. |
1 lipca 2012 r. mija 100. rocznica urodzin Piotra Molli – męża św. Gianny Beretty Molli. Swój tekst rozpoczynam słowami uratowanej córki Gianny Emanueli, dla której był on „Złotym Tatusiem”
Piotr Molla urodził się 1 lipca 1912 r. w ubogiej rodzinie w Mesero. Był najstarszym z pięciorga rodzeństwa. Najmłodsza siostra Teresina zmarła w wieku 26 lat. To przy jej łóżku spotkał dr Giannę Berettę. Tak wspominał to spotkanie: „Wiedziałem, że moja siostra nie ma szans na przeżycie, ale ta młoda lekarka w taki sposób podawała kroplówkę, że miałem wrażenie, iż dzięki temu przeżyje”.
Spotkanie z Piotrem Mollą
Miałam to szczęście, że w 1995 r. poznałam pana Piotra Mollę. Piękna przyjaźń przetrwała do śmierci, która nastąpiła w 2010 r. Czuję jego obecność, jestem przekonana, że pomaga mi i wspiera mnie. Był człowiekiem bardzo delikatnym, a zarazem pełnym wdzięku. Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, oprowadził mnie sam po wszystkich miejscach, które były związane z jego świętą żoną. Dokładność, z jaką opowiadał mi o ich życiu, była wręcz fotograficzna. Miałam także możliwość obserwowania jego kontaktów z dziećmi. Był naprawdę cudownym ojcem. Oczywiście, oczkiem w głowie była Gianna Emanuela. Kiedy poważnie chorował, nigdy nie zapomniał podziękować jej za podanie chusteczki do nosa czy za nakarmienie itp. Widziałam też, z jaką czułością całował jej ręce, by w ten sposób dać wyraz swojej wdzięczności. I ja też tego doświadczałam. Kiedy jeszcze czuł się w miarę dobrze, rozmawialiśmy wiele na różne tematy, interesował się sytuacją w Polsce, zresztą był dobrze we wszystkim zorientowany. Pamiętam dzień 2 kwietnia 2005 r. Bardzo przeżył śmierć Jana Pawła II. Podkreślał często, że to jemu zawdzięcza ten wielki dar wyniesienia na ołtarze jego Świętej Małżonki.
Człowiek głębokiej wiary
Był człowiekiem ogromnej wiary i ufności w Opatrzność Bożą. Kiedy zmarła jego ukochana żona, a w niespełna 2 lata po jej śmierci córeczka Mariolina, z wielką pokorą zwrócił się do Jezusa cierpiącego na krzyżu i to Jemu oddał całą boleść i swoje cierpienie. Warto przytoczyć modlitwę, którą sam ułożył po śmierci żony i codziennie odmawiał: Jezu, Ty, który powołałeś pomiędzy Twoimi aniołami i świętymi moją małżonkę i mamę moich dzieci, spraw, aby również dzisiaj moje dzieci wzrastały w mądrości i w łasce z Tobą, razem z Matką Najświętszą, razem z ich świętą matką, z tymi, których kochali, z wszystkimi ludźmi, tak jak Ty wzrastałeś w Twojej Świętej Rodzinie w Nazarecie. I tak jak ich święta matka troszczyła się o nich każdego dnia, troszcz się o ich zdrowie umysłu i ciała przez Twą łaskę i błogosławieństwo, i by to sprawiało, by cieszyli się dobrym zdrowiem... Również spójrz na mnie, na moje dzieci i udziel nam łaski i pewności, i niewypowiedzianego wsparcia... Gianno, pomagaj mi każdego dnia nieść mój własny krzyż. Wyproś mi łaskę, byśmy mogli stać się świętymi... Tę przepełnioną miłością wiarę dawaj każdemu z dzieci, ale także i mnie moc, ufność w Opatrzność Bożą.
Przykładny ojciec
Zawsze najbliższe prawdy są świadectwa najbliższych. Zwróciłam się do córki Laury, by tym razem ona opowiedziała o swoim ojcu Czytelnikom „Niedzieli”. Wybrała ciekawą formę. Jest to forma listu, który został zatytułowany: „Teraz mam trzech «aniołów stróżów»: poza Mamą i Marioliną jesteś Ty...”.
