia kapłańskie w katedrze wrocławskiej.
Głosił "zajadłe kazania"
Ksiądz Benedykt Pacyga, wychowany w góralskiej rodzinie kultywującej tradycyjną religijność, był człowiekiem bezgranicznie oddanym Kościołowi i wierze katolickiej, nieuznającym żadnego kompromisu w tym względzie. Nic dziwnego więc, że już na początku swojej kapłańskiej drogi zwrócił uwagę swoją gorliwą postawą i tym samym znalazł się w kręgu zainteresowania SB.
Pierwszą placówką duszpasterską ks. Pacygi była parafia pw. św. Aniołów w Wałbrzychu (1960 r.), gdzie oprócz zwykłych zajęć miał też 40 godzin katechezy z młodzieżą. Odnotowano ten fakt w raportach miejscowego aparatu bezpieczeństwa, który zarzucił księdzu głoszenie "zajadłych kazań wymierzonych w interes Polski Ludowej". Po dwóch latach ks. Benedykt poprosił o przeniesienie do parafii pw. Matki Bożej Wspomożenia Wiernych we Wrocławiu-Księżu. Tu również występował w obronie Kościoła i wartości chrześcijańskich, głosząc płomienne kazania, z których miejscowe władze były bardzo niezadowolone. Oczywiście każde z takich kazań skutkowało wizytą i rozmową ostrzegawczą na komendzie MO lub w Wydziale ds. Wyznań. W tym czasie ks. Pacyga był kilkakrotnie karany administracyjnie przez kolegium ds. orzeczeń. Rosła też objętość jego teczki ewidencyjno-operacyjnej na księdza (TEOK), opatrzonej nr 20063, oficjalnie założonej w roku 1963.
Kolejną placówką był Głogów. W lipcu 1964 r. ks. Pacyga został mianowany wikariuszem w parafii pw. św. Mikołaja, gdzie proboszczem był rozpracowywany od dłuższego już czasu przez bezpiekę ks. dziekan Wojciech Olszowski. Po otrzymaniu TEOK ks. Benedykta głogowska SB miała sporo pretensji do centrali, że nie nadzoruje polityki personalnej w parafiach, ponieważ - zdaniem esbeków - mają już jeden problem w osobie ks. Olszowskiego, dlatego drugi kapłan o podobnym pokroju w tej samej parafii to już stanowczo za wiele.
Mimo trudnych warunków (brak salek katechetycznych) ks. Pacyga pracował w głogowskiej parafii trzy lata. W 1965 r., w okresie nagonki propagandowej na Kościół katolicki za wystosowanie przez polski Episkopat orędzia do biskupów niemieckich, SB odnotowała, że ks. Pacyga w czasie lekcji religii w drugiej klasie szkoły zawodowej stanął w obronie orędzia, apelując do uczniów, by nie dawali posłuchu informacjom prorządowych mediów.
Bezkompromisowy i odważny
W lipcu 1967 r. ks. Benedykt został skierowany do parafii pw. św. Jakuba i Krzysztofa we Wrocławiu. Chociaż pracował tam zaledwie dwa miesiące, znów został zauważony przez bezpiekę ze względu na "swój zajadły stosunek do władzy ludowej". Kolejne placówki, na które władze kościelne kierowały ks. Pacygę, to Ciepłowody i parafia pw. Matki Bożej Różańcowej w Jasieniu, gdzie w 1969 r. został mianowany proboszczem mimo wstępnego weta lokalnych władz.
Jako proboszcz ks. Pacyga od początku gorliwie zaangażował się w duszpasterską posługę. W grudniu 1969 r. otrzymał pochwałę od ks. abp. Bolesława Kominka za wzorowe zorganizowanie katechezy. Oczywiście, ks. Pacyga nie rejestrował punktów katechetycznych w Wydziale ds. Wyznań i nie zdawał sprawozdań z ich działalności. Dla ówczesnych władz problemem było zarówno jego stanowisko w sprawie punktów katechetycznych oraz wypowiedzi z ambony, jak i objęcie posługą duszpasterską osób z tzw. klucza partyjnego, i to nie tylko członków PZPR, ale także urzędników i ludzi tzw. nomenklatury. Jedną z metod duszpasterskich ks. Benedykta była bezkompromisowość - ludzie wspominają, że np. przed rozpoczęciem Mszy św. wysyłał kościelnego, aby zamykał na klucz drzwi wejściowe kościoła, oduczając wiernych spóźniania się, ale jednocześnie był to człowiek o wielkim sercu, przyciągający swoją autentycznością i pobożnością. W ten sposób zjednywał sobie ludzi.
