. |
Trzydziestoczteroletnia Brazylijka Elisabete Comparini Arcolino, która urodziła już trójkę dzieci, w połowie listopada 1999 roku nagle zorientowała się, że ponownie jest w ciąży. Jednocześnie, jak później sama opowiadała, z powodu niewielkich krwawych upławów „moje serce już przeczuwało, że to będzie trudna ciąża". Potwierdziło to badanie USG, wykonane 30 listopada, które uwidoczniło - jak zaświadczyła ginekolog Nadia Bicego Vieitez de Almeida - „około 0,8-centymetrowy worek owodniowy i skrzep w tylnej części łożyska, o średnicy 2,3 cm. Była to początkowa faza ciąży z małym prawdopodobieństwem rozwoju".
9 grudnia kolejne USG wykazało prawidłowy rozwój zarodka, który mierzył już centymetr, ale również obecność trzykrotnie większego skrzepu, który osiągnął rozmiary 5,2 na 3,5 cm. Następne badanie z 19 grudnia potwierdziło znaczne odklejenie się łożyska w okolicy dna macicy: chociaż wyczuwalne było bicie serca dziecka, rokowania były złe. Doktor Bicego dobrze znała panią Comparini, którą prowadziła już przy poprzednich ciążach, dlatego otwarcie przedstawiła sytuację: „Po tym, jak wystąpiło obfite krwawienie, moja lekarka zdiagnozowała, że bardzo trudno będzie utrzymać ciążę - prawdopodobnie nastąpi naturalne poronienie i nawet nie będzie potrzebne łyżeczkowanie".
Wbrew oczekiwaniom ciąża utrzymywała się, a serduszko maleństwa ciągle biło. Jednak 11 lutego 2000 roku dramatyczne zdarzenie wydawało się położyć kres wszystkiemu: kiedy Elisabete była w szkole, w której uczyła, w miejscowości Franca, w brazylijskim stanie San Paolo, zorientowała się, że ma mokre spodnie. Natychmiast udała się do szpitala San Gioacchino, w towarzystwie koleżanki, Marizy De Almeida Taveira.
Bezzwłocznie przeprowadzone badanie USG uwidoczniło pęknięcie błon płodowych i pozwoliło stwierdzić, co następuje: „16 tydzień ciąży, płód żywy, zupełny brak płynu owodniowego". Wszystko wskazywało na to, że nie ma wyjścia. Według doktor Bicego „w takim wypadku wskazane jest przerwanie ciąży, z powodu ryzyka zakażenia matki".
Uściślił to doktor Nilton Keiso Maeda, radiolog, który wykonał badanie diagnozujące: „Stwierdziłem, że w worku owodniowym nie było płynu. Wody płodowe są całym światem płodu i zapewniają mu ochronę. Bez tego płynu dziecko jest narażone na kontakt ze środowiskiem zewnętrznym, przez co może łatwo złapać infekcję, tak samo zresztą, jak matka. Płyn ten chroni również przez naciskiem macicy na płód". Pomimo tygodniowego pobytu w szpitalu, w czasie którego Elisabete została poddana hiperhydratacji - dostawała cztery litry kroplówek dziennie - 15 lutego ten sam radiolog przeprowadziwszy nowe badanie, stwierdził, że ilość płynu ciągle była „bardzo niewielka", niewystarczająca, by donosić ciążę.
W tym momencie szansę maleństwa na przeżycie były równe zeru, co potwierdza zupełny brak literatury opisującej podobne przypadki kliniczne, które zakończyłyby się pomyślnie. Dwa programy badawcze, jeden przeprowadzony na wydziale medycznym uniwersytetu w San Paolo, w Brazylii (przez doktora Antonio Alberto Nogueira), a drugi w San Francisco w Stanach Zjednoczonych (przez doktor Carol A. Major), na ciężarnych, u których wystąpiło pęknięcie błon płodowych między 22 a 26 tygodniem - czyli w okresie dużo bardziej zaawansowanym od rozważanego tu przypadku - wykazały, że wszystkie płody zostały wydalone w ciągu 60 dni, z powodu obkurczenia się macicy. Natomiast w przypadku płodów 16-tygodniowych wydalenie następuje zazwyczaj w przeciągu kilku dni. Tymczasem mała Gianna Maria Arcolino Comparini wytrwała ponad 110 dni.
