Artykuły na temat Świętej Gianny

 

.

 

KS. PIOTR GĄSIOR

 

Po prostu normalna świętość

 

 

Na pytanie o powód kanonizacji świętego Maksymiliana Marii Kolbego najczęściej słyszymy odpowiedź, iż został on kanonizowany, ponieważ oddał życie w obozie koncentracyjnym za współwięźnia Franciszka Gajowniczka. Z podobną oceną świętości będziemy mogli się spotkać w przypadku bł. Gianny Beretty Molli, która poświęciła swoje życie za poczęte dziecko. Jej kanonizacja nastąpi 16 maja na Placu św. Piotra. Jest to jednak, zarówno w pierwszej jak i drugiej sytuacji, duże uproszczenie. Albowiem ani Maksymilian Kolbe, ani Gianna Beretta Molla nie zostali kanonizowani wyłącznie za ostatni akt ich heroicznej miłości. Zresztą nie byliby do tego zdolni, gdyby nie świętość ich całego wcześniejszego życia.


 

       Wypracować własny styl

       A zatem zobaczmy dokładniej, jaka jest ta nowa święta Włoszka? Opis zewnętrzny to nie wszystko, ale i on mówi nam wiele. Dzięki zachowanym zdjęciom możemy popatrzeć w oczy kobiecie pełnej życia. Jej uśmiech urzekał męża, był promykiem słońca dla dzieci i zjednywał wielu ludzi. Jako kobieta dbała o swoją godność. Nie unikała delikatnego makijażu i była na czasie z obowiązującymi ówcześnie trendami mody. Nawet będąc tuż tuż przed ostatnim porodem prosiła męża o przywiezienie jej katalogów francuskiej mody.

       Żyć pełniej

       Według oceny męża, Gianna nauczyła go czerpać radość z życia ziemskiego. Po prostu nauczyła żyć pełniej. Inżynier Piotr Molla wspomina: Do momentu naszych zaręczyn nie uczestniczyłem raczej w życiu społecznym. W kinie byłem może jakieś trzy razy. I ona powiedziała mi wówczas: "O nie, to niezbyt słuszne, trzeba zmienić styl, chodzić na koncerty, do opery, teatru, kina". Gianna jeździła na nartach, malowała, grała na pianinie, kochała tańczyć, lubiła delikatny makijaż. Kiedy szliśmy na przyjęcie, lakierowała paznokcie. Po jej śmierci zrozumiałem starożytnych Egipcjan; zatrzymałem perfumy, jakich używała przez dwadzieścia lat...

       Służyć bezinteresownie

       Urok zewnętrzny szedł u niej w parze z pięknem serca. Od początku pragnęła służyć innym. Cechę tę wyniosła z domu rodzinnego. Miała bowiem szczęście, iż była córką rodziców kochających siebie nawzajem i służących swą miłością dzieciom oraz bliskim. Jako młoda lekarka z całym zaangażowaniem poświęciła się chorym. Traktowała ich jak swoją własną rodzinę. Nieraz można ją było spotkać pochyloną nad staruszką, nad matką w stanie błogosławionym, czy co dopiero narodzonym niemowlęciem. Uważała, że lekarzem jest się zawsze, więc profesji medycznej nie należy uzależniać wyłącznie od godzin przyjęć i podpisanych kontraktów. Wielu dzieciom służyła bezpłatnie. Tak było na przykład, kiedy przyjęła funkcję lekarki przedszkolnej i szkolnej w Ponte Nuovo.

       Dbać o czystość intencji

       O zawodzie - powołaniu lekarza mówiła: Niestety, w dzisiejszych czasach powierzchowność zaistniała również w naszej profesji. Leczymy ciało, lecz bardzo często czynimy to bez kompetencji. Dlatego: 1. Dobrze czyńmy to, co należne z naszej strony. Solidnie studiujmy na swoim kierunku. Niestety, istnieje dziś nastawienie na pieniądz. 2. Bądźmy uczciwi. Bądźmy lekarzami godnymi wiary. 3. Praktykujmy wrażliwą troskę pamiętając, że to są nasi bracia, którzy są godni delikatności. 4. Nie zapominajmy o duszy pacjenta, a wówczas, kiedy mamy prawo do pewnej poufałości, uważajmy, aby tej duszy nie sprofanować. Byłaby to jakaś zdrada. Zwracajmy uwagę na słowa rzucane z pewną nonszalancją, na konieczność instynktownego unikania ich, bardziej dbajmy o czystość niż o siłę i pewność. Czyńmy dobro.