W 1972 r. wskutek podziału dotychczasowej administracji gorzowskiej na trzy diecezje, parafia Jasień znalazła się w granicach diecezji gorzowskiej. Pracę młodego proboszcza docenił ks. bp Wilhelm Pluta, mianując go dekretem z 30 sierpnia 1973 r. wicedziekanem dekanatu Lubsko, a następnie członkiem Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej i referentem Wydziału Duszpasterskiego Kurii Gorzowskiej z odpowiedzialnością za duszpasterstwo kobiet. Uwzględniając zainteresowanie księdza wicedziekana duchowością kapłańską i dobrą opinią wśród kapłanów, został mianowany w 1976 r. spowiednikiem alumnów w Seminarium Duchownym w Gościkowie-Paradyżu. W 1978 r. objął parafię pw. św. Michała w Świebodzinie, gdzie pozostał do końca życia.
Zawsze wśród ludzi
Wybór ks. kard. Karola Wojtyły na Papieża zaowocował w Polsce wielką falą nadziei. Władze w Zielonej Górze w 1979 r. zarejestrowały, że "biskupi gorzowscy odwiedzili ok. 60 miejscowości, wygłaszając ponad 170 kazań". W sprawozdaniu stwierdzano, że wśród księży wzmocniła się dyscyplina, poszerzono formy oddziaływania na społeczeństwo i nastąpiło ożywienie praktyk religijnych. Bezpośrednim powodem tego zintegrowania i ożywienia były częste wizytacje parafii, bierzmowania oraz systematyczny nadzór kurii. Systematycznie zaczęła też wzrastać liczba powołań kapłańskich w Paradyżu: z 41 kandydatów w roku akademickim 1977/1978 do 82 w roku 1979/1980.
Wraz z powstaniem ruchu "Solidarność" w 1980 r. pojawiły się nowe problemy o charakterze społecznym. Trzeba było stawać w obronie robotników i ludzi prześladowanych z powodu przekonań religijnych i politycznych. Nowa fala strajków i akcji protestacyjnych nastąpiła w październiku 1981 roku. Złe zaopatrzenie w żywność często prowadziło do podejmowania akcji strajkowych. Punktem zapalnym na terenie Środkowego Nadodrza był strajk w PGR Lubogóra koło Świebodzina, który trwał 10 dni. 19 października 1981 r. strajkowały już wszystkie zakłady w Świebodzinie, a w zielonogórskim "Lumenie" i "Falubazie" ogłoszono pogotowie strajkowe.
W trudnym dla polskiego społeczeństwa czasie stanu wojennego już w grudniu 1981 r. ruszyła pomoc materialna z Europy Zachodniej. Transporty żywności, odzieży, leków, środków opatrunkowych i higienicznych oraz innych produktów docierały najczęściej do parafii, które z kolei organizowały rozdział darów. Parafie stały się w tym czasie azylem dla wolnej myśli i słowa. Organizowane na plebaniach czy w salkach katechetycznych spotkania, prelekcje, konferencje ściągały ludzi, którzy nie chcieli pogodzić się z ówczesnym stanem rzeczy. Rosła również frekwencja wiernych na Mszach św. w całej diecezji.
W tym samym czasie wzmogła się inwigilacja Kościoła przez komunistyczny aparat represji; rosła m.in. liczba tajnych współpracowników, skrupulatnie rejestrowano wszystkie zbiorowe zebrania; rozpracowywano osoby uznane "za niebezpieczne dla interesów Polski Ludowej".
Dla ówczesnych władz sytuacja w powiecie świebodzińskim była wyjątkowo irytująca, a powodem tego było sąsiedztwo Wyższego Seminarium Duchownego w Paradyżu. SB donosiła: "Na naszym terenie istnieje grupa kilku księży, którzy systematycznie na kazaniach podnoszą problematykę społeczno-polityczną, negując zasadność utrzymania stanu wojennego, przedsięwzięć WRON, zawieszenia działalności NSZZ itp.