Elisabeta tak wspominała te dramatyczne dni, kiedy próby przywrócenia utraconej ilości płynów nie powiodły się i zbliżała się chwila podjęcia nieodwracalnych decyzji: „Po 72 godzinach wody nie odnowiły się i lekarka powiadomiła mnie o konieczności przerwania ciąży, z powodu ryzyka utraty życia. Nawet jeśli inni lekarze byli tego samego zdania, moje serce nie dopuszczało możliwości usunięcia ciąży. Lekarka weszła do pokoju i czekała na odpowiedź. Udręczona, poprosiłam mojego męża Carlosa Cesara, żeby przyprowadził mi księdza".
Doktor Bicego oświadczyła, że wróci za kwadrans, aby usłyszeć decyzję, a na razie wytłumaczyła tylko, jakie dokumenty trzeba podpisać, by zgodzić się na aborcję. Carlos Cesar od razu zadzwonił na telefon komórkowy do ojca Ovidio Jose Alves de Andrade, proboszcza San Sebastiano, prosząc go o natychmiastowe przybycie do szpitala. W tym momencie przybył biskup diecezjalny z Franca, ekscelencja Diogenes Silva Matthes, odwiedzający innego chorego w szpitalu San Gioacchino.
Przyjaciółka Elisabete, pani Isabel, była przy niej, kiedy doktor Bicego mówiła o aborcji, i postanowiła niezwłocznie udać się do kaplicy, by prosić Matkę Najświętszą o światło w podjęciu tej trudnej decyzji. Kiedy skończyła się modlić i otworzyła oczy, zobaczyła przechodzącego biskupa Diogenesa. Podeszła do niego i opowiedziała mu o zaistniałej sytuacji.
Tak się złożyło, że to właśnie on błogosławił związek małżeński Elisabety i Carlosa Cesara, w parafii San Sebastiano, gdzie panna młoda udzielała się jako katechetka - „to był ślub, który bardzo mnie poruszył, gdyż małżonkowie wypowiedzieli formułę oddania swojego życia małżeńskiego na służbę Kościołowi". Wspominając ten akt, Elisabete podkreśliła: „Wydaje mi się, że nie rozumiejąc głębi tego aktu, podpisaliśmy Jezusowi czek in blanco".
Tego trudnego dnia, 15 lutego, biskup nieoczekiwanie zajrzał do pokoju, w którym leżała Elisabete. Wspomina ona: „Było to dla mnie bardzo silne wzruszenie. Podczas gdy ja płakałam, Carlos Cesar opowiedział o tym, że chciano usunąć płód. Jego ekscelencja pomodlił się ze mną i powiedział mi: "Betinha, będziemy się modlić, Bóg nam pomoże". Potem zaproponował, żeby lekarka jeszcze trochę poczekała, i gdy my modliliśmy się, poszedł".
Biskup szybko pożegnał małżonków i udał się do domu. Tymczasem przybył ojciec Ovidio, który długo rozmawiał z ciężarną. Kiedy udzielał jej sakramentu namaszczenia chorych, biskup Diogenes przyszedł ponownie, przynosząc Elisabecie biografię błogosławionej Gianny Beretty Molli i kierując do niej słowa po ludzku nie do pojęcia: „Uczyń tak, jak błogosławiona Gianna, i jeśli to będzie konieczne, oddaj swoje życie za dziecko. Kiedy modliłem się w domu, powiedziałem do błogosławionej na modlitwie: "Nadarza się okazja, żebyś mogła być kanonizowana. Wyproś u Pana łaskę cudu i ocal życie tego stworzenia"". Jedyne, co Elisabete zapamiętała, to jak odpowiedziała, że jeżeli urodzi się dziewczynka, otrzyma imię Gianna.
Gianna Beretta Molla była lekarką. Urodziła się w Magencie, w Lombardii, w 1922 roku, a zmarła w wieku czterdziestu lat w 1962, ponieważ chciała za wszelką cenę urodzić czwartą córeczkę, pomimo świadomości zagrożenia, jakie stwarzał włókniak macicy wykryty w drugim miesiącu ciąży, który spowodował posocznicę i zapalenie otrzewnej w wyniku porodu. Wcześniej oświadczyła mężowi i lekarzowi: „Jeśli będziecie musieli wybierać pomiędzy mną a dzieckiem, wymagam, abyście bez wahania wybrali dziecko. Ratujcie dziecko".
Miała specjalizację z pediatrii. W swoim gabinecie przyjmowała za darmo matki, które nie mogły zapłacić; w parafii opiekowała się dziewczynkami z Akcji Katolickiej. Dzięki temu, czego sama doświadczyła, i przez łaski, jakie w różnych krajach świata przypisuje się jej wstawiennictwu, jest uważana za „świętą od macierzyństwa". Cud uznany do beatyfikacji również dotyczył kobiety z ciężkimi powikłaniami po cięciu cesarskim.
