Nagroda im. Sługi Bożego
Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny
2010 r.

 

.

 

Modlitwa, katecheza, dialog
z o. dr. Tadeuszem Rydzykiem CSsR
- laureatem nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny, rozmawia Janusz Kawecki

 

     - Rozmowę prowadzimy w roku poświęconym kapłanom, powołaniu kapłańskiemu. Zacznę więc od pytania o powołanie do kapłaństwa. Kiedy usłyszał Ojciec wezwanie Pana Boga: "Pójdź za Mną"?

     - Nad powołaniem do kapłaństwa myślałem bardzo wcześnie. Było to wtedy, gdy jakoś szczególnie odkryłem miłość Pana Boga do nas ludzi i miłość Pana Jezusa. Wówczas już zacząłem myśleć o powołaniu. Od pewnego czasu, w szkole podstawowej, zastanawiałem się nie tylko nad tym, co mogę zrobić w życiu, ze swoim życiem, ale co powinienem uczynić, by jak najpiękniej je przeżyć i jak najwięcej dobra uczynić. Wtedy właśnie jakoś tak bardzo wyraźnie stanęło przede mną to pytanie: "Czy mam zostać kapłanem?". Zastanawiałem się. Dość wcześnie spotkałem dobrych kapłanów, duszpasterzy, którzy mi imponowali całym swoim życiem. Było to w moim rodzinnym mieście, Olkuszu. To właśnie wtedy pytanie o kapłaństwo odezwało się bardzo mocno. Już w siódmej klasie powziąłem postanowienie zostania kapłanem.

     - Różne są narzędzia ewangelizacji stosowane w duszpasterskiej posłudze kapłanów. Ojciec w pewnym momencie wybrał jako narzędzie tej posługi środki społecznego przekazu. Kiedy i dlaczego zainteresował się Ojciec środkami społecznego przekazu, łącząc je z ewangelizacją?

     - To było właśnie wtedy, gdy odkryłem, jak bardzo Pan Bóg nas kocha, że jest naszym najlepszym Ojcem, któremu tak bardzo zależy na naszym zbawieniu, że posłał Swojego Syna Jezusa - do nas, aby każdy, kto Go przyjmie nie zginął, ale miał życie wieczne. To było wtedy, gdy odkryłem, że Pan Jezus umiłował nas aż do końca, przyjmując ludzkie ciało - rodząc się w Betlejem. Od samego początku odrzucany przez ludzi "przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli". To było wtedy, gdy odkryłem tę miłość, gdy zobaczyłem, jak sam Boży Syn umierał za nas na Krzyżu, jak Panu Bogu na nas zależy, jak bardzo nas miłuje. Wtedy stawiałem sobie pytanie: "Dlaczego nie wszyscy mówią o tej miłości?". Tylu jest ludzi wierzących, dlaczego więc nie wszyscy i wszędzie głoszą tę miłość? Dlaczego głosi ją tylko ksiądz? Słychać go w kościele, w sali katechetycznej. I wtedy powstało ogromne pragnienie kształtowania ludzi, pomocy ludziom, by stawali się aktywnymi uczniami Chrystusa, podobnymi do pierwszych Apostołów, głosicielami prawdy o miłości Pana Boga ku nam. Z tego na początku zrodziło się pragnienie utworzenia centrum do ewangelizacji, jak je później nazwałem. Widziałem w swoim życiu dwa takie centra w świecie. Bardzo mi się podobały. Wyobrażałem je sobie jako jakiś dom, do którego przyjeżdżają ludzie, którzy pragną pogłębić swą wiarę, ci którzy chcą stawać się uczniami Chrystusa, a nawet więcej - aktywnymi uczniami, to znaczy takimi, którzy będą sami głosić. Nie wystarczy tylko chodzić do kościoła, nawet nie wystarczy się modlić, to nie jest wszystko. Trzeba głosić tę miłość. Później w trakcie katechezy coraz bardziej odkrywałem media, odkrywałem pisma i ich rolę w przekazie wiary. Sam przekonałem się, co daje dobra, religijna książka, jak owocuje czytanie Pisma Świętego. Kiedy byłem już katechetą, to sam zaczynałem drukować pewne materiały dla młodzieży. Tak to się zaczęło. Później były książki. Wreszcie pragnienie centrum do ewangelizacji zaczęło się krystalizować. O to centrum się modliłem i przekonałem się, że Pan Bóg wysłuchuje naszych modlitw o wiele lepiej, niż my sami prosimy. Tak właśnie rozumiem radio - jako szczególne centrum. Jest ono bowiem takim centrum, do którego nie tylko się przychodzi, ale które również przychodzi do ludzi. Wystarczy włączyć radioodbiornik w swoim domu, w samochodzie, po prostu tam gdzie się jest: w zakładzie pracy, w szpitalu - i już można słuchając budować się wewnętrznie, poznawać całą prawdę o Panu Bogu i o człowieku oraz poznawać Jego Miłość. I tak się stało. Moje prośby zaczęły się realizować ponad 19 lat temu, kiedy powstała idea radia.

