Artykuły na temat Sł. B. Jerzego Ciesielskiego

 

.

 

KAROL KARDYNAŁ WOJTYŁA

 

KAZANIE W DNIU POGRZEBU
ŚP. JERZEGO, KATARZYNY I PIOTRA CIESIELSKICH
W KOŚCIELE ŚW. ANNY W KRAKOWIE
23 LISTOPADA 1970

 

       My wszyscy, którzy przychodzimy dziś do kościoła Św. Anny i pójdziemy potem na cmentarz, ażeby odprowadzić doczesne szczątki naszych Drogich Zmarłych, na pewno odkąd doszła do nas wiadomość o Ich śmierci, stawiamy sobie różne pytania. I bardzo często jesteśmy bezradni: jesteśmy po ludzku bezradni. Tutaj, przy tej trumnie, która kryje tylko prochy, musimy zostawić na boku te pytania. Musimy być wierni tym prochom; wierni człowiekowi, który od nas odszedł; wierni temu, kim On zawsze był.

       Był zawsze człowiekiem głębokiej wiary, w wierze przyjmował całą prawdę Bożą, całe świadectwo Boga w sobie nosił z wyjątkową konsekwencją. Mówi Pismo, że ten kto wierzy, ma świadectwo Boga w sobie. Wierzył więc zarówno w to, co wyrażają słowa: "Pamiętaj, ze jesteś prochem i w proch się obrócisz" i wierzył w to, co przypominają słowa dzisiejszej, żałobnej liturgii, co powiedział Pan Jezus siostrze Łazarza - powiedział: "Ja jestem zmartwychwstanie i życie, kto wierzy we mnie, choćby i umarł, żyć będzie!".

       Jurek nosił świadectwo Boga w sobie. I to świadectwo przekazywał: przede wszystkim przekazywał swoim najbliższym; przekazywał to świadectwo obojgu: i Kasi i Piotrowi; obojgu, którzy odeszli od nas z Nim razem. Wiedział, że tego świadectwa Boga, które nosił w swej duszy, nie można chować pod korcem, że jest ono światłem i dlatego też dawał świadectwo. Jesteśmy pełni tej świadomości, że odszedł od nas człowiek, który dawał świadectwo. Odważę się powiedzieć: dawał wyjątkowe świadectwo. Było ono wyjątkowe także i dlatego, że nigdy nie mówił: ja daję świadectwo. A wszyscy wiedzieli, że je daje. I nigdy też nie mówił: ja dążę do świętości. A wszyscy wiedzieli, że dąży. Raz nawet mi to powiedział, ale nie tak: ja dążę. Powiedział: "chrześcijanin powinien dążyć do świętości". Było to jeszcze przed II Soborem Watykańskim, który tę samą prawdę wyraził w swoim głównym dokumencie. Myśmy wszyscy o tym wiedzieli, że tak jest.

       Wczoraj dostałem jeszcze jeden list od osoby bliskiej nam, która daleko za granicą dowiedziała się o tej śmierci. Niestety, nie zabrałem tekstu, więc powtórzę z pamięci. Pisze: "Rzadko kto tak jak On dążył do Boga". I pisze dalej: "widziało się, jak z latami zmienia się Jego stosunek do ludzi. Jak staje się coraz bardziej serdeczny, coraz bardziej wrażliwy, coraz bardziej czuły, coraz bardziej opiekuńczy".

       My wszyscy, którzy patrzyliśmy na Niego z bliska, wiemy, że tak było. Wiemy, że to było Jego świadectwo, i wiemy, że tak odczytywał to świadectwo Boga, które w sobie nosił przez wiarę i które się musiało otworzyć na zewnątrz: w czynach... Swoją drogę do Boga pojmował jako radość i zarazem jako trud; jako trud zwyczajny, codzienny, nie tylko okolicznościowy czy odświętny. Wiarą przenikał wszystko: swoje życie osobiste, swoje powołanie życiowe, swoje powołanie do małżeństwa. Do końca życia we zapomnę tych rozmów, które wtedy toczyliśmy z sobą. Swoje powołanie zawodowe, swoje miejsce w środowisku i we wszystkich środowiskach. Nie zrażał się do ludzi; miał tak głęboką wiarę w Boga, że ta pozwalała Mu zawsze znajdować taki stosunek do ludzi, jakiego chce od nas Bóg.

       Moi Drodzy, nie powiem więcej. Wszyscy czujemy, że trzeba by więcej mówić; trzebaby to jakoś zapisać, jakoś utrwalić. Taka świadomość nawiedza wielu z nas, od chwili, kiedy odszedł; jakbyśmy właśnie przez pryzmat tej chwili tym bardziej Go dostrzegli, tym bardziej zobaczyli ten trud, tę współpracę z laską, to dojrzewanie całego człowieczeństwa.

       Trudno więcej o tym powiedzieć w tej chwili. W tej chwili przyszliśmy tutaj na modlitwę. Modlimy się za Jerzego, za Katarzynę i Piotra. Znajdujemy się u kresu tego długotrwałego pogrzebu; widocznie trzeba było, żeby ten pogrzeb tak długo trwał, ażebyśmy mogli dostrzec spoza śmierci i dalej słyszeć Jego świadectwo.

