Bezpieka nie miała na nich siły

 

.

 

Piotr Chmielowiec

 

Ksiądz arcybiskup Ignacy Tokarczuk - budowniczy kościołów dla Kościoła
Twardy przeciwnik PRL

 

W grudniu 1965 roku nowym biskupem ordynariuszem diecezji przemyskiej ksiądz Prymas Stefan Wyszyński mianował dotychczasowego wykładowcę Wydziału Teologicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego ks. dr. Ignacego Tokarczuka. Nie zostały wyjaśnione kulisy zgody ówczesnych władz państwowych na tę nominację. Biorąc pod uwagę tylko wcześniejszy sprzeciw wobec objęcia przez tego duchownego funkcji proboszcza parafii Serca Jezusowego w Olsztynie, można było się spodziewać zdecydowanego oporu w przypadku stolicy biskupiej. Jak pisał późniejszy kierownik Urzędu do spraw Wyznań Kazimierz Kąkol, stało się tak wskutek przeoczenia premiera Józefa Cyrankiewicza, który nie zgłosił protestu w wymaganym terminie trzech miesięcy.

Uroczyste objęcie stolicy biskupiej w Przemyślu przez ks. bp. Ignacego Tokarczuka nastąpiło 6 lutego 1966 roku. Już w czasie inauguracyjnej homilii wypowiedział słowa, które stały się powodem zaatakowania go przez przedstawicieli władz państwowych. Za posłużenie się sformułowaniem: "żyjemy w czasach nienormalnych" gwałtowne słowa sprzeciwu padły podczas spotkania z przewodniczącym prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie Edwardem Dudą. Jak wspominał po latach ks. abp Tokarczuk, ten pierwszy negatywny kontakt z władzami wpłynął mocno na jego dalsze postępowanie i działalność jako ordynariusza przemyskiego. Stanowiło to także wyraźną wskazówkę dla strony przeciwnej, która od tej pory nie mogła już mieć złudzeń co do możliwości wpływu na biskupa.


