Nagroda im. Sługi Bożego
Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny
2009 r.

 

.

 

Z Bogiem we wzajemnej miłości
Z profesorem Gabrielem Turowskim
- laureatem nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny, rozmawia Jadwiga Wronicz

 

     - Tegoroczną nagrodą został Pan uhonorowany jako ojciec rodziny. Porozmawiajmy więc najpierw o rodzinie, z której Pan pochodzi. Jaki wpływ na Pana życie miał Pański ojciec?

     - Jest dla mnie wielką radością przyznanie mi przez Kapitułę redakcji Źródła nagrody im. Sługi Bożego Jerzego Ciesielskiego - Ojca Rodziny. Pochodzę z Podola, z urzędniczej rodziny, jestem synem Józefa i Henryki z Rogowskich. Życie na Kresach Rzeczypospolitej nacechowane było formowaniem się tożsamości narodowej wobec faktu konieczności współżycia Polaków z Rusinami i Żydami. Gdy dorastałem, wybuchła wojna z Niemcami, a jak się później okazało, również ze Związkiem Radzieckim. Okres mego dzieciństwa był więc brzemienny w wydarzenia okupacyjne (oczekiwania na wywózkę na Sybir oraz łapanki na przymusowe roboty w Niemczech). W tym zawirowaniu, w moim życiu istotną rolę odegrał mój Ojciec. Zdawał sobie sprawę z mego przyśpieszonego dorastania i dlatego formował moją postawę życiową na zrozumieniu patriotyzmu, opartego na zawołaniu Bóg Honor Ojczyzna. Matka moja swym przykładem i pobożnością dbała o moje wykształcenie religijne. Ojciec, jako humanista, zachęcał mnie do czytania książek. Prowadził ze mną dyskusje na temat bieżących wydarzeń, w kontekście losów naszego narodu i Ojczyzny. Pomnę radę mego Ojca, abym nigdy nie wiązał się z żadnymi ugrupowaniami partyjnymi. W 1945 r., jako repatrianci, nasza rodzina wyjechała, w wagonach towarowych, na Ziemie Odzyskane.

     - A teraz proszę opowiedzieć o własnej rodzinie.

     - Własną rodzinę założyłem 56 lat temu, po trzech latach narzeczeństwa i dyskusjach przedmałżeńskich z o. Pawłem Kielarem OP. Wielką pomocą w podjęciu decyzji o zawarciu naszego małżeństwa posłużyli nam ks. dr Juliusz Turowicz, stały spowiednik mojej żony Bożeny, oraz mój spowiednik o. Piotr Rostworowski OSB. Doczekaliśmy się córek: Teresy i Doroty oraz czterech wnuków: Karola, Jerzego, Marcina i Michała, a także prawnuka Jana. Na tworzenie naszej wspólnoty rodzinnej ogromny wpływ miał okres przeżytego narzeczeństwa w zawierzeniu Bogu i we wzajemnej miłości. Był to czas dyskusji nad kształtem naszego przyszłego, wspólnego życia. Początki były trudne: nakazy pracy, bardzo niskie zarobki, a w późniejszym okresie szczególnie intensywna praca zawodowa wraz z działalnością naukową i zdobywaniem tytułów naukowych oraz liczne wyjazdy zagraniczne na kongresy i sympozja. Z perspektywy przeżytych lat jestem głęboko przekonany - pomimo wielu doświadczeń, niekiedy trudnych do przeżycia - o stałej opiece Matki Najświętszej, której w drugi dzień po ślubie zawierzyliśmy nasze małżeństwo przed Jej ikoną w Częstochowie.

     - Zarówno Pan, jak i Pańska żona już od połowy zeszłego wieku należeli do najbliższych przyjaciół księdza, potem biskupa, następnie kardynała i wreszcie papieża Karola Wojtyły. W tym gronie, określanym jako Środowisko Wujka, były także inne małżeństwa. Proszę krótko scharakteryzować tę grupę.

     - Od 1954 roku, gdy nasza pierworodna córka Teresa ukończyła rok, mogliśmy praktycznie uczestniczyć w spotkaniach z ks. dr. Karolem Wojtyłą - Wujkiem. Do spotkania z Księdzem zostaliśmy zaproszeni przez Danutę Plebańczyk, koleżankę żony ze szkoły Sióstr Urszulanek, późniejszą żonę Jerzego Ciesielskiego. Z nimi spędziliśmy pierwszą wyprawę kajakową w 1951 roku na Brdzie. Osób tworzących przyszłe Środowisko z każdym rokiem przybywało. Zawiązała się między nami przyjaźń, a w pogłębianiu jej pomagały spływy kajakowe, wycieczki górskie, spotkania z okazji imienin, świąt czy różne imprezy, w których uczestniczył również ksiądz Karol Wojtyła. Przeżywaliśmy i dyskutowaliśmy o problemach szczególnie nas interesujących. Byliśmy świadkami zawierania związków małżeńskich naszych przyjaciół, a następnie tworzenia przez nich rodzin. Stanowiliśmy zatem socjologicznie zróżnicowaną grupę, która z czasem rozpoczęła dyskusje na tematy rodziny i małżeństwa. Tworzona przez charyzmatycznego kapłana "parafia personalna" - jeszcze przed soborowymi ustaleniami - miała swego nie mianowanego "Proboszcza" w Osobie naszego Wujka. W Środowisku byliśmy jednym z najstarszych małżeństw.