Niejednokrotnie prognozują także powrót 'Solidarności' na forum życia społecznego i ładu gospodarczego". W sprawozdaniu z kwietnia 1982 r. informowano: "W dniu 1 stycznia 1982 r. w kościele parafialnym w Świebodzinie ks. Pacyga w trakcie kazania w negatywny sposób ocenił wprowadzenie stanu wojennego, stwierdzając, że stanowi on pogwałcenie podstawowych praw obywatelskich i człowieka, zniszczył nadzieję Polaków na sprawiedliwość w kraju. (...) Motyw negacji stanu wojennego powrócił w kazaniu ks. Pacygi w dniu 14 lutego 1982 r., kiedy podkreślił, że stan wojenny dotychczas nie przyniósł i w dalszym ciągu nie przeniesie stabilizacji i spokoju w kraju. Równocześnie potępił młodzież szkół średnich w Świebodzinie, która w czasie kiedy cały naród płacze i jest pogrążany w smutku, organizuje tzw. studniówki i chce się bawić przed lufami karabinów w obstawie milicji". Również rok później ks. Benedykt został uznany za "jednostkę antysocjalistyczną". Wzywano go wielokrotnie na rozmowy ostrzegawcze, które nie przynosiły skutku. W 1983 r. i 1984 r. zielonogórski Wydział ds. Wyznań żądał usunięcia ks. Pacygi z parafii jako "jednostki wrogiej obecnemu ustrojowi". Kuria gorzowska z ks. bp. Wilhelmem Plutą na czele nie miała jednak zamiaru ustąpić, stąd odwołania do władz centralnych w Warszawie. Ordynariusz nie tylko nigdy nie zwolnił ks. Pacygi z obowiązków proboszczowskich, ale bronił go, uzasadniając słuszność jego działań. Wspomagany przez swojego biskupa proboszcz Świebodzina do końca pozostał z ludźmi, starając się ich chronić przed szykanami.
Bezpieka zarzuca sieć
SB nie rezygnowała z próby złamania niewygodnego kapłana. Na przełomie 1984/1985 r. wokół ks. Pacygi zaczęto formować sieć agenturalną. Cel był bardzo konkretny: kompromitacja i usunięcie księdza z parafii. Dlatego SB zwerbowała dwóch agentów z bliskiego otoczenia ks. Benedykta; byli to TW ps. "Roma" i TW ps. "Pietkiewicz". Zwłaszcza ten drugi mógł wyrządzić księdzu dziekanowi wiele szkody, ponieważ stale przebywał na plebanii. Bezpośredni nadzór nad działalnością agentów inwigilujących ks. Pacygę sprawował zastępca naczelnika Wydziału IV KWMO w Zielonej Górze, mjr Józef Bargiel. Podjęte próby skompromitowania kapłana nie przyniosły rezultatu. Ksiądz Pacyga był w Świebodzinie prawdziwym autorytetem.
22 listopada 1987 r. w Tuplicach, głosząc kazanie na zaproszenie miejscowego proboszcza, ks. Pacyga - jak zanotował funkcjonariusz SB - w obecności 400 osób powiedział: "Partia nie robi nic, tylko obiecuje... (...) ponadto krytykował TVP, że nie zapowiedziała wcześniej emisji filmu o matce Teresie z Kalkuty, i wycofany podręcznik szkolny o przysposobieniu do życia w rodzinie". Księdza Benedykta niezmiennie zaliczano do księży "wojujących", których należało się pozbyć. Był pod stałym nadzorem SB. Szukano na niego tzw. haków, które można było wykorzystać przeciw Kościołowi gorzowskiemu.
W latach 90. nasiliły się u niego problemy zdrowotne. By rozpocząć intensywne leczenie, podjął decyzję o złożeniu urzędu proboszcza parafii pw. św. Michała Archanioła w Świebodzinie. Zmarł 2 sierpnia 2008 r. ok. godz. 4.00 w szpitalu w Nowej Soli. Pochowany został na cmentarzu komunalnym w Świebodzinie.
ks. prof. Dariusz Śmierzchalski-Wachocz
Artykuł zamieszczony w " Naszym Dzienniku", w numerze 141 (3767) z dnia 19-20 czerwca 2010 r.