     - Dlaczego na początku postanowił Ojciec przystąpić do uruchomienia rozgłośni radiowej?

     - Marzenia o powstaniu radia w pewnym momencie stały się realne. Okazało się, że jest taka szansa. I wtedy powiedziałem: "Zaczynamy". Poszedłem oczywiście w ciemno, bo niczego nie było. Nie było pozwoleń, nie było ludzi, środków, nie było miejsca na siedzibę rozgłośni. Właściwie, po ludzku rozumując, nie było możliwości, aby takie radio powstało. Została wtedy prośba, modlitwa. Pragnienie realizacji zamysłu tkwiło we mnie tak wyraźnie, że zdecydowanie, z pełną determinacją, stwierdziłem: Idę. I powoli wszędzie drzwi się otwierały. I chociaż wszędzie piętrzyły się trudności, to można je było pokonać.

     - Czy już u początków zakładał Ojciec, iż tworzona rozgłośnia radiowa powinna oddziaływać szeroko i obejmować swym zasięgiem wiele milionów rodaków, również tych poza obecnymi granicami Polski?

     - W marcu 1990 roku poszedłem do Ministerstwa Łączności. To ono było w tej sprawie kompetentne, by wyrazić ewentualną zgodę na powstanie radia. Tam zaniosłem pismo właśnie z prośbą o radio - i to o radio na całą Polskę. Tak było na samym początku. Pragnąłem, żeby wszyscy Polacy mogli komunikować się ze sobą, i żeby wszyscy Polacy poznawali prawdę. Czułem, że to poznanie prawdy, pragnienie prawdy na pewno doprowadzi każdego do poznania Jedynej Prawdy, którą jest Jezus Chrystus - Całej Prawdy i Całej Miłości. Ale trzeba ludzi uwrażliwiać na to, żeby w ogóle pragnęli prawdy, by uruchomili w sobie mechanizm jej poszukiwania.

     - Jeśli takie było założenie, to zapewne od początku musiał Ojciec zdawać sobie sprawę z tego, że droga do realizacji celu będzie wymagała pokonywania wielu trudności. Jakich spodziewał się Ojciec przede wszystkim?

     - Od samego początku nosiłem w sobie pragnienie realizacji tego celu. A było to tak, jakby przede mną wyrastał mur, jakaś taka ciemność, nic więcej, odczuwałem to pragnienie, ono paliło mnie wewnętrznie jak ogień, mogę tylko tak porównać. Jakieś niesamowite ciśnienie, czułem jakiś wewnętrzny przymus: "Muszę iść, muszę to robić!". Najpierw musiałem przekonać ludzi. Ale nie to było największym problemem. Najtrudniejsze okazało się uzyskanie pozwolenia i pozyskanie środków na realizację planów. To było na początku. Pojawiło się też dużo różnych trudności wtedy, gdy radio zaczynało działalność. Po takim trudnym dniu czułem się jakbym był palony jakimś ogniem. To doświadczenie odczuwałem też w ciągu dnia, raz po raz. Nie wiem jak to tłumaczyć. Nadto doszły trudności ze strony ludzi, którzy przychodzili z różnymi pomysłami, które niekiedy wprowadzały zamieszanie. Powiedziałbym, że doświadczałem niesamowitej walki z przeciwnikiem. To była walka duchowa. I wtedy pomagała modlitwa. Nie obnoszę się z tym. Nie chciałbym o tym mówić, bo to są osobiste sprawy. Powiem tylko, że przebywanie przed Najświętszym Sakramentem, przed figurą Matki Najświętszej powodowało, że ten ogień jakby schodził ze mnie, to zmęczenie opuszczało mnie. To takie ściśnięcie z zewnętrz wydawało się wewnątrz bardzo męczące, ale odchodziło i stawałem się wolny. Czasem zasypiałem w takim momencie i na nowo nabierałem sił.

