. |
Dziś różnie mówi się o czasie narzeczeństwa. Niektórzy młodzi w ogóle go nie potrzebują, inni przeciągają w nieskończoność. Nieliczni przeżywają go jak rekolekcje, przygotowanie do wspólnej, dalekiej wyprawy w życie małżeńskie i rodzinne. Jaką narzeczoną była święta Joanna Beretta Molla? Znamy ją z fotografii, świadectw. Znamy jej oczy, patrzyły na nas z kolumnady Berniniego w dniu kanonizacji, 16 maja ub. r. Wiemy wiele o tym, jaką była żoną, matką. Jednak zanim poślubiła Piotra Mollę, zanim nawet go spotkała, była po prostu dziewczyną, która chciała kochać drugiego człowieka.
To Ty jesteś tym człowiekiem, jakiego pragnęłam spotkać.
„To Ty jesteś tym człowiekiem…” A więc wszystkie marzenia, wyobrażenia, tęsknoty w Tobie mają szansę się spełnić! Patrzę w twoje oczy i mam pewność, że chcę w nie patrzeć z takim samym zachwytem do końca mego życia, liczyć zmarszczki, które czas wyżłobi na twoim czole. Chciałabym być dla ciebie tym wszystkim, czego pragniesz. „Naprawdę chciałabym uczynić Cię szczęśliwym, być taka, jakiej pragniesz”. Miłość Joanny nie mówiła: Oto jestem i ciesz się z tego, jaką mnie masz, a jeśli nie jesteś zadowolony, to trudno. Miłość Joanny mówiła: Spójrz, oto jestem, zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś był szczęśliwy, aby twoje życie było udane. Ona wiedziała, że Piotr, jak każdy, marzył i myślał, jaka będzie ta kobieta, która kiedyś zostanie jego żoną. Joanna chciała to marzenie spełnić, chciała być „taka, jakiej pragnął”. Chciała ze wszystkich sił nie tylko być szczęśliwą, chciała dać szczęście.
Pokochałam Cię i pragnę oddać Ci siebie w darze, by stworzyć prawdziwie chrześcijańską rodzinę.
Nie chcę być z tobą dla zabawy, nie chcę „spróbować”, czy nam się uda. Nie chcę „pomieszkać” z tobą, zawrócić ci w głowie, a jeśli okaże się, że do siebie nie pasujemy, to spróbuję z kimś innym. „Pokochałam cię” i od tej chwili jestem za ciebie odpowiedzialna. Odpowiedzialna za to, że oswoiłam twoje myśli, marzenia i nadzieje. Za to, że obudziły się twoje pragnienia, że zacząłeś snuć plany, w których robisz miejsce również dla mnie. Kochając cię, jestem za to wszystko odpowiedzialna! „Kocham Cię, Piotrze, i stale jesteś przy mnie obecny. Już od rana, gdy jestem na Mszy świętej – podczas składania darów ofiarnych – przedstawiam Panu Bogu razem z moimi również Twoje prace, Twoje radości i Twoje zmartwienia. Potem jestem przy Tobie przez cały dzień aż do samego wieczora”. Powoli, dzień po dniu splatam moje życie z twoim. Twoją codzienność, trud, słabości, troski splatam z moimi. Powierzam je Panu Bogu jako nasze, wspólne. Siebie całą daję tobie w darze… Nie, nie na chwilę, nie na jakiś czas. Chcę złożyć ci dar z siebie samej na zawsze. Oboje możemy stworzyć dom, rodzinę, w której będzie królował Chrystus.
...dziękuję za przepiękne róże i godziny spędzone z Tobą wczoraj wieczorem.
Dobrze być obdarowywaną przez ciebie kwiatami. Dobrze chodzić na koncerty, do teatru. Dobrze to wszystko móc robić z tobą, Piotrze!
Myślę, że w przeddzień naszych zaręczyn sprawi Ci radość wyznanie, iż jesteś dla mnie najdroższą osobą, do której nieustannie zwrócone są moje myśli, uczucia i pragnienia. I nie mogę się już doczekać chwili, w której stanę się Twoja na zawsze.