Elisabete po raz pierwszy usłyszała o niej przy okazji swojej trzeciej ciąży, kiedy po dwóch porodach przez cięcie cesarskie pragnęła urodzić naturalnie. Biskup Diogenes dał jej obrazek błogosławionej Gianny, pod której opiekę zawierzył duszpasterstwo rodzin w diecezji Franca, i opowiedział o niej. To opowiadanie zaniepokoiło Elisabete, która obawiała się, że również ona umrze przy porodzie. Mimo to nie przestawała przyzywać pomocy błogosławionej i w 1997 roku przyszedł na świat jej trzeci syn - w sposób naturalny, chociaż ważył ponad pięć kilo.
Także teraz, w nowych okolicznościach, Elisabete i jej mąż ufnie przyjęli zachętę biskupa i złożyli swoją przyszłość w ręce Boga. I tak doktor Bicego została przekazana decyzja kontynuowania ciąży, dopóki serduszko dziecka będzie biło. Różni koledzy, opowiadała ginekolog, mówili, że to szaleństwo z jej strony: popierać takie postępowanie i pozwalać na kontynuowanie ciąży, której los jest przesądzony. „Ja jednak, nie wiem, czy z intuicji, czy z braku odwagi, czy też zafascynowana bezgraniczną wiarą Elisabety, zdecydowałam, że poczekamy". Później Elisabete opowiadała, że dla niej „największym cudem była przemiana serca lekarki. Była nieugięta w swojej decyzji wykonania aborcji, jednak któregoś dnia powiedziała mi: «Twoja wiara dała mi wiele do myślenia. Ja także wierzę, dlatego poczekamy na śmierć dziecka»".
Po wypisaniu ze szpitala ciężarna przeniosła się do domu ciotki Carlosa Cesara, pani Janete Arcolino, która jako pielęgniarka mogła odpowiednio się nią zająć. Doktor Bicego pożyczyła jej specjalne urządzenie, żeby mogła stale monitorować pracę serca dziecka, oraz zaleciła jej kontrolę temperatury ciała i ciśnienia tętniczego co sześć godzin. Okresowo otrzymywała kroplówki, a w końcu ciąży przyjmowała preparaty kortyzonowe dla uniknięcia przedwczesnego dojrzewania płuc u dziecka.
W międzyczasie ojciec Ovidio opowiedział wiernym o wydarzeniu i cała wspólnota podjęła modlitwę do błogosławionej Beretty Molli, prosząc natarczywie o cud. Parafia św. Sebastiana jest bardzo zaangażowana w duszpasterstwo na rzecz obrony życia i w każdą ostatnią niedzielę miesiąca jest tam sprawowana specjalna Msza Święta w intencji matek oczekujących potomstwa, połączona z okolicznościowym błogosławieństwem. Przyjaciółki, Glaice i Cidinha, w spisanych wspomnieniach wyznały: „Myślałyśmy że przed Bogiem dużo większą moc ma prośba biskupa niż wiernego świeckiego! Dlatego, dla pewności, modliłyśmy się po wielokroć". W modlitwę włączyły się karmelitanki z Franca, wciągając w nią także inne klasztory w Brazylii.
Dla Elisabety, mimo stałości w wierze, nie był to czas łatwy: „W moim sercu były dwa sprzeczne uczucia. Z jednej strony miałam pewność, opartą na całym moim doświadczeniu Boga, począwszy od lat dziecięcych aż do teraz, że mnie nie opuści. Z drugiej strony w niektórych momentach bałam się śmierci i myślałam o pozostałej trójce moich dzieci. Wielu sądzi, że z mojej strony był to krok nieodpowiedzialny, jednak tym, co przeważyło, była jakaś ogromna wewnętrzna siła, którą dodatkowo wzmacniało przeczucie, że wszystko skończy się dobrze i że ani ja nie umrę, ani dziecko".
Doktor Bicego śledziła na bieżąco sytuację i mogła stwierdzić, że pomimo odpoczynku i ciągłej hiperhydracji, nigdy nie nastąpiło trwałe nagromadzenie się płynu: „Kiedy wydawało się: «O, teraz przestałaś tracić», wystarczyło, że wstała, by pójść do łazienki, i z powrotem traciła wszystko". W 32. tygodniu, kiedy waga dziewczynki osiągnęła 1,8 kg, zapadła decyzja o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia, które wykonano 31 maja 2000 roku. Noworodek był w dobrej formie, z 9 punktami w skali Apgar, począwszy od pierwszej minuty. Doktor Walterlice A. O. Facuri, która była na sali porodowej, opowiadała później Elisabecie: „Dziewczynka płakała, a z nią wszyscy, którzy tam byli!". Jedyną wadą była szpotawość lewej stopy, powstała prawdopodobnie w wyniku nacisku wywieranego przez macicę.