     - Czy Ojciec przewidywał, że oprócz formalnych, urzędniczych trudności na drodze realizacji postawionego celu, będą również coraz ostrzejsze ataki medialne z zastosowaniem manipulacji, tworzenia i upowszechniania kłamstw itp., oraz że będą to uderzenia przede wszystkim w Ojca?

     - Otóż na początku nie wyobrażałem sobie tego, choć rozmaici ludzie ostrzegali mnie. Pamiętam, modliłem się kiedyś, pracując najpierw z dziećmi, później z młodzieżą i studentami: "Boże, co tu zrobić? Daj mi więcej mądrości, bym mógł dotrzeć do tych ludzi". Pan Bóg wysłuchuje naszych próśb zawsze bardzo poważnie. Wtedy otrzymałem od Boga taką lekcję. Ona trwała nie godzinę, nie miesiąc, nie rok. Powiedziałbym - doświadczyłem mocy szatana, zobaczyłem też struktury szatańskie, ale równocześnie doświadczyłem Wszechmocy Miłującej, niezwykłej miłości Pana Boga.
     Nigdy nie przypuszczałem, że będą takie trudności z radiem. Kiedy przyjechałem do Polski, to było już po "okrągłym stole". Mówiło się, że wszystko zaczyna się na nowo, ma być wolność. Myślałem, że będzie też otwarcie dla radia. Widziałem konieczność zaistnienie takiego radia, które mówiłoby prawdę, które umożliwiałoby komunikowanie się ludzi między sobą, uczyłoby rozmawiania, dialogu, żeby dojść do comunio, zjednoczenia się wokół prawdy i miłości - dla wspólnego dobra, dla Ewangelii, dla życia, dla budowania królestwa Bożego, budowania tego, czego pragnie Pan Bóg. On chce najlepiej dla nas, bo Miłość nie może chcieć źle dla człowieka. Nie przypuszczałem, że będą takie trudności, a nawet niezrozumienie ze strony ludzi wierzących, katolików. Nigdy nie przypuszczałem, że tak będzie, że tak rozsiewane będzie kłamstwo i prowadzony taki atak, i że struktury zła istnieją nadal, że są różne ideologie, które bez pardonu walczą. Myślę, że jak kiedyś marksizm walczył i była walka klas, była walka z innymi, z inaczej myślącymi, to ona prowadzona jest nadal. A zorganizowane zło nie zgadza się na dobro, ono się nie zgadza na Miłość Pana Boga. Nienawiść zorganizowana, powiedziałbym spersonalizowana, nie zgodzi się na to, by Pan Bóg był naszą Miłością. I stąd te ataki. Tak to postrzegam i uważam, że taka jest najgłębsza genealogia tego wszystkiego, tych bardzo ostrych ataków. Zresztą nigdy nie przypuszczałem, że w Polsce tak będzie. Ale jest to również atak na Kościół, na duchowieństwo. I to właśnie w Polsce. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego w Polsce tak jest.

     - Było w minionych latach ciężko, niekiedy bardzo ciężko. Gdzie wówczas znajdował Ojciec nadzieję, siłę do znoszenia tych - jakże często - zmasowanych ataków?

     - Powiem, że najpierw to mnie te ataki dosięgły i mocno zbulwersowały. Największym zaskoczeniem było to, że w ogóle nastąpiły. Nie przewidywałem nigdy ataków od tych ludzi, od których powinno się oczekiwać zrozumienia, czy chęci szczerego dialogu, korygowania tego, co nie jest właściwe. Nastąpił jednak bardzo zmasowany atak i to był bardzo trudny czas dla mnie. Ale teraz myślę, że to też było dla dobra - żeby głębiej zrozumieć całe dzieło ewangelizacji, żeby jeszcze bardziej pojąć miłość Pana Boga, a równocześnie, żeby zrozumieć, że to wszystko nie przychodzi tak samo z siebie. Trzeba samemu decydować się na przyjęcie tej miłości, o nią trzeba dbać, o nią trzeba zabiegać i mieć odwagę iść pod prąd każdej nieprawidłowości, każdego zła. Gdzie znajduję siłę? Mam ją tym większą, im więcej się modlę. Moja higiena psychiczna obejmuje czytanie, spotykanie tego co piękne w lekturze i kontaktach z innymi ludźmi. Umacniające rozmowy, budujące spotkania mogą być w zasięgu ręki. Jeśli czytam ciekawe teksty, jeśli mogę spotkać się z ludźmi, którzy są wielkim darem Pana Boga, to tego doświadczam. Spotykam wielu ludzi, duchownych i świeckich. Doświadczam ich ogromnej życzliwości. Potrzebna jest jednak przede wszystkim osobista modlitwa, bardzo osobiste spotkanie z Bogiem. Pan Jezus mówił, żeby zamknąć się w komorze, żeby nikt tego nie widział i być bardzo osobiście - sam na sam - z Panem Bogiem, z Matką Najświętszą, z Niebem i jego mieszkańcami. To jest niezwykłe doświadczenie, bardzo piękne - i to piękno pozwala znieść brzydotę zła. Trzeba nam nie zanurzać się w zło, ale iść dalej by przeskoczyć je. Stąd to zawołanie "Alleluja i do przodu". Chwalmy Pana i do przodu, do Chrystusa. Patrzmy daleko.