   Poznać nowego biskupa

Ingres ks. bp. Ignacego Tokarczuka. Katedra w Przemyślu, 6 lutego 1966 r. Fot. archiwum IPN. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 44 (2757) z dnia 21 lutego 2007 r.    Przeciwko ks. bp. Tokarczukowi rozpoczęły się działania zarówno ze strony Urzędu do spraw Wyznań, jak i aparatu bezpieczeństwa. Wiedzę o planowanych i podejmowanych posunięciach posiadały także czynniki partyjne, które miały decydujący wpływ na politykę prowadzoną wobec Kościoła katolickiego. Ze strony Służby Bezpieczeństwa Kościołem przemyskim zajmował się funkcjonujący od połowy 1962 r. Wydział IV KW MO w Rzeszowie. Jego naczelnikiem w 1966 r. był kpt. Józef Szybka. Pierwszoplanowym zadaniem dla funkcjonariuszy tego pionu stało się zdobycie jak najpełniejszej wiedzy o nowym biskupie; interesowano się zarówno jego środowiskiem rodzinnym, poszczególnymi etapami życia, jak i miejscami, w których pracował. Szczególne zainteresowanie budziły osoby, które z racji kontaktów koleżeńskich oraz więzów rodzinnych mogły się stać cennym źródłem informacji. Już po kilku miesiącach w rocznym w sprawozdaniu z działalności Wydziału IV pisano: "W odniesieniu do bp. Tokarczuka zebrano materiały obrazujące całą jego działalność, opracowano członków jego rodziny i kontakty, szczególnie towarzyskie, w wyniku tego ujawniono szereg kontaktów dotychczas nierozpoznanych, co pozwoliło na zorientowanie się o jego zainteresowaniach. Kontakty te dotychczas nie były brane pod uwagę, gdyż przed konsekracją na biskupa, nie był on tak szczegółowo rozpoznany".
   Jedną z osób, która dostarczyła Służbie Bezpieczeństwa wielu informacji o rodzinie i znajomych ks. bp. Tokarczuka, był tajny współpracownik o pseudonimie "Hański". Kontakt na tę osobę przekazał Wydział II KW MO z województwa zielonogórskiego, gdzie "Hański" mieszkał. Podobnie jak biskup pochodził z Kresów Wschodnich. Był jego kolegą z gimnazjum w Zbarażu. Po II wojnie światowej opuścił strony rodzinne i znalazł się na ziemiach zachodnich - zamieszkał w Żarach. Najpierw dostarczał informacje poprzez SB z Zielonej Góry, a następnie spotykał się wielokrotnie z pracownikami rzeszowskiego Wydziału IV - kpt. Stanisławem Sypiołem i kpt. Józefem Kluzem. Z inicjatywy SB widywał się z ordynariuszem, a także wyjeżdżał na Ukrainę. Te ostatnie kontakty prowadzone były w porozumieniu z sowieckim KGB. Informacji o osobie ks. bp. Tokarczuka dostarczała również sieć informacyjna znajdująca się na stanie Wydziału IV KW MO w Rzeszowie oraz komend powiatowych MO. Cennym źródłem wiedzy była ponadto instalacja podsłuchowa funkcjonująca w kurii do początku 1975 roku.
   Równolegle ze zbieraniem informacji o ordynariuszu Wydział IV prowadził działania mające udokumentować jego antysocjalistyczną działalność i mogące być również dowodem dla władz państwowych. Od samego początku dokumentowano wszelkie wystąpienia publiczne biskupa; w większości były one nagrywane, a następnie przepisywane w całości bądź sporządzano z nich wyciągi. Bezpiekę interesowały sytuacje, w których ks. bp Tokarczuk mówił o systemie politycznym funkcjonującym w kraju i na Wschodzie, o represjach wobec wierzących, zwalczaniu religii, w tym także, gdy oskarżał władze o brak zgody na budownictwo sakralne. Z biegiem czasu to "zabezpieczenie operacyjne" wizyt biskupa stało się normą i było prowadzone do końca funkcjonowania ustroju. Meldunki o treści wystąpień ordynariusza przemyskiego docierały również z innych miejsc w kraju, gdzie przebywał. Obecnie stanowią ważne świadectwo jego odwagi i bezkompromisowości, za którą był atakowany.
   Postawie i działaniom podejmowanym przez ks. bp. Tokarczuka władze państwowe nie mogły przeciwstawić kroków, które skłoniłyby go do przerwania swoich działań i zmiany postawy. Skutków nie odnosiły kolejne spotkania z przedstawicielami władz wojewódzkich; w czerwcu 1971 r. doszło nawet do rozmowy z wicepremierem Wincentym Kraśką. W latach 60. i 70. ordynariusz przemyski uchodził - obok księdza Prymasa Wyszyńskiego i metropolity krakowskiego ks. kard. Karola Wojtyły - za najtrudniejszego przeciwnika PRL spośród przedstawicieli Episkopatu Polski.
   Niechęć wobec dopuszczenia jego osoby do wzajemnych kontaktów rządu i Episkopatu uwyraźniła się w 1967 r., kiedy po śmierci ks. bp. Michała Klepacza został powołany przez Prymasa do Komisji Wspólnej Episkopatu Polski i Rządu PRL. Wywołało to zdecydowany sprzeciw strony rządowej reprezentowanej przez członka Biura Politycznego KC PZPR Zenona Kliszkę. Tym samym nie dopuszczono do powtórzenia się sytuacji związanej z brakiem reakcji na nominację biskupią. Protest ten sparaliżował prace Komisji Wspólnej aż do 1980 roku. W odpowiedzi ordynariusz przemyski skierował do premiera Cyrankiewicza list, w którym odniósł się do stawianych mu zarzutów. Odrzucił - jako nieuzasadniony - zarzut "wstecznych i anachronicznych poglądów". Podkreślił, że nie jest przeciwnikiem przemian społecznych w kraju, ale zawsze stanowczo reaguje na przypadki łamania praw wierzących: "Oskarżenie takie jest wysoce krzywdzące, dlatego że kocham szczerze swoją Ojczyznę i Naród. Żywię szacunek dla władzy państwowej i uczę tego szacunku innych. Cieszę się z postępu w dziedzinie ekonomicznej, socjalnej i innych. Daję temu wyraz na każdym kroku. Nie mogę jednak milczeć, gdy w poszczególnych wypadkach prawa obywateli wierzących są naruszane. Czynię to w tym przekonaniu, że domagając się sprawiedliwości i praworządności, najlepiej służę Kościołowi i polskiej racji stanu". Na ten list nie otrzymał odpowiedzi.


