Nagroda im. Sługi Bożego
Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny
1999 r.

 

.

 

Uczestniczymy w Bożej miłości
Rozmowa z laureatem nagrody "Źródła" Józefem Dąbrowskim

 

       Red.: Proszę przedstawić swoją rodzinę.

Mgr inż. Józef Dąbrowski z rodziną. Fotografia opublikowana w Tygodniku Rodzin Katolickich Źródło,  w numerze 3 (368), z dnia 17 stycznia 1999 r.

       Józef Dąbrowski: Jestem ojcem dzięki wspanialej żonie, która ma na imię Elżbieta. Bóg powierzył naszej opiece trójkę dzieci. Najstarszego syna - Jana Pawła - czeka w tym roku szkolnym matura, średnią córkę - Annę Marię - egzamin do szkoły średniej, a najmłodsza Jadwiga jest uczennicą V klasy szkoły podstawowej. Zdając sobie sprawę z tego, jak ważna dla żony i dzieci jest moja obecność, czas, kiedy przebywamy ze sobą, staram się wykorzystać na wspólną modlitwę, rozmowę, wspólne zajęcia domowe czy zabawę. Ostatnio, gdy coraz trudniej o wspólne sobotnio-niedzielne wypady za miasto czy w góry, zdecydowaliśmy, że na "rekonwalescencję" naszych rodzinnych odniesień przeznaczymy przynajmniej dwa tygodnie wakacji.

       - Jesteście po ślubie ćwierć wieku. Jest to staż, który pozwala spojrzeć na życie małżeńskie i rodzinne z pewnej perspektywy.

       - Tak, to prawda, że uczestniczymy w Bożej miłości od tylu już lat. Mimo że wiele kartek spadło z kalendarza, to czujemy się tak, jakby nasze zaślubiny miały miejsce dopiero wczoraj. Dziękujemy Bogu za to, że potrzeba ciągłego rozwijania siebie, a potem pomocy innym i wzrastania z innymi dodaje nam świeżości w naszych codziennych odniesieniach. Gdy ktoś nas pyta: dlaczego nasza miłość się nie starzeje, to odpowiadamy niezmiennie: jest to możliwe, gdyż On, dobry, wiekuisty Bóg jest Miłością a my poprzez zanurzenie w Nim dotykamy tego wymiaru, który nie poddaje się czasowi.

       - Co jest szczególnie ważne w dobrej formacji małżeńskiej?

       - Przede wszystkim świadomość, że małżeństwo jest powołaniem i drogą do świętości. Ona motywuje następnie potrzebę wspólnego, a nie w pojedynkę, rozwijania się w kierunku coraz pełniejszej, pod każdym względem, dojrzałości.
       Bardzo ważny jest też dobry, mający poczucie odpowiedzialności przewodnik duchowy, jak i środowisko, dzięki któremu w różnych, trudnych chwilach można znaleźć oparcie. Oczywiście, chodzi tu o środowisko ludzi pragnących kształtować swoje życie według Ewangelii. Od ponad 25 lat należymy do grupy "młodych małżeństw" skupionych przy WAJ-u, i tam doskonalimy się w miłości Boga i drugiego człowieka. Mówiąc o formacji małżeńskiej, chciałbym wszystkich tych, którzy pragną uświęcać się w małżeństwie i rodzinie, zachęcić do wspólnej modlitwy, a także do lektury encykliki Pawła VI Humanae vitae, adhortacji apostolskiej Ojca Świętego Jana Pawła II Familiaris consortio oraz książki ks. kardynała Karola Wojtyły Miłość i odpowiedzialność.

       - Jakie byty najtrudniejsze sytuacje w czasie waszego małżeństwa?

       - Najtrudniejsze, ale z perspektywy czasu najpiękniejsze, pojawiły się w okresie od sierpnia 1980 roku do maja 1981. Narodziny upragnionego pierwszego dziecka zbiegły się w czasie z powstaniem Solidarności. W ciągu 7 długich lat oczekiwań na jego narodziny angażowaliśmy się wspólnie w wiele inicjatyw i przez to przyzwyczailiśmy się do tego, aby zawsze i wszędzie być razem. Odpowiedzialna funkcja związkowa przewodniczącego Okręgowej Sekcji Kolejarzy NSZZ "Solidarność" w Krakowie wymagała coraz częstszych i coraz dłuższych wyjazdów poza dom. Choć oboje wiedzieliśmy, że moje zaangażowanie społeczne koliduje z całkiem nowymi, nieznanymi nam problemami rodzicielskimi, to świadomy wybór takiego stanu rzeczy, w duchu ofiary z miłości do Ojczyzny, pozwalał ten trud znosić trochę łatwiej. Sytuacja uległa radykalnej zmianie, gdy w wyniku ogłoszenia stanu wojennego zostałem internowany, a cały ciężar obowiązków spadł na barki mojej żony. Nie było to dla niej lekkie, gdyż zaraz na drugi dzień po moim internowaniu Jan Paweł zachorował na koklusz, a w kilka dni póŸniej w szpitalu w Lublinie mój teść przeszedł ciężką operację głowy. Sytuację tę chciała wykorzystać służba bezpieczeństwa, aby skłonić mnie do podpisania "lojalki". Dzięki heroicznej postawie mojej żony, która nie tylko że potrafiła po długich poszukiwaniach i odnalezieniu miejsca mojego pobytu zrezygnować z widzenia ze mną, aby umożliwić mi uczestnictwo w Mszy Św., to cały czas umacniała mnie w oporze zapewnieniami, że przy pomocy rodziny i przyjaciół wytrzyma do końca. Również spotkanie z 19-miesięcznym synem, który po zakończeniu widzenia w więzieniu 8 marca 1981 r. nie chciał opuścić ramion swego taty, było dla nas obojga bardzo trudnym doświadczeniem.