Wypowiedziane przez Joannę „na zawsze” w przeddzień zaręczyn oznacza całkowity brak tymczasowości w miłości do Piotra. Absolutne zanurzenie się w tę miłość, w zabieganie o jej kształt. W zatroskanie o każdy dzień przeżyty wspólnie. „Zaręczam” ci moją miłość. „Zaręczam” ci także moją wierność, uczciwość, moją wyłączność. „Jak ci dziękować za ten cudowny pierścionek zaręczynowy? Drogi Piotrze, aby ci wyrazić moją wdzięczność ofiaruję Ci moje serce, będę Cię zawsze kochała tak, jak już Cię kocham”.
Modlę się słowami: Panie, Ty, który znasz moje uczucia i moją dobrą wolę, zaradź i pomóż mi stać się żoną i matką, jakiej Ty sam chcesz, oraz jakiej pragnie również Piotr.
Joanna była gotowa w miłości do Piotra oddać całą siebie. „Miłość jest najpiękniejszym doświadczeniem, jakim Pan Bóg obdarzył dusze ludzi” i tylko On jeden może uczyć, pomagać i prowadzić w miłości. Tylko On jeden zna ludzkie serca i wie, czego im potrzeba. Joanna ufała Bogu bez zastrzeżeń. Jego czujnemu i troskliwemu spojrzeniu powierzyła miłość do Piotra i wszystkie własne wysiłki. Najbardziej chciała stać się żoną i matką na miarę Piotrowych marzeń. Bez Chrystusa, który znał go najlepiej, Joanna nie mogła tego osiągnąć. Bez Chrystusa nie mogła „być dla niego dzielną niewiastą z Ewangelii”.
„Powołanie do życia rodzinnego nie oznacza zaręczenia się w wieku lat 14. Nie możemy wkraczać na tę drogę, jeśli się nie umie kochać. Kochać tzn. pragnąć, doskonalić samego siebie i osobę ukochaną, przezwyciężając własny egoizm, podarować siebie. Miłość musi być całkowita, pełna, kompletna, regulowana według prawa Bożego i musi trwać wiecznie aż po niebo”.
Małżeństwo budowane na Chrystusie chce dojść do nieba, chce na końcu drogi wtulić się w Jego ramiona. W tych ramionach jest kres wszystkich nadziei, wszystkich wysiłków. Małżeństwo dwojga ludzi zaczyna się od miłości, prowadzi przez miłość i tylko przy jej nieustannym wzroście jest możliwe, a powołanie do życia rodzinnego oznacza doskonalenie się w miłości. Najpierw w miłości do siebie, a potem w otwartości na drugiego człowieka, na jego odmienność, delikatność i piękno. Czas narzeczeństwa dla Joanny i Piotra był takim udoskonalaniem się w miłości: duchowej, pełnej altruistycznego oddania. Był pełen świętego oczekiwania nie tylko na moment zaślubin, zachwytu pięknem strojów ślubnych i uroczystej oprawy. Był raczej świadomą tęsknotą za wspólnym życiem małżeńskim, w którym oboje mogli obdarowywać się czułą troską i pomocą. Za życiem, w którym będą już nie dwoje, lecz jedno. „Brakuje jeszcze tylko dwadzieścia dni, a potem jestem już... Joanna Molla! Co byś na to powiedział, abyśmy w celu duchowego przygotowania i przyjęcia tego Sakramentu uczynili coś w rodzaju triduum? W dniach 21, 22 i 23 września Msza święta i Komunia święta. Madonna połączy nasze modlitwy i pragnienia. A ponieważ jedność to siła, więc Jezus nie będzie mógł nas nie wysłuchać i nie wspomóc”.
* * *
Agnieszka Bugała A gdy w sukni białej poprowadzisz mnie korytarzem długim oniemiałych drzew Welon z pajęczyny w liście wplecie wiatr śnieżny kwiat kaliny gałąź włosom da W pnia otwartym oknie świerszcz na skrzydłach dwóch wydrży z mgieł melodię wypełnionych snów I stokrotek oczy złote słońca łzy zapatrzone w niebo z wiankiem oddam ci Potem w noc pójdziemy w drzewa cień jak w tan napełnimy trwaniem codzienności dzban
Artykuł zamieszczony w "Niedzieli na Dolnym Śląsku", w numerze 20 z dnia 15 maja 2005 r.