   Budownictwo sakralne

Poświęcenie kościoła w Stalowej Woli, listopad 1973 r. Fot. archiwum IPN. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 44 (2757) z dnia 21 lutego 2007 r.    Najważniejszą bodaj dziedziną, w której zasłynął ks. bp Tokarczuk i kierowana przez niego diecezja przemyska, było budownictwo sakralne. Kiedy przybył do Przemyśla, jednym z pierwszych kroków było poznanie całego podległego mu terenu. Obejmował on zarówno rozległe obszary Bieszczadów, gdzie kościoły były rozmieszczone rzadko, jak i rozwijające się po wojnie ośrodki przemysłowe, w których liczba wiernych znacznie się powiększyła. Duchowny postanowił zrealizować przyjęte wtedy założenie, że w parafii wiejskiej ludzie powinni mieć do kościoła dwa-trzy kilometry, a w miastach wielkość parafii nie powinna przekraczać dziesięciu tysięcy wiernych.
   Konieczność powiększenia sieci parafialnej stała się natychmiast powodem konfliktu z władzami, które za czasów Gomułki i Gierka bardzo rzadko wydawały zezwolenia na budowę kościołów. Ksiądz biskup Tokarczuk wspierał swoich kapłanów i wiernych, którzy stawiali krzyże i kaplice, a także kościoły, często w budynkach mieszkalnych adaptowanych na ten cel. Reakcją władz na takie postępowanie były protesty składane na ręce biskupa i Prymasa Polski. Starano się także uderzać bezpośrednio w budowniczych kościołów. Służyły temu nakazy rozbiórki oraz kary administracyjne nakładane na świeckich i kapłanów, zapadały również kary sądowe. Ksiądz biskup Tokarczuk zawsze informował wiernych o kolejnych represjach, w tym karach pieniężnych, które były opłacane przez całą społeczność. Niektóre ze spraw związanych z brakiem zgody władz na wybudowanie kościoła ciągnęły się przez kilkanaście lat. Opór władz był wyjątkowo silny na terenach osiedli robotniczych, które z założenia miały pozostawać bez Boga. Jedna z najdłuższych spraw dotyczyła budowy kościoła w Stalowej Woli (1957-1973). Łącznie w latach 1966-1992 w diecezji przemyskiej wybudowano 408 nowych świątyń, w tym 360 od 1975 roku.
   Osobne działania w dziedzinie zapobiegania nielegalnemu budownictwu sakralnemu prowadził aparat bezpieczeństwa. Oprócz ich dokumentowania przeprowadzono rozmowy z osobami zaangażowanymi w budowę, nakłaniając je do odstąpienia od niej lub do starania się o legalne prowadzenie prac. Do tego samego celu wykorzystywano działania operacyjne, w których posługiwano się takimi metodami, jak: tymczasowe aresztowania, rzucanie podejrzeń o współpracę z SB czy oddziaływanie poprzez tajnych współpracowników. Budowniczych kościołów skazywano na wyroki więzienia w zawieszeniu, dotkliwe były też kary pieniężne. Nieskuteczność akcji zapobiegania nielegalnemu budownictwu sakralnemu władze tłumaczyły brakiem skutecznych metod postępowania przez organy administracyjne nawet w przypadkach posiadania wcześniejszych informacji czy gromadzeniem materiałów budowlanych u osób prywatnych, co miało utrudniać ich konfiskatę. Stosowanie kar wobec księży i wykonawców budów nie skutkowało z powodu ich solidarnego opłacania przez wszystkich mieszkańców. Na negatywne oddziaływanie w tej sprawie wpływ miał także brak wyraźnego stanowiska centralnych władz administracyjnych.
   Próbując zapobiec dalszym budowom, posuwano się nawet do podpaleń kościołów i obiektów sakralnych. W latach 1968-1978 na terenie diecezji przemyskiej podpalono 10 obiektów. Inspiratorem tych poczynań był prawdopodobnie Wydział IV KW MO w Rzeszowie, na co wskazują zeznania złożone przez podpalaczy, których zatrzymali w 1978 r. mieszkańcy Nowej Sarzyny, a także okoliczności podpalenia kaplicy polowej przy klasztorze księży misjonarzy saletynów w Rzeszowie. W tym ostatnim przypadku pożar wybuchł na stopniach kaplicy 7 marca 1978 r. w nocy około godz. 23.15. Udało się go ugasić dzięki przechodniom i okolicznym mieszkańcom. Przy ogniu znaleziono 20-litrowy kanister z benzyną, który był napełniony do 2/3 swojej pojemności. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tym, że milicja wiedziała o pożarze, był fakt, iż w jego trakcie po przeciwnej stronie kaplicy stało dwóch umundurowanych funkcjonariuszy MO, którzy odeszli po ugaszeniu ognia, a w ciągu nocy pod kaplicę kilkakrotnie podjeżdżał radiowóz.


