. |
28 kwietnia 1994 r. Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował Giannę Berettę Mollę, wioską żonę i matkę, która oddała własne życie, aby mogło urodzić się jej czwarte dziecko. W niedzielę 16 maja papież ogłosi ją nową Świętą Kościoła. Kim była ta niezwykła kobieta?
Urodziła się w Magencie, niedaleko Mediolanu, w 1922 r. jako dwunaste z trzynaściorga dzieci Alberta i Marii. Dom, w którym wzrastała, dał jej prawdziwie doświadczyć miłości Boga i miłości człowieka. Codzienna Msza Święta z matką, wspólny różaniec wyznaczały kierunek rozwoju jej serca. Było to serce Bogu oddane i Jemu chcące służyć. W 1942 r. Gianna rozpoczęła studia medyczne. W tym samym roku - w odstępie zaledwie czterech miesięcy - straciła matkę i ojca. Był to trudny czas dla niej i rodzeństwa, ale żywa wiara i zaufanie Bogu nie pozwoliły na pogrążenie się w rozpaczy. W czasie studiów podjęła intensywną pracę w szeregach Akcji Katolickiej. Do dziś zachowały się jej notatki z tego okresu, z których uderza ogromna dojrzałość wiary i odpowiedzialność za każde słowo wypowiadane w katechezach dla dziewcząt.
Przez cały ten okres życia Gianna nosiła w sobie pragnienie zostania misjonarką. Dwóch braci i siostra wybrali drogę zakonnego powołania i szczerym zamiarem błogosławionej było do nich dołączyć, ale stan zdrowia jej na to nie pozwalał. W 1951 r. po raz pierwszy zobaczyła inżyniera Piotra Mollę. Było to przypadkowe spotkanie, ale w 1954 r. spotkali się znowu. Od tego czasu byli już nie rozłączni. Żyjąc w ogromnym zachwycie sobą, w zauroczeniu, ale i w przyjaźni snuli plany założenia rodziny otwartej na Boga i Jemu uległej.
Na dziesięć dni przed ślubem Gianna pisała do Piotra: "Chciałabym, aby nasza nowa rodzina mogła się stać jakby wieczernikiem zjednoczonym wokół Jezusa." To zażyłość z Bogiem dyktowała jej sercu takie pragnienie. Chciała w rodzinie i przez rodzinę doświadczyć pełni obcowania z Bogiem. Chciała w małżeństwie zakosztować tajemnicy udziału Boga w jednoczeniu się dwóch ludzi. Wiedziała, że bez Niego żadnej jedności nie zbudują. 24 września 1955 r. Gianna i Piotr zostali małżeństwem - pogodnym, szczęśliwym i wiodącym zwyczajne życie. Oboje zapracowani, oboje rzetelni i uczciwi. Bardzo lubili razem spędzać czas, chodzili po górach, jeździli na nartach. Chętnie wybierali się na koncerty i teatralne przedstawienia. Gianna uwielbiała modę, przeglądała nowe żurnale. Była podobno niezwykle elegancką i zadbaną kobietą. Prowadziła samochód, a to w tamtych czasach nie było wśród kobiet bardzo powszechne.
Oboje małżonkowie bardzo pragnęli mieć dużą gromadkę dzieci. Rok po ślubie, w 1956 r. urodził się Pierluigi. W 1957 r. przyszła na świat Maria Zita. Dwa lata później urodziła się Laura - wymodlona przez Giannę siostrzyczka dla małej Marii. W 1962 r. miało urodzić się kolejne dziecko. I choć każda z poprzednich ciąż nie była w swym przebiegu najłatwiejsza, Gianna była przyzwyczajona do pewnych trudności, to jednak teraz sytuacja okazała się być niezwykle groźną. Na macicy utworzył się pewien rodzaj włókniaka, który zagrażał rozwijającemu się dziecku i życiu matki. Gianna wiedziała, zwłaszcza jako lekarz, że stan jest poważny, że jej życiu zagraża niebezpieczeństwo, ale od pierwszych chwil tych trudności stanowczo domagała się ratowania życia dziecka za wszelką cenę. Nie pozwalała na żadne kompromisy. Był to trudny czas dla niej, dla męża i całej rodziny. I choć operacja usunięcia włókniaka powiodła się, dziecko mogło rosnąć, to jednak stan zdrowia matki nie pozostawiał cienia wątpliwości: nad Gianną wisiał pewnego rodzaju wyrok. Przez cały ten trudny czas gorąco się modlono, aby Pan Bóg zechciał ocalić zarówno matkę, jak i dziecko, ale w ogromie swej miłości Pan Bóg zdecydował inaczej. 20 kwietnia 1962 r. w Wielki Piątek Gianna przyjechała do szpitala. Nazajutrz rano urodziła zdrową, piękną córeczkę, ale sama rozpoczęła agonię. Nie było ratunku. Pomimo ogromnych starań lekarzy, pomimo bólu i morza łez najbliższych, zwłaszcza ukochanego Piotra, 28 kwietnia zmarła. Miała zaledwie 40 lat. Tylko siedem lat była żoną. Pozostawiła męża i czworo małych dzieci.
Mąż, rodzina, przyjaciele, ale też pacjenci, którym służyła, zapamiętali Ją jako niezwykłej delikatności i dobroci kobietę. Pełną wewnętrznego spokoju i piękna, serdeczności i ciepła. To żona i matka, którą Pan Bóg uzdolnił do oddania własnego życia za życie dziecka i tym samym włączył Ją w tajemnicę paschalną Chrystusa.
Kanonizacja Gianny właśnie w maju, który jest szczególnym miesiącem dla wszystkich mam, to prezent, ale i zachęta, wskazanie, by korzystać z jej modlitewnego orędownictwa. Wszystkie mamy będące w stanie błogosławionym, te, które wciąż czekają na poczęcie dziecka i te, które walczą o jego życie, mogą z ogromną ufnością powierzać swoje troski błogosławionej. Ja sama mam do niej szczególne nabożeństwo i pewność, że dzięki jej orędownictwu żyje mój mały synek. Całą ciążę powierzyłam jej opiece, ale kiedy w szóstym miesiącu zaczęły przedwcześnie odchodzić wody płodowe, prośby o uratowanie dziecka kierowane do Gianny już nie ustawały. Chłopczyk urodził się jako ośmiomiesięczny wcześniak. Trzy pierwsze tygodnie życia spędził w inkubatorze walcząc z zapaleniem płuc. Urodził się w Niedzielę Wielkanocną 20 kwietnia, a więc w dniu, w którym bł. Gianna przyjechała do szpitala, by oddać swoje życie. Dziś mały Krzyś ma już rok, a ja jestem jego szczęśliwą mamą. Patrzę na niego i myślę o Gianne...
Agnieszka Bugała
Artykuł, którył ukazał się w "Królowej Pokoju", w numerze 4 (80), w maju 2004
skopiowano ze strony: http://www.wspolnota.rodzin.omi.org.pl/patroni/02joanna/05_joanna.htm