Po porodzie, niepokojący okazał się natomiast stan Elisabety. Łożysko, wyjaśniła ginekolog, „wykazywało patologię zwaną "łożyskiem przyrośniętym" - poprzez obecną na macicy bliznę wrosło ono w śluzówkę macicy. Rana powstała rana przy odklejaniu się łożyska spowodowała duży krwotok, a u pacjentki wystąpiła niewydolność płuc, w wyniku której przez trzy dni niezbędne było zastosowanie intensywnej terapii". Kiedy u rodzącej występuje silny krwotok, ciągnęła doktor Bicego, „zazwyczaj później nie miesiączkuje, przechodząc rodzaj menopauzy, nie może też karmić. Kiedy więc Elisabete powiedziała mi, że ma miesiączki, pomyślałam: «Nawet i to!»".
Dziewczynka została wypisana 17 czerwca 2000 roku, kiedy osiągnęła wagę 1,96 kg. Czyli ostatecznie wszystko zakończyło się pomyślnie, włącznie ze szpotawą stopą, która po roku została zoperowana i po kolejnym miesiącu w gipsie skorygowana.
Z tych dramatycznych dni zostały notatki wiernie kreślone przez Elisabete przez cały okres ciąży. Na początku, pod uwstecznioną datą 1 listopada 1999 roku, czytamy: „Święto Wszystkich Świętych. Ten dzień uważam z pewnością za dzień poczęcia. Czy jest to zwykły przypadek, że Bóg pozwolił, iż właśnie tego dnia poczęło się we mnie jedno z jego stworzeń? Nie. Wierzę, że misja, jaką Bóg przewidział dla Gianny Marii ma związek z tą wielką kobietą, błogosławioną Gianną Berettą Molla, która przez nas już jest uważana za świętą". A ostatniego dnia dziennika: „31 maja 2000 - narodziny Gianny Marii. Triumf życia".
W lipcu 2001 roku pediatra Maria Engracia Ribeiro poddała małą dokładnym badaniom: „Przeprowadziłam różne testy: widzi doskonale, słyszy bardzo dobrze, jest dzieckiem nadzwyczaj zdrowym, bardzo inteligentnym, żywym. Ma silną osobowość, gdyż zazwyczaj dzieci nie lubią lekarzy i protestują przy badaniu, a ona reagowała na różne moje polecenia, ale kiedy nie chciała, nie było rady". Kolejna kontrola, przeprowadzona przez pediatrę Facuri 17 stycznia 2002 roku, potwierdziła, że u Gianny Marii „rozwój neurologiczno-psychiczno-motoryczny jest prawidłowy, nie występują opóźnienia ani rozwojowe, ani funkcjonalne części ciała. Zdjęto już gips, który nosiła po chirurgicznej korekcji stopy szpotawej wrodzonej. Nie ma chorób zakaźnych. Nie stwierdza się nieprawidłowości oddechowych. Nie występują komplikacje układu słuchowego ani moczowego. Cerę ma zdrową i jest ruchliwa. Podsumowując: cieszy się dziś doskonałym jak na swój wiek stanem zdrowia".
Wnioski końcowe o wydarzeniu zostały sformułowane i jednogłośnie przyjęte przez Konsultę Medyczną Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, na posiedzeniu 10 kwietnia 2003 roku: „Diagnoza: przedwczesne pęknięcie błon płodowych, w 16-tym tygodniu, u kobiety w czwartej ciąży, z całkowitą utratą wód płodowych. Rokowanie: bardzo złe zarówno dla matki, jak i płodu, ze względu na możliwe poważne komplikacje. Leczenie: nieodpowiednie. Powrót do zdrowia: szybki, całkowity, trwały. Pomyślny przebieg ciąży od 16-ego tygodnia jest niewytłumaczalny".
Dekret o cudzie został ogłoszony w obecności papieża Jana Pawła II, 20 grudnia 2003 roku, a kanonizacja
Gianny Beretty Molla - której beatyfikacja odbyła się 24 kwietnia 1994 roku - miała miejsce 16 maja 2004 roku.Saverio Gaeta
Artykuł zamieszczony w książce "Boża pieczęć. CUDA", autorstwa Saverio Gaety,
wydanej przez Wydawnictwo Księży Marianów MIC, Warszawa 2006, str. 118-126