     - Po pamiętnym zamachu 13 maja 1981 r. uczestniczył Pan w leczeniu i rekonwalescencji Ojca Świętego. Panuje powszechne przekonanie, że ocalenie Jana Pawła II to był cud. Są jednak tacy, którzy skłonni są widzieć w tym zdarzeniu jedynie prawidłowe działania medyczne, dotyczące bardzo trudnego przypadku. Co Pan o tym sądzi?

     - Moje przekonanie o niezwykłości zdarzeń w czasie zamachu na życie Ojca Świętego w dniu 13 maja 1981 r., a następnie o przebiegu pooperacyjnego leczenia i pokonywania skutków zakażenia wirusem cytomegalii, zostało oparte m.in. na zebranych faktach podczas działania Międzynarodowej Komisji - której byłem członkiem - oceniającej postępowanie lekarzy w Klinice Agostino Gemellego, bezpośrednio po zamachu. Miałem wielki zaszczyt, że mogłem opowiedzieć o tym Ojcu Świętemu. Zestawiłem wówczas 12 takich cudownych zdarzeń, jak na przykład informację chirurga prof. Francesco Crucittiego, że kula z drugiego wystrzału ominęła tętnicę biodrową wspólną zaledwie o kilka milimetrów. W przeciwnym razie miałoby miejsce wykrwawienie się organizmu w ciągu kilku minut. Następnym, niewytłumaczalnym zdarzeniem było oddanie przez zamachowca tylko dwóch strzałów z pistoletu 9-strzałowego. Jak się okazało, zacięcie się pistoletu, zdaniem producenta tej broni, zdarza się raz na milion. W rekordowym czasie przyjechała karetka i z Watykanu do Polikliniki, mimo zaprzestania działania systemu alarmowego: świetlnego i dźwiękowego - co było czymś niezwykłym. Do takich "przypadkowych faktów" należał przygotowany do operacji zespół, który mógł natychmiast rozpocząć zabieg. Przebyta u Ojca Świętego infekcja wirusem cytomegalii o takich parametrach klinicznych, u innych chorych zawsze kończy się niepowodzeniem. W przypadku Papieża Jana Pawła II natomiast w sposób cudowny zakończyła się eliminacją wirusa z organizmu chorego, bez powikłań. Oto niektóre przykłady opieki Matki Bożej Fatimskiej podczas tego niesamowitego wydarzenia, w Pontyfikacie naszego Ojca Świętego, którego zawołaniem było Totus Tuus. Z potrzeby serca opisałem te "cudowne" zdarzenia w czasie i po zamachu na życie Papieża Jana Pawła II. Wyraziłem także osobiste przekonanie o tym, że wówczas zaczął się "Fatimski szlak w Pontyfikacie Ojca Świętego". Zwieńczeniem tego Szlaku było - wyrażone w 1982 r. i powtórzone przez Papieża w 1984 r. - zawierzenie Niepokalanemu Sercu Maryi swego życia za ludzkość i za świat naszych czasów, za świat bez wojny atomowej, bez wszelkich wojen... Staliśmy się przeto świadkami niezwykłych owoców tego poświęcenia - w postaci przemian w świecie, a także czasu wypełnienia się osobistego poświęcenia się Panu, czasu ogromnego cierpienia Jana Pawła Wielkiego w Drodze do Domu Ojca.

     - W ciągu ostatniego półwiecza poglądy na małżeństwo i rodzinę bardzo się zmieniły. Co zmieniło się na gorsze, a co na lepsze?

     - Prawdą jest, że poglądy - i nie tylko te dotyczące małżeństwa i rodziny - ulegają zmianie. Trwa ustawiczny napór, aby tradycję chrześcijańską zniweczyć, a utrwalać - pod pozorami fałszywie pojętej tolerancji - swobodę partnerską, poczynając od zmieniania określeń związku sakramentalnego dwojga ludzi i dopuszczania wszelkich w tym względzie wynaturzeń, sprzecznych z Wolą Boga. Uważam natomiast, że znacznie zwiększyła się świadomość odnośnie przerywania ciąży, a nade wszystko odpowiedzialnego rodzicielstwa. Niestety, nie dotyczy to rodzin patologicznych.

     - Wielu młodych mężczyzn staje wobec dylematu: rozwijać się w swojej dyscyplinie, zostawiając żonie problemy rodziny, czy zrezygnować z kariery zawodowej, żeby dobrze wypełnić rolę męża i ojca. Co by im Pan poradził?

     - Jestem przekonany, że można dobrze wypełniać rolę męża i ojca pracując twórczo i pomnażając swe talenty otrzymane od Pana. Wymaga to jednak wspólnych ustaleń obu małżonków, w imię dobra rodziny i wzajemnej miłości. Żadne z małżonków nie powinno się wyobcowywać z obowiązków życia rodzinnego, ale też każdy człowiek zobowiązany jest do pogłębiania swej wiedzy zawodowej, jeśli od Boga otrzymał takie talenty. Wymaga to dużego wysiłku i pracowitości, by podołać zadaniom, jakie niesie życie dla obu małżonków.

     - Bóg zapłać za rozmowę.

 

 

Rozmowa zamieszczona w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 3, z dnia 18 stycznia 2009 r.

 

 


  • prof. dr hab. Gabriel Turowski - laureat Nagrody im. Sł. B. Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny w 2009 r.