Artykuły na temat Świętej Gianny

 

.

 

 

Moja przygoda ze św. Joanną

 

 

       Szanowna Redakcjo!

       Bardzo serdecznie wszystkich Was pozdrawiam. Zdecydowałam się na napisanie tego listu, gdyż bardzo chciałabym podziękować za ciągłe ukazywanie postaci cudownej żony, matki i lekarki, jaką jest św. Joanna Beretta Molla. Moja przygoda ze św. Joanną rozpoczęła się, gdy oczekiwałam na moje piąte dziecko (obecnie mam ich siedmioro) i gdy w książce Święci na każdy dzień szukałam patronki dla mojej córeczki. Żadna postać nie zafascynowała i nie ujęła mnie tak, jak postać, jeszcze wtedy błogosławionej, Joanny, którą od tamtej pory prosiłam o opiekę nad moją córeczką.
       Moje dziecię przyszło na świat 21 kwietnia 2000 r., w Wielki Piątek, w cudownej atmosferze rodzinnego domu, wprost w kochające ręce taty. Na chrzcie św. otrzymało imię – Joanna. Jak się później dowiedziałam, to właśnie 21 kwietnia 1962 r. Joanna urodziła swoje czwarte dziecko, za które oddała życie – był to dla naszej rodziny widoczny znak jej opieki nad naszą Joasią i całą rodziną. Wtedy to właśnie przyrzekłam Świętej, że nie zabraknie mnie na Placu św. Piotra w Rzymie, jeżeli dożyję jej Mszy św. kanonizacyjnej. Tak też się stało. Będąc w 32. tygodniu ciąży (8. miesiąc) z naszym siódmym dzieckiem – synkiem Stasiem, pojechaliśmy samochodem do dalekiego Rzymu. W cudowny sposób znalazły się fundusze na tak daleką podróż i w cudowny sposób zniosłam jazdę samochodem w tak zaawansowanej ciąży, gdyż nie należę już do osób najmłodszych, a przed wyjazdem oraz po powrocie miałam bardzo poważne problemy z kręgosłupem. Wszystkie dolegliwości w niewytłumaczalny sposób na czas pielgrzymki zniknęły. Nawet tam, na Placu św. Piotra, gdy tłum wiernych napierał na mnie z każdej strony, i gdy mój 14-letni syn dzielnie ochraniał całym sobą mnie i dziecko w moim łonie, kiedy zrozpaczona krzyknęłam w duchu: Joanno, ratuj! – ona była przy mnie, była rękami człowieka, który zjawił się nie wiadomo skąd i rozgarnął ludzi, aby mnie przeprowadzić bezpiecznie. Jakże byłam jej wtedy wdzięczna, jakże byłam wdzięczna człowiekowi, który jak anioł zapobiegł tragedii. Mój syn określił to jednym zdaniem: „... Mamo, to był cud...”.
       Tak oto w bardzo wielkim skrócie przebiega przyjaźń naszej rodziny ze św. Joanną. Ponieważ jestem mamą tak licznej gromadki, a wiadomo, dzieci często chorują – zawsze radzę się mojej świętej Przyjaciółki i proszę mi wierzyć, że nigdy nie zostawiła mnie samej. Czasami w cudowny sposób pomaga mi we właściwym ich leczeniu, co potwierdzają później diagnozy lekarskie. Opatrzność Boża wprowadziła w nasz dom tę postać wspaniałej żony, matki i lekarki.
       Dziękuję z całego serca Ojcu Świętemu za jej kanonizację, a Wam, Droga Redakcjo, za ukazywanie drogi polskim kobietom, żonom i matkom na przykładzie tej heroicznej matki. W szczególny sposób składam podziękowania za ciągłe przybliżanie postaci św. Joanny ks. Piotrowi Gąsiorowi i p. Krystynie Zając, którą miałam przyjemność poznać w Kaliszu podczas przyjmowania relikwii św. Joanny. Marzę i proszę Boga o to, aby również w Szczecinie, moim rodzinnym mieście, znalazła się parafia, która z radością przyjmie relikwie tej świętej Kobiety.

Wioletta ze Szczecina     

Szczecin, 29 grudnia 2004 r.     

 

Świadectwo zamieszczone w Tygodniku Katolickim "Niedziela", w numerze 4, z dnia 23 stycznia 2005 r.

 

 


  • Inne artykuły

    Powrót do Strony Głównej