     - Analizuję program, spoglądam na działania Radia Maryja przez pryzmat kryteriów zawartych w nauczaniu Kościoła katolickiego (np. ujętych w dokumentach Soboru Watykańskiego II, w Aetatis novae itp.). Ostatnio przypomniał te kryteria ks. biskup Andrzej Suski podczas uroczystości rocznicowych z okazji 18. urodzin Radia Maryja. Wspaniale, iż owe kryteria przylegają do programu realizowanego przez tę rozgłośnię. Jak się taką zgodność uzyskuje w realizacji dokładnie określonego programu, konkretnej rozgłośni?

     - Po prostu trzeba słuchać Kościoła. Mamy Katechizm Kościoła Katolickiego, zawierający nauczanie, mamy dokumenty, mamy wypowiedzi Ojca Świętego, Pasterzy Kościoła. To wszystko jest bardzo jasne. Nadto Dziesięć Przykazań Bożych, wśród nich Przykazanie Miłości, mamy też Przykazania Kościelne. Trzeba słuchać Nauki Kościoła i ją realizować w swoim życiu.

     - Gdy spoglądam na minione lata działalności Radia Maryja, zauważam występowanie pewnej prawidłowości. Otóż, kiedy ataki przeciwników przybierają na sile, to Ojciec podejmuje nową inicjatywę, nadając nową jakość dotychczasowej działalności. Tak powstały: "Nasz Dziennik", Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej, Telewizja Trwam. Wszystkie te inicjatywy wypełniają coraz większą przestrzeń medialnej posługi ewangelizacyjnej. Z perspektywy czasu widzimy wyraźnie, jak owe dzieła wspomagają się wzajemnie, uzupełniają, jedno logicznie wynika z drugiego. I znowu zapytam o początki. Czy ich powstawanie jest naturalną konsekwencją wcześniej nakreślonej drogi, w której ważną rolę odgrywa klimat stworzony przez Radio Maryja?

     - Jedno pragnienie dominuje cały czas: dotrzeć do jak największej liczby osób, dotrzeć do wszystkich ludzi, każdemu dać szansę poznania Boga. I stąd te inicjatywy. Wszystko, każda rzecz zaczyna się - po ludzku mówiąc - z niczego. Tak jest też z Radiem Maryja. Naprawdę powstało z niczego. Mówiłem: "Boże, jeżeli tak ma być, to Ty pomożesz", i. pomaga - przez ludzi. W tym miejscu mogę stwierdzić, że jest jakieś zbiorowe wyczucie Bożych spraw, wewnętrzna zbiorowa intuicja. A może coś więcej niż intuicja i ogromne pragnienie, by odpowiedzieć nam. Tak to nazywam, choć to jest coś więcej. Iść i głosić oraz pomóc innym. Jest zbiorowa odpowiedź, czyli pomoc ludzi. To jest ten fenomen Rodziny Radia Maryja, ludzi, którzy czują więcej, których Jan Paweł II nazwał ewangelicznymi siewcami. Powiedział: "Jesteście podobni do ewangelicznego Siewcy, który wyszedł siać". Pragnienie tego, żeby głosić Ewangelię, żeby wszyscy ukochali Pana Boga, odczuwa wielu ludzi i chce współpracować w ewangelizacji. W ten sposób powstają następne dzieła. Wierzę, że będą one się rozwijały. Czy będą istniały i czy będą się rozwijały, to zależy od ludzi, którzy biorą je w swoje ręce. Czy tego nie zmarnują, to zależy od naszego wewnętrznego zaangażowania, od naszej miłości, od żywej wiary. Jeżeli jest w nas miłość do Pana Boga, jeżeli jest żywa wiara, to serce podpowie, co czynić i będziemy to czynili. I będą się dzieła rozwijały. Te dzieła nie są same dla siebie.