   Kazania o prześladowaniu Kościoła

Rzeszów - kościół św. Judy Tadeusza (Gwardzistów). Fot. archiwum IPN. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 44 (2757) z dnia 21 lutego 2007 r.    Powodem, dla którego ordynariusz przemyski stał się dla władz jednym z najbardziej zwalczanych przedstawicieli Episkopatu Polski, były jego kazania, w których głosił prawdę o prześladowaniu Kościoła katolickiego i ograniczaniu jego działalności. Krytykował ustrój panujący w Polsce, szczególny jego sprzeciw wywoływała sprawa nauczania dzieci i młodzieży i narzucanie im świeckiego modelu wychowawczego. Sprzeciw władz budziło popieranie i zachęcanie do organizacji nielegalnych placówek sakralnych. Na tym polu ks. bp Tokarczuk wzywał do odważnego przeciwstawiania się władzom, informował także wiernych o sytuacjach konfliktowych.
   Efektem rejestracji przez Służbę Bezpieczeństwa wygłaszanych kazań było zestawienie z danymi dotyczącymi tych, w których znalazły się akcenty uznane za wrogie wobec ustroju socjalistycznego. Tylko od stycznia do czerwca 1971 r. wśród 64 publicznych wystąpień zanotowano 23 (35 proc.), w których miały się znaleźć "wrogie akcenty". Od początku jego pracy w Przemyślu do marca 1971 r. w 656 kazaniach było ich aż 183 (28 proc.).
   Reakcją władz na wystąpienia ordynariusza przemyskiego było kilkakrotne zwracanie się przez Urząd do spraw Wyznań z memorandum do Episkopatu Polski w sprawie wpłynięcia na zmianę postępowania ks. bp. Tokarczuka. Podobny cel miała inicjatywa zwrócenia się do szefa delegacji Watykanu do stałych kontaktów roboczych z Polską ks. abp. Luigi Poggiego. Głównym tematem do rozmowy z nim w marcu 1975 r. była sprawa podsłuchu odkrytego w pomieszczeniach kurii przemyskiej i podjęte w związku z tym działania ks. bp. Tokarczuka. Kazimierz Kąkol oskarżył go o próbę zakłócenia poprawiających się wzajemnych stosunków Polska - Watykan. W tezach Urzędu do Spraw Wyznań przygotowanych przed spotkaniem z ks. abp. Poggim, zawarto równocześnie następujące stwierdzenie: "Władze kilkakrotnie zwracały uwagę Episkopatowi na szkodliwą działalność bpa Tokarczuka. Niestety bez rezultatu. W tej sytuacji Rząd PRL rozważa przedstawienie Watykanowi dodatkowych materiałów dotyczących antypaństwowej i sprzecznej z prawem działalności bpa Tokarczuka i zażądanie jego odwołania ze stanowiska ordynariusza diecezji".