       Mieć ideały

Św. Gianna Beretta Molla

       Bardzo ważny był dla niej wymiar duchowy. Miała swoje marzenia oraz ideały. Już jako młoda dziewczyna chciała naśladować swojego brata misjonarza, ojca Alberto. Nie bez trudu przyszło jej zgodzić się z wolą Bożą, według której ta droga nie była jej przeznaczona. Ostateczną decyzję wyboru życia małżeńskiego podjęła dzięki kierownikowi duchowemu księdzu Ceriani. Kapłan ten, rzekł do niej: Jeśli kapitalne dziewczęta nie będą wychodziły za mąż, a będą to czynić tylko te z ptasimi móżdżkami, to pytam, jakie będziemy mieć rodziny? Odpraw nowennę, zastanów się i podejmij jasną decyzję. Nieco później, rozpoczynając okres narzeczeństwa, ona sama zaprosiła swojego ukochanego do szczególnej formy duchowego przygotowania do ślubu. Co byś na to powiedział - napisała do narzeczonego - abyśmy w celu duchowego przygotowania i przyjęcia tego Sakramentu uczynili coś w rodzaju triduum? W dniach 21, 22 i 23 września Msza święta i Komunia święta. Ty w Ponte Nuovo, ja w Sanktuarium Matki Bożej Wniebowziętej. Madonna połączy nasze modlitwy i pragnienia. A ponieważ jedność to siła, więc Jezus nie będzie mógł nas nie wysłuchać i nie wspomóc.

       Decydować po Bożemu

       Religijność Gianny była spontaniczna i naturalna. Nigdy nie popadła w jakąś formę dewocji. Miała zwyczaj odprawiania codziennej, krótkiej medytacji. Swoje przeżycia wewnętrzne zapisywała w zeszycie duchowym, o którym jej mąż Piotr dowiedział się dopiero po jej śmierci. Kiedy wychodziła za mąż, marzyła o licznej rodzinie. Rozmawiała o tym wprost ze swoim przyszłym mężem. Nie przypuszczała, że każde dziecko będzie wymagało tak wiele miłości już w okresie stanu błogosławionego. Dwukrotnie poroniła naturalnie. Punktem kulminacyjnym okazało się poczęcie ostatniej córeczki. Lekarze zdiagnozowali włókniaka macicy. Wiedziała, że może siebie uratować za cenę usunięcia raka wraz z poczętym maleństwem. Absolutnie do tego nie dopuściła. Jeśli będziecie musieli decydować pomiędzy mną a dzieckiem wybierzcie dziecko - powiedziała do męża i to samo powtórzyła profesorowi, który ją operował. Urodziła się zdrowa dziewczynka, Gianna Emanuella.

       Napisać testament radości

       Mąż świętej wspomina: Ciągle jeszcze widzę Giannę, kiedy to rankiem w niedzielę Zmartwychwstania w 1962 roku [leży] na oddziale położniczym w szpitalu w Monza i z taką trudnością bierze w ramiona podane dziecko. Potem je całuje. Patrzy na nie ze smutkiem i cierpieniem. I to jest dla mnie znak, że ma świadomość, iż będzie je musiała osierocić. Od tego dnia bóle już nie ustawały. Wzywała swą matkę, aby była blisko i ażeby jej pomogła, bo już nie podoła; tak bardzo była cierpiąca. Wydawało się, że jest to jakby powolna, dramatyczna ofiara, która towarzyszyła również Chrystusowi wiszącemu na krzyżu. Bóle nasiliły się jeszcze bardziej w poniedziałek. Starałem się nieustannie przebywać blisko niej. W nocy z wtorku na środę w Oktawie Zmartwychwstania przeżyła bardzo ciężką zapaść. W środę rano poprosiła mnie, abym się zbliżył i wówczas powiedziała mi: "Piotrze, ja już tam byłam i czy ty wiesz, co widziałam? Pewnego dnia opowiem ci o tym. Ale ponieważ byliśmy zbyt szczęśliwi, żyliśmy zbyt dobrze z naszymi cudownymi dziećmi, pełni zdrowia i łaski, ze wszystkimi błogosławieństwami nieba, zostałam odesłana tu ponownie, aby jeszcze pocierpieć, ponieważ nie jest słusznym stanąć przed Panem Jezusem bez wielu cierpień". Taka była ostatnia rozmowa z moją żoną. Dla mnie to właśnie był testament radości i cierpienia, oddania i ufności w Bogu.

       Nie uświadamiałem sobie, że miałem obok siebie świętą - wyznaje ze wzruszeniem 92-letni dziś Piotr Molla. A czy Franciszek Gajowniczek przypuszczał, że stoi w jednym szeregu ze świętym ojcem Maksymilianem Kolbe? Świętość to przecież normalność. Normalność ewangeliczna.

Ks. Piotr Gąsior     

 

 

 

Artykułu zamieszczony w Tygodniku Rodzin Katolickich "Źródło" w numerze 35 (452) , z dnia 27 VIII 2000 roku.


  • Inne artykuły

    Powrót do Strony Głównej