     - Specjaliści od mediów twierdzili od dawna, że modlitwa i katecheza w przekazie radiowym i telewizyjnym nie są medialne. Wprowadzając modlitwę i katechezę do programu radiowego i telewizyjnego, Ojciec pokazał, że jest wręcz przeciwnie. Z czego wynikało przekonanie Ojca, ze trzeba włączyć modlitwę i katechezę do programu?

     - Jest oczywiste, że całe nasze życie ma stawać się modlitwą. Całe nasze życie ma być poszukiwaniem Pana Boga, pogłębianiem wiary, odpowiedzią na wiele pytań, które ciągle sobie stawiamy. Uczniowie chodzili z Panem Jezusem, a jeszcze prosili: "przymnóż nam wiary". My też tak mówimy. Stąd potrzeba katechezy, ciągłego kontaktu z Panem Bogiem. Całe moje życie jest modlitwą. Najpierw: "jak?" Przez trwanie w Bożej Opatrzności, trwanie w Bożej obecności, cały czas jestem w tej Bożej obecności. Przecież wszystko mówi mi - nawet ten pokój, w którym jestem i tam, gdzie za chwilę pójdę, czy świat, czy przyroda, czy osiągnięcia ludzkiego umysłu - o Bożej Opatrzności, mówi mi o Stwórcy. Dzieło chwali mistrza. To Stwórca jest Mistrzem, on to wszystko uczynił, to niesamowite Dzieło. Już to jest modlitwą. Później: to osobiste unoszenie mojego serca do Niego. I tu gdzieś jest modlitwa wspólna. Modlitwa jest centrum naszego życia, a szczególnym jej źródłem jest Eucharystia - Szczyt tej modlitwy. To dla mnie od początku było bardzo jasne i proste. Katecheza, modlitwa, kontakt z ludźmi. Ten dialog z ludźmi, który jest ujawnianiem naszego wewnętrznego bogactwa, a może i ran w nas będących. To wszystko pozwala szukać odpowiedzi na pytanie o prawdę, o drogę do prawdy. To prawda wyzwala nas od złego, czyli prowadzi nas do miłości. Szczęście jest w całej prawdzie i miłości. To jest pełnia szczęścia.

     - Często w rozmowach z osobami dalej stojącymi od Radia Maryja, szczególnie z obcokrajowcami, chcąc wyjaśnić rolę Radia Maryja w życiu wielu milionów Polaków używamy takich porównań, jak: "największa polska parafia", "największa wszechnica katolicka", "otwarty uniwersytet dojrzałości chrześcijańskiej". Które z tych określeń najlepiej opisuje rolę katolickiego głosu w naszych domach?

     - Nie wiem. Jest to jakaś przedziwna wspólnota. Na pewno jest to Uniwersytet - największy chyba na świecie. Jest to Uniwersytet, w którym odbywa się ciągły dialog, Uniwersytet, w którym szuka się całej prawdy. A pełnią prawdy jest sam Jezus Chrystus, sam Pan Bóg jest Prawdą i Miłością. Niezwykłym bogactwem jest dialog wielu ludzi, komunikowanie się ze sobą. To prowadzi do comunio, jest jeden duch i jedno serce. W dużej mierze ten jeden duch i jedno serce jest wśród tych, którzy naprawdę słuchają Radia Maryja, którzy się angażują w szukanie prawdy i pragną kochać Pana Boga, którzy kochają, kochają.

     - Od lat prowadzi Ojciec w Radiu Maryja program "By odnowić oblicze ziemi". Przekazywane w nim świadectwa osób starszych i młodych, przesyłane do rozgłośni, pokazują dobitnie, że program Radia Maryja inspiruje ich do aktywności, do świadczenia, że są uczniami Chrystusa. Niektóre z tych świadectw są publikowane w specjalnych książkach. Są wśród nich pisane również przez tych, którym audycje w Radiu Maryja pokazały drogę powrotu do Kościoła. Czy te świadectwa dowodzą znacznego poszerzenia grona słuchaczy?