       Dzisiaj stoimy z tymi prochami my wszyscy. Stoisz Ty, Czcigodna Matko, stoisz Ty, Danusiu z Marysią, Romku, Zosiu, Rodzice, i my wszyscy. I modlimy się o wieczny odpoczynek, o wieczne zbawienie dla Nich. Chociaż wiemy, że tak bardzo dążył do Boga, chodaż wiemy, że zginęły z Nim razem niewinne dzieci, jednak mamy świadomość Majestatu Bożego, tej wszystko przewyższającej świętości, wobec której stanął i On i dzieci. I dlatego prosimy o przebaczenie tych wszystkich win czy ludzkich słabości,' od których nie jest wolny człowiek, nawet z największym wysiłkiem i konsekwencją dążący do Boga.

       Ale to nie wszystko. To nie wszystko. To nie wszystko, co w nas pozostawił ten człowiek i Jego przedziwne, po ludzku tak straszne odejście od nas. My wszyscy, którzyśmy Go znali, którzyśmy widzieli, jak bardzo kochał życie i wszystkie jego wartości - jak bardzo światłem tych wartości życia ziemskiego była dlań wiara. My wszyscy czujemy, jak Jego odejście rozszerza naszą świadomość o nowy wymiar: wymiar wieczności i wymiar ostatecznego spotkania, spotkania z Bogiem i w Nim. Św. Jan o tym pisze tak zwięźle i tak przejmująco, że Go ujrzymy jaki jest. To jest już Ich wymiar; to jest konsekwencja Twojej wiary, Jurku. Dlatego my tutaj pozostawiamy na boku wszystkie nasze ludzkie pytania. Może czas i na te pytania przyniesie częściowe odpowiedzi. Ostateczną odpowiedź przyniesie dopiero ten dzień, w którym spotkamy się w tym samym wymiarze, w którym "ujrzymy Go jaki jest", i ujrzymy Was w Nim.

       Jednakże coś z tego wymiaru staje się naszym udziałem już tu, właśnie przez Twoje odejście, przez Wasze odejście; właśnie przez ten pogrzeb, który tak długo trwał, w którym na tylu różnych miejscach uczestniczyliśmy: coś z tego wymiaru zostaje w nas, tu. Przeżyliśmy w ciągu tych dni listopadowych tajemnicę Świętych Obcowania; jeszcze jedno świadectwo pozwolił Ci Bóg świadczyć o tej tajemnicy. Niech Ci dalej pozwala. Masz teraz takie świadectwo Boga w sobie, jak nikt z nas! Niech Ci dalej pozwala świadczyć - być świadkiem już bez stów i bez Twoich dobrych, ziemskich uczynków, bez Twojego uśmiechu, bez Twojej sportowej sprawności i bez tego całego wysiłku, który tu na ziemi wkładałeś w to, żeby dojść do Boga.

       Niech Bóg spełni wszystkie pragnienia Twojej duszy, dusz Twoich dzieci, niech Cię przyjmie w to zjednoczenie, w którym się rozwiązują wszystkie nasze, ziemskie pytania; i niech ta światłość wiekuista, o którą dla Ciebie się modlimy, dla nas, którzy tutaj pozostaliśmy, będzie światłością tajemnicy. Tajemnicy Świętych Obcowania.

       Nieraz tu przychodziliście do tego kościoła, przyprowadzałeś tutaj Twoje dzieci: zawsze szukałeś środowiska. Niech w tym kościele akademickim Św. Anny pozostanie coś z Twojego ducha, z Twojego świadectwa, z Twojego wyznania: ażebyśmy, tworząc te ziemskie wspólnoty wyznawców Chrystusa, mogli - przez Ciebie - włączać się wciąż w tajemnicę Świętych obcowania.

       Będziemy się modlić za Was: za Ciebie, za Kasię, za Piotra, i będziemy prosić o dojrzały owoc tego - po ludzku - za krótkiego życia, przedwcześnie urwanego, ale Bóg sam wie i zna czasy i chwile. Będziemy się modlić o dojrzały owoc dla nas.

       Teraz przejdziemy do szczątków i tam zakończymy naszą modlitwę liturgiczną, ażeby je potem podjąć na nowo na Cmentarzu Podgórskim, o godz. 14.30.

 

Pogrzeb 23 listopada 1970 r. na cmentarzu Podgórskim. Fot. J. Wójcicki. Opublikowano w książce 'Dziękuję Ci Boże, że jestem. Wspomnienia o Jerzym Ciesielskim', Wydawnictwo Sw. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej, Kraków 1995

Pogrzeb 23 listopada 1970 r. na cmentarzu Podgórskim
Fot. J. Wójcicki. Opublikowano w książce "Dziękuję Ci Boże, że jestem. Wspomnienia o Jerzym Ciesielskim",
Wydawnictwo Św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej, Kraków 1995

 

 

 

 


  • Naukowiec, mąż, ojciec rodziny
  • Inne świadectwa

    Powrót do Strony Głównej