   Próby wpłynięcia na postępowanie księdza biskupa

Ksiądz Ignacy Tokarczuk w otoczeniu rodziców, rodzeństwa i szwagra. Fot. archiwum IPN. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 44 (2757) z dnia 21 lutego 2007 r.    Jak wskazano wcześniej, już od początku pobytu w Przemyślu ks. bp Tokarczuk był atakowany za swoją działalność. Wykorzystywano do tego wzajemne kontakty pomiędzy kurią przemyską a Wydziałem do spraw Wyznań w Rzeszowie. Z treścią kazań księdza biskupa zapoznawano Wydział Administracyjny KW PZPR w Rzeszowie, a także prokuraturę wojewódzką, która oceniała możliwości wystąpienia na drogę postępowania sądowego. 10 maja 1971 r. do Prokuratury Generalnej PRL w Rzeszowie wystąpił prokurator wojewódzki Władysław Biernat. W uzasadnieniu powoływał się na fragmenty dziewięciu kazań biskupa z lat 1969-1971, zawierające - według prokuratury - wrogie treści. Jednocześnie przygotowano 50 wyciągów z innych jego wystąpień. Inspiratorem działań prokuratury było kierownictwo KW PZPR w Rzeszowie. Przeprowadzona w tej kwestii konsultacja z Urzędem do spraw Wyznań przyniosła odpowiedź jego wiceministra, Aleksandra Skarżyńskiego, aby nie wszczynać postępowania przygotowawczego przeciwko biskupowi, a dalej oddziaływać w drodze administracyjno-profilaktycznej. W kwietniu 1971 r. przewodniczący Prezydium WRN w Rzeszowie Franciszek Dąbal zwrócił się bezpośrednio do premiera Piotra Jaroszewicza z wnioskiem o odwołanie ks. bp. Tokarczuka ze stanowiska ordynariusza. W sytuacji, kiedy nowa ekipa rządowa dążyła do uspokojenia sytuacji w kraju po przejęciu władzy, pozostawiła pismo bez odpowiedzi.
   W drugiej połowie lat 70. próbowano wpłynąć na ks. bp. Tokarczuka poprzez Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej. W końcu 1977 r. podczas wizyty ordynariusza w Watykanie zaproszono go do ks. abp. Poggiego, który prosił go o zmianę stosunku do władz. Jak wspominał po wielu latach ksiądz arcybiskup, stanowiło to dla niego najtrudniejszą próbę: "Człowiek ma szacunek dla Pana Boga, wie, kim jest Papież, wie, czym jest Kościół, ale z drugiej strony - wie, czym jest prawda, czym jest sumienie, wie, czym jest znajomość rzeczy, sytuacji". Nie zgodził się na zmianę swojego postępowania, ale przypomniał, że decyzję w sprawie jego dalszej posługi biskupiej może podjąć Papież. Później ponowiono powyższe starania poprzez ks. kard. Agostino Casaroliego z równym skutkiem. Po wyborze Jana Pawła II na Papieża ks. abp Poggi podczas wizyty w Przemyślu przeprosił ks. bp. Tokarczuka za wcześniejsze naciski: "Ksiądz miał rację, ksiądz wiedział to, czego myśmy nie wiedzieli".
   Wrogość aparatu państwowego PRL do ks. bp. Tokarczuka można wyraźnie zauważyć w działaniach podjętych w okresie choroby księdza Prymasa Wyszyńskiego, kiedy to w kierownictwie MSW rozważano kandydatury jego ewentualnych następców. Biskupa przemyskiego stawiano w gronie dwóch innych (ks. kard. Władysława Rubina, ks. abp. Henryka Gulbinowicza), których nie powinno się dopuścić do urzędu prymasowskiego. Charakteryzując sylwetkę ks. bp. Tokarczuka, naczelnik Wydziału I Departamentu IV MSW mjr Zbigniew Jabłoński pisał, że jest "najbardziej agresywny, wojowniczy i niewygodny ze względu na postawę polityczną i działalność kandydat do sukcesji". Podjęte działania miały skompromitować księdza biskupa i nie dopuścić do jego wyboru. Posługiwano się na tym polu szczególnie tajnymi współpracownikami mającymi możliwość dotarcia do Episkopatu Polski i Watykanu. Jednym z nich był tajny współpracownik o