     - Myślę że nie tylko te świadectwa o tym świadczą, ale również przeróżne spotkania. Akurat teraz jesteśmy w trakcie spotkań opłatkowych i muszę powiedzieć, że tak w Polsce, jak i poza Polską spotkania te są coraz liczniejsze. Więcej ludzi przychodzi niż na początku i więcej jest tych spotkań, więcej miejsc. Oczywiście nie wszędzie możemy być. Rodzina Radia Maryja powiększa się. Zresztą widać to choćby po naszych pielgrzymkach, naszych uroczystościach. Przypomnijmy chociażby niedawną uroczystość rocznicową. Była ona największa z dotychczasowych. A cóż powiedzieć o pielgrzymkach na Jasną Górę. Jest to jakieś obudzenie się jeszcze większej miłości w nas. To Pan Bóg sprawia, że po prostu wzrastamy wewnętrznie. To widać również po rozmowach. Są one coraz bardziej dojrzałe, coraz piękniejsze. Jest to piękno, którym wzajemnie się obdarowujemy. Są też przeprowadzane badania, które pokazują jak wzrasta liczba słuchaczy Radia Maryja. Bardzo duży procent społeczeństwa słucha Radia Maryja, o wiele większy, niż podają oficjalne statystyki ośrodków badań tworzących owe statystyki.

     - W dotychczasowej historii polskich mediów Radio Maryja jest pierwszym środkiem przekazu, który potrafił wiele milionów Polaków zintegrować wokół dobra, wartości chrześcijańskich i patriotycznych. Co może być spoiwem takiej integracji?

     - Jak powiedziałem wcześniej: pragnienie prawdy i miłości oraz odkrywanie, coraz bardziej, prawdy i miłości, która jest w Panu Bogu. Pan Bóg jest Miłością i nią obdarza, jest Prawdą i dzięki Panu Bogu wszystko nam się porządkuje. Pragnienie miłowania Ojczyzny, ojcowizny, tego wszystkiego co Ojczyznę stanowi: rodziny, drugiego człowieka. Oczywiście mówię: Pan Bóg, a po Panu Bogu jest Kościół.

     - W Roku Kapłańskim Kapituła jednomyślnie postanowiła prosić Ojca o przyjęcie Nagrody "Źródła" im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny. Czy wcześniej Patron Nagrody wzbudzał zainteresowanie Ojca?

     - Tak, tak. Otóż o Słudze Bożym dowiedziałem się niedługo po święceniach kapłańskich. Słyszałem o nim od osób z Krakowa. Później - pracując w Krakowie - łatwiej było zebrać wiadomości o nim. Przepiękna postać. Dowiedziałem się, jak zginął. To było dla mnie bardzo uderzające. Pamiętam też, że portret Sługi Bożego zobaczyłem wtedy, gdy byłem na tarasie Pałacu Apostolskiego w Watykanie. Miałem i tę łaskę. Tam zobaczyłem maleńką pergolę na tym tarasie, na dachu. W tej pergoli była piękna Droga Krzyżowa, którą, jak dobrze pamiętam, jakiś artysta z Mediolanu podarował Ojcu Świętemu i w V stacji zamiast Szymona Cyrenejczyka umieścił Jana Pawła II, który pomagał nieść Krzyż Panu Jezusowi. Dalej zobaczyłem klęcznik, statua Matki Bożej była też po drodze, był Maksymilian Kolbe - i tam był właśnie ten obraz Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego. Bardzo mnie to wtedy uderzyło. Jest to bardzo piękna postać, człowiek bardzo inteligentny i bardzo kochający Pana Boga. Wiara i rozum szły razem w tym Słudze Bożym. A co do Nagrody, to nie chciałem przyjmować, bo ja służę Panu Bogu - i nie dla nagród. Jednak Pan Profesor uzasadnił dlaczego powinienem i odbieram ją dla Rodziny Radia Maryja, całej Rodziny Radia Maryja, która jest fenomenem w skali światowej. Życzę wszystkim, by stawali się coraz bardziej uczniami Pana Jezusa. A uczeń idzie i głosi, daje świadectwo, jest świadkiem, świadkiem swojego Mistrza. Bóg zapłać serdecznie.

     - Ja również serdecznie dziękuję.

 

 

Rozmowa zamieszczona w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 6, z dnia 7 lutego 2010 r.

 

 


  • o. dr. Tadeusz Rydzyk CSsR - laureat Nagrody im. Sł. B. Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny w 2010 r.