       - Małżeństwo to wspólna odpowiedzialność i wspólny udział małżonków w działaniu. Jak podtrzymuje Pan tę wspólnotę z żoną i dziećmi w Pana różnorodnych, wymagających intensywnego zaangażowania, funkcjach publicznych?

       - Jeśli małżeństwo traktuje się jako wspólnotę miłości zanurzoną w Bogu, to wewnętrzna harmonia tego związku eliminuje sytuacje, w której, jak o tym mówi polskie przysłowie każdy sobie rzepkę skrobie. Bólem jest wtedy każda sytuacja, gdy nie można być razem.
       Od wielu lat wszystkie decyzje, które mają wpływ na życie rodzinne podejmowane są wspólnie. W miarę dorastania dzieci również i one współuczestniczą w moich wyborach. Tak było z decyzją kandydowania do parlamentu. Moja poselska aktywność wymaga często obecności żony. Skłania to nasze dzieci do dodatkowego wysiłku i dodatkowych wyrzeczeń. Dlatego często wspieramy się modlitwą w chwili, gdy jest ona niezbędnym znakiem bliskości. Tak się dzieje, gdy są ważne głosowania w Sejmie, ale też i wtedy, gdy żona lub dzieci mają jakieś ważne sprawy do rozstrzygnięcia albo też czekają je zwykłe klasówki czy konkursy. Dziś na szczęście żyjemy w czasach, że dla Polski nie trzeba ryzykować życia. Nasze życie rodzinne to praktyczna lekcja troski o dobro wspólne, to nauka patriotyzmu i świadome przeżywanie kolejnych wyrzeczeń z miłości do Polski.

       - Chcę podjąć temat zaangażowania poza własną rodziną, ale na rzecz rodzin. Zacznijmy od KSKP, któremu Pan od początku prezesuje. Co może ono uczynić dla rodzin?

       - Gdy jeszcze nie byliśmy małżeństwem, to w Duszpasterstwie Akademickim św. Anny w Warszawie, pracowaliœmy w grupie tzw. "gałganiarzy"na rzecz potrzebujących rodzin. Wtedy też poznaliśmy wiele problemów i dramatów, których nie doświadczaliśmy na szczęście w naszych domach rodzinnych.
       Po przyjeŸdzie do Krakowa, w parafii św. Jadwigi Królowej, z inicjatywy ks. Jana Zająca z Rdzawki uczyliśmy się pracy z rodzinami, wolny zaś czas poświęcaliśmy na głoszenie nauk dla narzeczonych w ramach Akademii Amoris, założonej z inicjatywy ks. kardynała Karola Wojtyły przy Duszpasterstwie Akademickim oo. jezuitów (WAJ).
       Z roku na rok czuliśmy coraz większą potrzebę stworzenia środowiska uzdrawiającego rodziny. Gdy po 1989 roku zaistniała możliwość legalnego organizowania się środowisk katolickich, nasze oczekiwania zbiegły się z inicjatywą powołania Katolickiego Stowarzyszenia Kolejarzy Polskich (KSKP). Spotkania formacyjne dla kolejarzy pod kierownictwem ks. Ryszarda Marciniaka, przez wiele lat odpowiedzialnego za Rodzinę Rodzin w Warszawie, stworzyły do realizacji tego celu idealną okazję.
       KSKP jest stowarzyszeniem, w którym główny wysiłek koncentruje się na trosce o kolejarskie rodziny. Wołanie Ojca Świętego Jana Pawła II nie bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Wymagajcie od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali (2 VI 97 Gorzów Wikp.) przypomina nam o potrzebie ciągłej formacji.

       - Najciekawszą i sprawdzoną praktycznie inicjatywą KSKP są rodzinne wakacje z Bogiem. Dlaczego taka inicjatywa i jakie są jej efekty?