pseudonimie "Roman", współpracujący z przemyską bezpieką od 1966 roku. W listopadzie 1979 r. otrzymał od oficera Wydziału IV KW MO w Przemyślu kpt. Tadeusza Rudnickiego zadanie, aby wykorzystując swoją znajomość z sekretarzem Episkopatu Polski ks. bp. Bronisławem Dąbrowskim, przedstawił argumenty przemawiające przeciwko kandydaturze ks. bp. Tokarczuka na stanowisko Prymasa Polski. Zawarto w nim wszystkie zarzuty, jakie wobec księdza biskupa zebrał pion IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, m.in. odnoszące się do jego działań na terenie diecezji przemyskiej ("prowadzi politykę, która zaostrza stosunki z władzami") oraz rzekomych cech charakterologicznych, które miały utrudnić sprawowanie mu nowej funkcji ("jest apodyktyczny i niezrównoważony, w odczuciu księży niesprawiedliwy"). Wśród nich znalazł się osobisty przytyk odnoszący się do wzajemnych stosunków ks. bp. Tokarczuka z ks. bp. Dąbrowskim, głoszący, że po swoim wyborze na przewodniczącego Episkopatu Polski ks. bp. Tokarczuk odsunie sekretarza Episkopatu od dotychczasowych wpływów i nie dopuści, aby został ordynariuszem. Powyższe zadanie "Roman" wykonał w połowie 1980 r., podkreślając, że jego spotkanie z ks. bp. Dąbrowskim było szczere, tak jak przystało na dobrych kolegów (na dowód tego przekazał kpt. Rudnickiemu obrazek podpisany osobiście przez biskupa). Za wykonanie tego zadania "Roman" otrzymał wynagrodzenie w kwocie 3000 złotych.
   Wysiłki władz zmierzające do usunięcia ks. bp. Tokarczuka z funkcji ordynariusza przemyskiego wspierane były przez działania Wydziału IV KW MO w Rzeszowie. Zmierzały one do podważenia zaufania wiernych do ordynariusza. Akcja rozpoczęła się w 1968 r., kiedy naczelnikiem rzeszowskiej "czwórki" był ppłk Mieczysław Kalemba, ale za właściwego jej inicjatora uznać należy jego zastępcę - Zenona Płatka. Głównym medium, które wykorzystywano przy okazji tych starań, były ulotki rozsyłane anonimowo do księży, zawierające informacje opracowane przez funkcjonariuszy Wydziału IV. Ich autor podpisywał się jako "Izydor Nowak". W ramach działań dezintegracyjnych kolportowano informacje o ukraińskim pochodzeniu ks. bp. Tokarczuka, a uzasadnieniem tego miało być jego pochodzenie i zainteresowanie się problemami wyznaniowymi na terenie byłej archidiecezji lwowskiej. Łączono to z akcją ordynariusza przejmowania byłych cerkwi greckokatolickich na potrzeby obrządku łacińskiego. Były to planowe działania rzeszowskiej SB prowadzone w ramach zatwierdzonych posunięć zmierzających do dezintegracji i powstawania konfliktów na terenie diecezji przemyskiej. Ich autor już w 1970 r. awansował na naczelnika Wydziału IV, a w 1974 r. został przeniesiony do Warszawy. Został pierwszym kierownikiem nowo powstałej jednostki wewnątrz Departamentu IV MSW, Samodzielnej Grupy "D" (od 1976 r. Wydział VI Departamentu IV MSW). To działający w tej strukturze funkcjonariusze opracowywali oraz koordynowali działania dezintegracyjne przeciwko przedstawicielom Kościoła w Polsce, m.in. przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce, zakończone jego uprowadzeniem i śmiercią. W 1985 r. w czasie procesu toruńskiego jeden z nich - Grzegorz Piotrowski - oskarżył ks. bp. Tokarczuka o współpracę z gestapo w czasie wojny. Akcja spotkała się z masowym potępieniem wiernych.

Piotr Chmielowiec     

- Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w Rzeszowie

 

Artykuł zamieszczony w "Naszym Dzienniku", w numerze 44 (2757) z dnia 21 lutego 2007 r.

 

 


Powrót do Strony Głównej