. |
Warszawska parafia pw. bł. Władysława z Gielniowa otrzymała relikwie św. Joanny Beretty Molli. Przywiózł je do Polski syn świętej żony i matki, Piotr Ludwik Molla, który podczas uroczystej Mszy Świętej przekazał je na ręce Prymasa Polski księdza kardynała Józefa Glempa. |
- 11 lutego roku Pańskiego 2005 o godz. 19.00 bije największy dzwon Warszawy - Władysław - oznajmiając bardzo radosną wiadomość. (...) Tego dnia ksiądz Prymas zadecydował, aby do tej świątyni wprowadzono relikwie św. Joanny Molli, patronki małżeństw i lekarzy, patronki wszystkich tych, którzy kochają w życiu to, co najpiękniejsze. Bardzo się cieszę, że przez posługę Jego Eminencji Kościół warszawski zostanie ubogacony pięknym wzorem życia i świętości - powiedział, witając wszystkich zgromadzonych ks. Jacek Kobuz, proboszcz parafii pw. bł. Władysława z Gielniowa na warszawskim Ursynowie.
Na uroczystą Mszę Świętą, której przewodniczył ks. kard. Józef Glemp, a koncelebrowali ks. bp Marian Duś, ks. bp Piotr Jarecki i ks. bp Tadeusz Pikus, przybyli tłumnie warszawiacy oraz władze dzielnicy Ursynów, ambasador Włoch w Polsce Giancarlo Leo i przedstawiciele środowiska medycznego wraz z prezesem Naczelnej Izby Lekarskiej Konstantym Radziwiłłem.
Eucharystia była sprawowana w intencji wszystkich chorych archidiecezji warszawskiej. Homilię wygłosił ks. Władysław Duda, dyrektor Warszawskiego Hospicjum Diecezjalnego. W kazaniu zwrócił on szczególną uwagę na potrzeby człowieka chorego. Jako wzór właściwego zachowania i dostrzegania potrzeb drugiego podał postawę Chrystusa i Maryi na weselu w Kanie Galilejskiej oraz miłosiernego Samarytanina. Ksiądz Duda podkreślił, że człowiek cierpiący najbardziej potrzebuje obecności drugiego człowieka, jego zainteresowania. Problem ten jest bardzo istotny w naszych czasach, a dotyczy szczególnie pracowników służby zdrowia. - Wykonujcie to, do czego jesteście przeznaczeni, rzetelnie. W oparciu o takie środki, jakie macie. Pan to przemieni. Takie mamy czasy. Ja wiem, że brak pieniędzy na służbę zdrowia. Powiem mocne słowo: jest skandalicznie! (...) Ale nie ma innego wyjścia, my musimy w pochyleniu się nad chorym słyszeć głos Matki Bożej i Jej Syna - Chrystusa Pana - powiedział ks. Duda.
Obecny na uroczystościach Piotr Ludwik Molla, syn świętej, w swoim świadectwie, które wygłosił pod koniec Liturgii, powiedział, że Joanna była osobą bardzo pogodną. Szukała radości, ale to nigdy nie oddalało jej od Boga. Wiedziała, że miłość wymaga ofiary i że ten, kto chce kochać, musi też cierpieć. Dlatego nie wahała się oddać swego życia, by mogło się narodzić jej dziecko. Podkreślił jednak, że jego matka została świętą nie ze względu na to, jak zmarła, ale ze względu na to, jak żyła.
Aleksandra Gąsowska
Uczyła nas szacunku do człowieka
Czy będąc młodym chłopcem, zdawał Pan sobie sprawę z tego, że Pańska mama była osobą wyjątkową? Czy przeczuwał Pan, że Kościół ogłosi ją błogosławioną i świętą?
- Gest, na jaki zdobyła się mama, kiedy byliśmy dziećmi, był gestem cierpienia, wówczas straciliśmy mamę. Ale z każdym rokiem gest ten nabierał nowego wyrazu. Z czasem coraz bardziej docenialiśmy to, co zrobiła. Zaczęliśmy rozumieć, że jej ofiara była heroiczna, cudowna, że był to gest osoby świętej.
Jak świętość mamy wpłynęła na Pańskie życie?
- Tym, co najbardziej pamiętam, był sposób, w jaki nas mama wychowywała. Było to wychowanie do miłości i szacunku. Próbowała też włączać nas w swoje prace. Kiedy jeździła do swoich chorych, zabierała nas ze sobą. Wszystko to razem, całe jej wychowanie było najpiękniejszym gestem i najpiękniejszym wydarzeniem, które później owocowało w życiu moim i mojego rodzeństwa.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Opublikowano w "Naszym Dzienniku", w numerze 39 (2144), z dnia 16 lutego 2005 r.