       Służba na kolei to często oddalenie od rodziny, to święta poza domem, to sytuacje, które mogą osłabić lub zniszczyć więź małżeńską i rodzinną. Dlatego chcemy, aby kolejarze wraz z rodzinami brali udział w wakacjach formacyjnych. Wakacje w Łącku k. Płocka już są znane czytelnikom "Źródła". Przypomnę tylko, że dwa tygodnie wspólnego pobytu dla wielu małżeństw i rodzin mogą stać się doświadczeniem wręcz zbawiennym. Odpoczynek połączony z praktycznymi zajęciami z psychologii i wspólną modlitwą powoduje, że do wielu małżeństw wraca świeżość uczuć, a do rodzin wzajemne zrozumienie i poszanowanie.

       - Czy to są jedyne inicjatywy, w jakie się Pan i Pana rodzina angażuje?

       - Nie. Jest ich więcej, choć trudno w krótkim wywiadzie opowiedzieć o wszystkich. Skoro jednak Pan pyta, to nie omieszkam wspomnieć o niezmiernie ciekawym pomyśle, jaki cztery lata temu zrodził się u członków Koła Stowarzyszenia Rodzin Katolickich (SRK) przy parafii pw. Najświętszej Rodziny w Krakowie-Nowym Bieżanowie. Postanowiono wtedy zorganizować Ogólnopolski Przegląd Teatrów Prorodzinnych "Sancta Familia". Była to odpowiedź na apel, prośbę Ojca Świętego Jana Pawła II wyrażoną słowami: "Musicie wygrać walkę o rodzinę". Choć formalnie należymy do parafii w Bieżanowie Starym, to przez fakt katechizacji naszych dzieci przez księży z Nowego Bieżanowa, czujemy się z tą parafią silnie związani. Tam też należymy do SRK i angażujemy się w podejmowane inicjatywy. Jestem zauroczony owocami kolejnych przeglądów. Stworzyła się już tradycja oczekiwana z roku na rok przez coraz większe grono nie tylko parafian Nowego Bieżanowa, Cieszymy się, że Przeglšd odgrywa coraz większą rolę integracyjną w parafii i choć ma zupełnie inny charakter niż wakacje formacyjne w Łącku, to stwarza okazję do poznania wielu nowych wspaniałych rodzin.

       - Poznajemy się też przez poznanie naszych pragnień. Jakie chciałby Pan zrealizować?

       - Św. Augustyn mówił: Nie mów, ze czasy są złe. Ty jesteś czasem. Bądź dobry, a czasy będą dobre. Jest w ludziach wiele dobra. Trzeba je tylko umieć wyzwolić, trzeba dobru dać szansę zaistnienia. Jako prezes KSKP stwarzam tę szansę, jestem katalizatorem, aby łańcuch dobra się rozszerzał. Gdy widzę ludzkie dramaty staram się wychodzić im naprzeciw. Czasami jest to pomoc materialna, czasami moralna. Nie widzę w tym zachowaniu nic specjalnego. Sądzę, że każdy na moim miejscu zrobiłby to samo. Ale to nie wyczerpuje, moich, a dokładniej mówiąc - naszych marzeń. Wobec wielu sytuacji takich jak np. małżeństwo zagrożone rozwodem stajemy bezradni. To wymaga specjalnych "sanatoriów" i ludzi gotowych służyć.

       - W czym bliski jest Panu patron nagrody "Źródła"?

       - Kiedy w 1994 r. po raz pierwszy czytałem wspaniałą książkę Ojca Świętego Jana Pawła II zatytułowaną Przekroczyć próg nadziei, moją uwagę zwrócił fragment opisujący Jerzego Ciesielskiego, studenta Politechniki w Krakowie. Był on dla mnie wzorem. Wyjątkowe podobieństwo widzenia swojego powołania, w którym własne upodobania czy ambicje podporządkowuje się przede wszystkim woli Boga sprawiły, że zacząłem poszukiwać bliższych informacji o tej Osobie. Podobnie jak on jestem inżynierem i podobnie jak on wyrażam przekonanie, że moją żonę podarował mi Pan Bóg.

       - Na koniec informacje o charakterze ankietowym; Pana hobby, zainteresowania...

       - Pasjonuje mnie świat i drugi człowiek. Muzyka poważna i turystyka górska stwarzają klimat do duchowych uniesień, a literatura ascetyczno-filozoficzna kładzie fundamenty pod intelektualną bazę mojej wiary.

       - Serdecznie dziękuję za spotkanie z czytelnikami "Źródła".

rozmawiał Janusz Kawecki    

 

 

Wywiad zamieszczony w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło", w numerze 3 (368), z dnia 17 stycznia 1999 r.

 

 


  • Mgr inż. Józef Dąbrowski - laureat Nagrody im. Sł. B. Jerzego Ciesielskiego - ojca rodziny w 1999 r.