„Drogi Tato, jesteś tak bardzo obecny w moim sercu, tak jak zawsze, że czuję się winna, iż prawie nie odczuwam fizycznego oddalenia. I zresztą nie może tak być, bo wiele razy, od kiedy miałam 3 lata, powtarzałeś, że także «tam, z góry», Mama mnie widzi, słucha, chroni i prowadzi. Teraz mam trzech «aniołów stróżów»: poza Mamą i Marioliną jesteś Ty. Po tym, jak przez 50 lat z cierpliwością, stałością, pewnością i przykładem mnie wychowywałeś i troszczyłeś się o mnie, zawsze otaczając mnie miłością, Twoją obecnością, mądrością i dobrymi radami, jestem przekonana, że dalej będziesz to czynił siłą wiecznej miłości, która nas łączy. Bóg obdarował nas dwoma niezrównanymi darami: świętą Mamą w niebie i przykładnym Tatą na ziemi: czy jestem godna? Wiem, że muszę zrobić, co tylko możliwe, aby taką być, bo tego mnie uczyłeś, poświęcając całe Twe życie, aby pełnić wolę Pana, aby Mu zawsze dziękować, i dzielić się z bliźnimi otrzymanymi darami. Ile pięknych słów zostało do nas, dzieci, skierowanych od wielu ludzi, którzy Ciebie znali: kolejne potwierdzenie tego, że kto bezwarunkowo daje, tyleż samo otrzymuje. Nigdy nie słyszałam i nie widziałam, abyś odmówił komuś troski i pomocy, zarówno tym najbardziej prostym, jak i tym najbardziej uczonym. Z jaką pokorą borykałeś się z codziennym życiem i nigdy nie dałeś nam odczuć ciężaru swej troski.
Z jakim entuzjazmem i wytrwałą siłą woli podejmowałeś liczne sprawy, jakie życie przed Tobą stawiało. Pragnienie wiedzy i nowości, które zawsze Cię charakteryzowało, stało się dla mnie szczególnym impulsem. Twoje otwarte, ale pełne dyplomacji podejście do problemów i to Twoje ciągle powtarzane «odkładanie na potem w większości przypadków oznacza brak realizacji», Twoja niestrudzona praca, jako ojca i jako pierwszego inspiratora zebrania pamiątek po Mamie i rozpowszechnienia Jej przesłania w świecie, Twoje nieprzerwane proszenie o pomoc Pana Jezusa i Maryi w modlitwie były dla mnie najwyższym przykładem życia i działania. Zawsze, aby spełnić wolę Pana i uhonorować pamięć o Mamie, dzieliłeś się z całym światem piękną krótką ziemską historią, którą przeżyliście razem. Przy okazji procesu beatyfikacyjnego udało Ci się nawet pokonać te wielkie emocje, których w odróżnieniu od Ciebie jeszcze nie pokonałam.
Dziękuję, że zawsze kochałeś mnie wielką miłością, także wtedy, kiedy nie zgadzałeś się z moimi wyborami i moimi zachowaniami; dziękuję za Twoją cierpliwość i za to, że mi nigdy nie wypomniałeś cierpień, jakie musiałeś znieść dla mojego szczęścia. Zawsze z ogromną miłością. Twoja Laura”.
Słowa Laury ukazują nam, jaki był Piotr Molla, jak każdego dnia stawał obok swoich dzieci. Sama też doświadczyłam ciepła, życzliwości i pomocy, za które jestem mu niezmiernie wdzięczna.
Jest na dzisiejsze czasy przykładem ojca, który szanuje swoje ojcostwo i z wielką odpowiedzialnością wypełnia swoją rolę. Można powiedzieć, że słowa Ojca Świętego Jana Pawła II o odpowiedzialnym rodzicielstwie wypełniły się w jego życiu. Z wielkim bólem uszanował wybór swojej świętej żony, bo tak jak ona wiedział, że każdy człowiek ma prawo do życia, nie można go niszczyć, wymaga ochrony i szacunku. Był godny swojej świętej małżonki, jak powiedziała uratowana córka Gianna Emanuela.
Krystyna Zając
Opublikowano w Tygodniku Katolickim "Niedziela", w numerze 27/2012